Opinie klientów o Turcja - Fascynująco różnobarwna

5.4 /6
11 
opinii
Intensywność programu
4.7
Pilot
5.2
Program wycieczki
5.5
Transport
4.8
Wyżywienie
5.5
Zakwaterowanie
5.0
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

6.0/6

Ewa Gdańsk 07.04.2014

Turcja fascynująco -różnobarwna 28.08- 11.09.2013

O zmierzchu wylądowaliśmy w Antalii, sprawnie zajęliśmy miejsca w oczekującym nas autokarze. Kierowca długo kluczył po przedmieściach miasta, rozpytywał o drogę. Wreszcie…zmęczeni, z nadzieją odświeżenia i wypoczynku znaleźliśmy się w małym, dusznym, pozbawionym wentylacji pokoiku. Myślę , że o udręce dusznej, bezsennej nocy napisali już inni bardziej biegli w słowotwórstwie, więc spuszczę zasłonę miłosierdzia. Pierwszy dzień zapowiadał się zatem niezbyt ciekawie. Dzięki przyjętej przez panią Beatę zasadzie kolejności zajmowania miejsc w autokarze, sprawnie i bezkonfliktowo ruszyliśmy w trasę. Przejazd do Konii, podstawowe informacje przekazywane przez panią przewodnik. Większość z nas miała za sobą bezsenną noc , byliśmy znużeni i zmęczeni. Mauzoleum Mevlany i spacer po podziemnym mieście w Derinkuyu widzieliśmy po raz wtóry, więc dla nas niewielka strata. Kolejny dzień naszej eskapady to podziwianie księżycowych krajobrazów Kapadocji. Powolny spacer po dawnym greckim Sinasos , puste oczodoły po oknach, domostwa jakby zapadały się w sobie. Może z tęsknoty za dawnymi właścicielami? Dolina Soganii i maleńkie kościółki wczesnych chrześcijan w Ugrup, Kayamakli . Kościoły św Stefana,Michała Archanioła św. Karabasza z zachowanymi malowidłami z motywami winorośli. Pozostałości po wspólnym stole, przy którym spożywali swoje skromne posiłki pierwsi mnisi .Ciekawe o czym rozmawiali? A może tylko w skupieniu i ciszy słuchali? Dodatkową atrakcją stał się krótki pobyt w małym sadzie , który stał się swego rodzaju barem szybkiej obsługi, gdzie dwie utrudzone Turczynki piekły placuszki nadziewane owczym serem. Bardzo smaczne. Rankiem czwartego dnia wyruszyliśmy do dawnej stolicy wymarłego już ludu Hetytów Hatussas. To miasto założone prawdopodobnie 2000 lat p.n.e zadziwia umiejętnościami ówczesnych kamieniarzy. Brama lwów, częściowo zrekonstruowany sfinks, który chyba w dalszym ciągu strzeże dostępu na wzgórze i jego tajemnic. Ze ściętego wierzchołka wzgórza wypatruje czy znowu nie przyjdą tu ludy z morza. Po krótkim przejeździe autobusem znaleźliśmy się w skalnym wąwozie , składającym się z dwóch części ,zamkniętym murami z kamienia. Na skalnych ścianach pomimo upływu kilku tysiącleci zachowały się reliefy hurycko –hetyckich bóstw. Późnym popołudniem spacerowaliśmy już główną ulicą Amasai – miasta założonego podobno przez Amazonki. To tu urodził się Strabon grecki geograf, którego wspomnienia były jedynym źródłem wiedzy, o ludach i krajach znanych Grekom i Rzymianom za panowania Cezara Augusta. Spacer wzdłuż wartkiej rzeki, a ponad nami grobowce dawnych władców pontyjskich. Kolejny dzień zwiedzania to baśniowy monaster na górze Sumela, z powodu mżącego deszczu spowity we mgle. Dostajemy się do niego pokonując wąską ,bardzo śliską leśną dróżkę. Żałuję, że nie posłuchałam pani Beaty i nie założyłam adidasów . Nasz podziw budzą zrośnięte niejako ze skałą budowle, schody na które patrząc z dołu ma się wrażenie, że kończą się chyba w chmurach. I te piękne wysycone kolory, ogromne jakby przerażone oczy Matki Boskiej. Przykry widok sprawiają zdewastowane, pozbawione oczu i twarzy postaci na malowidłach, odłupane kawałki tynku. Dziwnie kontrastują z mistyczną atmosferą opuszczonego klasztoru kobiety w chustach na głowie w długich prochowcach i zakwefione muzułmanki z tabletem przy oku. Mniej atrakcyjne pod względem widokowym odcinki trasy pani Beata stara się urozmaicić przekazując nam jak najwięcej informacji dotyczących zarówno historii ,jak i współczesnych problemów Turcji. Urzekła nas lekturą opowiadania Erica Emmanuela Schmitta „ Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”. Wspaniała dykcja. To już szósty dzień naszej podróży, droga jest mało atrakcyjna jesteśmy zdziwieni faktem ,że na każdym większym postoju, gdzie możemy kupić coś dopicia, jedzenia, skorzystać z toalety odbywa się rutynowe mycie autokaru. Na pewno jest to szansa na zatrudnienie w najbiedniejszym rejonie tego kraju. Doskonale przygotowane do obsługi ogromnej ilości turystów są przydrożne restauracje ze sklepem , w którym zaopatrzyć się można w lokalne przysmaki, pamiątki, a nawet kapelusze chroniące przed słońcem i zawsze czystą toaletą. W drodze usiłujemy nauczyć się piosenki o zielonych żabkach, którą śpiewają tureckie przedszkolaki ale pani Beacie niestety nie udaje się osiągnąć sukcesu .Późnym popołudniem stajemy pod murami Hani - pierwszej stolicy Ormian. Ich wysokość oceniono na 13 – 17m. Wszyscy zaczynamy ściszać głosy, jesteśmy przytłoczeni widokiem okaleczonych przez trzęsienie ziemi, czas i ludzi ruin kilku kościołów. Wolno przemieszczamy się po kamienistej drodze, obowiązkowa sesja zdjęciowa na tle zrujnowanych fragmentów murów kościoła. Przez uszkodzoną kopułę kościoła prześwituje błękitne niebo. Stanowi wyraźny kontrast z brązowo czarnymi pozostałościami po malowidłach w absydzie. Piękny widok na wąwóz i przepływającą w dole rzekę Achurian i szczątki mostu. W drodze powrotnej mijamy pozostałości zoroastrianistycznej świątyni ognia. Po wczesnym śniadaniu wyjazd w kierunku Dougbayzid, przed nami około 450 km. Po drodze zatrzymujemy się w punkcie, z którego podobno najlepiej widać szczyt świętej Góry Ararat. Inaczej to sobie wyobrażałam , jestem rozczarowana. Wszyscy w pośpiechu robimy fotki i dalej w drogę. Pałac Ishaka Paszy - robi wrażenie na tym kamiennym pustkowiu. Przepiękne płaskorzeźby przy bramie wejściowej, na grobowcu. Nieopodal niewielki zaniedbany cmentarzyk i widok na piękną perspektywę. Potem przejazd do wodospadów Muradiye. Przejście po wiszącym moście i krótki odpoczynek w niewielkiej kawiarence. Na tym pełnych kamieni i piasku przestrzeniach te dwa małe wodospady niewątpliwie stanowią atrakcję. Sabri nawiązuje kontakt z pracującym tam Kurdem, krótka wymiana informacji i jak tylko można panowie przeciągają rozmowę. W drodze powrotnej wywiązuje się rozmowa o sytuacji Kurdów ich bezskutecznej walce o stworzenie własnej państwowości. Dyskusje kontynuowane są przez następne dni – wystarczy postój na trasie. Nocleg nad Jeziorem Wan. Wybieramy się na krótki spacer nad brzeg. Brudno, błotnisto i mało zachęcająco. A to tu właśnie asyryjska królowa Semiramida cierpiała z powodu nieodwzajemnianej miłości Ary pięknego. To tu panowali królowie Urartu , którzy pozostawili bezcenne inskrypcje klinowe. Szkoda, że nie wykorzystuje się faktu, a może nie jest to przypadek. Spacerujące trzy młode Kurdyjki usiłują nawiązać rozmowę po angielsku. Z opresji wybawia je mąż zaspokajając ich naturalną ciekawość. Są miłe, radosne, uśmiechnięte. Chętnie godzą się na zrobienie zdjęcia. Noc w hotelu nie należy do przyjemnych ale - „cierp ciało co ci się chciało”. Rano po śniadaniu wyruszamy na wyspę Akdamar. Czeka już na nas kilka maleńkich stateczków. Woda w jeziorze jest tak przeźroczysta, że widać kamieniste dno. Na wyspie oryginalny, niespotykany wcześniej kościół wybudowany przez architekta Manuela dla króla Gagika. Szkoda tylko, że nie kwitną migdałowce nie zobaczyliśmy słynnych kotów z Wan. Tylko dzięki temu, że zeszliśmy do prowadzącego stateczek by ” zamienić choć parę słów” udało mi się sfotografować - niestety tylko zdjęcie słynnego kota o zielonych i bursztynowych oczach. Popołudniu Midiat wizyta w przepięknej ormiańskiej willi, spacer uliczkami starego miasta. Zakupy w sklepie ormiańskiego jubilera z misternej roboty srebrną biżuterią. Wizyta w asyriackim kościółku i małej przykościelnej szkółce , w której uczy się może około 20 uczniów. Dzieci recytowały nam po aramejsku, a ich nauczyciel odmówił modlitwę „ Ojcze Nasz” w języku, którym mówił Pan Jezus. Niezapomniane przeżycie. Potem wizyta w Hasankeyf - to tu ok. 15 tys. lat temu wędrujący z Afryki do Europy ludzie wykorzystując naturalne groty postanowili się osiedlić. To nie tylko miejsce, z którego wyszły pierwsze cywilizacje, krzyżowały się kultury, przechodziły szlaki handlowe min. jedwabny. Od 1960 r. trwa „ budowa” tamy wodnej jako możliwość regulowania i kontroli dopływu wody do Syrii i Iraku. A także zatarcia kurdyjskiej historii i kultury. Niestety jedna z uczestniczek nieszczęśliwie przewróciła się doznając stłuczenia przedramienia. Pani Beata jak zwykle stanęła na wysokości zadania – szybko i sprawnie zapewniła pani Marii niezbędną pomoc lekarską w okolicznej przychodni. Piątego września jesteśmy w Urfie podziwiamy mnóstwo świętych karpii , które pływają prawie na powierzchni , piękny, zadbany park i wchodzimy wreszcie do świętej dla Muzułmanów groty, w której prawdopodobnie przyszedł na świat i żył z matką Abraham. Przed wejściem przez bramki osobne dla kobiet i mężczyzn, wyeksponowane w gablotach zapewne zabytkowe księgi Koranu i fragment pięknej niebieskiej mozaiki. Przed kompleksem z meczetem i grotą przewija się mnóstwo osób. Widoczna jest duża różnorodność narodowościowa. Z widoczną przyjemnością pozuje nam do zdjęć Kurd w swoim tradycyjnym stroju. No i wreszcie słynny bazar, my poszukujemy pasty z papryki. Towarzyszy nam grupka chętnych, którzy korzystają z możliwości porozumienia się męża, ze sprzedającymi egzotyczne dla nas przysmaki. Widać było, że nie tylko my byliśmy usatysfakcjonowani. Potem Khiata i Merdin po drodze liczne posterunki wojsk tureckich. Zatrzymujemy się na krótki postój w Merdin . Stajemy się też obiektem zainteresowania chyba ze względu na naszą egzotykę. Z pewną nieśmiałością robi nam zdjęcia z komórki młoda kobieta. Na pytanie męża, czy jest Kurdyjką okazuje się , że jest uciekinierką z rodzinnego miasta Sabriego. Rozmawiali ze sobą może 5 min. a tu niestety pani Beata nawołuje nas do powrotu. Szliśmy grupką wolno jak tylko mogliśmy. Mąż pozostał daleko w tyle ciągle rozmawiając z nieznajomą. Ale czy można sobie opowiedzieć o poniewierce i tułaczce w obcym kraju przez parę chwil? Ruszamy w drogę, by zobaczyć Tamę Ataturka. Mała kawiarenka pod palmami i pyszna kawa pozwala nam się szybko zregenerować. Późnym popołudniem długo jedziemy małymi mikrobusikami, by zatrzymać się pod górą Nemrut - najwyższym szczytem pasma Antytauru. Wieje ostry, silny wiatr, im wyżej tym zimniej. Dobrze, że wiedzieliśmy przedtem o konieczności zabrania ze sobą ciepłych kurtek. Pokonując przenikliwy wiatr wspinamy się prawdopodobnie dawną drogą procesyjną, która jest w trakcie rekonstrukcji/budowy. Im wyżej, tym piękniejsza panorama gór w kolorze sepii, wreszcie słaniając się od wiatru i drżąc z zimna weszliśmy na kurhan liczący ok. 50 m, usypany z drobnych odłamków skalnych . Na tarasie bezgłowe ok. 8m. wysokości siedzące postaci. Jesteśmy pod wrażeniem precyzji wykonania rzeźb, które powstały bądź co bądź w I w. p.n.e . Jakimi narzędziami? Jak transportowane były elementy? I co najistotniejsze ilu ludzi musiało oddać tu życie? Zziębnięci z niecierpliwością oczekujemy na zachód słońca. Wreszcie jest - widoki , które na długo pozostają pod powiekami. W drodze powrotnej mamy kolejną możliwość podziwiania panoramy gór. Z przyjemnością wracamy na nocleg. Rankiem przemierzamy kolejne kilometry , by zwiedzić muzeum w Antakii gromadzące antyczne mozaiki. Niestety z powodu trwającego tam remontu szybko przemieszczamy się po 2 salach, podziwiamy przepiękny sarkofag. Dobrze, że w muzealnym sklepiku można kupić prospekt, w którym są opisy, a co najważniejsze zdjęcia. Krótki spacer po ruchliwym centrum, a popołudniu jesteśmy już w Harbije dawnym Dafne. Spacerujemy wzdłuż wodospadów, w których sąsiedztwie jest kilka kafejek, oglądamy fajansowe talerze , kubki i małe dywaniki z podobiznami Ataturka, Che Guewary, a nawet Basara Al- Assada. Z naszego punktu widzenia zbiór tandety, ale o gustach nie dyskutuje się. Spacerując uliczkami miasteczka trudno wyobrazić sobie , że było tu kiedyś piękne letnisko, a wille upiększane mozaikami. Po śniadaniu ruszamy dalej, w planach Mersin jeden z największych portów basenu Morza Śródziemnego. Mijamy szerokie ulice, wieżowce pokryte gustownymi mozaikami. W prawie każdym z odwiedzanych przez nas miast zwraca uwagę dbałość o czystość. Sporadycznie zobaczyć można walające się plastikowe torebki, śmieci. Lokalne władze dbają o nieustanne nawadnianie skwerów i trawników. Przez cały nieomal dzień krzątają się ekipy sprzątające. Jesteśmy też pod wrażeniem zarówno liczby jak i ogromnego rozmachu z jakim budowane są ogromne tunele, drogi w miejscach, które wydają się być bardzo trudno dostępne. Zatrzymujemy się na zwiedzanie nowoczesnego meczetu w Adanie, który może pomieścić 25 tys. ludzi i naszpikowany jest podobno najnowocześniejszą elektroniką. Ja jestem pod wrażeniem lekkości konstrukcji , przestrzeni i subtelności detali. Wokół meczetu widoczna troska o zieleń, kwitnące róże. W Tarsie oglądamy słynną studnię św. Pawła, bizantyjski kościół pod jego wezwaniem – ogołocony jedyną ozdobę stanowi współczesny obraz z wyobrażeniem świętego. Przechadzamy się uliczkami starego Tarsu, podziwiając stare domy, na ich tle piękne Turczynki w ślubnych sukniach pozują do sesji zdjęciowych. opuszczając miasto mijamy jeszcze bramę , przez którą z dużym prawdopodobieństwem przejeżdżała Kleopatra. Wspólnie spędzone dni stają się okazją do czynienia obserwacji o funkcjonowaniu ludzi w grupie i Polaków za granicą. Pani Krysia z zeszycikiem pod pachą skrupulatnie notuje każde słowo pani Beaty obawiając się , że coś umknie jej uwadze. Fotografuje prawie wszystko. Podobnie pan Jerzy dokonuje ekwilibrystycznych manewrów w trakcie jazdy by wszystko uwiecznić. Są i „ gwiazdy” usiłujące za wszelką cenę skupić na sobie uwagę, nadąsane panie mające pretensje o to, że zgubiły się w mieście. Hałaśliwy, niesubordynowany pan, który nie chce rozumieć próśb ochrony w muzeum zwracających uwagę na zakaz fotografowania. Porozumiewawczo mruga bo - „Polak potrafi”. Jako grupa staramy się czynić sobie drobne uprzejmości, służyć pomocą w razie potrzeby, a nawet pożyczyć ciepłą kurtkę w drodze na górę Nemrud. Bardzo staramy się być punktualni i nie przysparzać pani Beacie niepotrzebnych kłopotów To już ostatni dzień naszej trasy pani Beata zapowiada nam odwiedzenie „nieba” i piekła” Zazielenione dwie niecki do których schodzi się coraz niżej i niżej. Schodzimy schodami, mijając po drodze oryginalnie powykrzywiany pień drzewa. Na dole pozostałości po wczesnochrześcijańskiej świątyni. W dalszej drodze mijamy z oddali zamek Kyskalezi , który pełnił rolę armeńskiej twierdzy. Po drodze mijamy plantacje bananowców, sady owocowe oczy sycą się widokiem intensywnej zieleni. Wreszcie stajemy pod murami twierdzy, której ogrom da się potwierdzić dopiero po przejściu przez bramę. Przedtem jednak oglądamy małe żółwie pływające nieopodal murów. Spacer po ogromnym placu ,z podziwem oglądamy niezwykle grube mury, w niektórych miejscach widoczne są znacznej wielkości wyrwy, przez które widać połyskujące szafirowe niebo. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej przemieszczamy się w kierunku Alanyi. Już o zachodzie słońca zwiedzamy twierdzę, podziwiamy panoramę miasta. Potem zakwaterowanie w hotelu i koniec części objazdowej. Nie chcę odnosić się do części pobytowej. Dla nas , którzy nie korzystali z tego typu wypoczynku stało się doświadczeniem, które utwierdziło nas tylko w przekonaniu, że jesteśmy zwolennikami wycieczek objazdowych. Ostatni wieczór to umówione spotkanie z naszą panią Beatą, kolejne podziękowania za wspaniałą opiekę, wiedzę, z którą zechciała się z nami dzielić i kulturę osobistą w kontaktach z nami. Kilka osób robi „ pamiątkowe zdjęcia” wymieniamy się mailami i nr telefonów z zapewnieniem o podtrzymywaniu kontaktów. O świcie pakujemy się do autokaru i zmierzamy na lotnisko. Po sprawnej odprawie, jeszcze ostatnie zakupy w strefie wolnocłowej i zajmujemy miejsca w samolocie. Wracamy do naszych małych i wielkich problemów, ale patrzymy na nie już z nieco innej perspektywy.

5.5/6

Andrzej, Kraków 28.03.2014

Turcja 14 dniowa

Wycieczka godna polecenia, szczególnie Turcja wschodnia jest b. ciekawa. Pogoda dopisała, organizacyjnie bez większych wpadek (pomijając nie całkiem udany 3 dniowy pobyt). Dużo czasu poświęca się na przejazdy, ale widoki wspaniałe. Ogólne wrażenia b. pozytywne. Polecam lot balonem nad Kapadocją - to pomimo ceny naprawdę warto/.

5.5/6

Wanda, Zabrze 08.06.2015

Turcja

Wycieczka bardzo ciekawa i świetnie przeprowadzona. Bardzo interesujący program.Dosyć intensywna, ale żeby wszystko zobaczyć trzeba się sprężać. Dobry pomysł z odpoczynkiem nad morzem.Razem ze Smakiem Orientu tworzy doskonałą całość. Jestem bardzo zadowolona z obydwu wycieczek razem.

5.0/6

Tadeusz, Warszawa 23.07.2014

Turcja - Fascynująco różnobarwna czerwiec 2014

Jak najbardziej OK z wyjątkiem kontaktów z obsługa turecką w autokarze
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem