5.4/6 (1110 opinii)
6.0/6
Swietnie zorganizowana. Hotele powyżej oczekiwań. Super ciekawe miejsca.
6.0/6
WYCIECZKA TURCJA – „SMAK ORIENTU” RAINBOW 28.08.2019 (śr.) Dzień 1 Podróż samolotem upłynęła dosyć szybko . Na dworze uderzający upał. Po zakwaterowaniu w hotelu poszliśmy na naprawdę długi spacer. Antalya oczarowała mnie buchającą zewsząd, soczystą zielenią i pięknym zarysem gór na horyzoncie. Przepiękne Morze Śródziemne – błękitno-granatowa woda i przyjemne fale. Tafla wody dosłownie wrzynająca się w szalenie niebieskie niebo. A kamienista plaża była niedobra dla stóp 😉 Hotel Grida City: jak na 3-gwiazdkowy hotel – standard bez uwag. Pyszne jedzenie! A do tego bardzo przyjemna kąpiel w krystalicznej wodzie przyhotelowego basenu. Dzień 2 Bardzo wczesna pobudka. W drodze przepiękne widoki – niesamowite sylwetki gór na wyciągnięcie ręki. Poranek całkiem chłodny. Pierwszy kierunek: Pamukkale („Bawełniana Twierdza”). Tak piękne miejsce, że aż brak słów. Białe wzgórza pokryte warstwą wapienną wyglądały niczym ośnieżone wierzchołki gór. Bardzo przyjemnie było zanurzyć stopy w tarasach wypełnionych wodą z gorących źródeł. Następnie spacer po ruinach Hierapolis – antycznego uzdrowiska. A na koniec można było spróbować prawdziwych tureckich lodów u bardzo zabawnego sprzedawcy. Następnie długi przejazd do Maryemana, gdzie zgodnie z tradycją mieszkała matka Jezusa. Miejsce kultu ukryte było bardzo wysoko na Wzgórzu Słowików wśród gęstej zieleni. Pięknie wyglądała znajdująca się nieopodal Ściana Życzeń, gdzie turyści przywiązują karteczki i chusteczki z prośbami do Matki Boskiej. Orzeźwienia w długiej trasie dodawało nam polewanie rąk cytrynową „kolonią”. Ostatni przystanek w Efezie – długa wycieczka po antycznym mieście. Dużo kamienia na tle błękitnego nieba. Wszędobylskie kotki. Miejsce, w którym czuć historię. W hotelu Hitit jedzenie gorsze niż wczoraj, ale narzekać nie można. Wróciliśmy naprawdę zmęczeni. Dzień 3 Pobudka o 6:00. Turcja to niesamowicie piękny kraj. I bardzo różnorodny: góry, lasy, morza. Krajobrazy zachwycają. Wycieczkę zaczęliśmy od Pergamonu – starożytnego miasta położonego baaardzo wysoko. Na miejsce dostaliśmy się kolejką. Po drodze ogromny wiatr i przeróżnej maści kozy przechadzające się po stokach. Pergamon zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Czuć tam ducha historii. Kolumny i budowle z białego kamienia były naprawdę piękne. Natomiast bardzo strome wejście po stopniach teatru wywołało szybsze bicie serca. Przed powrotem do autokaru jeszcze chwila targu z zabawnym tureckim handlarzem i zakup pierwszych pamiątek – metalowych miniaturek konia trojańskiego. Następnie po drodze zatrzymaliśmy się na lunch w pięknej, weselnej restauracji. Jedzenie było przepyszne! Ostatnim przystankiem była Troja. Piękny, drewniany koń trojański i... kupa kamieni. Naszym ogromnym szczęściem była fantastyczna przewodniczka – Małgorzata, której opowieści i ciekawostki potrafiły przywrócić magię miejscu, które na pierwszy rzut oka nie budzi zainteresowania. Tym razem nocleg czekał na nas w Canakkale – przepięknej nadmorskiej miejscowości. Jeszcze przed kolacją udaliśmy się na spacer promenadą nad cieśniną Dardanele, aby obejrzeć drugiego konia trojańskiego – tego, który „zagrał” w filmie „Troja” z Bradem Pittem. Koń był przecudny! Miasto sprawiło wrażenie wesołego i gwarnego. Natomiast hotel Anzac zostanie przeze mnie zapamiętany przez pyszny budyń czekoladowy, który podany został do kolacji. Dzień 4 Dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie – chwilę przed 3:00. Kiedy wyszliśmy z hotelu, przywitała nas bardzo ciepła, choć wciąż jeszcze czarna noc i cisza, tak niepodobna do wczorajszego gwaru na ulicach. Do 5:30 bezskutecznie oczekiwaliśmy na prom, a ciemności nawet minimalnie nie ustąpiły miejsca porankowi. W końcu udało nam się załapać na przeprawę promem na część europejską Turcji. Po długim przejeździe dotarliśmy do Stambułu. Miasto jest gigantyczne i bardzo różnorodne. Na każdym kroku widać najróżniejszego kształtu i wysokości bloki oraz niezliczone meczety. Pierwszym punktem naszej wycieczki był bardzo relaksujący rejs statkiem po cieśninie Bosfor. Delikatne fale i kojący szum wody idealnie komponował się z podziwianiem wielu wyjątkowych budynków położonych nad samą wodą. Po rejsie udaliśmy się na lunch do centrum Stambułu. Pierwszy raz smakował mi kebab, a szczególnie dobrze przyprawione mięso baranie i bardzo delikatny jogurt. Po jedzeniu rozpoczęło się baaardzo długie zwiedzanie. Najpierw kompleks pałacowy Topkapi (przez kilka wieków siedziba sułtanów), który nie zainteresował mnie dosyć mocno, ale przyznaję, że komnaty z bronią i zegarami oraz rozległy widok na cieśninę Bosfor były urzekające. Kolejnym punktem był ogromny bizantyjski kościół Hagia Sophia. Budowla jest gigantyczna i robi duże wrażenie. Następnie udaliśmy się obejrzeć pozostałości po rzymskim Hipodromie – egipski obelisk, kolumnę wężową i kolumnę Konstantyna. Znów dzięki obrazoburczym opowieściom naszej fantastycznej przewodniczki można było poczuć magię miejsca, w którym kiedyś odbywały się wyścigi rydwanów i antyczne przedstawienia. Ostatnim oglądanym przez nas obiektem był wielki Błękitny Meczet. Aby spełnić wymagania obyczajowe, musieliśmy odpowiednio się przygotować – założyć zakrywające kolana „spódnice”, okryć chustą włosy i zdjąć buty. Naszą wyprawę do Stambułu zwieńczyła kolacja w restauracji Buhara 93. Jedzenie było przepyszne! Chyba najlepsze, jakie do tej pory jadłam w Turcji. Szczególnie podobał mi się rytuał wspólnego spożywania posiłku – dzielenia się puszystym plackiem oraz ćwiartkami pomarańczy. Koniec dnia to bardzo miła niespodzianka: 4-gwiazdkowy hotel Günes zaskoczył bardzo luksusowymi wnętrzami. Pokój okazał się megaprzestronny, czyściutki, z wszelkimi wygodami (cudownie przyjemna w dotyku pościel ❤). Zdecydowanie to był najlepszy hotel, w jakim do tej pory nocowaliśmy. Szkoda, że mogliśmy spędzić tam tak mało czasu. Podsumowując ten dzień, to był najtrudniejszy dzień naszej wędrówki po Turcji. Mimo braku wielkiego upału, było tak dużo chodzenia, że pod koniec dnia nie miałam już siły dosłownie na nic. Dzień 5 Kolejna bardzo wczesna pobudka – przed 4:00. Przejazd był naprawdę długi i tylko przepiękne krajobrazy poprawiały mi humor. Góry były tak gęsto „oblepione” drzewami, że wyglądały jak pokryte miękkim mchem. Nasz pierwszy przystanek był w Ankarze – zwiedzanie Mauzoleum Ataturka. Monumentalna budowla, ale jednak rozczarowująca: naprawdę niewiele obiektów do oglądania. Najpiękniejsze były zabytkowe samochody, a najciekawsza „teatralna” zmiana wartowników. Po drodze zajechaliśmy na naprawdę niedobry lunch 😉 W końcu musiał być ten pierwszy raz z niesmacznym jedzeniem. Później zatrzymaliśmy się jeszcze przy solnym jeziorze Tuz Gölü. Niestety z naszej strony nie było wody, jedynie biała warstwa soli aż po horyzont. Spacer po takiej szorstkiej nawierzchni był bardzo kojący dla stóp. Do Kapadocji dotarliśmy dopiero o 16:00. Ostatnim punktem naszej dzisiejszej wycieczki było podziemne miasto Kaymakli. Cały system korytarzy wykutych pod ziemią na ośmiu różnych poziomach zrobił na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam takie miejsca i to również mnie nie zawiodło. W drodze do hotelu zachwycały widoki charakterystycznych dla Kapadocji formacji skalnych. To był zdecydowanie najłatwiejszy dzień wyjazdu – bardzo mało zwiedzania, za to mnóstwo czasu w autokarze – zrobiliśmy imponujące 900 km. Hotel Stone Concept totalnie mnie zaskoczył – genialny, niespotykany wystrój: pomieszczenia, stoliki, a nawet łóżka wykute z kamienia. A do tego przepyszne jedzenie! Mięso i ciasta (tort!) przebiły wszystkie dotychczasowe zachwyty. Wieczór spędziliśmy przy muzyce, rozmowach i whisky. Dzień 6 Wreszcie dłuższy sen. Po śniadaniu ruszyliśmy w trasę po cudownych krajobrazach Kapadocji. Zatrzymywaliśmy się kolejno przy przepięknych miejscach widokowych na niezwykłe formacje skalne: Pascha Bag (gdzie mnisi żyli w odosobnieniu w celach wydrążonych w skałach), Dolinę Wielbłąda i Trzy Piękności. Następnie uczestniczyliśmy w pokazie mody pięknych skórzanych kurtek. Wyroby były naprawdę śliczne, a sam pokaz bardzo mnie zainteresował, choć nastawiałam się, że będzie to strata czasu. Kolejnym przystankiem był sklep z przepysznymi tureckimi słodyczami. Degustacja orzechów, pestek, owoców w czekoladzie, chałwy, „waty cukrowej” oraz gęstej, tureckiej kawy to idealna rozrywka dla takiego łasucha jak ja 😉 Dalej na naszej trasie był Uchisar – naturalna „twierdza” z wulkanicznego tufu oraz najpiękniejszy i najbardziej rozległy widok na całą Kapadocję. Następnie zajechaliśmy do Doliny Gołębi. Rezygnując z jedzenia lunchu, przeszliśmy piękną doliną wypełnioną białymi formacjami skalnymi. Kolejnym punktem dnia była wizyta w pracowni kamieni, gdzie mogliśmy zobaczyć, jak obrabia się onyksy, a następnie oglądaliśmy biżuterię wykonaną m.in. z turkusów, onyksów i oczywiście diamentów. W drodze do skansenu Göreme zajechaliśmy do kilku malowniczych punktów widokowych. Dokupiliśmy też więcej pamiątek – magnesiki z balonami i figurki przedstawiające formacje skalne Kapadocji. „Muzeum pod gołym niebem” w Göreme, czyli zespół świątyń wykutych wewnątrz skał to kolejne miejsce, które robi bardzo duże wrażenie. Ich cechą charakterystyczną są surowe wnętrza i niesamowite freski. To był długi i ciężki dzień – baaardzo dużo chodzenia. Niemniej magiczne widoki formacji skalnych aż po horyzont to obrazy, które zawsze będę miała przed oczami myśląc o Kapadocji. Hotel Stone Concept po raz kolejny ugościł nas przepysznym jedzeniem. Te torty, mięsa i hummus zapamiętam na długo. Dzień 7 Dzięki wczesnej pobudce – o 5:00, podczas wyjazdu z hotelu mogliśmy obserwować wschód słońca i niebo przystrojone dziesiątkami kolorowych balonów. Wyglądały jak naklejone na błękit nieba, coś niesamowitego! Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem długich przejazdów. Jedynym przystankiem na zwiedzanie była Konya – „ojczyzna Mevlany”, który był założycielem zakonu tańczących derwiszy. Oglądaliśmy tam Mevlana Tekkesi, czyli kompleks budynków należących do zakonu derwiszy. O 16:00 dojechaliśmy wreszcie do zielonej Antalyi i od razu wyruszyliśmy w kierunku kamienistej plaży Morza Śródziemnego. Kąpiel w słonej wodzie i plażowanie było miłym odpoczynkiem po długiej trasie. Wieczorem przepyszna kolacja w hotelu Grida City – ciasta i arbuz to była poezja! Tym razem mogliśmy sobie pozwolić na położenie się spać o późniejszej porze. I na tym zakończyła się nasza przygoda objazdowa. Co szczególnie zapamiętam z wyjazdu? Niesamowite krajobrazy – lazurową wodę i zbocza gór pokryte gęstym lasem. Zawsze mocnobłękitne niebo. Wszędobylską zieleń, tak intensywną, że aż biła po oczach. Spotykane co kilka kroków koty – wszystkie bardzo przyjazne i oswojone. I smak arbuza, którego jadłam praktycznie codziennie, na zakończenie każdego posiłku. Bardzo mile zaskoczył mnie fakt, że poza sporadycznymi muchami, nie dokuczały nam żadne owady.
6.0/6
Intensywna wycieczka,ale bardzo polecam,pan przewodnik z dużą wiedzą.Hotele poza dużymi miastami szkoda bo troszkę niedosyt Stambułu.Nie polecam kupować Hammam w Kapadocji,strata pieniędzy,zrobiony szybko i żeby jak najszybciej się nas pozbyć.Polecam lot balonem nad Kapadocja niezapomniane doznanie i rejs po Bosforze.Ogolnie wycieczka bardzo fajna,ale też bardzo wymagająca ze względu na bardzo wczesne wstawania 4,5 rano,późne powroty do hotelu i wiele kilometrów do przejechania w autokarze .
6.0/6
Nigdy nie wystawiałam opinii. Nie mogę jednak się tym razem oprzeć, bo skrzywdziłabym wspaniała pilotkę. Na wycieczkach objazdowym z biurem byłam wiele razy. Każda była inna i bardzo fajna. Atmosferę wycieczki tworzą ludzie, jednak w pierwszej kolejności musi tą atmosferę stworzyć pilot. Do tej pory uważaliśmy z mężem, że najlepsza atmosferę stworzyła na "Dalmatyńskiej Eskapadzie Pani Magda. Po opiniach od uczestników Smaku Orientu nie miałam ochoty na tak ekstremalny wyjazd. Mąż jednak mnie przekonał i gdybym mogła powtórzyłabym ten wyjazd jeszcze raz ale z Panią pilot Dagmarą Szczepaniuk. To ona sprawiła, że ranne wstawanie nie było uciążliwe,bo zawsze nas miło witała i układała do snu w godzinach rannych. Długie trasy mijały szybko, gdy słuchaliśmy informacji o kraju, ludziach i zabytkach podawanych z uśmiechem, dowcipem i pełnym profesjonalizmem.Wszystkie informacje przekazywane przez Panią Dagmarę były jasne i nikt nigdy nie miał kłopotów.Doradzała nam w różnych sprawach i informowała nas o najróżniejszych rzeczach.Już w Istambule płynąc po Bosforze podróżujący naszym autokarem piali z zachwytu, że mamy najlepszą pilotkę.Rozstanie było trudne, a śpiewając na pożegnanie pani Dagmary niektórzy uronili łezkę. Piękna wycieczka, świetna pilotka i fantastyczni uczestnicy.Chyba już się nie powtórzy taki wyjazd. daleko w tyle została Klasyczna Hellada czy Włoskie wakacje.