6.0/6
Wycieczka marzeń! Zwiedziłam i zobaczyłam - wspaniałe, najważniejsze, kultowe miasta, miejsca, atrakcje. Wszystko zgodnie z programem. Wczesna pobudka, dużo zwiedzania a co za tym idzie dużo chodzenia. Bardzo dobrze zorganizowana, intensywnie i bardzo ciekawie poprowadzona przez przewodnika Jarka. Ukłony dla Pana Jarka za dużą wiedzę o każdym miejscu i na każde pytanie o Ameryce. Hotele w dobrym standardzie - czysto i komfortowo. Śniadania typowo amerykańskie przez dwa tygodnie dałam radę ( tosty, jajecznica z proszku, gofry, kawa z dolewką). Polecam z całego serca, jeśli chcesz zobaczyć Amerykę w 12 dni to ta wycieczka jest dla Ciebie.
Monika Agnieszka, --- - 01.07.2024 | Termin pobytu: czerwiec 2024
3/3 uznało opinię za pomocną
6.0/6
wycieczka ze wspaniałym programem, nic dodać, nic ująć. tyle rzeczy człowiek zobaczył, że teraz próba uporządkowania w głowie tego wszystkiego to dopiero wyzwanie. po trzech dniach ma się wrażenie, że jest się już przynajmniej tydzień, tyle możliwości i tyle wrażeń. Nam się akurat trafił przewspaniały pilot, pan Łukasz, który sprawiał, że czuliśmy się bardzo rodzinnie w trzydziestoosobowej grupie. Jak zawsze wycieczka z Rainbow to strzał w dziesiątkę!
MONIKA, WARSZAWA - 26.09.2019
19/22 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Stany? nie, przecież to nie mój kierunek, Ameryka Południowa- tak! to rozumiem, ale Północna? nie o tym marzę w swoich podróżach… a podróżuję już od ponad 25 lat, w różny sposób. Chyba najbardziej lubię indywidualnie, sama jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem, sama wyznaczam sobie plan, wcześniej dogłębnie przygotowana dzięki licznym na rynku, dobrym publikacjom. Odkąd na świecie pojawił się Syn, coraz częściej w sposób na pół zorganizowany, tzn. AI z przelotem, zakwaterowaniem, jedzeniem (Mama, lody! Mama zjeżdżalnie!), ale co drugi dzień wyruszamy z plecakami na zwiedzanie okolicy, wynajmujemy samochód lub poruszamy się lokalnym transportem, tak najlepiej można poczuć atmosferę kraju, poznać ludzi, smaki, zapachy… Przecież musi być nasza ukochana starożytność! a USA? gdzie tu historia? ale termin mi pasuje, zresztą NY chciałam zobaczyć, a i parki narodowe… mąż z dziećmi zostaje w domu (szkoła, wiadomo), a ja wyruszam, niezbyt przekonana co do wybranego kierunku… Na lotnisku wita mnie uśmiechnięty Pan Andrzej, jak się okazuje- nasz pilot:) Leci z nami, zestawy ze słuchawkami do komunikacji przydadzą się na miejscu, opiekuje się nami od samego początku (lot z przesiadką w Paryżu, z powrotem w Amsterdamie), zapewniając poczucie bezpieczeństwa. Lot bezproblemowy, może niezbyt dużo miejsca w samolocie, ale za to super catering, pierwsze znajomości, słuchawki, TV/ radio do wyboru, kocyk, milusio… Wreszcie Ameryka, NYC!! Trochę formalności na granicy, szybki transfer i jesteśmy w hotelu- ROW NY- rewelacyjna lokalizacja! tuż przy Times Square, w wiele miejsc można dotrzeć na piechotę, samo centrum Manhattanu, prawdziwie amerykańskie śniadania w pobliskiej włoskiej tawernie. W Nowym Jorku spędzamy 3 noce, w tym 2 pełne dni zwiedzania- NY w pigułce: chwila zadumy i wzruszenia w Ground Zero- 9/11 Memorial, Katedra Świętego Patryka, kawka w Rockefeller Center, słynna Fifth Avenue, Biblioteka Nowojorska, jeśli spotkanie- to pod zegarem na Stacji Grand Central, piękna panorama miasta z Empire State Building! (dzięki pilotowi powoli znajoma robi się ta sieć pięknych wieżowców), wracamy na Times Square- zwłaszcza wieczorem niezapominany widok… drugi dzień do rejs na Liberty Island ze Statuą Wolności, Ellis Island, dokąd przypływali emigranci z nadzieją na lepsze jutro, Wall Street, Kościół Świętej Trójcy, spacer pięknym Brooklyn Bridge, chwila wytchnienia w Central Parku, Centrum Lincolna ze słynną Metropolitan Opera, baletem i szkołą Juilliarda (marzenie wielu muzyków)… a wieczorem przedstawienie na Broadwayu- koniecznie! my mieliśmy okazję zobaczyć mój ulubiony musical Chicago z Brandy- laureatką Nagrody Grammy, wspaniałe przeżycie! (dzięki pilotowi mamy super miejsca w super cenie 88USD). Ta noc na długo pozostanie w mojej pamięci, a NYC w moim sercu… już wiem, że tu wrócę. Wyruszamy do Las Vegas! po 5,5 godz. lotu jesteśmy w stolicy hazardu, no rzeczywiście grać można już na lotnisku. Po zakwaterowaniu w hotelu Circus Circus (przestronne pokoje, wiele atrakcji w samym hotelu, świetne śniadania- b. duży wybór, szwedzki stół) i chwili odpoczynku wyruszamy w miasto. W zasadzie jeśli ktoś nie widział w rzeczywistości, może zobaczyć tu całą Europę i pół Afryki, ja jednak preferuję oryginalne budowle w ich naturalnym otoczeniu. I choć nie ma we mnie żyłki hazardu, muszę przyznać, że obserwowanie przy stole do ruletki przegrywających w 15min. po 600-1000USD turystów może wciągnąć. Kolejne 2 dni to prawdziwa uczta dla duszy i ciała! Chwila zadumy nad sztuką inżynieryjną przy tamie Hoovera i wjeżdżamy z Nevady do Arizony, a tam czekają nas przepiękne widoki w Wielkim Kanionie Kolorado! Uwaga, bo nie ma żadnych zabezpieczeń, a co bardziej przejęci turyści próbują koniecznie zrobić sobie fotkę „z samej przepaści”, widoki cudne, ale jak dla mnie trochę zbyt tłoczno (Marszałkowskiej mam dosyć na co dzień), dlatego z prawdziwą ekscytacją czekam na lot helikopterem nad kanionem, połączony z krótkim rejsem po Colorado River (naszym „flisakiem” jest rodowity Indianin- w końcu jesteśmy na terenie rezerwatu Indian Hualapai) i powrotny lot- absolutnie polecam!! Warto, i to właśnie w tej opcji (210USD). Poznaję grupę Hiszpanów i Argentyńczyków, którzy spędzają tam urodziny jednego z nich i dostaję zaproszenie na koncert U2 w LA:) Kolejny dzień to już Utah i spacer po- w mojej opinii-najpiękniejszym z odwiedzanych parków- Parku Narodowym Zion! kolorowe skały, wąwozy i orzeźwiająca woda w strumieniu… przypomina mi trochę nasz Tatrzański Park Narodowy (choć barwy inne), piękny... dzięki Andrzejowi osoby, które chcą zobaczyć więcej, jeszcze trochę się powspinać, mogą iść z nim na krótki trekking, reszta może odpocząć, zjeść lunch, wypić kawę. Rozmawiam z turystami z Cincinnati- jak mało wiedzą o Polsce, ale może choć trochę więcej po naszej rozmowie, zostają w parku na kilka dni, warto przejść kilkoma szlakami. Podobno równie piękny jest Bryce, szkoda, że nie ma go w programie. Dzień 7-my, opuszczamy hotel w Las Vegas i ruszamy w stronę Kalifornii. Po drodze poczujemy atmosferę miasteczka Dzikiego Zachodu w Calico Ghost Town (10USD) z jego kopalnią srebra (2,5USD), przeniesiemy się do lat 50-tych w restauracji Peggy Sue, by po kilku godzinach drogi dotrzeć do wiecznie zakorkowanego Los Angeles (hotel Crowne Plaza- piękne przestronne apartamenty! smaczne śniadania). Spacer po mieście, Rodeo Drive robi wrażenie, przejeżdżamy przez Beverly Hills (nie spodziewajcie się widoku domów gwiazd, w sumie wcale im się nie dziwię, że chcą odgrodzić się od tysięcy turystów polujących z aparatami fotograficznymi), za to na Hollywood Boulevard zobaczycie słynne gwiazdy filmowych gwiazd, wejdziecie do Dolby Theatre (dawniej Kodak Theatre), gdzie rozdawane są doroczne nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej (był nawet czerwony dywan, hi hi), obok Graumann’s Chinese Theatre i Roosevelt Hotel, gdzie po raz pierwszy wręczono Oscary. No i kolacja w najlepszej knajpie, w jakiej byliśmy podczas całej podróży (z wyboru nie miałam wykupionych kolacji, czasem w ogóle nie byłam głodna, ale to miejsce szczególnie polecam): Vegas SeeFood Buffet niedaleko Madame Tussauds na Hollywood Bld właśnie- za 20USD można wybrać sobie, co dusza zapragnie w raju owoców morza! kucharz może też nam przygotować na bieżąco, co tylko wybierzemy, pycha… Kolejny dzień został ustanowiony po to, by każdy przypomniał sobie, że w głębi ducha jest nadal dzieckiem! Wszyscy, bez wyjątku:) wizyta w Universal Studios jest super zabawą! Przejażdżka busikiem po planach filmowych dostarcza niezapomnianych wrażeń, a potem już czas wolny na roller-coastery w scenografii ulubionych filmów, ciekawe pokazy wyjaśniające kulisy efektów specjalnych czy pracy ze zwierzętami w filmach, no i na koniec bajeczne przedstawienie Water World! Zdecydowanie warto. Jedziemy Autostradą nr 1- po drodze ekscentryczna Venice Beach, następnie przepiękna Santa Monica! (piękna szeroka plaża, molo z muzykami- poznaję jednego z nich, mam już płytę z autografem, ta muzyka będzie mi przypominać słoneczną Kalifornię i bryzę oceanu…), niezwykle ciekawe rancho- muzeum Prezydenta Ronalda Reagana (warto, 25USD), misja katolicka w Santa Barbara (poznaję kilka osób z tamtej społeczności, zbierają datki na wakacje dla dzieci z tamtejszej parafii), spacer po duńskim Solvang, gdzie tym razem śpimy w dość turystycznym Holiday Inn (ok, ale bez rewelacji, śniadania też po raz pierwszy bardziej „kontynentalne” ale w wersji amerykańskiej, czyli jednak głodnym się nie jest). Dzień 10-ty, ruszamy dalej autostradą nr 1 z jej odcinkiem Big Sur do Monterey- pierwszej stolicy Kalifornii, po drodze wylegujące się na plażach słonie morskie. Wizyta w kontrowersyjnym Hearst Castle, zamku magnata prasowego. Niektórzy są niezadowoleni, ja jednak postanawiam być łaskawa dla wybujałego ego Williama Hearsta, który zapragnął mieć europejskie i bliskowschodnie zabytki w swoim domu, bo przyznać trzeba, że- choć w dość przypadkowym połączeniu- kolekcja przedstawia się imponująco, a widoki okolicy są niezapomniane. Zakwaterowanie tym razem w motelu Days Inn, hmm… może wreszcie będzie obskurnie i minimalistycznie? nic z tego:) pokoik czyściutki, schludny, wygodne łóżko i jak zwykle- zestaw wszystkich niezbędnych kosmetyków i obowiązkowo suszarka, nie trzeba dźwigać z Polski. Pod wieczór wybieramy się jeszcze na przejażdżkę „17 Miles Drive” z rezydencjami co bogatszych Amerykanów i nawet mała awaria autobusu (nasz super kierowca Jurij z wrodzonej słowiańskiej uprzejmości ustępuje miejsca innemu samochodowi na wąskiej drodze, uderzając przy tym o kamień) dzięki umiejętnościom i zaangażowaniu Jurija, Andrzeja i kilku naszych współpodróżnych, szybko zostaje usunięta, a my możemy ruszać dalej. W przystani rybackiej witają nas piękne jachty i odgłosy pływających opodal fok… Wizyta w Yosemite National Park to jeszcze inne spojrzenie na amerykańską naturę, bajecznie wysokie sekwoje, majestatyczne El Capitan i Half Dome, malownicze wodospady, piękna ta nasza Ziemia… Nieuchronnie zbliża się kres naszej podróży... San Francisco z jego pięknym położeniem, nie tak uporządkowane urbanistycznie jak NYC, nie tak czyste jak LA, może zaintrygować: hotel Embassy- trochę zniszczony, ale takie też jest całe to miasto, zdjęcie- pocztówka z Alamo Squere i Twin Peaks, Golden Gate Bridge ginący częściowo w chmurach, spacer po „zakręconej” Lombard Street, wizyta z Alcatraz tylko potęguje to wrażenie, krewetki w Fisherman’s Wharf, przejażdżka kultowym tramwajem (6USD, warto), na koniec chwila na zakupy i kontemplację tego miejsca, jak i całej podróży… czy było warto? co pozostanie w mojej pamięci? USA absolutnie mnie zauroczyły… tym bardziej, że w ogóle się tego nie spodziewałam. Czy możemy czegoś nauczyć się od Amerykanów? Myślę, że tak. Ogromnej dumy z własnego kraju, szacunku dla flagi, umiłowania wolności, przyjaznego podejścia do nieznajomego, uśmiechu i luzu:) Bardzo dobry plan podróży (dorzuciłabym Park Narodowy Bryce), doskonała organizacja. I oto chwila na kilka słów dot. pilota- Andrzeja Straussa. To w ogromnej mierze dzięki Niemu ta podróż była tak fantastyczna. Jego ogromne zaangażowanie, wiedza, profesjonalizm, życzliwość, umiejętność dostosowania programu do każdego- bez względu na wiek i zainteresowania, umiejętność podejmowania szybkich trafnych decyzji, konsekwencja i Jego pasja, jaką jest podróżowanie- sprawiły, że „Oto Ameryka” stała się nie zwykłą wycieczką, a podróżą właśnie. Podróżą, która-choć jedynie w 2 tygodnie- pozwoliła poczuć smak Ameryki, odkryć jej koloryt, zaintrygować, zainspirować do kolejnych wojaży… Country Roads, take me home To the place I belong, West Virginia, mountain momma Take me home, Country Roads… Dziękuję, Andy:) Pozdrowienia dla Kasi i Jurka z Krakowa, Kasi z Bydgoszczy, Ani i Tomka z Łodzi, Patrycji z Warszawy... do zobaczenia na szlaku!
Anna, Warszawa - 21.06.2015
581/607 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Bardzo polecam każdemu tę wycieczkę - to spełnienie marzeń! Rewelacyjnie ułożony program, zobaczyliśmy bardzo dużą ilość miejsc jak na niecałe dwa tygodnie. Odkąd wróciliśmy to ciągle myślę, żeby pojechać z Rainbow na kolejną wycieczkę do USA, bo wszystko było na 6 z plusem :). Wróciliśmy pełni wrażeń i energii :). Jeśli ktoś się zastanawia czy jechać to nie ma nad czym!! Październik to świetny termin na wyjazd - bardzo ciepło w Kalifornii, ale bez wielkich upałów (oprócz LA i Doliny Śmierci), około 20 stopni w NY i San Francisco. Pozostałe kwestie opisałam poniżej :).
Magda - 27.10.2022
11/12 uznało opinię za pomocną