5.4/6 (526 opinii)
6.0/6
Wspaniała ,wesoła i zgrana paczka.Pilot(Radek Lewandowski)potrafił od pierwszego dnia tak zintegrować grupę,że czuliśmy się jak starzy dobrzy znajomi.Wiedza i sposób przekazywania informacji przez pilota na najwyższym poziomie.Bardzo dobra komunikacja(wesoły autobus Karen)pomiędzy kolejnymi przystankami zwiedzania.Czas spędzony na wycieczce wiecznie żywy.Wspaniała przygoda.
6.0/6
Wycieczka bardzo udana. Poznaliśmy wiele bardzo ciekawych miejsc. Rewelacyjny przewodnik Andrzej okazał się super organizatorem i był bardzo pomocny w wielu sprawach. Również wykazał się ogromną wiedzą i przekazał nam wiele ciekawostek. Polecam wszystkim ta wycieczke.
6.0/6
Nasza ogólna opinia o wycieczce „Oto Ameryka” jest bardzo pozytywna. Program jest świetny, pozwala zobaczyć Stany Zjednoczone z przeróżnych stron, każdy dzień jest inny, żaden nie jest nudny, a wrażeń tyle, że wraca się z uczuciem, iż spędziło się w podróży ze trzy tygodnie. Mamy jednak pewne uwagi krytyczne, a także garść informacji i praktycznych porad – może przydadzą się kolejnym turystom. Pierwsza uwaga krytyczna dotyczy przydziału miejsc w samolocie – niestety jest losowy. W naszym przypadku oznaczało to m.in., że nasz niepełnoletni syn również miał siedzieć oddzielnie. Za każdym razem dzięki pertraktacjom z pracownikami lotniska oraz współpasażerami w samolocie udało nam się usiąść blisko siebie, niemniej przy tak kosztownej wycieczce można spodziewać się po biurze, że zapewni rodzinom miejsca obok siebie w samolocie. Podobnie po przylocie okazało się, że w hotelu na Brooklynie nie było wystarczającej liczby pokoi 3-osobowych, w związku z czym spaliśmy w dwóch oddzielnych pokojach (później jednak taka sytuacja nie powtórzyła się). Co do hotelu na Brooklynie – Fairfield dysponuje wspaniałym tarasem widokowym na dachu, gdzie w ciszy i spokoju można podziwiać panoramę Manhattanu odpoczywając po trudach dnia – to bardzo mocna strona tego hotelu. Pozostałe hotele na trasie są w zbliżonym, dobrym standardzie, wyposażone w ręczniki, kosmetyki, często ekspres do kawy. Wyjątki stanowiły: 1) Circus Circus w LV, po którym widać i czuć, że jest to hotel z lat 60’ oraz 2) Best Western w LA, który podobnie – lata świetności ma za sobą. Niemniej Circus Circus jest hotelem z historią, klimatem, kasynami na parterze, położonym przy Stripie, co umożliwia zwiedzanie centralnej ulicy w mieście bez konieczności korzystania z komunikacji czy taksówek – w naszej ocenie te zalety rekompensują niedostatki. Z kolei Best Western w LA dysponuje niewielkim basenem z jacuzzi oraz ręcznikami – przyjemnie było skorzystać. Chcemy również podkreślić, że hotel w San Francisco (który często przewija się w komentarzach) co prawda nie jest najnowszy, ale warto odnotować, że jest to chiński hotel (orientalny, ciekawy), położony na granicy Chinatown i Dzielnicy Włoskiej, co daje możliwość zobaczenia obydwu dzielnic w ramach krótkiego spaceru. Hotel znajduje się w centrum miasta i w nocy może być w nim głośno, ale po intensywnym zwiedzaniu jest się tak zmęczonym, że nie powinno to przeszkadzać. Ponadto, San Francisco to miasto skomplikowane – piękne, ale naznaczone plagą bezdomności i narkomanii, spacery nocną porą nie są najlepszym pomysłem i trzeba po prostu się z tym liczyć. W kwestii jedzenia – śniadania w hotelach faktycznie są bardzo słabe (mały wybór, jedzenie kiepskiej jakości) - tak to po prostu wygląda w USA; trzykrotnie jedliśmy śniadania w lokalach IHOP lub Denny’s – za każdym razem standardowy (duży) zestaw złożony z jajecznicy, kiełbasek, hush browna, pancake’ów – smaczniej. Dodatkowo w Kalifornii polecamy kupować owoce w marketach – winogrona, śliwki są przepyszne. Woda z kranu wszędzie nadaje się do picia, do tego w miastach są liczne ujścia wody pitnej, warto wyposażyć się we własną butelkę. Co do obiadów na mieście, warto zapoznać się z regułami amerykańskiej kultury napiwków (właściwie obowiązkowych i obowiązkowo wysokich) i pamiętać, że jedna amerykańska pizza prawdopodobnie zaspokoi potrzeby kaloryczne całej rodziny. Jeśli chodzi o program wycieczki, to zwiedzanie Nowego Jorku w pierwszych dniach było bardzo intensywne, a w sierpniu pogoda bywa dodatkowo uciążliwa – jest gorąco i parno. W naszym odczuciu można było zwiedzanie bardziej rozłożyć w czasie, bo za każdym razem oprowadzanie przez przewodnika kończyło się ok. 15:00. Z drugiej strony dzięki temu mieliśmy sporo czasu wolnego, w którym mogliśmy zwiedzać NY po swojemu. Tu ważna uwaga – w metrze nie trzeba kupować żadnych kartonikowych biletów ani ładować kart, wystarczy przyłożyć kartę płatniczą do czytnika przy bramce. Polecamy ściągnąć sobie aplikację z planem metra oraz miasta offline. Należy też pamiętać, że NY to ogromne miasto, wszystkie odległości są duże, więc nie warto robić sobie ambitnych planów zwiedzania – raczej zaznaczyć na mapie co ciekawsze miejsca i potem po prostu wybrać te, do których akurat jest blisko. Trzeci dzień wycieczki jest trochę „stracony”, bo większość czasu upływa na podróży do Vegas, a w pierwszej połowie dnia nie odbywa się żadne programowe zwiedzanie. My wykorzystaliśmy ten czas na obejrzenie dzielnicy Dumbo (ok. 40 min piechotą z hotelu [Fairfield, Brooklyn], ok. 25 min metrem, bardzo polecamy). Kolejne trzy dni poświęcone są przede wszystkim zwiedzaniu parków narodowych – Grand Canyon, Death Valley oraz Yosemite. Parki narodowe są piękne nie do opisania i program wycieczki daje możliwość przyjrzenia im się z różnych stron. W Dolinie Śmierci mieliśmy 46 st C i było to naprawdę ciekawe doświadczenie (w tej temperaturze spędza się nie więcej niż 20 min). W Yosemite dwa spacery trwające ok. godzinę pozwalają zobaczyć sekwoje (kilka sekwoi) oraz wodospad Yosemite. W kontekście Yosemite należy zwrócić uwagę, że istnieje ryzyko, że do parku się nie dojedzie – droga bywa nieprzejezdna z powodu warunków pogodowych (na stronie parku można sprawdzić dane historyczne dotyczące okresów, kiedy droga jest zamykana), a ponadto latem tworzą się na niej korki. Co więcej, w okresie, kiedy my kupowaliśmy wycieczkę, Yosemite zniknęło z jej programu na stronie internetowej i kiedy zapytaliśmy o to pracownika biura jeszcze przed wyjazdem, uzyskaliśmy odpowiedź, że wycieczka do Yosemite po prostu się nie odbędzie. Było więc dla nas pozytywnym zaskoczeniem, że jednak się po prostu odbyła, a musimy podkreślić, że dzień spędzony w Yosemite należał do tych najbardziej udanych. W kolejnych dniach zwiedzaliśmy San Francisco (program zwiedzania intensywny, podobnie jak w NY, w naszym przypadku obejmował również godzinne oczekiwanie na przejażdżkę słynnym tramwajem – warto być na to przygotowanym, sama przejażdżka jest przyjemna), następnie w czasie podróży na południe zahaczyliśmy m.in. o Dolinę Krzemową i miejscowość duńską Solvang (to ciekawe miejsca, ale trochę szkoda, że dojeżdża się do nich, kiedy wszystko jest pozamykane), Monterey (piękna miejscowość nadmorska), w końcu odwiedziliśmy Santa Monicę (tego dnia warto mieć stroje kąpielowe – istnieje możliwość kąpieli w oceanie). W Los Angeles jeden dzień poświęcony jest na zwiedzanie, a drugi – na pobyt w Universal Studios. Tu ważna uwaga: Universal Studios to jest park rozrywki (podobnie jak w przypadku innych wytwórni filmowych w LA), jego główne atrakcje stanowią roller-coastery oraz przejażdżki w symulatorach ruchu z wykorzystaniem VR. Warto przed wyjazdem poczytać (albo obejrzeć film) o tym miejscu, żeby zorientować się, czego się po nim spodziewać oraz co chce się tam zobaczyć. Ponadto polecamy zainstalować sobie aplikację US, na której można na bieżąco sprawdzać czas oczekiwania w kolejkach. Jeden dzień, zwłaszcza „okrojony” z powodu narzuconych przez program wycieczki ram czasowych, na pewno nie wystarczy, aby zobaczyć wszystkie atrakcje. My polecamy po wejściu do parku zignorować górną część i od razu udać się do dolnej – tam zaliczyć co najmniej Jurassic World i ewentualnie pozostałe dwa „rajdy”, a następnie dopiero wrócić na górę. Studio Tour to świetna atrakcja, ale na ogół nie ma do niej długich kolejek. Ogólnie, jeśli ktoś nie jest zainteresowany Universal Studios, to powinien rozważyć wycieczkę o bardzo zbliżonym programie „Living in America”, gdzie zamiast Universal Studios są w programie m.in. Filadelfia i Waszyngton. Z przyczyn technicznych naszą wycieczkę wydłużono o jeden dzień i tu ukłon w stronę organizatorów – wyjazd do San Diego był wspaniałą dodatkową atrakcją. Należy brać pod uwagę, że w Stanach w każdym pomieszczeniu oraz w środkach transportu klimatyzacja jest rozkręcona na pełny regulator, zatem osoby wrażliwe na zmiany temperatury powinny się wyposażyć w bluzę. Kiedy zamawiamy coś do picia, otrzymamy kubek wypełniony po brzegi kostkami lodu i zamówionym drinkiem jako „dodatkiem” – jeśli chcemy tego uniknąć, mówimy „no ice”. Należy pamiętać o przejściówkach do kontaktów – tylko w niektórych hotelach i tylko w niektórych autokarach są wtyczki USB. Autokary się zmieniają kilka razy w czasie wycieczki. Liczba osób na wycieczce wynosiła 33, miejsc w autokarze jest więcej. Wycieczka wiąże się z koniecznością chodzenia po miastach i trzeba mieć wygodne buty, najlepiej sportowe. Ceny podane w sklepach przy produktach nie obejmują podatku, który jest inny w każdym stanie, zatem cena naliczona przy kasie będzie nieco wyższa niż się spodziewamy.
6.0/6
Jeśli odkładacie wycieczkę do USA to robicie stanowczy błąd. Minął już miesiąc jak wróciliśmy a jeszcze do końca nie ochłonęliśmy i terabajty danych zarejestrowanych tak w głowie jak i w postaci zdjęć i filmów dopiero się układają. Wyprawa jest naprawdę warta każdej złotówki i dolara. Lecieliśmy liniami KLM z międzylądowaniem w Amsterdamie w jedną i drugą stronę. Lot wygodny i nie uciążliwy, ale oczywiście długi. Odebrani na lotnisku przez Pilota Pana Łukasza, zdążyliśmy jeszcze przejść się po najbliższej okolicy. W tym miejscu mogę już dodać, że mieliśmy bonus w postaci podwójnej obsady Opiekunów, ponieważ opiekowała się jeszcze nami Pani Patrycja. Hotel Holliday Inn na Manhattanie zlokalizowany wprost rewelacyjnie. Kilka kroków do memoriałów po wieżach World Trade Center i nowej One World, spacerem można przejść do Chinatown lub Little Italy, kilka kroków i możemy poczuć się jak rekiny giełdy na Wall Street chwytając byka za rogi (i nie tylko), kolejne kilka kroków i warte zobaczenia w wolnym czasie muzeum Indian Amerykańskich (wstęp za darmo). Kolejne dwa i pół dnia to zwiedzanie Nowego Jorku gdzie co krok w oczach ma się sceny z filmów i wydarzeń na skalę światową, nie tylko amerykańską. Empire State Building i panorama Nowego Jorku, Statua Wolności i Ellis Island z muzeum imigracji, Wall Street, Broadway z jego przedstawieniami, Times Square, Lincoln Center z Metropolitan Opera, Grand Central Station, Rockefeller Center, Biblioteka Nowojorską, słynna 5 aleja, przepiękny Central Park, most Brookliński z dzielnicą Dumbo. Wieczorem już poza programem przeszliśmy spacerem kilka minut na wieczorne oglądanie panoramy Nowego Jorku tym razem z wieży One World Trade Center najwyższego budynku w USA. Każdego dnia czas na samodzielne odkrywanie Nowego Jorku. 4 dnia prawie 5 godzinny przelot do stolicy hazardu czyli Las Vegas i kolejne zaskoczenie na plus. Miejsce fascynujące, to co wydaje nam się kiczem jest nim, ale w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. To kicz z najwyższej półki, chcemy Wenecję z kanałami i gondolami ze śpiewającymi gondolierami - mamy, chcemy Paryż, starożytny Rzym i Egipt - mamy, wyspę skarbów i wieżowce Nowego Jorku - mamy. Do tego tłum bawiących się świetnie turystów i nieustającą zabawę na Fremantle Street w "starej" części Las Vegas. Nie zabrakło oczywiście zdjęcia przy kultowym napisie Welcome to Fabulous Las Vegas. Podczas pobytu w Las Vegas pojechaliśmy zobaczyć tamę Hoovera i oczywiście kolejny fascynujący punkt programu czyli Wielki Kanion Rzeki Kolorado. Trudno opisać piękno tego miejsca, to po prostu trzeba zobaczyć. 6 dnia rano wyjazd w kierunku miejscowości Bishop komfortowym autokarem z naszym kierowcą Timem. Po drodze wjeżdżamy do Doliny Śmierci gdzie zatrzymujemy się w kilku przepięknych miejscach Zabriskie Point, Basen Badwater i wydmy Mesquite Flat Sand. Krajobrazy niesamowite a podróż urozmaicona przez Łukasza nie tylko opowieściami o USA, ale także muzycznymi fascynacjami Ameryki. Miasteczko Bishop. w którym nocujemy przed przekroczeniem gór Sierra Nevada to przepięknie położone klimatyczne miasteczko z najlepszymi stekami w USA i możliwością spędzenia wieczoru w saloonie prawie jak z westernu lub starego hollywoodzkiego filmu. Wyjazd do stolicy Kaliforni Sacramento to przejazd przez Góry Sierra Nevada wraz z krótkim postojem nad przepięknym jeziorem Tahoe. Sacramento to wizyta w stanowym Kapitolu i starym mieście, które jakby żywcem przeniesiono z kadrów filmów z XIX - wiecznego dzikiego zachodu. Nocleg w bardzo dobrym hotelu, tym razem troszkę poza miastem. 8 dnia podróż do San Francisco, do którego wjedziemy przez most Golden Gate przy dźwiękach przeboju Scotta Mckenzie - po prostu niezapomniane przeżycie (Panie Łukaszu jest Pan Wielki). San Francisco to naprawdę przepiękne miasto, Golden Gate, parki Golden Gate i Alamo, przejazd słynną kolejką, najbardziej kręta ulica na świecie według Amerykanów - Lombard Stret, rejs do mostu Golden Gate i słynnego Alcatraz. W czasie wolnym można zobaczyć kapitalne muzeum starych gier (nie wyszło by się stamtąd). Nocleg w centrum w Chinatown, możliwość spaceru i zakupów tak przy samym hotelu jak i w centrum. 9 dzień to podróż wzdłuż wybrzeża Pacyfiku i wizyta w Monterey oraz przejazd słynną 17 Miles Drive, prywatną drogą z wprost zapierającymi dech w piersiach widokami na ocean. Jeszcze krótka wizyta w fajnym Duńskim miasteczku Solvang i lądujemy w przydrożnym motelu jak z amerykańskich filmów. 10 dzień to przejazd do Los Angeles z wizytą po drodze w Santa Barbara i Bibliotece Prezydenckiej i Muzeum Ronalda Reagana. Możemy się poczuć jak para prezydencka, zobaczymy gabinet owalny i wiele pamiątek z czasów prezydentury. Jest możliwość zobaczenia i wejścia do autentycznego Air Force One, który służył w latach 1973 do 2001. Aktualnie jest tam też ciekawe muzeum II Wojny Światowej. Dzień zakończymy już w Los Angeles na Hollywood Bulevard, gdzie przejdziemy aleją gwiazd, zobaczymy miejsce rozdania Oscarów a na sam koniec dnia przejedziemy do Beverly Hills gdzie przespacerujemy się Rodeo Drive (zakupy jak najbardziej wskazane pod warunkiem wygrania w Vegas gotówki). Na końcu Rodeo Drive każda Pani poczuje się jak Julia Roberts w filmie Pretty Woman i może zajrzeć do hotelu Beverly Wilshire. Dwa ostatnie noclegi to ponownie dobrej klasy hotel Holliday Inn. 11 dzień to zwiedzanie centrum Los Angeles wraz z przejściem do starego miasta i Union Station, następnie przejazd do Obserwatorium Griffitha i zdjęcia z nieśmiertelnym napisem Hollywood w tle. Około południa przejazd na szaleństwo rozrywki do Universal Studio. To jest coś trudnego do opisania, czujemy się jak widzowie i uczestnicy planów filmowych najlepszych produkcji kinowych do tego filmowe rollercoastery (Harry Potter, Transformers, Mumia, Jurrasic Park), przedstawienie Waterworld jest klasą samą dla siebie, po prostu coś niesamowitego). Każdy znajdzie coś dla siebie i nie będzie się nudził ani minuty. 12 dzień to przedpołudniowy przed wylotem kolejny plan filmowy. Tym razem jedziemy do Venice Beach i Santa Monica. Venice Beach to koniecznie plaża, budki ratowników ze Słonecznego Patrolu dodatkowo siłownia na plaży i wielki skate park z jeżdżącymi tam zawodowcami. Santa Monica to oczywiście umowny koniec słynnej drogi Route 66 na równie słynnym molo oraz ławeczka Forresta Gumpa z walizeczką i pudełkiem czekoladek co to nie wiadomo na jaką się trafi. Po prostu BAJKA, z której nie chce się wracać do rzeczywistości. Chciałoby się powiedzieć przygodo trwaj, ale się tak nie da. Dla nas była to podróż życia a kolejna z Rainbow Tours, który ma naprawdę rewelacyjną ofertę na wycieczki objazdowe.