5.6/6 (417 opinii)
5.5/6
Wycieczka bardzo intensywna ale pozwala zobaczyć to co najważniejsze w trzech krajach no i na powrocie udało nam się zwiedzić Dubaj w ramach skróconej doby w hotelu. Super przewodnik Leon. Mega wiedza.
5.5/6
Pan Leoś mega gość powinniście mieć wszystkich takich przewodników dużą wiedzą ciekawie opowiada i przy tym pełen luz
5.5/6
Wycieczka ciekawa, przewodnik (Magdalena) doskonały!
5.5/6
Na początek: wszystkie recenzje są subiektywne, czy będą pomocne czy nie to zależy od podobieństwa charakteru, zainteresowań, wiedzy, itd. - czy czytający szuka na wycieczkach tego samego, co recenzent. A więc, co interesuje mnie? Historia (nie ta sprzed 50 czy 100 lat), architektura i oryginalna kultura, oraz przyroda. Nie interesuje mnie nowoczesne budownictwo, polityka, współczesna kultura (której i tak niestety 80% na całym świecie to domieszki zachodnioeuropejskie/amerykańskie), nie cierpię skrajnie skomercjalizowanych atrakcji i miejscowości "wypoczynkowych". Pod takim więc kątem oceniam wszystkie atrakcje wycieczek. O wycieczce pod kątem zwiedzanych miejsc piszę w ocenie programu wycieczki. Tutaj więc może opiszę imprezy fakultatywne. - Mamy do dyspozycji cztery możliwości kontaktu z klasyczną kulturą - pokazy taneczne/muzyczne/kukiełkowe w teatrach i restauracjach. W Indochinach taniec tradycyjny (khmerski) występuje w dwóch odmianach: dworski i ludowy. Dworski (trudno powiedzieć, kiedy powstał, odtworzono go niedawno po prawie całkowitym zniszczeniu) jest skrajnie sformalizowany, z każdym gestem i ułożeniem ciała (gesty to "kbach", oznaczają konkretne przedmioty, np. owoce, kwiaty, koncepcje, myśli) wykonywanym precyzyjnie i powoli. Najczęściej jest adaptacją fragmentów Ramajany. Tańce ludowe powstały zaledwie około 100 lat temu, są opowieściami o życiu prostego ludu (rybacy, pasterze, rolnicy, taniec z bambusami). Tańce wykonywane są przy akompaniamencie mahori/pinpeat (zespoły 9-10 konkretnych, tradycyjnych instrumentów). Po co to piszę? Bo niestety większa część programu pierwszego przedstawienia w teatrze w Bangkoku nie spełniała kryteriów klasycznego tańca, a zwłaszcza muzyki. To współczesna choreografia, ze współczesną muzyką europejską z dodanymi paroma "azjatyckimi" dźwiękami i koszmarnymi kolorowymi światłami (a przecież nawet "Robam Tep Aspara", jeden z najczęściej wykonywanych tańców, który stworzono w połowie ubiegłego wieku, nie jest tańcem nowoczesnym, lecz ściśle klasycznym). Nie wolno robić zdjęć, ale w ogóle nie ma się na to ochoty. Widowiskowe, ale nie autentyczne. Prawdę mówiąc, dużo lepiej ograniczyć się do przedstawienia przed gmachem teatru, poprzedzającego płatną część. Jest DUŻO bardziej wiarygodne i na poziomie. Niestety, ta impreza to czysta komercja (trochę nieelegancko, bo są nawet przed wejściem wyświetlane powitania turystów z Rainbow...). Drugi tego typu występ jest bez porównania lepszy (w czasie lunchu, już w Kambodży, w restauracji w Siem Reap). Dużo skromniejsze otoczenie i środki techniczne, raczej tandetne dekoracje, ale naprawdę warto. To wykonanie tańców jest bardzo dobre, klasyczne. Z kolei najlepszej muzyki wysłuchamy w czasie przedstawienia kukiełek wodnych. Samo przedstawienie może się podobać lub nie, ale muzyka jest tu zdecydowanie "prawdziwa". Ostatnią możliwość kontaktu z tradycjami Khmerów proponowaną przez Rainbow ("tropikalne ogrody Nong Nooch" w czasie pobytu w Pattayi) zdecydownie POMIJAMY. Czy chcielibyście, żeby ludzie z całego świata poznawali kulturę, legendy i historię Polski oglądając adaptację opowieści o Kraku, Popielu, albo Jagielle, w której tańczą oni do muzyki dyskotekowej? No, właśnie... - wycieczka w drugim dniu w Siem Reap to punkt obowiązkowy. Banteay Srei itd. po prostu trzeba zobaczyć. W czasie pobytu w Pattayi Rainbow proponuje trzy atrakcje: wycieczkę na wyspę Koh Lan, rewię transwestytów i tropikalne ogrody. Wszystkie trzy punkty okazały się w pewien sposób dziwne. W samej Pattayi nie da się robić nic (nie ma tam nic autentycznego, to typowa komercyjna miejscowość turystyczna z knajpami i pamiątkami na poziomie Łeby albo Zakopanego, tyle tylko, że wielka). Więc JAKOŚ te dni trzeba zapełnić, jeśli jest się typem turysty "objazdowego", a nie "pobytowego". - wyspa Koh Lan jest pięknymi i interesującym miejscem. Pattaya nie ma ładnych plaż (do przyjęcia, bo czyste, ale niezbyt malownicze są tylko prywatne plaże przy hotelach). Wyspa ma piękne, szerokie, piaszczyste plaże ze szmaragdową wodą, otaczają ją skałki - rodzaj rafy koralowej, może nie rewelacyjnej, ale umożliwiającej pływanie z maską i obserwowanie tego, co pod wodą. Niestety, wycieczka nie została zorganizowana. Pilot zbierając zamówienia informował każdego, że zapisały się tylko dwie osoby i wycieczka nie doszła do skutku. Pytany potwierdził, że można na Koh Lan płynąć indywidualnie, ale odradzał to ("można tam tylko leżeć plackiem na plaży, w przeciwieństwie do Pattayi, gdzie można się wspaniale bawić"). Nie poinformował jak wyjazd zorganizować (jak z którego hotelu dostać się do pirsu - a z niektórych było daleko, gdzie i za ile są bilety, dokąd iść już na wyspie). Dopiero potem, już indywidualnie w hotelach organizowaliśmy się, aby jednak na wyspę pojechać. Z samego "naszego" hotelu jechać chciało początkowo przynajmniej 6 osób, spotkaliśmy na przystani kolejnych kilka zainteresowanych osób z innych hoteli (które mówiły o następnych chętnych). Pewnie więc nastąpiło jakieś nieporozumienie z zapisami. Wyspa okazała się jedynym interesującym punktem programu w Pattayi. Bilet kosztuje 30 bathów (czyli prawie nic - początkowo myśleliśmy, że 30 dolarów, i tak by się opłacało, ale część osób zrezygnowała), kupuje się go wchodząc na pokład, stanowisko A na przystani, statki odpływają co godzinę. Trzeba bardzo pilnować godziny powrotu - ostatni kurs o 17:00 (może być przeładowany). Najlepsza plaża (z rafą) jest w południowej części wyspy, można iść piechotą (pół godziny) lub wynająć skuter. Jeśli będzie wiatr (i fale) konieczne są buty do wody i rękawice - skałki są bardzo ostre. Na miejscu są organizowane krótkie lokalne wycieczki, jeśli ktoś nie ma ze sobą maski. - rewia transwestytów była jedynym punktem omówionym i gorąco polecanym przez pół godziny przez pana Łukasza. Z tej atrakcji nie skorzystaliśmy (nie interesują nas amerykańskie rewie i przeboje, a tak wg. pilota pokaz wygląda). - "Tropikalne ogrody" połączone z pokazami i lunchem. Robi nadzieję na rodzaj ogrodu botanicznego, prawda..? Dla tej atrakcji wlokłem z Polski obiektyw macro. Jeśli macie więcej niż 5 lat i/lub chociaż odrobinę gustu, absolutnie NIE kupujcie tej wycieczki (50$). Trwa pół dnia. "Tropikalne ogrody" to ogromna przestrzeń obsadzona palmami, z setkami gipsowych figur zwierząt (surykatki, fenki, świnie, białe króliki wielkości 1.5 metra, krowy itd., stojące dziesiątkami w stadach), z platformami i chodnikami. Fragmenty ogrodu nazywają się zachęcająco, np. "butterfly garden" (po dotarciu tam okazuje się, że to klomb wystrzyżony w kształt motyla), "orchid garden" (600 doniczek z 2 gatunkami storczyków - dwudziestokrotnie bogatszą kolekcję znajdziecie w każdej kwiaciarni w Polsce) itd. Jest tam park miniatur, ogród francuski itd. Gdzieniegdzie powtykane betonowe dinozaury, albo rzędy dziesiątek londyńskich budek telefonicznych itd. Tak potwornego kiczu, na taką skalę, nie widzieliśmy w życiu. Zrobiłem tam ze trzy zdjęcia - tylko dlatego, że nie wierzyłbym wspomnieniom. Pokazy to tańce (hałas, współczesna zachodnia muzyka rozrywkowa i filmowa, z dyskotekowym tańcem w strojach khmerskich - DNO, tylko trzy minuty bębnów robią jakieś wrażenie) oraz pokaz słoni (przygnębiające, hałaśliwe widowisko z maltretowaniem i ośmieszaniem kilkunastu słoni). Do tego możliwość zrobienia zdjęcia przy słoniu lub naćpanym tygrysie i sklepy z pamiątkami. Jedynym jaśniejszym punktem jest dobry lunch, co jednak raczej nie usprawiedliwia całej imprezy. Jestem naprawdę zdumiony i rozczarowany, że Rainbow który(e/ą) zawsze kojarzyłem z wysokim poziomem, coś takiego ludziom proponuje, oraz, że pilot nie ostrzegł, co to są te "tropikalne ogrody". Dużo bliżej Pattayi mijaliśmy np. delfinarium (widziałem plakaty). To też męczenie zwierząt, ale może chociaż trochę bardziej widowiskowe. Nawet to byłoby lepsze. Tyle o imprezach fakultatywnych. Inne aspekty wycieczki omawiam w pozostałych punktach.