Opinie o Wielka, meksykańska wyprawa

5.3/6 (576 opinii)

5.3/6
576 opinii
Intensywność programu
5.2
Pilot
5.6
Program wycieczki
5.5
Transport
5.2
Wyżywienie
4.2
Zakwaterowanie
4.8
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 6.0/6

    Polecam tą wycieczkę

    Bogaty program, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Piękne miejsca, niezwykłe smaki, profesjonalny przewodnik -to gwarancja udanej przygody.

    Ola, Bełchatów - 11.05.2019

    38/40 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Wielka Meksykańska Wyprawa

    Ciekawy objazd po Meksyku,od Jukatanu po Acapulco i stolicę kraju. Dobrze wyposażony,wygodny autokar. Standard hoteli na objeździe i podczas kilku dni pobytu dobry. Program ułożony ciekawie. Podczas dość długich podróży pilot puszczał na dvd filmy tematycznie związane z Meksykiem, jego kultura i historia. Jestem bardzo zadowolona z wyprawy.Polecam.

    Beata, --- - 01.03.2023  | Termin pobytu: luty 2023

    2/3 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    niewyobrazalne

    witam, byłem na tej imprezie od 23.04 d0 08 05 2015 , Pani Kasia SUPER SUPER SUPER, co za kobieta, jaka widza, organizacja, wycieczka czasami chwilowo męcząca, ale zaraz mija, warto było, byłem nie raz ale to wycieczka życia, dzięki Pani Kasi powrócę na pewno,jestem super zadowolony, byłem z żoną i nie żałujemy, jeżeli pytania inne to podaję meila wojtek.lemanczyk@wp.pl , pozdrawiam warto

    Wojciech, Pelplin - 14.05.2015

    6/11 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Wielką Meksykańską wyprawę czas zacząć

    Nawet mi się nie śniło, że powrócę do Meksyku. Skoro już byłam to wydawało mi się, że czas na kolejne kraje – no i ok i były, jednak gdy tylko wylądowaliśmy w Cancun – wiedziałam, że była to świetna decyzja. Prawdę mówiąc to przekonanie towarzyszyło mi każdego dnia, co więcej każdy kolejny dzień był lepszy, i jeszcze lepszy…Każde kolejne miejsce, kolejne miasto coraz piękniejsze. To będzie opowieść o fantastycznych miejscach, ludziach, przewodniczce i jedzeniu. Pisząc o ludziach mam na myśli nie tylko autochtonów, ale tych z którymi przez kilkanaście dni dzieliliśmy hotele, środki transportu, zmęczenie, ale przede wszystkim radość. Jest takie powiedzenie: „co cię nie zabije to cię sponiewiera„. Czasami się tak czułam, ale satysfakcja była większa. Warto dodać, że każdy dzień był radosny – nawet gdy padał deszcz, każdy dzień nas cieszył – nawet gdy pobudka była o 5 rano i nawet nie umieliśmy pokłócić się za bardzo, bo wszystko było świetne… Lot 12,5 h minął błyskawicznie, szybka odprawa, zakup karty za 200 peso (wystarczyła na cały pobyt bez oszczędzania, więc nie słuchajcie, że należy kupić droższą) i już jesteśmy w autokarze – badawcze spojrzenia wszystkich wokół – no bo w końcu jesteśmy swoimi towarzyszami doli lub niedoli i ruszamy. Pierwszy hotel jest w Cancun – w centrum miasta, bardzo młodego miasta, choć wcale na takie nie wygląda. Nam to bardzo odpowiada, jestem nawet niezmiernie ciekawa jak jest w miejscu, które nazywane jest „plastikowym Meksykiem” Warto zobaczyć, by się przekonać. Tak więc jeszcze przed kolacją wybraliśmy się na rekonesans, wymianę i wypłatę pieniędzy i na pierwsze zakupy. Oczywiście straciliśmy głowę w strefie z przyprawami i salsą (nie wiem kto to teraz zje bo ostra, że hej. Dzień 2 i pierwszy cel to znany najprawdopodobniej na całym świecie kompleks Chichen Itza. Zachowane zabytki w jego częściach południowej i zachodniej są związane z wcześniejszą kulturą Majów, natomiast w części północnej – z późniejszą kulturą Tolteków. Do najbardziej znanych należą: El Castillo – świątynia nazywana Zamkiem, to świątynia Kukulkana. Po 2 h zwiedzania, część grupy jedzie do Cenoty Ik-Kil. My odpuszczamy bo w niej byliśmy i prawdę mówiąc jest najbardziej turystyczną cenotą spośród 5 jakie odwiedziliśmy podczas poprzedniego pobytu. Co zatem my robimy w czasie, gdy inni moczą się w orzeźwiających wodach? Po wyjściu z kompleksu postanawiamy poprzechadzać się po okolicy. Nie ma tu nic ciekawego poza knajpkami ze swoistym ceratkowym folklorem, który bardzo lubimy. Knajpka? Haha raczej coś na wzór kuchni polowej, ale gdzie znajdziemy świeższe jedzenie? Tylko w takich właśnie miejscach. Dodatkowo jedzący miejscowi utwierdzają nas w tym przekonaniu. Zamawiamy u mamuśki 2 rodzaje tacos i sok naturalny z owoców kompletnie mi nieznanych, a jego nazwa również była dla mnie tajemnicza – Carambola – dobry. Za wszystko płacimy 85 peso, czyli ok. 16 zł Chitzen Itza – nigdy nie zawodzi Jakaś cenota to obowiązek Merida mimo różnych opinii w internecie nam bardzo się podoba i warto pochodzić uliczkami odchodzącymi od głównego placu Nie bójcie się jadać na tzw „ceratkach” Spróbujcie Bandery Tego dnia zaczyna się proces budowania i integracji grupy – ten wstępny więcej na http://smakowanie-swiata.pl/2022/01/23/meksyk-ii-lece-bo-chce/ II dzień - CELESTUN Ja pierwszy raz przeczytałam o tym miejscu po zarezerwowaniu wylotu – to fantastyczny rezerwat przyrody będący ostoją kolonii flamingów, pelikanów i kormoranów. Udało nam się zobaczyć warząchew i małe krokodyle. Wsiadamy do 6 osobowych łódek i mkniemy w zależności od fantazji sternika po kolorowych wodach Rio Celestun. Kolory wody są różne i zależne od rodzaju namorzyn: białe, czerwone, zielone. Jadąc w kierunku Uxmal nadrabiamy drogi bo nasza przewodniczka Ewa Pomorska jest osobą niezwykle elastyczną co objawia się różnie : zgadza się byśmy jadali gdzie chcemy – nie wymaga od nas grupowego degustowania, nie namawia na siłę na wycieczki, daje dużo swobody i właśnie tak jak w tym przypadku – chcąc nam pokazać interior, jak żyją normalni ludzie potrafi naddać trasy, ale dzięki temu nie mamy transferu od – do, tylko możliwość zobaczenia czegoś innego, czegoś więcej. Dojeżdżamy więc do wioski, gdzie domy kryte strzechami, gdzie ludzie jacyś na lajcie, spokojni, nigdzie się nie spieszą…gdzie wita nas pijany właściciel sklepu i namawia na piwo. Zasilamy ich budżet robiąc zakupy owocowe. KARALUCH – LA CUCARACHA Choć nie lubimy jadać w miejscach turystycznych to tym razem nie mieliśmy wyjścia – i dobrze. Mogliśmy spróbować czegoś zupełnie innego. Szarpana wieprzowina, pieczona w ziemi serwowana z ziemniakami w mundurkach, z ryżem, pure z czarnej fasoli, doskonałym guacamole (naprawdę w Meksyku jest najlepsze) i sałatkami. Wcześniej oczywiście była zupa, a potem deser. Nazwa tej potrawy to cochinita pibil. Najfajniejsze jednak było to co nastąpiło potem. La cucaracha, czyli karaluch po hiszpańsku to nic innego jak przesmaczny napitek podawany po posiłku. Ale jak podawany. Zacznijmy jednak od tego jak się go robi. Otóż jest to mix – tequli, likieru kawowego i wody gazowanej. Proporcje równe – niestety, ja bym tam recepturę podkręciła. Kelner nakłada przyszłemu degustatorowi sombrero, uderza kieliszkiem w stół by wzburzyć wodę gazowaną, a tym samym cały napitek. Należy wypić szybko. Wówczas kelner ściąga sombrero i uderza lub tarmosi po głowie pijącego – by dobrze weszło. Śmiechu i zabawy co niemiara. UXMAL Czas na kolejne wrażenia poznawcze. Przed nami Uxmal. Trzeba przyznać, że miejsce nas oczarowało. Nie żartowałam pisząc, że każdy dzień był lepszy. Ale wiecie co jest najcudniejsze? Spacer pomiędzy tymi pozostałościami. Magia. A na koniec chaya – napój smakujący przefajnie – połączenie herbaty z sokiem z ananasa, pomarańczy…genialny!!! Ileż nowych smaków poznałam podczas tego wyjazdu. CAMPECHE Wieczorem docieramy do Campeche – jakie to piękne miasto. Wita nas zachodem słońca. Miasto założył konkwistador w XVI wieku. Tutaj zachowały się bramy miejskie, długi….dłuższy chyba niż w Havanie Malecon, tradycyjny główny plac i całe mnóstwo pięknych kamienic. Jest też ulica 59 – większość miast w Meksyku posiada prosty niczym w Stanach układ ulic – wszystko w kwadracie i prostopadle, równolegle. Prosta siatka. Oczywiście po kolacji, mimo zmęczenia wyskakujemy „na miasto” by poczuć klimat. I faktycznie znajdujemy go. Malecon pełny ludzi, ulica 59 – knajpowa też. Zamawiamy pyszne mojito i dequili – drink Hemingwaya. Jesteśmy tu dopiero kilka dni, a czujemy się jakbyśmy byli tygodniami. Podsumowanie dnia Celestun – bajka. Uwielbiam flamingi. Kolor flamingowy jest przepiękny Prawdziwe życie toczy się poza utartymi szlakami Mieszkamy w Del Paseo Campeche żyje – warto wyjść z hotelu Uxmal jest przepiękne La cucaracha – pyszna cdn... http://smakowanie-swiata.pl/2022/01/25/trasowka-po-meksyku-witaj-palenque-i-san-escobar/

    wojcze@poczta.onet.pl - 19.02.2023

    9/11 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem