Opinie klientów o Włochy Klasyczne - Dla wygodnych

5.0 /6
346 
opinii
Intensywność programu
5.3
Pilot
5.3
Program rejsu i wycieczki lokalne
5.2
Program wycieczki
5.6
Transport
5.3
Wyżywienie
3.6
Zakwaterowanie
3.8
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.0/6

Dominika 27.09.2017

"Raz do roku idź w miejsce, gdzie nie byłeś nigdy wcześniej"

Od kilku lat staram się stosować do słów Dalaj Lamy „Raz do roku idź w miejsce, gdzie nie byłeś nigdy wcześniej”. Po kilku latach wybierania głównie kierunków bałkańskich, w tym roku przyszedł czas na zmianę. Kilka miesięcy przed planowanym urlopem wybór padł na objazdówkę o nazwie Włochy klasyczne dla wygodnych. Nigdy wcześniej nie byłam we Włoszech, więc z ciekawością i entuzjazmem oczekiwałam maja. Nie będę ukrywała, że nie wszystko przebiegło idealnie. Wycieczka oprócz zachwytów i cudownych chwil miała również gorsze momenty. Ale emocje po kilku miesiącach opadły, jestem w stanie obiektywnie spojrzeć na ten wyjazd i mogę polecić go każdemu, kto chce rozpocząć zwiedzanie kraju w kształcie wielkiego buta z obcasem. Rainbow tak ułożyło program, że każdy mógł znaleźć w czasie tego wyjazdu coś dla siebie. Mimo wizyty w Watykanie i zwiedzania obiektów sakralnych w kilku innych miastach, tej wycieczce daleko do pielgrzymki, dlatego, jeżeli ktoś nie przepada za tematyką kościelną, może spokojnie wziąć udział w wyjeździe, bo z pewnością nie będzie się nudził. Włochy klasyczne to program mogący nosić podtytuł „Dla każdego coś miłego”. Co zatem można robić na w/w wycieczce? (kolejność przypadkowa) : Podziwiać architekturę Włochy to taki kraj, w którym w najmniejszym miasteczku można znaleźć jakąś perełkę i się nią zachwycić. Patrząc pod tym kątem najbardziej zachwyciły mnie Wenecja, Piza, Asyż i oczywiście Rzym. Wenecja pełna jest ciekawych miejsc, kanałów, placów, domów kupców, mostów. W czasie spaceru po mieście dane mi było zobaczyć miejsca, z których Wenecja słynie, takie, jak plac św. Marka będący na liście chyba każdego turysty. Przy placu znajduje się najstarsza włoska kawiarnia Caffe Florian, wieża zegarowa, na której zegar pokazuje fazy księżyca i ruch słońca (w czasie naszej wizyty niestety nie działał, zepsuł się dzień wcześniej), dzwonnica i oczywiście Bazylika św. Marka. Wszystkie obiekty robią ogromne wrażenie, a ich oglądanie w telewizji czy innych mediach ma się nijak to tego, jakich przeżyć dostarczają na żywo. Od placu św. Marka i podziwiania Bazyliki rozpoczęliśmy zwiedzanie, podziwiając świeżo odnowioną bazylikę św. Marka. Kolejne cudo to Pałac Dożów, jak sama nazwa wskazuje miejsce zamieszkania i pracy osoby, która Wenecją rządziła. Na placu św. Marka może zakręcić się w głowie od kolorów, stylów, z jednej strony sztuka bizantyjska, z drugiej wenecki gotyk, gdy spojrzymy w jedną stronę już czeka na nas spacer wzdłuż Canale Grande, a w drugą spacer wąskimi uliczkami, które od czasu do czasu przecina urokliwy mostek ( w Wenecji znajdziemy 177 kanałów i około 450 mostów, jest się zatem czym zachwycać). Koniecznie należy udać się na most Rialto, bo po pierwsze sam w sobie ma pełno uroku, a po drugie wejście na niego gwarantuje niesamowite widoki z obu stron. Jest to najstarszy most w mieście, początkowo istniał w wersji drewnianej, obecnie od kilku już wieków prezentuje się nam jako most kamienny ( przy okazji po jego obu stronach znajdują się kramiki, więc miłośnicy wszelkich pamiątek mogą tam znaleźć coś dla siebie, chociaż w bocznych uliczkach jest taniej, a i tłum mniejszy). Kolejnym miejscem, które należy zobaczyć jest Most Westchnień, to perełka w stylu barokowym, nie mająca nic wspólnego z nieszczęśliwą lub szczęśliwą miłością, ale z westchnieniami więźniów, którzy idąc mostem po raz ostatni patrzyli na ulice miasta. Spacerując wzdłuż Canale Grande co chwilę natykam się na domy kupców weneckich, które obfitują w gotyckie dekoracje. Całość w pełnym majowym słońcu prezentuje się fantastycznie. Cieszę się, że nasz spacer z przewodnikiem nie ograniczył się do kilku miejsc, z których Wenecja jest znana. Dane mi było choć przez chwilę pospacerować bocznymi uliczkami i oprócz zachwycania się budynkami w kolejnych stylach, mogłam zwyczajnie poczuć atmosferę miejsca ( w maju z kanałów nie wydobywa się nieprzyjemny zapach, więc wyrażenia „poczuć” nie należy traktować dosłownie).Kolejne miasto, które zrobiło na mnie wrażenie to Piza. Droga od parkingu do Placu Cudów (Piazza dei Miracoli) jest bardzo niepozorna, Piza jawi się tutaj jako miejsce z pogranicza większej wsi i małej mieściny. Jednak gdy zbliżyłam się do wejścia do starej części miasta i zobaczyłam wspomniany już Plac, to wow…. nie mogłam ukryć swoich emocji. Słynna Krzywa Wieża oczywiście stała tam, gdzie się jej spodziewałam, ale nigdy bym nie pomyślała, że jest ona tylko niewielkim dodatkiem do całej reszty. Na Placu Cudów znajdują się najważniejsze i najpiękniejsze zabytki Pizy. Krzywa Wieża to dzwonnica, której budowę rozpoczęto już w XII wieku i od początku szła ona jak po grudzie, zwłaszcza jeśli chodzi o trzymanie pionu. Ale dzięki temu jest sławna na cały świat, a miejsce to tętni życiem. Oprócz wieży zwiedzamy katedrę, marmurowego kolosa w romańskim stylu, przy którym czujemy się jak mrówki. Na placu znajduje się także marmurowe baptysterium, w którym w niezwykły sposób roznosi się głos, czego mieliśmy szczęście doświadczyć. Podczas spaceru po mieście zobaczyliśmy również Plac Kawalerii z kościołem św. Stefana i renesansowym budynkiem o nazwie Palazzo Della Carovana, oglądaliśmy kolorowe kamienice, ale i tak nic nie pobiło widoku, jaki powitał nas na samym początku. Jeśli architektura we Włoszech, to już z pewnością nie można pominąć Rzymu. I chociaż o Wiecznym Mieście można pisać bez końca, ja postaram się streścić tylko do kilku miejsc, od razu informując, że w czasie wycieczki zobaczy się dużo więcej. Moje zamiłowanie do staroci nakazuje mi w pierwszej kolejności wymienić Forum Romanum (oglądane z kilku miejsc, ale bez wchodzenia do środka). Znajduje się tam wiele dość dobrze zachowanych elementów bazylik, świątyń, łuków triumfalnych. Miejsce robi wrażenie nawet z pewnej odległości. Polecam również dokładne obejrzenie Panteonu, okrągłej świątyni pierwotnie poświęconej wielu bogom, a później już tylko Najświętszej Maryi Pannie od męczenników. Jak wizyta w Rzymie to oczywiście Koloseum, u nas ostatni punkt programu, zmęczenie już dawało się we znaki, ale jego widok dodał nowych sił. Była możliwość obejścia Koloseum dookoła, skorzystałam z niej i muszę przyznać, że tył nie jest już tak powalający jak przód, ale warto zobaczyć „dwie strony medalu”. Oglądając Koloseum pamiętajmy, że zostało zbudowane w I wieku naszej ery, mówiąc kolokwialnie kupę czasu temu, jest to niesamowite zderzenie z historią i warto wykrzesać z siebie jeszcze trochę energii, aby je zobaczyć. W drodze do fontanny di Trevi ( wybudować fontannę na małej przestrzeni między domami, przez co robi wrażenie giganta i nikt nie przechodzi obok niej obojętnie – sprytne) rzucamy okiem na Schody Hiszpańskie, które kojarzę głównie z pokazów mody, od czasu do czasu organizowanych na Placu Hiszpańskim obok nich. Oglądamy jeszcze wiele perełek architektonicznych, takich jak Plac Wenecki i znajdujący się w pobliżu niego Kapitol, Ołtarz Ojczyzny (marmurowy, górujący nad Placem), Pałac Sprawiedliwości, czy Watykan. Rzym to raj dla miłośników zwiedzania, nasze skromne dwa dni to zdecydowanie za mało, aby móc powiedzieć, że zwiedziło się to miasto, ale lepsza możliwość bycia tu przez dwa dni, niż nigdy. Obcować ze sztuką Sztuka otaczała nas przez całe 8 dni pobytu we Włoszech, jednak kilka słów więcej należy się tu Florencji i Muzeom Watykańskim. Florencja słynie m.in. z dzieł sztuki. Nie jest to oczywiście jedyna zaleta miasta w Toskanii, ale akurat na mnie największe wrażenie zrobiła sztuka, z jaką się tu zetknęłam. Wycieczka nie przewiduje wejścia chociażby do Galerii Uffizi, czego bardzo żałuję, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nasza objazdówka musiałaby wówczas trwać dłużej, bo nie sposób zobaczyć wszystkiego w trochę ponad tydzień. Mimo wszystko wyobraźnia pracuje, gdy dowiadujemy się, że w tym mieście żył Michał Anioł, Niccolo Machiavelli i urodził się Dante Alighieri. Dość dokładnie zwiedzamy Bazylikę di Santa Croce, oglądamy freski, które przedstawiają legendę o św. Krzyżu, podziwiamy kolumny przy ołtarzu głównym zdobione aniołami, końmi, obliczami świętych i kwiatami. W nawach bocznych ukazuje nam się po siedem kaplic, które stanowią wzorowy przykład sztuki barokowej. W bazylice spędzamy sporo czasu, tak, aby można było wszystko dokładnie obejrzeć. Następnie kierujemy się na Piazza della Signora, gdzie podziwiamy m.in. fontannę Neptuna z XVI wieku zbudowaną z marmuru i brązu, tuż obok mamy kopię Dawida - rzeźbę Michała Anioła (oryginał znajduje się w muzeum), wrażenie robi również rzeźba Herkules i Kakus oraz konny pomnik księcia Toskanii Kosmy I. Druga możliwość zderzenia się ze sztuka przez duże „S” miała miejsce w czasie wizyty w Muzeach Watykańskich. Nie sposób obejrzeć całej kolekcji w kilka godzin, nie wspominając już o tym, aby zatrzymać się przy dziele, które najbardziej do nas przemawia. Ale co nieco zobaczyć można: kolekcje dzieł Leonarda da Vinci, Caravaggio, zbiory pochodzące ze starożytnego Egiptu, ikony bizantyjskie. Punktem standardowym jest Sala Sobieskiego, w której znajduje się obraz namalowany przez Jana Matejko pt. „Sobieski pod Wiedniem”. Duże wrażenie zrobiła na mnie galeria map i arrasów, no i bez dwóch zdań Kaplica Sykstyńska. Mieliśmy w niej około 15 min czasu, aby móc dokładnie przyjrzeć się freskom wykonanym przez Michała Anioła na sklepieniu i wysłuchać historii ich powstawania. Niezwykłe uczucie móc choć przez chwilę stać w miejscu, w którym wybierany jest nowy papież, gdzie wszystko wiadomo, zanim nowina zostanie ogłoszona światu. Wspominając o obcowaniu ze sztuką nie mogę pominąć Piety Michała Anioła znajdującej się w Bazylice św. Piotra. Pieta to wizerunek Matki Boskiej z ciałem Jezusa, wykonana została z marmuru, a Michał Anioł podpisał swoje dzieło, czego w innych przypadkach nie robił. Może był z niego wyjątkowo zadowolony? Od kilkudziesięciu lat Pietę chroni pancerna szyba, gdyż w 1972 roku australijski geolog Laszlo Toth uszkodził ją młotkiem wznosząc przy tym okrzyki, że rzekomo to on jest Jezusem. Sporym zaskoczeniem jest dla mnie informacja, że najlepsza kopia dzieła znajduje się w poznańskim kościele. Modlić się Najlepszym czasem na chwilę zadumy i refleksję dla osób wierzących jest wizyta przy grobie św. Jana Pawła II. Grób nie znajduje się już w Grotach Watykańskich (jak mi się początkowo wydawało), ale w Bazylice św. Piotra, po prawej stronie od wejścia, kawałek za pietą Michała Anioła, w kaplicy św. Sebastiana. Według mnie w porównaniu z przepychem, jaki panuje w Bazylice, grób jest skromny (co w moim odczuciu jest zaletą). Podczas naszej wizyty w Bazylice nie było zbyt tłoczno, dzięki temu osoby chętne mogły w spokoju i ciszy oddać się modlitwie. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest zakaz fotografowania bezpośrednio przy grobie, znajdują się tam ławki i po przekroczeniu barierek zdjęcia są zakazane. Oczywiście nie oznacza to, że nie można robić zdjęć z dalszej odległości. Drugi moment odpowiedni na modlitwę to udział w audiencji generalnej na placu św. Piotra. Co prawda nasza grupa na audiencję przybyła spóźniona (Pani Pilot się nie spieszyło, w końcu bywa na placu św. Piotra kilka razy w miesiącu…), ale msza jeszcze trwała. Audiencje maja długą historię, rozpoczęto je, aby kolejni papieże mieli lepszy kontakt z wiernymi. Do tej pory – mimo dokładniejszych kontroli z uwagi na sytuację w Europie – na audiencję może wejść każdy, kto ma taką potrzebę. Watykan to oczywiście nie jedyne miejsce, w którym osoba wierząca może się modlić. Ale z pewnością panował tam najlepszy ku temu klimat. Zwiedzaliśmy szereg bazylik i katedr (bazylika św. Franciszka i bazylika św. Klary w Asyżu, bazylika Santa Croce we Florencji, bazylika św. Antoniego w Padwie) i w każdej była chwila wolnego, którą można było wykorzystać zgodnie ze swoja potrzebą. Miejsce, w którym nawet najweselszy człowiek staje się jakby bardziej zadumany jest też Monte Cassino. Walki polskich żołnierzy trwały prawie dwa tygodnie i podobno należały do niezwykle krwawych. Spacerując między grobami, widząc jacy młodzi byli ludzie, którzy ginęli nawet nie na polskiej ziemi, po raz kolejny zadaję sobie pytanie o sens wojny i po raz kolejny nie znajduję odpowiedzi. Uzupełnić wiedzę Wycieczki objazdowe maja to do siebie, że przy odrobinie szczęścia jeśli trafi się na dobrego pilota i przewodników lokalnych można naprawdę wiele się nauczyć. Wiadomo, że nie sposób zapamiętać wszystkiego, ale zaryzykuję stwierdzenie, że człowiek wraca z każdej wycieczki choć odrobinę mądrzejszy. Cieszę się, że nie tylko zwiedzane miejsca wzbogaciły moją wiedzę, ale również filmy, jakie zaproponowano nam w autokarze – film o życiu Leonarda da Vinci, Michała Anioła, czy o Pompejach. Film o Pompejach obejrzeliśmy dzień przed ich zwiedzaniem, co było strzałem w dziesiątkę, bo pozwoliło nam uzyskać wyobrażenie na temat ówczesnego życia i zwyczajów mieszkańców i tego, jak wyglądało miasto przed wybuchem Wezuwiusza. Zapewne każdy z nas jako dziecko słyszał o Pompejach na lekcji historii, ale dopiero wizyta w tym miejscu i słuchanie opowieści przewodniczki daje pełen obraz sytuacji. Spacerując zachowanymi uliczkami można poczuć klimat dawnych wieków. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie malowidła ścienne, które wyrażały poglądy polityczne mieszkańców, ich zainteresowania, opinie o sąsiadach itp. W Pompejach istniał amfiteatr, coś na kształt współczesnego rynku, drogi miały kamienne przejścia dla pieszych, a na ścianach często umieszczano hasła reklamowe. W Pompejach funkcjonowały również domy publiczne, do których drogę wskazywały specyficzne znaki, a na odwiedzającego czekały kamienne łoża i tematyczne malowidła na ścianach. Zwiedzamy również łaźnie publiczne (termy Stabiana), w których istniał podział na część męską i żeńską. Zadziwiający jest sposób, w jaki nagrzewano wówczas powietrze – istniał bowiem system podwójnej podłogi, a między jej warstwami krążyła kanalikami gorąca woda. To miasto mimo, że w tak odległych od naszych czasach, funkcjonowało całkiem sprawnie, cieszę się, że mogłam się o nim tyle dowiedzieć, chociaż radość mieszała się ze smutkiem, że życie wielu osób zostało przerwane w tak okrutny sposób. Kolejna historia, która bardzo mnie zaciekawiła związana jest z Padwą i osobą św. Antoniego. Od najmłodszych lat słyszałam, jak moja babcia mówiła, że jak coś zgubimy powinniśmy pomodlić się do św. Antoniego. Ale kim był i co miał wspólnego z Padwą? Okazuje się, że św. Antoni z Padwy nie urodził się w tym mieście, ani nawet nie miał tak na imię (miał na imię Ferdynand), dopiero po wstąpieniu do zakonu franciszkanów przyjął imię, pod którym jest znany obecnie. Był doskonałym mówcą, przez co jego kazania przyciągały wiernych. Zanim osiadł w Padwie jeździł po świecie, pisał i wygłaszał kazania. Ku jego czci wzniesiono m.in. Bazylikę w Padwie, tam też znajduje się jego grób i relikwie (język i struny głosowe, jako znak, że był doskonałym mówcą). Wspomniana bazylika to nie tylko św. Antoni i opowiedziana o nim historia, to również rzeźby Donatella, freski Giotta i obrazy poświęcone Maksymilianowi Kolbe. Jak mowa o uzupełnianiu wiedzy to nie wypada pominąć krótkiej, ale zawsze, wizyty na Uniwersytecie w Padwie – jednym z najstarszych w Europie. Na nim przecież wykładał Galileusz, a studiowali Jan Kochanowski, Mikołaj Kopernik czy Jan Zamojski, a w 1678 roku pierwsza kobieta uzyskała stopień naukowy z filozofii ( pomnik Eleny Lucrezii Cornaro Piscopia zdobi jeden z korytarzy uczelni). Smakować kuchni włoskiej (i bawić się) Aby zrobić jedno i drugie jednocześnie najlepiej wziąć udział w wieczorze włoskim, który organizowany jest podczas pobytu w Rzymie. Do tej pory nie uczestniczyłam w tego typu zabawach, ale w tym roku moja miłość do kuchni włoskiej zwyciężyła. Restauracja Visconti, w której jedliśmy znajduje się w centrum miasta, razem z drugą grupą realizującą ten sam program mieliśmy do dyspozycji urokliwą piwnicę. Do jedzenia przygrywał nam zespół, piosenki włoskie mieszały się z polskimi, a grupa potrafiła i przede wszystkim chciała się bawić. Był śmiech, śpiew i tańce. Na kolację podano nam przystawkę w postaci wielkiego talerza wędlin włoskich, drugie danie to wyśmienita lasagna ( od czasu do czasu robię lasagne w Polsce, do tej pory myślałam, że wychodzi mi całkiem smaczna, ale włoska lasagna wprost rozpływa się w ustach), kolejne to mięso w sosie i sałatka, a na deser tiramisu. Do picia serwowano wodę oraz czerwone i białe wino wytrawne (akurat w moim guście). Uważam, że kolacja warta jest pieniędzy, które biuro za nią pobiera. Jeszcze nie raz na kolejnych wycieczkach wezmę udział w tego typu wieczorach. Moje podniebienie zachwyciło się również daniem bardzo prostym, serwowanym w Wenecji w barze szybkiej obsługi, a mianowicie kanapką na ciepło z mozzarellą i szynką. To jedna z najlepszych kanapek, jakie jadłam w życiu. Wizyta w Neapolu to dla odmiany degustowanie tamtejszej pizzy, podobno najlepszej na świecie, jedzonej przed sklepem, na kawałku papieru. Cóż, mojego serca nie zdobyła, ale nie była zła, po prostu spodziewałam się czegoś lepszego. Będąc w Neapolu warto spróbować tamtejszego ciastka zwanego baba. Jest to ciastko wielkości kubka, takie, jak babka, tylko tuż przed podaniem skrapiane rumem. Typowe dla Włoch potrawy – makarony z sosami i lasagne – można nabyć praktycznie na każdym rogu. Miałam wykupione obiadokolacje i na nich również serwowano nam makarony, ale jeżeli ma się ochotę na prawdziwy włoski makaron, to jednak radzę nabyć go w barze czy restauracji. Fajnym miejscem na posmakowanie potraw kuchni śródziemnomorskiej jest bar typu self service, do którego skierowano nas we Florencji. Znajduje się on kilka kroków od Katedry Santa Maria del Fiore, jadłam w nim przepyszną lasagne na szpinakowym makaronie oraz bakłażany z serem. Wybór dań jest bardzo duży i wszystko wygląda zachęcająco. W związku z tym, że trafia tam sporo, nie tylko polskich, wycieczek, dania są świeże. Szczerze polecam. Na Capri skupiłam się na owocach morza, chyba tak zadziałał na mnie klimat wyspy, że poczułam chęć na krewetki. Były duże, bardzo dobrze doprawione i warte swojej ceny. Jeżeli ktoś nie przepada za owocami morza, na Capri znajdzie też tradycyjną kuchnię włoską, pierożki, musakę, jest w czym wybierać. Do picia polecam wino, najczęściej wytrawne, na Capri likier pistacjowy (mniam) i cytrynowy. Aby nie było, że wspominam tylko o alkoholach, warto napić się granity (cytrynowy napój z dużą ilością lodu na Capri, pomarańczowy w Pompejach) i kawy Pedrocchi w Padwie ( mała kawa z likierem miętowym i czekoladą, wypita w Caffe Pedrocchi przy barze ). Z drobiazgów z pewnością warto jeść lody niezależnie od miasta, lody we Włoszech są po prostu smaczne. Aby zbyt szybko nie zapomnieć włoskich klimatów polecam przywieźć trochę Włoch do Polski – oliwa, kawa, sery, przyprawy czy kiełbasa z dzika będą jeszcze długo przypominały nam wycieczkę. Relaksować się na wyspie Capri Capri zdecydowanie zasługuje na odrębny podpunkt w mojej opowieści. Zgodnie z programem odwiedzamy wyspę 8 dnia, kiedy już zmęczenie daje o sobie znać. I jest to niezwykle atrakcyjny punkt wycieczki. Już rejs promem z Neapolu na wyspę trwający około 1h20min pozwala nam się odprężyć. Potem jest już tylko lepiej. Z promu od razu przesiadamy się na stateczek czekający na nas na Marina Grande i pływamy nim około godziny podziwiając wyspę z perspektywy morza, ciesząc oczy widokami skał, brzegu wyspy oraz jaskini. Warto zwrócić uwagę na historyczną, brukowaną drogę o nazwie Via Krupp i skałę syreny. Hitem są trzy skały położone blisko siebie (Faraglioni), gdzie jedna z nich ma wejście, coś na kształt bramy, przez które mniejsze statki są w stanie przepłynąć oraz Koralowa Grota, do której można podpłynąć i podziwiać czerwone koralowce. Kolejny punkt to wjazd kolejką (funicular) na główny plac Capri – Piazza Umberto I. Stamtąd roztacza się widok na port i rozpoczynają się wąskie uliczki, którymi spacerujemy udając się w kierunku Ogrodów Augusta. Dosłownie zewsząd otaczają nas kwiaty i roślinność typowa dla południa Europy, odkrywamy pełne uroku zakątki, na Capri nawet miejsce na wodę dla psów wygląda wyjątkowo. Do Ogrodów Augusta warto wejść już nawet nie dla samej roślinności (której rzecz jasna nic nie brakuje), ale dla widoków – z jednej strony Faraglioni, a z drugiej wspomniana już Via Krupp. O wycieczce mogłabym pisać długo i bez końca. Te 10 dni jak zwykle szybko minęły, a do kolejnego wakacyjnego wyjazdu jeszcze ładnych kilka miesięcy. Według mnie Włochy klasyczne to jeden z ciekawszych programów do Włoch, a dzień spędzony na Capri stanowił spory atut. I naprawdę nie ma znaczenia, że pokój hotelowy był mały i skromny, że śniadania były ubogie, tego później się nie pamięta. Pamięta się, co się widziało, co przeżyło, jakich ludzi spotkało, co czuło patrząc na ślady dawnych epok, a przy tym ilość kromek chleba w hotelowej jadalni ma naprawdę marginalne znaczenie.

5.0/6

Katarzyna 22.06.2017
Termin pobytu: czerwiec 2017

Piękne Włochy w maju

Wycieczka atrakcyjna, kraj piękny, właściwie broni się sam.Trasa przejazdu wdłuż niemal całego Półwyspu Apenińskiego umożliwia obserwowanie zmieniającego się krajobrazu, charakterystycznej roślinności i zabudowy mijanych miejscowości. Wszystkie odwiedzane miejscowości warte uwagi, szczególnie ciekawe dla osób zwiedzających Włochy po raz pierwszy.

5.0/6

Wojtek, Inowrocław 12.08.2021

Wycieczka bardzo udana

Ogólnie wycieczkę uważam za bardzo przyjemną. Doczepiłbym się do drobiazgów. Autobus miał mało wygodne siedzenia, co na tak długą drogę było uciążliwe (choć w drodze powrotnej z przyzwyczajenia już lepiej to zniosłem ;-) ). Program każdego dnia można byłoby przesunąć o godzinę lub dwie (po co wstawać o 6 rano i jechać na zwiedzanie w największe słońce, a wracać późnym popołudniem?). Więcej czasu dałbym na Neapol (bardzo klimatyczne miasto, czuć tam prawdziwe Włochy :-) ), oraz na Capri (choć to mało "klasyczne"). Śniadania to katastrofa. Z hotelu Marina w Montecatini Terme radziłbym organizatorom zrezygnować - bardzo słaby. Za to hotel pod Neapolem "pośrodku niczego" super. Tak poza tym, to dużo słońca, pięknych zabytków i widoków, smacznego jedzenia, przyjemnych, ciepłych wieczorów we włoskich knajpkach. Czas zleciał bardzo miło i szybko ;-)

5.0/6

Małgorzata, 21.07.2015

WARTO JECHAĆ:)

Wspaniała wyprawa, bardzo bogaty program pozwalający zobaczyć najpiękniejsze i najważniejsze miejsca we Włoszech.Bardzo dobra organizacja a praca pilota p. Beaty na ocenę 6+. Dziękujemy pani Beatko:):):)
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem