5.2/6 (473 opinie)
6.0/6
Byłam wraz z mężem na wycieczce wzdłuż Adriatyku dla wygodnych w terminie 23-29 września . Bardzo fajny wypad .Polecam wszystkim tym co kochają Chorwację i podróże .Pilot Pan Grzegorz bardzo profesjonalny i wykształcony człowiek .
6.0/6
Jestem bardzo zadowolona z wycieczki. Odwiedziłam interesujące miejsca w Słowenii i Chorwacji. Wróciłam trochę zmęczona podróżą autokarem ale za to pełna niezapomnianych wrażeń z każdego zwiedzanego miejsca. Pilotka spełniała dobrze swoje zadania. A kierowcy świetnie unikali nam podróż opowiadając wesołe historyjki.
6.0/6
Chorwacja i Słowenia, nie mają w sobie dzikości i tajemniczości Serbii, Macedonii czy Albanii. Ale przepastna uroda miast, miasteczek i bogactwo przyrody, również dodają im kolorytu. To jak najbardziej okiełznane bałkańskie kraje, nie tylko za sprawą ich przynależności do Unii Europejskiej, ale głównie przez swoją lokalizację i historię. A historia ich jest niezwykle barwna i tak naprawdę mało znana. W Słowenii zwiedzamy zaledwie stolicę i najpiękniejszą jaskinię – mając asumpt do tego, aby w przyszłości ponownie odwiedzić ten kraj nazywany „Europą w miniaturze”. Chorwację mamy okazję poznać trochę bliżej, zarówno jej cześć w klimacie kontynentalnym jak i śródziemnomorskim. Poznajemy, zatem dwa oblicza chorwackiego krajobrazu – bujnie zielonego oraz nadmorskiego. Wzdłuż Adriatyku usiane są właśnie, prawdziwe klejnoty Chorwacji – miasta i miasteczka, które kuszą oryginalną urodą i wspaniałymi zabytkami. Wędrując po ich ulicach, można wręcz zatopić się w ich historii i poczuć ten niepowtarzalny, wręcz magiczny chorwacki klimat. Ale Chorwacja i Słowenia to nie tylko cudowne miasta, przesycone zabytkami i fantastyczną przyrodą. To także wspaniali ludzie. Chorwaci, pełni życia i humoru, dla których piłka nożna (ukochany Hajduk Split) i życiowa dewiza „polako, polako” (czyli spokojnie, bez nerwów) to świętości. Słoweńcy zaś, są zawsze uprzejmi i uśmiechnięci. Nasz objazd zaczęliśmy dosyć orzeźwiająco od krótkiego spaceru (ok. 30 minut) po Parku Narodowym Krka. Park ten, powitał nas obfitym deszczem, idealnym na rozbudzenie po podróży. Deszcz jednak absolutnie w niczym nie przeszkadzał, a dodatkowo podkreślał piękno wiosennej przyrody, dopiero, co obudzonej do życia. Wezbrana rzeka Krka i jej niesamowicie malownicze kaskady, skąpane w zieloności, zapierają dech w piersiach. Ciekawostką jest również fakt, że to właśnie na rzece Krka, powstała pierwsza chorwacka elektrownia wodna. Następną na trasie atrakcją był Szybenik. Miasteczko to, olśniewa kamienną starówką, pełną zakamarków i wąskich uliczek oraz długą nadmorską promenadą. Po Szybeniku oprowadzała nas rodowita Chorwatka. Wspaniale opowiadała o mieście i jego głównej atrakcji - Katedrze św. Jakuba, wybudowanej bez grama zaprawy! Następny dzień należał do Dubrownika. … Za grubymi murami, mieściło się miasto z czerwonymi dachówkami… tak mogłaby się zaczynać bajka o tym przepięknym mieście. Na pierwszy rzut oka, tak właśnie prezentuje się Dubrownik, którego mury skrywają bajeczne wnętrze, przykryte morzem dachówek. To miasto- twierdza, skutecznie opierało się przez wieki, rozmaitym najazdom, zwłaszcza ze strony Wenecjan. Dubrownik, zbudowany na skalistej wysepce, niegdyś na jednym z najważniejszych morskich szlaków handlowych, stanowił łakomy kąsek. Dubrownik i Wenecję łączy nie tylko ustrój niepodległej republiki (państwa-miasta), ale też legenda związana ze św. Błażejem, patronem miasta. To właśnie św. Błażej pod postacią starca miał ostrzec lokalnego biskupa przed zbliżającym się atakiem Wenecjan. Z tej okazji do dziś urządza się huczne i niesamowicie kolorowe imprezy upamiętniające Świętego. Niestety nie zawsze łaska Świętego spływała na lud Dubrownika. Dubrownik nie oparł się trzęsieniu ziemi w 1667 roku, Napoleonowi oraz niedawnej wojnie domowej. Jednak z upływem czasy, rany się zabliźniły i nie ma śladu po dawnych urazach. Głównie to zasługa UNESCO, które objęło miasto opieką. Może gdzieniegdzie np. w klasztorze Franciszkanów, który odwiedzamy, znajdują się ślady po kulach, wystrzelonych w ostatniej wojnie. W Klasztorze znajduje się okazały dziedziniec i prawdopodobnie najstarsza apteka w Europie. Miasto urzeka w pełni, swoją oryginalną i spójną zabudową. Zasłużenie nazywane jest „klejnotem Dalmacji” i stanowi największą atrakcję nie tylko w skali tego regionu, ale i całego kraju. Bardzo przyjemnie się po nim spaceruje. Ten spacer umilała nam przewodniczka, emanująca spokojem i życzliwością, nasza rodaczka Pani Renata. Aż szkoda było z niego wyjeżdżać. W czasie wolnym jest tutaj sporo do zrobienia i zobaczenia. Jak chociażby skorzystanie z fakultatywnego rejsu wokół murów obronnych (koszt 10 euro/os.), czy też wejścia na nie (koszt 200 kun dorośli/50 kun dzieci). Można też odwiedzić Pałac Rektorów czy kościół św. Błażeja. Na pewno warto wybrać się do lodziarni na głównej ulicy miasta Placa, w okolicach Wielkiej Fontanny Onufrego. Obsługa porozumiewa się w naszym ojczystym języku, a wybór pysznych smaków jest naprawdę ogromny. Kolejny dzień obfitował w podwójne atrakcje, do zobaczenia mieliśmy aż dwa ciekawe miasta. Split oraz Trogir, do którego zabrała nas wspaniała, energiczna i pełna humoru Pani Anita, pół Polka, pół Chorwatka. Split – miasto „Chorwackiego Cesarza” Rzymu (Dioklecjan urodził się na terenie Chorwacji) z jego niesamowitą „daczą” wpisaną na listę UNESCO, czyli słynnym Pałacem Dioklecjana. Na liście UNESCO, znalazł się, dlatego, iż stanowi najlepiej zachowaną rzymską budowlę, do naszych czasów. Jego ogrom oraz to, że z upływem czasu „wrósł” niemal w miasto, również stanowi nie lada atrakcję, która skłania do zobaczenia go na własne oczy. Jego podziemia, zaś stały się plenerem dla równie sławnego serialu ostatnich lat. W czasie wolnym można było dalej zagłębiać się w zakamarki komnat „letniskowej rezydencji” Cesarza, bądź też przechadzać się ulubioną promenadą mieszkańców Splitu – Rivą. Tutaj tętni prawdziwe życie towarzyskie miasta. Chorwaci przychodzą tutaj, aby spotkać się ze znajomymi i poplotkować, a także zaprezentować nowinki garderoby. Trogir zaś, to prawdziwa kwintesencja chorwackiego krajobrazu. Maleńkie, urocze miasteczko, zwane miastem „szczęśliwej chwili”. Tutaj, bowiem odnaleziono podobiznę greckiego bożka szczęśliwej chwili – Kairosa. Oryginał reliefu z podobizną przechowywany jest w przyklasztornym muzeum (Klasztor Benedyktynek). Poza tym, niewątpliwymi atutami Trogiru są m.in. piękny, nadmorski deptak wysadzany palmami oraz katedra św. Wawrzyńca, której najbardziej charakterystyczną część stanowi dzwonnica –górująca nad miastem. W czasie wolnym można się na nią wspiąć (dla chętnych, zawarte w pakiecie zwiedzania na hasło umówione przez organizatora), aby podziwiać panoramę Trogiru. Warto również, przespacerować się promenadą i dotrzeć do baszty św. Marka, stanowiącej część dawnego fortu Kamerlengo (koszt wstępu 15 kun/os.). Czwarty dzień naszej wyprawy poświęcony był kontemplacji chorwackiej przyrody, a więc spotkania z kolejną najbardziej znaną atrakcją Chorwacji, czyli Parkiem Jezior Plitvickich. Plitivice to 16 lazurowych jezior przepasanych wstęgami wodospadów. Pełne bujnej flory i fauny. Prawdziwy chorwacki hit i plener filmowy dla osławionych już przygód najsłynniejszego Apacza Winnetou. Tutaj przyroda jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wiewiórki, które licznie się pojawiają, zdają się być oswojone z tłumami turystów, którzy tu bardzo gęsto przybywają. Czas przejścia to ok. 2,5-3 h. w tym przejazd kolejką i barką po największym jeziorze Kozjak. W parku funkcjonuje też pełna infrastruktura turystyczna: hotele, bary, a nawet dosyć dobrze zaopatrzony sklep z pamiątkami. W drodze powrotnej z Plitivc, Pani Ania zorganizowała dla nas degustację w lokalnym gospodarstwie. Mieliśmy okazję spróbować wyśmienitych serów, kiełbas, miodów, przygotowanych przez bardzo miłych i uprzejmych gospodarzy, a także uraczyć się tradycyjną rakiją. Warto tutaj zaopatrzyć się w prawdziwe chorwackie produkty spożywcze, zwłaszcza w wędzony kozi ser, którego smak jest znakomity i unikatowy. Ostatni dzień przed powrotem do domu, należał do Słowenii. Zaczęliśmy, kierując się powoli w stronę powrotną do kraju, od Jaskini Postojnej (spędzamy tutaj 1,5 h), – która stanowi prawdziwy ósmy cud świata natury. Ta jaskinia zrobiła na nas największe wrażenie i stanowi mocny punkt tej wycieczki. Tak przebogata w formy krasowe, olbrzymia jaskinia z fantastyczną kolejką, podziemnym urzędem pocztowym i małymi „smokami” (Odmieńce Jaskiniowe) - stanie się zapewne nie lada atrakcją, również dla tych, którzy za jaskiniami nie przepadają. Ją po prostu trzeba zobaczyć, bowiem żadne słowa nie odzwierciedlają jej majestatycznego piękna. Szkoda, że w programie nie ma zwiedzania, znajdującego się po drugiej stronie jaskini, tajemniczego Zamku Predjama, byłby to absolutny hit, gdyby został włączony do programu. Na sam koniec, niemal pod wieczór, trafiliśmy do - Lublany – maleńkiej stolicy, z wielkim sercem, które bije w piersi smoka, symbolu miasta. Miasto to, urzeka ładem i wysmakowaniem. Jest niezwykle zadbane. Może nie posiada sztampowych zabytków, ale przyjemnie się po nim spaceruje. Pomimo niewielkich rozmiarów, widać w nim sznyt prawdziwie europejskiego miasta na miarę tych zachodnich, jednak bez tłumów i wzmożonego ruchu ulicznego. Jest za to sporo klimatycznych kafejek i restauracji, usianych na nabrzeżach Ljubljanicy. Słoweńcy uwielbiają jadać na mieście i spotykać się w kawiarniach. Jedną z nich upodobał sobie Robert Makłowicz – wielki entuzjasta Słowenii i Chorwacji. Gdy tylko ma okazję być w Słowenii, nie przepuści okazji by wstąpić do niej na wspaniałe wyroby cukiernicze. Wszystkie miejsca na naszej trasie były niezwykle atrakcyjne. Również te, w których byliśmy zakwaterowani, jak Neum czy Selce. Ta wycieczka to absolutny „chorwacki niezbędnik” ze słoweńską nutą, pozwalający dostrzec piękno Chorwacji i Słowenii rozbudzając przy tym apetyt na więcej. Niewątpliwie znajdują się tutaj miejsca, do których będzie się miało ochotę powrócić jak Dubrownik, Trogir czy Jaskinia Postojna. Słowenia – to jak już wspomniałyśmy – „Europa w miniaturze”, z jej największymi walorami. Chorwacja natomiast, to turkusowe morze, spokój, relaks i niepowtarzalne miasta i miasteczka, usiane wzdłuż wybrzeża Adriatyku niczym klejnoty w koronie. Warto wybrać się na tą wycieczkę, aby poznać zupełnie inne oblicze Bałkanów – te mniej egzotyczne, ale za to unikatowe w innym kontekście. Zdecydowanie wyróżniające się na tle innych europejskich krajów. To propozycja dla pasjonatów jak i nowicjuszy bałkańskich szlaków. A od Bałkanów łatwo się uzależnić. Wiemy, co mówimy, bo nie jest to nasza pierwsza przygoda z Bałkanami. Kilka lat temu, miałyśmy możliwość przeżyć z Rainbow, niesamowitą bałkańską eskapadę pod wodzą wspaniałej Pani Beaty, którą do dziś wspominamy z wielkim sentymentem.
6.0/6
Na wycieczce Wzdłuż Adriatyku byłam z mężem i znajomymi, po raz pierwszy z Rainbow Tur. Zarówno ja jak i moi znajomi, których namówiliśmy na ten wyjazd byli zchwyceni. Wycieczka była w połowie kwietnia zastanawiało nas jak będzie pogoda jednak pogoda dopisała, średnia temperatura 21 a w Splicie nawet do 25 stopni, dni wypełnione na max-a. Mieliśmy bardzo fajną przewodniczkę Panią Kasię, która już w trakcie trasy opowiadała nam bardzo ciekawe i interesujące informace i historie dotyczące starej Jugosławi. Hotele były bardzo dobre, w większości wszyscy mieli pokoje z widokiem na Adriatyk, serwowane w hotelu posiłki były bardzo dobre i dla nikogo nie zabrakło. Autokar z logo Sindbada również wygodny prawie nowy. Wycieczka umożliwia degustację i zakupienie regionalnych wyrobów. Bardzo polecam tę wycieczkę zwłaszcza w pażdzierniku, gdzie nie jest już tak goraco a dodatkowo jest to czas zbiorów owoców . Barbara