5.6/6 (949 opinii)
6.0/6
Wiele ciekawych miejsc i ludzi, mnóstwo skrajności, pogodni ludzie inna kultura i mentalności. Warto przynajmniej raz pojechać.
6.0/6
O wakacjach w Tajlandii marzyłam od 20 lat. Nie było to marzenie związane z leżeniem plackiem na rajskiej tajskiej plaży, ale raczej chęć poznania kultury tego kraju, jego historii, obyczajów, kulinariów, zanurzenia się w buddyjskiej filozofii i codzienności. Gdy mąż podrzucił mi ofertę „Baśniowej Tajlandii” Rainbow, serce zabiło mocniej. To było TO, czego szukałam od dawna, program wydawał się idealny. Podjęliśmy decyzję, że pojedziemy całą rodziną, razem z 13-letnim synem. Wróciliśmy dwa dni temu. Zakochani w Tajlandii. Szczęśliwi. Usatysfakcjonowani. W euforii. Wszyscy razem i każde z osobna. Ale od początku… Warto zacząć od tego, że zdecydowaliśmy się na wyjazd w porze deszczowej (przełom lipca i sierpnia). Dziś śmiało mogę stwierdzić, że była to świetna decyzja. Wycieczka jest intensywna, punkty programu wypełniają całe dnie. W Tajlandii przez cały rok temperatura oscyluje wokół 30 stopni C. W porze suchej słońce grzeje bez litości i zwiedzanie staje się wyzwaniem. W porze deszczowej niebo jest bardziej pochmurne, słońce wychodzi raz na jakiś czas, dodatkowo po deszczu powietrze wydaje się bardziej rześkie, czasem powieje wietrzyk – ułatwia to aklimatyzację i funkcjonowanie na pełnych obrotach. Podsumowując, pora deszczowa to bardzo dobry czas na wycieczkę objazdową po Tajlandii. Nie będę opisywać każdego dnia podróży, bo powstałby dłuuuugi esej. Mogę tylko napisać, że wszystko, co jest w programie wycieczki na stronie Rainbow, jest realizowane w szczegółach, na bardzo wysokim poziomie, w przemyślany sposób, bez tracenia czasu na błędy i błądzenie. Wszystko jest warte zobaczenia, a poszczególne elementy dają na koniec głęboki i bogaty obraz tego fascynującego kraju. Obraz, który zabieramy do domu w sercu i pod powiekami. „Baśniowa Tajlandia” została pomyślana tak, by każdy dzień był nową przygodą. Od początku nurkujesz w egzotyce, bez obaw i bez oporów, maksymalnie. W Bangkoku – odwiedziliśmy najpiękniejsze świątynie, zobaczyliśmy Buddę (Złotego i Szmaragdowego), poznaliśmy życie miasta o różnych porach dnia i nocy, pływaliśmy kanałami, podziwiając warany wygrzewające się na słońcu, buszowaliśmy po zmroku na street foodzie, próbując wszystkiego (także wielu kontrowersyjnych rarytasów), zaliczyliśmy naprawdę szalony nocny rajd tuk-tukami po ulicach metropolii, byliśmy w najwyżej położonym barze - z nocnym widokiem, który zapiera dech. Mam wrażenie, że z krótkiego pobytu nie uroniliśmy ani sekundy. Duża w tym zasługa pilotki, Pani Ani, która hojnie raczyła nas swoją ogromna wiedzą o Tajlandii, ustawiała nasze turystyczne kompasy na to, co naprawdę trzeba i warto zobaczyć, gdzie wymienić pieniądze, zrobić zakupy, pójść w wolnym czasie, czego unikać i czego szukać, co i gdzie jeść. Jej rady były naprawdę bezcenne. Bez niej nie doświadczylibyśmy nawet połowy z tego, co dziś jest w naszych głowach. Później był słynny most na rzece Kwai. Zobaczyliśmy go z każdej możliwej perspektywy. Najpierw przepłynęliśmy pod nim na tratwie-restauracji, racząc się pysznym obiadem przy dźwiękach filmowej piosenki. Następnie spacerowaliśmy po moście, robiąc zdjęcia, by na koniec przejechać po nim zabytkowym pociągiem. Czy można wymyślić lepszy, pełniejszy scenariusz? Wątpię. W następnych dniach odwiedziliśmy dawne stolice - Ayutthayia, Sukothai. Wkroczyliśmy w ich legendarne mury wyposażeni w niezbędną historyczną wiedzę, świadomi, uwrażliwieni. Pani Ani i tajska przewodniczka Vicky zadbały, by żaden szczegół nie umknął naszej uwadze. Tak powinno wyglądać jakościowe zwiedzanie. Podróż na północ kraju i czas przejazdu (pobytu w autokarze) wypełniły nam zabawne lekcje języka tajskiego w wykonaniu Vicky, inspirujące wykłady o faunie i florze kraju – z próbowaniem różnych egzotycznych owoców włącznie. Nasze przewodniczki zadbały o każdy detal i omówiły chyba każdy możliwy aspekt życia w Tajlandii. A dalej było jeszcze lepiej. Świątynia Skorpiona, Czarny Dom, Niebieska i Biała Świątynia –przeniosły nas w świat wyobraźni. Są nie do opisania. Nie do ogarnięcia. Do zobaczenia. Chociaż raz w życiu. Koniecznie. Każdego dnia robiliśmy i widzieliśmy masę fajnych rzeczy. Były dodatkowe punkty programu i różne niespodzianki – w nagrodę, bo nasza grupa była zorganizowana, punktualna i ambitna. Mam wrażenie, że dotknęliśmy praktycznie wszystkiego, co charakteryzuje ten kraj, co go wyróżnia na mapie świata, co tutaj ważne i symboliczne. Był trekking po dżungli, było zwiedzanie przepięknej plantacji herbaty, przejażdżki song thewa’mi, wizyty na stoiskach rękodzieła, podróż nocnym pociągiem do Bangkoku, były masaże (dużo wspaniałych i uzdrawiających masaży!), no i góry jedzenia. Pysznego, aromatycznego, kolorowego, bajecznie taniego. Tajlandia to królestwo smaku. A tutejsza kuchnia – szczególnie ta w wydaniu street foodowym – jest czymś, czego po prostu trzeba doświadczyć. Naszą podróż zakończyliśmy pobytem w Pattayi. Trochę plażowaliśmy, korzystając ze wspaniałej, słonecznej pogody, trochę korzystaliśmy z lokalnych atrakcji. Za radą naszej przewodniczki Ani udaliśmy się do pobliskiego Sanktuarium Słoni. Wspaniałe i wzruszające przeżycie. Nigdy go nie zapomnimy. Polecam tę podróż. Bardzo. Może być pięknym i mądrym wstępem do wielkiej azjatyckiej przygody. Pozdrawiam nasze przewodniczki, szczególnie Panią Anię. A za Tobą, baśniowa Tajlandio, już tęsknie. Mam cię w sercu i obiecuję, że wrócę.
6.0/6
Super wycieczka, dobre hotele, świetny i zaangażowany pilot Pani Weronika oraz lokalny przewodnik - Mia, bardzo fajny program oraz pomysły z przemieszczaniem sie rożnego rodzaju środkami transportu: rowery, łódzki, pociąg. Polecam
6.0/6
Wycieczka rozpoczęła się na Okęciu, odebraliśmy bilety i poznaliśmy Agatę, naszą przewodniczkę z Rainbow Tours. Lecieliśmy liniami AIR Turkish do Stambułu, tam spędziliśmy długie godziny ( bo nie było jeszcze wówczas czarteru, a dłuuuuuuugaaa przesiadka ) i rozpoczęliśmy lot do Bangkoku, który trwał kilka godzin. Kolejnego dnia ok. 13 czasu tajskiego wylądowaliśmy, kupiliśmy wizy ( bo wtedy były jeszcze wizy), co nie obyło się bez ekscesów. Pan od wydawania wiz spał sobie, a tu mu nagle wycieczka Polaków kazała pracować. Zaczął więc nas ustawić w ogonku i dopiero po uporządkowaniu wrócił do pracy. Z lotniska pojechaliśmy do hotelu Bangkok Palace, gdzie trochę wypoczęliśmy, bo już ok 18 była zbiórka informacyjna. Po kolacji w strugach ciepłego deszczu udaliśmy się na wieżę widokową, aby z 38 piętra obejrzeć panoramę Bangkoku i wypić drinka darmowego ( w ramach biletu). Po drinku zaserwowaliśmy sobie pierwszy masaż stóp. Polecam ze wszystkich sił- gdzie tylko możecie- korzystajcie z masaży, są cudowne, relaksujące. Po powrocie uznałam, że najlepsze wakacje mojego życia były chyba spowodowane ciągłym relaksem na masażach. W Bangkoku zwiedzaliśmy wiele miejsc: 1. Światynia Złotego Buddy- Budda jak budda, tyle że ze złota. Podczas przenoszenia figury, spadła ona i rozbił się na niej pancerz z betonu, wówczas odkryto, że pod spodem znajduje się figura z prawdziwego złota. W Świątyni ludzie ubrani byli na różowo- okazało się, że każdy dzień tygodnia ma swój kolor w Tajlandii. To był wtorek- a wtorek jest różowy. 2. Przejechaliśmy przez chińską dzielnicę i tam zatrzymaliśmy na targu kwiatowym w Chinatown, przez targ prawie biegliśmy- nie było to ciekawe, właśnie przez ten bieg. Nie mogłam nacieszyć się ani zapachem, ani widokiem, patrzyłam tylko, gdzie stąpam i gdzie jest grupa, aby się nie zagubić. 3. Kolejno zwiedzaliśmy kompleks świątynny z leżącym buddą- leżał sobie, duży na szezlongu. 4. Pałac Królewski, gdzie na najpierw mieliśmy zdjęcie grupowe , a potem zwiedzanie kompleksu. Pałac czysty, ładny, ale nie powalający. Szmaragdowy budda, malutki i nie ze szmaragdu a z jadeitu. Nic specjalnego!!! W Pałacu nie ma polskiego przewodnia, z jakichś tam powodów nie może z grupą wchodzić. Jednak przewodnik - Taj wszystko opowiedział ( co prawda po angielsku, ale jakoś dało się potłumaczyć, aby wszyscy zrozumieli). 5. Lunch w restauracji na barce- pierwsze smaki tajskiej kuchni…. PYCHOTA ( jak dla mnie)!!! Kuchnia tajska to kolejny powód, że Baśniowa Tajlandia to jest moja najlepiej wspominana wycieczka!! 6. Rejs łodziami po kanałach Bangkoku. Widzieliśmy warany w naturze, ryby- sumiaste, panoramę Bangkoku od strony wody, Świątynię Jutrzenki i domu budowane tuż przy nadbrzeżu. 7. Wieczorem udaliśmy się do restauracji na pokaz tradycyjnych tańców tajskich, no i na jedzonko- oczywiście. 8. Po kolacji pochodziliśmy ( już nie w grupie, a samodzielnie)po dzielnicy uciech- PatPong, z licznymi klubami go-go. Jeśli ktoś nastawia się na zakupy " oryginałów" w Tajlandii, to właśnie na PatPongu jest ku temu okazja. Po Bangkoku bez problemu poruszaliśmy się tuk-tukami- tylko cenę ustalamy zanim wsiądziemy, a nie na mecie !!! Kolejnego dnia podczas drogi zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie hoduje się palmę kokosową i pokazano nam wytwarzanie cukru kokosowego i wyrobów ze skorup. Potem odbyliśmy rejs łodziami na targ pływający. Oglądaliśmy dżunglę, domy przy brzegu, aż w końcu targ na łodziach, gdzie kupić można było warzywa, kapelusze, upominki etc. Przeżycie wspaniałe, tym bardziej, że widzi się miejsca znane z filmów, programów podróżniczych. Kolejnym przystankiem było muzeum budowniczych mostu na rzece Kwai i ich cmentarz. Miejsce, które trzeba zobaczyć, po prostu. Lunch zjedliśmy na pływającej barce, z której oglądaliśmy miejsce, gdzie niegdyś był most. Takie wspólne lunche bardzo jednoczyły grupę i naprawdę, oprócz kilku osób, grupa była SUPER!!! W drodze do kolejki śmierci zatrzymaliśmy na karmienie małp, potem wsiedliśmy do wagonów i oczekiwaliśmy widoków- ale ich nie było . Nocleg w hotelu RS Hotel w Kanchanaburi- hotel nieduży z fajnym basenem, gdzie trwała prawie całonocna impreza, bawiło się 80% grupy, naprawdę było wesoło. Rano trudno było wstać, a czekało nas zwiedzanie Ayutthayi, dawnej stolicy Tajlandii. W okolicach ruin miasta był bazarek z pysznościami tajskimi- szczury, węże, żaby, larwy, suszone ryby i inne smakowitości. Śmierdziało nieziemsko!! W drodze do Phitsanulok zjedliśmy lunch w restauracji nad rzeką. Jednak to trochę jadłodajna, nie prawdziwe jedzenie z ulicy, które ponownie zachwalam i polecam. Podczas podróży oglądaliśmy też film z Nicholasem Cagem, którego akcja rozgrywała się w Bagkoku i na targu warzywnym pływającym. Obejrzeliśmy świątynię Wat Mahathrat w Phitsanulok z buddą w aureoli. Kolejną atrakcją była przejażdżka rowerami bądź rikszami po Sukothai, gdzie oglądaliśmy park i ruiny kolejnej starej stolicy Tajlandii. Potem rozpoczęła się długa, blisko 7 godzinna podróż z przerwą na lunch, do Chiang Rai, z małym przystankiem nad urokliwym jeziorem.. W hotelu GoldenPine Spa resort spędziliśmy noc, kolację jedliśmy w hotelu ( bo cały kompleks był poza miastem). Korzystaliśmy też ze spa, jednak masaże w "ulicznych" salonach były dużo tańsze i duże przyjemniejsze. Nad rankiem na pace samochodu ( 6 osób) docieramy do wiosek górskich plemion Yao i Akha. Plemiona są raczej atrakcją turystyczną. W drodze powrotnej oglądamy, jak rosną ananasy. Udajemy się do MaeSai, najdalszego miasta Tajlandii na północy i tam przekraczamy granicę Birmy do miasteczka Takilek. Oglądamy w Birmie targ- śmierdzi okrutnie rybami, świątynie, aż w końcu udajemy się na zakupy. Mamy na nie jednak tylko 40 minut. Pędziłam między straganami jak struś pędziwiatr i niewiele zdążyłam kupić :-( Nad brzegiem Mekongu zjadamy lunch, potem biegiem udajemy się na łódź i pływamy w Złotym Trójkącie ( dawne eldorado narkotykowe), oglądając Tajlandię, Birmę i Laos. Wysiadamy na laoskiej wyspie, oglądamy tamtejsze tereny, bazarek etc. Po powrocie do hotelu kolacja i małe tańce, jakie zorganizował właściciel hotelu- zespół śpiewał nawet "Jak się masz". Kolejnego dnia- niespodzianka. Oglądamy świątynię artysty. Piękna śnieżnobiała, skrząca budowla w otoczeniu drugiej, bliźniaczej, ale złotej. Przechadzamy się też po galerii sztuki owego artysty. Naprawdę bardzo miłe zaskoczenie, bo to jedno z piękniejszych miejsc całej wycieczki. Udajemy się w kierunku Chiang Mai i oglądamy kolejno galerię jubilerską, wyrób parasolek i wachlarzy oraz centrum jedwabne Jeśli ktoś lubi zakupy w takich miejscach, to można się targować. Ja preferuję zakupy na bazarkach, targach, na ulicy. Polecam kupować zawsze wtedy, jak sie podoba dana rzecz. Wielokrotnie odpuściłam, bo potem miało być jeszcze peeełnnnno takich rzeczy, a nie było......Potem żałowałam ! Po południu czekał nas dwugodzinny masaż tajski całą grupą. Było dużo radości, bo rozdzielili nas wg płci i z sali panów co chwila wybuchała salwa głośnych śmiechów. Wymasowani udajemy się na targ w ChiangMae, podobno wielki i wspaniały. Na tym targu możne kupić wiele rzeczy, pamiątki, " oryginały" oraz zjeść pyszne tajskie jedzonko. Po mieście poruszać sie możne pieszo albo tuk-tukami ( ja już nogi bolą) Spaliśmy w hotelu Park Hotel. Następnego dnia wyjeżdżamy do ogrodu orchidei, można tam kupić rozsadki, których podobno nie można wywozić. Nie kupowałam, nie wiem więc, czy były z tym problemy, czy nie. Kolejny punkt, to szkoła słoni, gdzie się z nimi zaznajamiamy, oglądamy show wraz z malowaniem obrazów, potem bryczką z bawołami jedziemy na miejsce wyprawy na słoniach. Słoń jest wielki, trzęsący. Ogólnie wycieczka nie pozostawia na mnie wspaniałych wrażeń- żal zwierząt. Po lunchu, zjedzonym w wiosce słoni płyniemy tratwami, po 4 osoby. Jest wesoło, ale cicho i przyrodniczo. Widzimy słonie od strony wody. Ostatniego dnia zwiedzania wyjeżdżamy do świątyni Wat Doi Suthep, stupy buddyjskiej położonej w górach. Świątynia jest piękna, chyba najbardziej oddająca buddyjską atmosferę. Podobno jest ona ważna dla Tajlandczyków , tak jak dla większości Polaków- Częstochowa. Po powrocie do hotelu okazało się, że z powodu powodzi nie jedziemy pociągiem, a autokarem. Omija nas atrakcja w postaci pociągu, tak wychwalana przez wielu. Trudno ! Ładujemy się do autokaru i ruszamy do Pattayi. Podróż jest męcząca, wyczerpująca. Śniadanie zjadamy w Jomtiem Seabreeze, bo w tym hotelu zostaje większość wycieczki ( nad czym bolejemy, bo bardzo się już cała grupa polubiła). My udajemy się do SiamBayshore, który zrecenzuję na stronie hotelu. W jednym zdaniu- wg mnie wspaniały wybór na pobyt w Pattayi, wszędzie blisko, a hotel klimatyczny bardzo, z pięknymi pokojami i wspaniałymi śniadaniami, ale bez uroków plaży- ta jest okropna! W Pattayi czas mija na szwędaniu na Walking Street, leżeniu przy basenie, codziennych masażach i jedzeniu, jak tylko dało się coś wcisnąć. Z fakultetów wybieramy rejs na plażę i dzień spędzamy na wyspie koralowej, na którą płyniemy motorówką. Na plaży opalamy się, spacerujemy, robimy kolejne zakupy- polecam sukienki !!! Noszę je do dziś, podróżowały ze mną na kolejne wycieczki w kolejnych latach. W Pattayi zamawialiśmy garnitur dla męża- jest super- 100 euro i garnitur z koszulą szyty na wymiar jest nasz!!! Polecam!! W Pattayi polecam rewię Alcazar. To jest coś, co tylko w Tajlandii można zobaczyć, więc naprawdę warto. Ilość transwestytów w Tajlandii jest porażająca, jest to niezmiernie ciekawe zjawisko. Uczestniczyliśmy też w typowej rewii sex- takie miejsce, gdzie kazano oddać telefony, aparaty, kamery. Czy to było ciekawe? Ciekawe jako zjawisko na pewno, jednak dość odrażające. Uważam jednak, że w danym kraju trzeba zobaczyć to, co jest specyficzne dla danego regionu. Wszechobecna sprzedaż seksu jest czymś również często spotykanym w Tajlandii, jak salony masażu ( zupełnie nie związanie z seksem) i wspaniałe jedzenie na straganach i restauracjach ulicznych. Wycieczka wspaniale zorganizowana, czas wypełniony po brzegi, tym bardziej, że sami nie wracaliśmy do hoteli przed północą !!!! Przewodniczka " z jajem"- miała szeroką wiedzę na temat kraju, obyczajów, społeczeństwa. Radziła sobie z tubylczymi przewodnikami, czasem po polsku nam mówiła " co on za głupoty plecie, ( mówił po angielsku), proszę go nie słuchać, to brednie jakieś"- a my mieliśmy robić dobrą minę i się nie śmiać! Zazdroszczę ludziom, którzy mogli w kolejnych latach lecieć czarterem i nie męczyć się na wielogodzinnych przesiadkach! My byliśmy w Tajlandii w roku 2010, więc jednak parę lat- dużo mogło się zmienić. Jednak zachwalam ten kierunek z czystym sumieniem. Rainbow i organizacja, jakość hoteli, autokaru, przewodnik ...WSZYSTKO- bez zarzutu!