Witajcie w Mieście Aniołów!
Rozpoczynając
podróż po Los Angeles skierowałam swoje kroku wprost ku obserwatorium astronomicznemu Griffith Observatory, które zaistniało w szerszej świadomości odbiorców dzięki licznie nagradzanemu filmowi La La Land. Być w Mieście Aniołów i nie zobaczyć
słynnego napisu „Hollywood” – na to nie mogłam sobie pozwolić! Stojąc przy Griffith Observatory próbowałam złapać aparatem odpowiednią perspektywę i ustawić ostrość. Niestety, podejście bezpośrednio pod same litery jest niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze, teren, na którym wisi napis, jest prywatny. Po drugie, zdaje się, że specjalne prawo broni dostępu do liter, a przekroczenie wyznaczonej strefy grozi wysokimi mandatami. Gdyby nie wspólne starania duetu Tom Hanks – Steven Spielberg być może dziś napisu w ogóle by nie było. Padał on często ofiarą wandali. Ludzie na niego często się wspinali, co kończyło się tragicznie. Aby ochronić białe litery dla potomnych, grupa artystów z reżyserem i aktorem na czele wykupiła działkę – ku uciesze Amerykanów i turystów 😉
Universal Studios – tu film staje się prawdą
Na tę atrakcję Los Angeles czekałam najbardziej – przede mną i przed Wami, Universal Studios. Tu spełnia się marzenie każdego kinomaniaka. Rozrywek związanych ze światem filmu jest tu tak dużo, że spokojnie można spędzić w tym miejscu cały dzień. Sama zaplanowałam zwiedzanie od rana do aż do zamknięcia. Na wstępie nie omieszkałam cyknąć sobie kilku fotek przy słynnej, obrotowej kuli reprezentującej logo Universal Studio.
To, czego możecie się spodziewać po poszczególnych atrakcjach, da się zakwalifikować do jednej z trzech kategorii. W pierwszej znajdą się wszelkie rollercoastery, przejazdy przez zautomatyzowane sceny z wykorzystaniem mechanicznych postaci (takich jak dinozaury czy rekiny), włączając w to efekty trójwymiarowe i przestrzenne, skierowane do widzów (np. polewanie wodą). W drugiej kategorii są przedstawienia (shows) z udziałem kaskaderów czy aktorów, odgrywających na żywo scenki z wykorzystaniem akcesoriów, obfitujące w efekty specjalne (na przykład scena z Waterworld). W trzeciej kategorii mieszczą się wszelkiego typu parady, pełne tańca, ruchu i kostiumów (na przykład pokaz Kung Fu Pandy czy radosny przemarsz bohaterów Króla Lwa).
Wybierając się tutaj pamiętajcie, że
najtańszą opcją zakupu biletów, z najmniejszymi kolejkami na wejściu jest zakup przez internet. Wejściówki najlepiej nabyć przez oficjalną stronę Universal Studio Hollywood. Nie pomylcie parku z tym w Orlando. Nie dość, że wejdziecie na teren bez kolejek, to jeszcze możecie sporo zaoszczędzićna pojedynczym bilecie. Ceny mogą ulec zmianie, więc oszczędność może być większa lub mniejsza, w zależności od sezonu. Dodatkową zaletą zakupu przez internet jest to, że wejdziecie na teren parku do 30 lub 60 minut wcześniej, a najbardziej oblegana atrakcja, czyli świat Harry’ego Pottera, jest już wtedy dostępna 😊
Co warto zobaczyć w Los Angeles? Przede wszystkim plany filmowe wykorzystane do znanych produkcji. Odtworzone ulice Nowego Jorku widziałam już wcześniej, między innymi w filmach takich jak
Transfomers, Kapitan Ameryka czy Spider Man. To właśnie tę część, którą pokonuję, siedząc w busie, wykorzystano do nakręcenia scen znanych z dużego ekranu. Na terenie Universal Studios kręcono również popularny serial
Przyjaciele.
Poza planami filmowymi, zetkniecie się też z trójwymiarowymi atrakcjami typowymi dla parku rozrywki, ale zrealizowanymi bardziej widowiskowo. Autobus przejeżdża przez szereg realistycznie wyglądających krain. Szczególnie silne wrażenie wywarła na mnie trasa przez
Park Jurajski, pokonywana busem. Wyskakujące z krzaków dinozaury, chlapiące na turystów wodą, ruszające głowami i ogonami, realistyczne ekrany, które prawie pomyliłam z prawdziwym oceanarium czy – o zgrozo! - tryskająca na ścianę krew – wszystko to sprawiło, że długo nie zapomnę tej przejażdżki. Nie gorzej wypada plan Szczęk z rekinem, który znienacka wyskakuje spod wody. Niektórzy turyści z zaskoczenia krzyczą w niebogłosy. Ja jednak tak na serio przeraziłam się dopiero na planie Kości, gdy metro – odtworzone specjalnie do tego celu - zostało nagle zalane wodą.
Szczególne wrażenie zrobiła na mnie scenografia katastrofy lotniczej z wieloma szczegółami. Zobaczycie tu
ogromny pasażerski samolot rozerwany na pół – scenę z filmu Wojna światów. Możecie zajrzeć do jego wnętrza. Wokół leżą rozrzucone, pootwierane walizki z ubraniami pasażerów. Na skutek upadku samolotu ucierpiały też sprzęty i zabudowa naziemna. Przewrócone do góry kołami auta, domy pozbawione dachów, chaos i apokalipsa… brrr! Do tej pory mam gęsią skórkę na samo wspomnienie.
Interesująco wyglądają też westernowe makiety oraz plany, imitujące prawdziwe miasta świata. To tu ekipy filmowe zjeżdżają się, gdy chcą nakręcić parę ujęć z miejsc oddalonych tysiące kilometrów od Los Angeles.
Jest tu też coś dla fanów kultowych produkcji:
cała wioska Harry’ego Pottera (ze słynnym pociągiem Hogwart’s Express i osiedlem domków przy Privet Drive), dom z Walking Dead oraz dinozaury z Jurassic Park. Jeżeli chcecie nie tylko pooglądać plenery filmowe, ale także przeżyć niezapomniane emocje, ustawcie się w kolejce do wodnych rollercoasterów. Doświadczenie zapiera dech w piersiach (dosłownie!), ale zdecydowanie warto.😊
CIEKAWOSTKI O LOS ANGELES
• Los Angeles to drugie pod względem liczby mieszkańców (po Nowym Jorku) w Stanach Zjednoczonych. Szacunkowo mieszka tu około 4 milionów osób.
• Przeciętny mieszkaniec Los Angeles, ze względu na zatłoczenie ulic, jest spóźniony ok. 72 godzin w skali roku.
• Los Angeles ma 25 miast partnerskich oraz 4 o statusie zaprzyjaźnionych. Do tych ostatnich należą również Katowice i Łódź.
• LA jest uważany za najbardziej zróżnicowane etnicznie amerykańskie miasto.
• W USA istnieje bardzo wiele „martwych” praw. Jedno z nich dotyczy tego, że mąż ma prawo bić żonę przy użyciu pasa, o ile ten nie jest szerszy niż 3,6 cm – chyba że żona pozwoli na inny 😊
• Universal Studios przyciąga każdego dnia ponad 25 tysięcy odwiedzających dziennie.
• Filmowe perypetie Los Angeles, miasta ukochanego przez reżyserów, przedstawia wideo autorstwa Thoma Andersona pt. Los Angeles Plays Itself (2003). To kawał historii, więc przed wyjazdem warto się z nim zapoznać.
Przemierzając ulice Miasta Aniołów, trafiłam wreszcie przed halę koncertową
Walta Disneya, którą – jak mówi przewodnik – wybudowano zgodnie z nurtem dekonstruktywistycznym. Z tego powodu jest to gratka nie tylko dla fanów muzyki, ale także architektury. Hala zachwyca nowoczesną i dynamiczną bryłą w srebrnym kolorze.
Spacer słynną ulicą „Miasta Aniołów” –
Rodeo Drive – odkrył przede mną blichtr kultowych, zachodnich kultowych marek, takich jak Chanel, Burberry, Giorgio Armani, Gucci, Hugo Boss, Prada czy Tiffany & Co. Oprócz ekskluzywnych sklepów, funkcjonują tu również z powodzeniem prestiżowe hotele, choćby takie jak słynny
Regent Beverly Wilshire Hotel, w których nocowały głowy państw. Starsi widzowie mogą kojarzyć Rodeo Drive z filmem Pretty Woman, z niezapomnianą Julią Roberts.
Podczas zwiedzania Beverly Hills i części LA, cały czas towarzyszył mi klimat beztroskich wakacji i poczucie znalezienia się w miejscu życia największych sław. To właśnie tu wiele gwiazd świata filmu (w tym Keanu Reeves, Courtney Cox oraz Tobey Maguire), ma swoje rezydencje.
Jako miłośniczka kina i muzyki, nie mogłam sobie odmówić spaceru po słynnej
Alei Sław (Walk of Fame). Widziałam pięcioramienne gwiazdy poświęcone aktorom z wybitnym dorobkiem zawodowym, które z pewnością kojarzą nawet ci, którzy zwykle nie interesują się kinem.
Każdy widział w telewizji, choć nie każdy wie, co to za obiekt. Dolby Theatre, dawniej nazywany Kodak Theatre, od 2002 roku służy jako miejsce ceremonii rozdania najbardziej prestiżowych nagród filmowych. Mogłam stanąć dokładnie tam, gdzie największe aktorki światowego kina, w swoich fantastycznych kreacjach, szykują się do przyjęcia Oscarów.
Jest jedno miejsce, którego po prostu nie mogłam pominąć w planie swojej wycieczki. To
Grauman’s Chinese Theatre (Chiński Teatr Graumana), kino położone przy 6925 Hollywood Boulevard, otwarty w 1927 roku z okazji premiery
Króla Królów. Powstał jako projekt Sida Graumana. Nazwa „chiński” nie wzięła się znikąd, bo inspiracji Krajem Środka jest całkiem sporo. Widać to chociażby przed wejściem do obiektu, którego strzegą niebiańskie psy i kamienny smok. Część dekoracji sprowadzono prosto z Chin. Jednak to, wbrew pozorom, nie teatr jest główną atrakcją, lecz to, co znajduje się przed nim. Odciski dłoni i stóp gwiazd kina, ale też fikcyjnych postaci (takich jak na przykład
Kaczor Donald) to to, co przyciąga do tego miejsca miliony turystów każdego roku. Nie raz już widziałam w telewizji znanych i lubianych, odbijających swoje dłonie. Dziś to ja mogłam przyłożyć własne 😉