Pierwszą osobą, jaką spotykam w podróży - jeszcze podczas transferu na lotnisko Pyrzowice - jest pan Wiesław z Krakowa. Prawdziwy gaduła, sypie jak z rękawa anegdotami z poprzednich wyjazdów. Pan Wiesław leci do Hiszpanii już po raz trzeci, ale to jego pierwsza wyprawa na „Kanary”. W dalszych planach są odwiedziny wszystkich pozostałych wysp archipelagu.
- Wakacje wykupiłem już w listopadzie, wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, co nas czeka w kolejnych miesiącach. Na szczęście moim wakacjom nic nie stanęło na przeszkodzie. Czuję, że będzie dobrze!
Pan Wiesław swoje wczasy spędzi w hotelu Labranda Bahia de Lobos w Corralejo, tuż przy słynnych wydmach w północnej części wyspy.
- Uwielbiam spacerować, więc to doskonały punkt wypadowy. Na pewno przejdę się na wydmy i na Popcorn Beach, czyli plażę z piaskiem w kształcie popcornu. Bardzo chciałbym zobaczyć też Willę Wintera, bo interesuję się historią II Wojny Światowej.
W planach Pana Wiesława jest także degustowanie lokalnej kuchni – kozie sery, tak typowe dla Fuerty, to jeden z jego ulubionych smakołyków!
- Szukam dwóch partnerów do paelli, sam nie dam rady zjeść całej porcji! – śmieje się mój rozmówca.
Dowiaduję się również, że syn Pana Wiesława nie może doczekać się na wznowienie lotów do Republiki Dominikany – rok wcześniej spędził wakacje w hotelu Playa Bachata i tak mu się tam spodobało, że zamierza wybrać się kolejny raz. Oby jak najszybciej!
Transfer mija nam błyskawicznie. Zdradzam Panu Wiesławowi moje ulubione miejsca w Corralejo, zaś on zabawia mnie historiami z pobytu na Costa Brava. Kiedy docieramy do celu, robię mojemu kompanowi pamiątkowe zdjęcie przed budynkiem terminalu. Wszak nie na co dzień jest się pierwszym turystą Rainbow w sezonie lato 2020!
Lotnisko Katowice – Pyrzowice wypełnia się powoli pierwszymi po przerwie urlopowiczami. Wypatruję z ciekawością, co zmieniło się od czasu mojej ostatniej wizyty. Po wejściu do terminala należy poddać się kontroli temperatury, a obsługa zapytuje pasażerów o cel podróży. Na lotnisku trzeba mieć założoną maseczkę. Poza tym wszystko „po staremu” - w oczekiwaniu na odprawę można spędzić czas na kawie lub zakupach, lokale usługowe są czynne jak dawniej.
Przed rozpoczęciem odprawy biletowo – bagażowej kieruję się jeszcze z innymi pasażerami do stanowiska Rainbow w terminalu. Przemiła Pani Kasia (którą na co dzień można spotkać też w biurze Rainbow w Atrium Plejada Bytom) tłumaczy Klientom, jak przebiega odprawa, rozwiewa wszelakie ich wątpliwości związane z lotem i wręcza każdemu krótką deklarację zdrowotną do wypełnienia.
Check–in odbywa się bardzo sprawnie, a w kolejce stoję krócej, niż zdarzało mi się nieraz pod supermarketem w czasach pandemii J Na sąsiednich stanowiskach trwa odprawa lotu na Majorkę – w oczekiwaniu na swoją kolej zagaduję się z Panem Przemkiem, który spędzi tam wakacje wraz z dziećmi.
- Zdecydowaliśmy się na wyjazd spontanicznie, dosłownie tydzień temu, i cieszymy się, że wreszcie można gdzieś polecieć. Szczerze mówiąc, w ogóle nie braliśmy pod uwagę wakacji w Polsce!
Moja odprawa przebiega bez większych zmian - obsługa zadaje jedynie rutynowe pytania o ewentualne objawy koronawirusa oraz kontakt z chorymi osobami. Następnie wszystko odbywa się „po staremu” – przechodzimy przez kontrolę bezpieczeństwa, opieramy się (mniej lub bardziej skutecznie) pokusom sklepów bezcłowych, wypijamy ostatnią kawę przed lotem i wreszcie – czas na wyczekany boarding!
Wsiadamy do samolotu. Pasażerowie i personel pokładowy mają maseczki, w trakcie lotu odbywa się serwis, nie ma kłopotu z zamówieniem kawy, herbaty, czy przekąsek, można również zakupić produkty wolnocłowe. Nie jest prowadzona sprzedaż ciepłych posiłków – warto zatem przekąsić coś jeszcze na lotnisku.
W przerwie pomiędzy serwisami mam okazję porozmawiać z obsługującymi nasz lot stewardessami. Dziewczyny niedawno wróciły do pracy w przestworzach po trzymiesięcznym uziemieniu. Co ciekawe, związane z koronawirusem usprawnienia oceniają jako pozytywne i chętnie wprowadziłyby niektóre z nich na stałe, niezależnie od epidemii.
- Jedną z nowości jest możliwość zbliżeniowych płatności kartą, której wcześniej nie było. Podczas lądowania nadajemy też nowy komunikat, zgodnie z którym pasażerowie muszą wysiadać rząd po rzędzie. Dzięki temu nie ma problemu z tłokiem w korytarzu, co dotychczas było normą.
Po 5 godzinach lotu i pokonaniu 5000 kilometrów za oknem pojawia się wreszcie wyczekany krajobraz. Biały piasek plaży Cofete kontrastuje z turkusem oceanu, a latarnia morska na półwyspie Jandia zdaje się mrugać zachęcająco do przybyszy. Nie tylko ja rozpoznaję z góry znajome punkty. Oliwia i Wojtek lecą na Fuertę już po raz piąty. I – jak sami podkreślają – nie ostatni.
- Jesteśmy bardzo podekscytowani, trochę się stresowaliśmy, ale nie było czym – wszystko gładko poszło. To nasze bardzo wyczekane wakacje! Wszystko nam się podoba na Fuercie, ta prostota, luz-blues, piękne plaże i pyszny rum… - zachwyca się Oliwia
- Można odpocząć, ale można też aktywnie spędzić czas – mówi Wojtek… -Surfing, chodzenie po górach, można biegać, jeździć na rowerze…
- …i leżeć na plaży! – dodaje ze śmiechem Oliwia.
Każdy, kto choć raz odwiedził Fuertę, zgodzi się z Oliwią – to właśnie ta wyspa ma najpiękniejsze plaże w całym kanaryjskim archipelagu, porównywane często z Karaibami. Co więcej, w porównaniu z bałtyckimi są one niemalże puste, co stanowi ogromną zaletę w czasach zachowywania koniecznego dystansu.
Wreszcie lądujemy! Czuję się tak podekscytowana, jak podczas pierwszego zagranicznego lotu w moim życiu. Przed wejściem do hali bagażowej odbywa się kontrola temperatury, a pracownicy lotniska zbierają wypełnione formularze wymagane przez rząd hiszpański. Jeśli ktoś zapomniał wydrukować swój egzemplarz, są dostępne puste druki, które można wypisać na miejscu. Po dopełnieniu tej formalności odbieramy bagaże i kierujemy się do hali przylotów, gdzie czeka na nas Aneta – rezydentka Rainbow.
- Czekam tu na was od trzech miesięcy, wreszcie jesteście! – żartuje Aneta witając naszą grupę.
Tym razem w okienku Rainbow nie dostajemy kopert powitalnych – aby zmniejszyć ryzyko ewentualnego rozprzestrzeniania się wirusa, wszystkie informacje organizacyjne przekazywane są w autobusie, podczas spotkania powitalnego oraz w informatorach Rainbow. Aneta kieruje nas do właściwych autokarów i podaje numer kontaktowy, pod którym pozostaje do naszej dyspozycji 24 godziny na dobę.
Trasa z lotniska do hotelu prowadzi niemalże cały czas brzegiem oceanu. Niestety, zapadł już zmrok i nie możemy nacieszyć oczu widokami – a szkoda, bo byłaby to miła odmiana po długich miesiącach home office i przymusowego wpatrywania się w cztery ściany. Po półgodzinnym transferze docieramy do naszego celu – hotelu Labranda Bahia de Lobos. Check – in odbywa się w sposób tradycyjny. Jedyne nowości to karta informacyjna o koronawirusie, którą należy podpisać przy meldunku oraz wybór tury posiłków. Obsługa pokazuje mi przetłumaczoną na kilka języków – w tym polski – rozpiskę z godzinami do wyboru. Od razu widać, że jesteśmy pierwszym przylotem z Polski – „obiad” został przetłumaczony z hiszpańskiego jako „drugie śniadanie”. Pozwalam sobie poprawić ten uroczy błąd – ot, taka moja mała cegiełka w krzewieniu języka polskiego w hiszpańskojęzycznym świecie. Po wejściu do pokoju witają mnie fantastyczne plakaty z widokami z Fuerty (dobra rekompensata dla oczu za transfer w ciemnościach!) i wielki napis „happiness” – czyli „szczęście” nad łóżkiem. Może banalne, ale idealnie podsumowuje mój stan ducha. Kto by nie był szczęśliwy wracając na wakacje?