5.3/6 (65 opinii)
Kategoria lokalna 4
5.0/6
Hotel ogólnie oceniamy jako bardzo dobry. Wyżywienie na dobrym poziomie jak na Gambię. Pokoje przestronne czyste. Codziennie sprzątane. Jest problem z ręcznikami w pokoju, ponieważ były nieregularnie wymieniane. Poza tym dziwna sytuacja z wodą do pokoju, ponieważ na powitanie dostaje się do lodówki po dwie butelki na osobę, a potem już nie przynoszą. Należy zachować puste butelki i ich nie wyrzucać, gdyż wodę trzeba sobie samemu przynosić z restauracji, gdzie stoją rezerwuary z wodą do picia. Trochę to uciążliwe, ale da się przeżyć. Jest również problem z ręcznikami na plaży. Tych jest mało i trzeba poprosić obsługę aby przyniosła. Ogólnie hotel jest zadbany i dużo w nim drzew bananowca. Po sąsiedzku jest siostrzany hotel Kalimba Beach, który jest dostępny dla gości z hotelu Tamala. Co ciekawe, goście z hotelu Kalimba często stołowali się w naszym hotelu. Plaża przy hotelu szeroka i długa, piasek ciemny poprzetykany żółtym piaskiem. Można pospacerować do woli. Woda w oceanie stosunkowo ciepła, tylko z reguły są duże fale. Ogólnie pobyt oceniamy jako pozytywny. Hotel godny polecenia.
4.5/6
Hotel w 100% zgodny z opisem.Rewelacyjne pokoje,fajny basen i świetne piwko.Jak na Gambie standard rewelacja.Dla czepiających się szczegółów proszę wziąść poprawkę,że to Afryka a nie Dominikana,czy Meksyk. Trochę słabe menu,ale głodny nikt nie chodził.Slonce i upał wynagradzają wszystko
4.5/6
Ponoć jeden z lepszy hoteli w Gambii. Mogę się z tym zgodzić jeśli chodzi o pokoje (czyste, codziennie sprzątane), obsługa przemiła i pomocna. W szczególności polecam Jancoba. Pomaga zorganizować trip do parku z małpami czy staw z krokodylami. Położenie w dobrej lokalizacji. Wszędzie blisko. Ale jeżeli chodzi o jedzenie.. coś musi być na rzeczy, ponieważ poznałem osiem osób, który mierzyły się z bólami żołądka.
4.0/6
Obiekt, jak na Gambię, w wysokim standardzie. Wyżywienie wystarczające, ale nie umywa się do podobnej klasy obiektów w innych lokalizacjach (Dominikana, ZEA, Kuba, Wyspy Zielonego Przylądka, Meksyk, Kuba, Egipt...). Słońce w końcu grudnia 30-35 stopni Celsjusza z bezchmurnym niebem, trzeba uważać, bo nawet mocne filtry mogą zawieść. Muzyka na żywo przez cały pobyt na wysokim poziomie. Rezydenci dwaj. Jeden mówiący tak szybko i świszcząco, że trudno było cokolwiek zrozumieć i musiał być nakłaniany do powtarzania kwestii. Drugi (Pan Radek), z którym byłem na wycieczce w lesie Masakutu, bardzo dobrze przygotowany merytorycznie, "osadzony" wśród miejscowych i uczynny. Lepiej nie zapomnieć o gotówce od 5 EUR i 5 USD (i to nowych, bo "starych" nie wymieniają). Nota bene osoba sprzedająca wycieczkę rekomendowała zabranie bilonu jednoeurowego (w tym na wszechobecne "napiwki"), co zmusiło mnie do latania po kantorach, żeby zebrać odpowiednią ilość. Po czym okazało się, że nikt nie wie, co to jest i nikt tego nie chciał przyjmować (łącznie z rezydentami, jako zapłatę za wycieczkę). Wróciłem z kilogramem bilonu do kraju... Osoba sprzedająca nie uprzedziła o opłatach na lotnisku (przy przylocie i odlocie) w wysokości 20 USD - lub ekwiwalent dewizowy).