5.2/6 (232 opinie)
6.0/6
Program bardzo ciekawy i dobrze rozplanowany. Przy dłuższych przejazdach zwiedzanie obiektów przeważnie po max 3 godz w autokarze. Trzeba koniecznie zabrać Enterol(wiele osób miało biegunkę ). W czasie wolnym warto poznawać samemu miasta by night. Przejazd z hotelu nie jest kosztowny, zwłaszcza przy komplecie w Taxi. Marszrutki są b. tanie . Bez wieczornych wypadów program byłby niekompletny. Kraje bezpieczne z życzliwymi ludźmi . W Batumi koniczne wybierzcie sie na Piazza wieczorem! Hotele b. dobre poza ścisłym centrum ale wieczorem ze wspaniałymi widokami.
6.0/6
Jeśli pomyślę o Gruzji, to moje pierwsze skojarzenia – wino oraz Kaukaz. I taki był właśnie plan. Tylko w zasadzie, dlaczego go nie rozszerzyć jeszcze o Armenię? Ostatecznie wybór pada na objazd „Ormiański Świat”. Naszego pilota Dawida poznajemy na lotnisku w Kutaisi. Po skompletowaniu grupy, a jest nas 24 osoby, ruszamy w kierunku Tbilisi. Towarzyszy nam lokalny gruziński pilot Alex. Po drodze zatrzymujemy się w Gori. Jest to rodzinne miasto Józefa Stalina, którego prawdziwe imię i nazwisko to Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili. Znajdujące się tutaj Muzeum Stalina gloryfikuje jego dokonania i przemilcza prawdę historyczną. Muzeum powstało w 1957 r., przed budynkiem stoi pomnik Stalina oraz wagon, którym dyktator podróżował na konferencję w Jałcie, Poczdamie i Teheranie. Przed wejściem do muzeum znajduje się replika domu Stalina, którą otoczono kolumnadą. Samo muzeum to dziesiątki obrazów i zdjęć, listów z podziękowaniami oraz olbrzymia kolekcja prezentów, które otrzymał z całego świata. Po krótkim zwiedzaniu udajemy się do Tbilisi, kwaterujemy się w hotelu Brosse Garden. Ze względu na świetne położenie hotelu, po kolacji decydujemy się na wieczorny spacer po stolicy. Następnego dnia jedziemy do Mcchety, czyli pierwszej stolicy Gruzji. Znajdują się tutaj wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO: katedra Sweti Cchoweli i monastyr Dżwari. Monastyr Dżwari to prawosławna świątynia z VI w. Nazwę można tłumaczyć jako „monastyr krzyża”. Gdy do niego docieramy, akurat trwa msza. Z terenu monastyru rozciąga się piękny widok na Mcchetę oraz rzeki Aragwi i Mtkavi. Następnie udajemy się do katedry Sweti Schoweli. To najważniejszy zabytek pierwszej stolicy Gruzji, powstał na początki XI w. Nazwę katedry tłumaczy się jako „kolumna dająca życie”. Nazwa pochodzi najprawdopodobniej od legendy o drzewie cedrowym oraz kolumnie, która powstała z jego pnia. Katedra otoczona jest wielkim murem obronnym i wieżami. To tradycyjne miejsce koronacji i pochówków dawnych władców Gruzji Obie budowle znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO od 1994 r. Po zwiedzaniu mamy chwilę na spacer uliczkami Mcchety. Mnóstwo tu sklepików z pamiątkami, restauracji oraz kawiarni. Siadamy w jednej z nich i wypijamy tradycyjną gruzińską kawę, tzw. kawa po batumsku. Jest przepyszna! Następnie wracamy do Tbilisi. To miasto pełne jest kontrastów. Stara zabudowa ściera się tu z nowoczesną architekturą, którą wprowadził Michaił Saakaszwili. My zwiedzanie rozpoczynamy od Soboru Świętej Trójcy, czyli największej budowli sakralnej Gruzji. Świątynia jest siedzibą gruzińskiego patriarchy Eliasza II. Budowla ma 86 metrów wysokości, powierzchnia wynosi 5000 m2, a wewnątrz znajduje się 11 ołtarzy. Stamtąd jedziemy do centrum stolicy, wprost pod stację kolejki linowej. Kilkuosobowymi wagonikami wjeżdżamy na wzgórze, na którym znajduje się Twierdza Narikala, a w zasadzie jej ruiny. Rozpościera się stąd niesamowity widok na całe miasto. Doskonale widać Sobór Świętej Trójcy. Kolejnym charakterystycznym punktem jest Most Pokoju, przypominający kształtem „podpaskę” 😉 Twierdza Narikala została wzniesiona w IV w. przez Persów. Jej nazwa oznacza „cytadelę” z języka perskiego lub „małą twierdzę” z języka mongolskiego. W XI w. została rozbudowana przez Dawida Budowniczego. Twierdzę zniszczyła eksplozja rosyjskiej amunicji w 1827 r., dlatego oglądać można już tylko pozostałości. W pobliżu twierdzy stoi pomnik Matki Gruzji – symbol gruzińskiego narodu. W jednej ręce trzyma puchar z winem, który symbolizuje gościnność, w drugim natomiast miecz, którym rozprawi się z wrogami. Ze wzgórza schodzimy na piechotę, po drodze zaglądamy jeszcze do odbudowanego kościoła św. Mikołaja. Później natrafiamy na jedyny w Tbilisi meczet, tzw. Meczet Piątkowy. Zaglądamy do środka, ale nie decydujemy się wchodzić. Dochodzimy do dzielnicy Abanotubani. Przed nami strome, kręte schody. Okazuje się, że Stare Miasto położone jest na wysokim klifie. Tuż obok znajduje się... wodospad Leghvtakhevi. To dość niespotykane i robi ogromne wrażenie. Przy wodospadzie można odpocząć. Po chwili ruszamy dalej i docieramy do Łaźni Orbeliani, która wygląda jak imponujące wejście do meczetu. Dochodzimy do Bazaru Meridan oraz charakterystycznego napisu "I love Tbilisi". Tutaj mamy czas wolny, by zrobić zakupy lub coś zjeść w jednej wielu gruzińskich knajpek. My oczywiście decydujemy się na coś lokalnego, czyli kinkali. Powiem szczerze, że jakoś olbrzymiego wrażenia na mnie nie robią… Następnie spacerkiem przechodzimy do Mostu Pokoju, który widzieliśmy z Twierdzy Narikala. Po drodze mijamy jeden z najważniejszych kościołów Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego - Katedrę Sioni. Idąc dalej dochodzimy do wieży zegarowej. Konstrukcja jest dość nietypowa, bo wygląda jakby składała się z pozornie niepasujących do siebie elementów i kompletnie nie trzyma pionu. I na tym polega właśnie cały jej urok ;-) Teraz czas na przejazd najbardziej reprezentacyjną i główną aleją Tbilisi - ulicą Shota Rustaveli. To tutaj znajduje się gmach gruzińskiego Parlamentu, Muzeum Narodowe, Galeria narodowa czy Teatr Opery i Baletu. Na Placu Wolności (Liberty Square) znajduje się pomnik św. Jerzego z Kapadocji. Zresztą sam plac wielokrotnie zmieniał nazwę i w zależności od wydarzeń historycznych był Placem Wolności, Beeri, Stalina czy Lenina. Do hotelu wracamy wczesnym popołudniem. Mamy trochę czasu wolnego na przygotowanie się do gruzińskiej kolacji (dla chętnych). Wieczorem jedziemy do lokalnej restauracji. Przy winie, gruzińskiej "chachy" i tańcach, możemy bawić się nawet do rana. Wprawdzie godzina powrotu jest z góry ustalona, ale zawsze można przecież wrócić taksówką. Kolejnego dnia czeka nas długa trasa. Jedziemy do granicy z Armenią. Najpierw przechodzimy odprawę paszportową po stronie gruzińskiej. W tym samym czasie nasz autobus, wraz z bagażami przejeżdża przez granicę. Następnie zabieramy ze sobą cały bagaż i udajemy się do odprawy po stronie armeńskiej. Po kontroli paszportowej nasz bagaż jest prześwietlany przy użyciu urządzeń rtg. Tuż za granicą, do naszego autokaru dosiada się lokalna pilotka Tatew. Malowniczą, krętą drogą pośród gór docieramy do klasztoru Goshavank. Po drodze zatrzymujemy się na posiłek w przydrożnej knajpce. W międzyczasie zmienia się trochę pogoda i zaczyna padać. Na szczęście na miejscu już tylko delikatnie kropi. Klasztor Goshavank, czyli tzw. klasztor Gosh’a został założony przez ormiańskiego zakonnika Gosh’a w 1188 r. na miejscu starożytnego klasztoru Getic, który został zniszczony przez trzęsienie ziemi. Klasztor służył jako placówka oświatowa. prowadzono tu zajęcia z języka ormiańskiego, łacińskiego oraz greckiego. Klasztor reprezentuje typową, tradycyjną ormiańską architekturę średniowiecza. Dookoła kompleksu znajdują się ormiańskie chaczkary, które są rzeźbione kamieniami z krzyżykami. Mkhitar Gosh był jednym z najwybitniejszych prawników oraz autorem pierwszego kodeksu prawa cywilnego i kanonicznego. Jego posąg znajduje się przed klasztorem. Następnie jedziemy do położonego wysoko w górach jeziora Sevan, zwanego Perłą Armenii. Jest to największe jezioro, nie tylko Armenii, ale również Kaukazu, zmienia swoje kolory w zależności od pogody i czasu. Ze względu na dość spory wiatr, łódki po jeziorze niestety tego dnia nie pływają. Nad jeziorem znajduje się Klasztor Sewanawank (tzw. Czarny Klasztor), a w zasadzie to co z niego pozostało, czyli kościół świętych Apostołów oraz kościół matki Boskiej. Pierwotnie znajdowały się tu świątynie pogańskie. Po przyjęciu chrześcijaństwa zaczęto je przerabiać na zabudowania klasztorne. Do lat 30 XX w. klasztor znajdował się na wyspie. Jednak po zbudowaniu tamy na rzece Hrazdan, lustro wody obniżyło się i monastyr znalazł się na półwyspie. Kościoły zbudowane są na planie krzyża greckiego, ze szpiczastymi kopułami. Wnętrza są surowe z nielicznymi ikonami oraz dekoracjami. Wewnątrz kościołów oraz na terenie obiektu znajduje się duży zbiór starych chaczkarów. Po zwiedzaniu jest chwila czasu wolnego. Na pobliskich straganach można kupić pamiątki lub usiąść przy kawie, czy piwie w lokalnej restauracji. Kwaterujemy się w hotelu Tsaghkahovit w miejscowości Cachkadzor. Kolejnego dnia, wykwaterowujemy się po śniadaniu i ruszamy na zwiedzanie kompleksu klasztornego Geghard (Klasztor Włóczni). W okresie średniowiecza przechowywano tu grot włóczni, którą przebito bok Chrystusa (dziś znajduje się on w niewielkim muzeum przy katedrze w Eczmiadzyn). Klasztor został założony w IV w. przez świętego Grzegorza Oświeciciela i nosił wówczas nazwę Ajriwank, czyli Klasztor Jaskiniowy. W ramach chrystianizacji pogańską świątynię wykutą w skale wokół źródła przemianowano na chrześcijańską kaplicę. Źródło bije w ścianie świątyni do dzisiejszego dnia i przyciąga tłumy wiernych. Z najstarszych zabudowań nie pozostało praktycznie nic, klasztor został zrujnowany podczas najazdów arabskich w IX i X w. oraz trzęsienia ziemi. Najstarszy kościół, Katoghike został zbudowany w 1215 r., natomiast wykuta w skale kaplica ze źródłem pochodzi z 1240 r. Pozostałe zabudowania są rekonstrukcją z fundamentów dawnych budynków. Świątynia robi niesamowite wrażenie, a szczególna atrakcją są pomieszczenia wykute w skale. Wokół kościoła głównego znajduje się wiele zabytkowych chaczkarów, bogato rzeźbionych w kamieniu krzyży. Są one esencją ormiańskości. W 2000 r. klasztor został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Następnie jedziemy do Garni, gdzie znajduje się świątynia Boga Mitry. Świątynia przypomina ateński Parteon, tyle tylko, że wzniesiona jest z ciemnego bazaltu. Budowla, którą dziś możemy oglądać jest wierną rekonstrukcją, gdyż oryginał został zniszczony podczas trzęsienia ziemi w XVII w. Nie tylko świątynia robi wrażenie, równie dużą atrakcję stanowi znajdujący się obok wąwóz i przepiękna panorama na dolinę rzeki Azat. Popołudniu przejeżdżamy do Erywania. Największy rozwój miasta nastąpił w czasach radzieckich. Sowiecki architekt i urbanista wytyczył wówczas nowy kształt miasta z przestrzennymi placami, otoczonego parkami. Wokół centrum miasta zaczęły wyrastać wielkie sowieckie bloki i wieżowce budowane najczęściej z różowego tufu, czyli skamieniałego popiołu wulkanicznego. Stąd nazwa Erywania – różowe miasto. Miasto zwiedzamy pieszo. Rozpoczynamy od Parku Cafesjian. Znajdują się tu dość oryginalne i specyficzne rzeźby, które są dziełem znanych na świecie rzeźbiarzy. Tuż obok znajdują się Kaskady, czyli przyozdobione zielenią i rzeźbami schody wkomponowane we wzgórze. W sumie to 572 stopnie ozdobione wodnymi kaskadami i fontannami na pięciu platformach. Na górę można się również dostać ruchomymi schodami. Ze szczytu rozpościera się wspaniały widok na różowe miasto oraz ośnieżony wierzchołek góry Ararat. W pobliżu Kaskad znajduje się kilka barów i restauracji, mamy tu trochę czasu wolnego na posiłek. Następnie spacerem ruszamy na dalsze zwiedzanie stolicy Armenii. Ruszamy tzw. deptakiem północnym. Po drodze mijamy masywny budynek Teatru Opery i Baletu. Idąc dalej dochodzimy do Placu Republiki. Plac otaczają budynki z tufu wulkanicznego. Są to m.in. Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, hotel Mariott, czy poczta główna. Przed gmachem Galerii Narodowej znajduje się olbrzymia fontanna. Wieczorem organizowane są tu pokazy świetlno-muzyczne. Jedziemy jeszcze na wzgórze Cicernakaberd. Na dość rozległym terenie znajduje się tu Pomnik Ludobójstwa Ormian, który składa się z 44-metrowej iglicy oraz 12 betonowych bloków, pochylonych ku sobie, pośród których płonie wieczny ogień. Ludobójstwo Ormian zostało dokonane przez Turków w 1915 r. Szacuje się, że zginęło wówczas ok 1,5 mln osób. Ostatnim punktem naszego programu jest fabryka koniaku Ararat. Tuz obok znajduje się muzeum. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, który pokazuje proces tworzenia tego alkoholu oraz jego historii. W muzeum znajdują się również pamiątkowe beczki, m.in. można tu odnaleźć beczkę koniaku Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego czy Bronisława Komorowskiego. Po zwiedzaniu rozpoczyna się degustacja, po której można zrobić zakupy w przyfabrycznym sklepiku. Wieczorem kwaterujemy się w hotelu Armenian Royal Palace. Po śniadaniu wykwaterowujemy się i ruszamy do katedry Eczmiadzyn. To najważniejsza i najstarsza świątynia ormiańska. Wybudowana w latach 301-303 przez Grzegorza Oświeciciela na fundamentach pogańskiej bazyliki. Dzisiejszy gmach, pochodzący z 480 r. , jest siedzibą głowy Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. W świątyni znajduja się liczne zabytkowe rękopisy, ikony, rzeźby, krucyfiksy. Najcenniejszym skarbem jest grot Włóczni Przeznaczenia (zwana także włócznią Longinusa) uważanej za relikwię Męki Pańskiej, przechowywany w złotym relikwiarzu w skarbcu katedralnym. W 2000 r. katedra w Eczmiadzynie została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Przejeżdżamy w kierunku granicy z Gruzją, po drodze żegnamy się z naszą lokalna pilotką Tatew. W górach zmienia się pogoda, zamiast pięknego słońca witają nas strugi deszczu. Na granicy przechodzimy odprawę celno-paszportową, ponownie prześwietlając nasze bagaże. Pusty autokar również poddawany jest kontroli. Na szczęście cała procedura nie trwa długo i możemy ruszać dalej w kierunku Wardzii. Zanim rozpoczniemy zwiedzanie, mamy czas wolny na obiad w pobliskiej knajpce, usytuowanej nad wodą. Skalne miasto Wardzia to jeden z najważniejszych zabytków Gruzji. Jest dowodem ogromnego kunsztu średniowiecznych budowniczych, Budowę rozpoczęto w 1184 r., a ukończono w 1213 r., za czasów królowej Tamar, najważniejszej władczyni Gruzji. Wardzia to system korytarzy i jaskiń wykutych w skalnym zboczu góry Eruszeli. Miasto miało 13 poziomów, 3000 różnych pomieszczeń i mogło dać schronienie nawet 60 tyś. osób. Wardzia ukryta była w górach, jednak trzęsienie ziemi, które nawiedziło ten region w XIII w. odsłoniło częściowo miasto. Wardzia funkcjonowała jako ośrodek miejski do XVI w. , gdy została najechana przez Persów. Zabili oni większość mieszkańców i splądrowali kosztowności. Obecnie w Wardzi mieszkają mnisi. Nocleg mamy w hotelu Grand Palace w Akhaltsikhe. Tuż obok znajduje się twierdza Rababti z XII w. Po kolacji decydujemy się tam przejść. To średniowieczna forteca zbudowana w IX w., niedawno zrekonstruowana. Znajdują się tutaj fortyfikacje obronne, łaźnie, kościół, regionalne Muzeum Historyczne oraz meczet. Na terenie zamku działa przytulna restauracja, w której spędzamy cały wieczór. Następnego dnia, po śniadaniu, wykwaterowujemy się i jedziemy do Bordżomi, gruzińskiego uzdrowiska. W połowie XIX w. odkryto tu źródła mineralne, co zapoczątkowało nowy okres w historii miasta. W czasach sowieckich miasto zyskało status modnego uzdrowiska. Jednak wybudowane w czasach sowieckich wille, upaństwowiono i powstały sanatoria. Przybywała tu na wypoczynek cała komunistyczna elita. Miasto słynie z butelkowanej w tym uzdrowisku wody mineralnej „Borjomi”. W Parku Zdrojowym znajduje się pijalnia wody z jej ujściem. Tutaj mamy czas wolny na spacer po parku, który zajmuje dość spory teren. Nad głowami spacerujących znajduje się kolejka liniowa, niestety w dniu dzisiejszym nie działa. W mieście na uwagę zasługuje Dom Mirzy Rizy Chana „Firuza”. Ten niebieski budynek, to dawny konsulat Iranu na Kaukazie. Później był sanatorium, teraz to 4* hotel. Czas wolny wystarcza nam jeszcze na wypicie kawy i ruszamy w dalszą trasę do klasztoru Gelati. Zespół klasztorny Gelati został ufundowany przez króla Dawida Budowniczego w roku 1106. Po śmierci został tu pochowany. Na zespół klasztorny składa się katedra pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny, kościół św, Grzegorza, budynek akademii oraz dzwonnica wybudowana nad źródłem. Na szczególna uwagę zasługują wspaniałe freski, pochodzące z okresu XI – XVI w., są to m.in. sceny wniebowstąpienia, męki Chrystusa, wizerunek Chrystusa Pantokratora, czy też wizerunek Matki Boskiej. Najcenniejszym zabytkiem jest mozaika z XII w., przedstawiająca Matkę Boską z Dzieciątkiem, na złotym tle. W 1994 r. Monastyr Gelati został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Następnie udajemy się do Jaskini Prometeusza. Jaskinia ta jest uważana za jedną z najpiękniejszych na świecie. Jaskinie zostały odkryte w 1984 r. Udostępniona trasa obejmuje ok 1,5 km, a jej przejście zajmuje ok godziny. W jaskini jest stała temperatura ok 14 stopni i podwyższona zawartość tlenu. Formacje skalne robią niesamowite wrażenie, tym bardziej, że w wielu miejscach jest kolorowe podświetlenie. Kolejne mijane sale nawiązują nazwami do uformowanych kształtów. I tak np. w Sali Miłości, w której można wziąć ślub, widać zwrócone ku sobie twarze. Późnym popołudniem docieramy do Batumi. „Filipinki” w swojej słynnej piosence śpiewały o herbacianych polach. Faktycznie, kiedyś herbata była tu uprawiana przez Chińczyków. Dzisiaj jest ich, jak na lekarstwo, nam udaje się znaleźć po drodze tylko jedno. Kwaterujemy się w hotelu Aqua Batumi. Po kolacji postanawiamy zobaczyć miasto nocą. Ruszamy nadmorską promenadą wzdłuż kamienistej plaży. Jest tłoczno. Mnóstwo tu kawiarni, beach barów, restauracji i sklepików. Zewsząd dochodzi głośny dźwięk muzyki. Nowoczesne, jasno oświetlone budynki kontrastują z szarą zabudową starych blokowisk. Dochodzimy aż do Wieży Alfabetu (to jakieś 7 km od hotelu) i postanawiamy spróbować lokalnego piwa. Do hotelu wracamy taksówką (postój znajduje się tuż przy Wieży Alfabetu). Po śniadaniu rozpoczynamy zwiedzanie Batumi z naszym pilotem. Autokarem dojeżdżamy do Starego Miasta. Rozpoczynamy od Placu Europejskiego, przy którym znajduje się charakterystyczny budynek z zegarem astronomicznym. Na placu znajduje się również pomnik Medei, trzymającej w prawej dłoni złote runo. Odnowionymi uliczkami Starego Miasta spacerujemy do drugiego najbardziej charakterystycznego miejsca, czyli Piazzy, zbudowanej na wzór wenecki. Służy ona jako miejsce spotkań i wydarzeń kulturalnych. Mieszczą się tutaj również kawiarnie i restauracje. W pobliżu znajdziemy również świątynie różnych wyznań – meczet Orta Dzhame, prawosławny kościół św. Mikołaja, ormiański kościół oraz synagogę. A wszystko dlatego, że historia miasta, to istna mieszanina narodowości i wyznań. Stare Miasto zadziwia, wystarczy wtopić się w uliczki, by nagle znaleźć się w zupełnie innym świecie. Odnowione kamieniczki zastępują tu stare, obdrapane budynki, z wiszącymi kablami elektrycznymi i pourywanymi rurami. Tu i tam suszy się pranie. Mi przypomina miejscami starą Hawanę, podobny klimat. Docieramy do Fontanny Neptuna, a następnie obok bambusowego lasu do promenady. Spacerujemy aż do Wieży Alfabetu, która swoim wyglądem przypomina spiralę DNA. Na tej spirali ułożono litery gruzińskiego alfabetu (można wjechać na górę by podziwiać panoramę miasta). Mijamy latarnię morską oraz diabelski młyn. Dochodzimy do ruchomego pomnika Ali & Nino. To jedna z najbardziej romantycznych rzeźb na świecie, szczególnie ładnie wygląda wieczorem, gdy jest podświetlona. Pomnik opowiada historię miłości chrześcijanki i muzułmanina. Dzieliło ich niemal wszystko, ale połączyło gorące uczucie. Postacie zbliżają się do siebie, wymieniają pocałunek, a następnie oddalają odwróceni plecami. Nasze zwiedzanie kończymy w porcie, tuz przy Wieży Czaczy. To w zasadzie fontanna. Podobno jeszcze kilka lat temu wypływała z niej darmowa czacza, w jeden wybrany dzień tygodnia, przez kilkanaście minut. Wszystko po to, by rozsławić miasto i sprowadzić turystów. Nasz kierowca zabiera grupę do hotelu. Kto jednak ma ochotę, może zostać i eksplorować miasto na własną rękę. My oczywiście decydujemy się zostać. Najpierw kawa w kawiarni w pobliżu pomnika Ali &Nino. Następnie udajemy się do Wieży Alfabetu. Wjeżdżamy na górę dwoma windami. Na szczycie znajduje się kawiarnia. Batumi wygląda rewelacyjnie, szkoda tylko, że szyby uniemożliwiają zrobienie dobrego zdjęcia. Bawimy tutaj kilkanaście minut, podziwiając widoki z każdej strony. Zjeżdżamy na dół i po dobre zdjęcia udajemy się, do niższego niestety, ale za to z otwartymi wagonikami, diabelskiego młyna. Obrót koła, to raptem 10 minut. Wystarczy na kilka fajnych ujęć niesamowitego turkusu Morza Czarnego oraz portu. Nasza kolejna atrakcja, to kolejka linowa Argo Cable Car. Wjeżdżamy na szczyt Wzgórza Anuria, z którego można podziwiać panoramę miasta. Szare bloki, nowoczesne wieżowce, port oraz Morze Czarne widać jak na dłoni. Na górze znajduje się też kawiarnia. Upał jest niemiłosierny, dlatego postanawiamy napić się tutaj zimnego, lokalnego piwa. Odpoczywamy tutaj chwilkę i zjeżdżamy na dół. Spacerujemy uliczkami Batumi. Pełno tu kontrastów. Nowoczesne wieżowce oraz stare, rozpadające się bloki. Do tego mnóstwo dźwigów, bo miasto to jeden wielki plac budowy. Wieczorem zdecydowanie, nie było tego widać… Mimo wszystko, ma to jednak swój urok. Znajdujemy sobie lokalną knajpkę „Sazandari”, gdzie postanawiamy spróbować Adjaruli, czyli słynnego adżarskiego chaczapuri. Ciasto w kształcie łódeczki, wypełnione po brzegi serem, z lekko ściętym jajkiem, podane z odrobiną masła na wierzchu. Danie jest pyszne, ale niezwykle sycące. Wracamy do hotelu późnym popołudniem. Mamy jeszcze czas na lokalne atrakcje, bo następnego dnia rozpoczynamy tygodniowy wypoczynek. 😊
6.0/6
Po wielu wycieczkach z firmą, kolejna na której się nie zawiodłem. Zrezygnowałem już z pisania opinii, a tu pan Józef - oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania - lekko mnie sprowokował. Tak jak w tytule było bardzo ciekawie i właściwie bez uwag. Doświadczenie mówi, że połowa sukcesu to odpowiedni pilot i tutaj duże podziękowania za wspólny czas, opiekę, zaangażowanie - po prostu dobrą robotę - panu Leszkowi. W tym momencie nie można zapomnieć o gruzińskim współpracowniku Biura i kierowcy autokaru, którzy zasłużyli na równie dobre opinie.
6.0/6
Byliśmy na objeżdzie od 14.06.2022 roku. Wycieczka zorganizowana bardzo dobrze. Pilot (Dawid) potrafił w czasie przejazdu zaciekawić podróżnych opowieściami o historii Gruzji i całego regionu. Prowadził wycieczkę bardzo spokojnie,ale zdecydowanie. Widoki przepiękne w Gruzji i w Armenii. Zabytki usytuowane w miejscach oddalonych od centrum, ale poznaliśmy boczne drogi nie zawsze asfaltowe i równe. Pobyt w Batumi bardzo udany choć często padał deszcz. Mieliśmy czas na zwiedzanie miasta. Przejazdy po mieście autobusikami za 1 zł to rewelacja. Jedzenie przepyszne i tanie w małych barach w centrum miasta. Wszędzie częstują winem . Plaże nie przygotowane na przyjęcie dużej ilości turystów. Brak klasycznych leżaków i parasoli jak w Europie. Polaków bardzo szanują i pierwsze co wymieniają to LECH KACZYŃSKI, a na drugim miejscu Lewandowski. Wyjazd bardzo udany-polecam.