4.8/6 (247 opinii)
5.5/6
Witam. Jako miłośniczka wycieczek objazdowych postaram się przekazać jak najwięcej informacji praktycznych, których często brakuje w opiniach innych klientów, a które są tak cenne:) Zamieszczam również listę hoteli, w których nocowaliśmy, aby wiedzieć, czego mniej więcej się spodziewać. Dzień 1 – Przylot do Batumi. Tutaj wszystko odbyło się bardzo sprawnie. Samolot odleciał i przyleciał punktualnie (proszę pamiętać o zmianie czasu, w Gruzji są 2h do przodu). Na miejscu czekała na nas przewodniczka i autokar. Dostaliśmy też uaktualniony plan zwiedzania (mogą być zmiany, przesunięcie na inny dzień). Do Batumi przylecieliśmy dosyć wcześnie (ok. 13:00), dlatego polecam wycieczkę do centrum miasta i zostanie tam do późnego wieczora, kiedy to Batumi jest pięknie oświetlone (kochają LEDy;). Mieszkaliśmy w hotelu Iberia, który był oddalony od ścisłego centrum o ok. 12km. Taksówki są śmiesznie tanie (ok. 5 lari, czyli 7,50zł na za taki dystans, a że jechałam z koleżanką to połowa tego), dlatego nie ma co się bawić w komunikację. Ponadto taksówki i gruziński sposób jazdy mają swój "koloryt" i to po prostu trzeba zobaczyć. W tym dniu nie ma kolacji, więc z koleżanką poszłyśmy na "khinkali" (tradycyjne gruzińskie pierożki). Koszt za jednego pierożka to ok. 1 lari (1,50zł). Proszę nie zamawiać na wyrost, bo ja zamówiłam 5 szt. i ledwo wyszłam z restauracji ;) 5 to ilość dla rosłego faceta, dla kobiety polecam 3. W Gruzji bardzo długo czeka się na jedzenie w restauracji.WAŻNE - jeżeli ktoś słyszał o słynnej atrakcji Batumi, mianowicie delfinarium, to bilet trzeba kupić koniecznie tego dnia na najpóźniejszy pokaz w przedostatnim dniu wycieczki. Są takie tłumy, że nie da się kupić biletu na seans danego dnia. Dzień 2 - Zwiedzanie Batumi trwało bardzo krótko i było wcześnie. Był to ok. 1h spacer po promenadzie, we wczesnych godzinach porannych, kiedy wszystkie stoiska z pamiątkami są zamknięte. Jeżeli komuś zależy na magnesach, kubkach, itp. to należy je kupić w pierwszym dniu, w przedostatnim (wieczorne wyjście do miasta) lub w ostatnim (poranne wyjście do miasta). Po "zwiedzaniu" był dosyć długi, ok. 4h, przejazd do Kutaisi. W międzyczasie zwiedziliśmy jaskinie. Tutaj nie trzeba szykować specjalnego ubrania, kurtek, itp., bo w środku niby jest ok. 15C, ale przejście przez jaskinię trwało kilkanaście minut i była to bardzo miła odmiana, od 35C na zewnątrz. Warto mieć jednak wygodne, trzymające się stopy i nieślizgające się buty. Gdy dojechaliśmy do Kutaisi, zwiedziliśmy klasztor Gelati i katedrę Bagrati. W pierwszym trafiliśmy na tradycyjny gruziński ślub, a w drugim na gruziński chrzest, więc przez przypadek mieliśmy okazję przez chwilę poobserwować, jak to u nich wygląda. Zakwaterowanie we wszystkich hotelach było w podobnych godzinach, czyli nie późno, ok. 17-18. W Kutaisi mieszkaliśmy w hotelu Gora, do centrum dało się dojść piechotą w ok. 15 min. W Kutaisi nie znalazłam żadnych typowo turystycznych pamiątek, ale sklepów spożywczych jest sporo. Dzień 3 - zwiedzanie Tbilisi, które moim zdaniem było najciekawszym miastem na trasie wycieczki. Tutaj polecam zabrać ze sobą wygodne, nieślizgające się buty, kapelusz i wachlarz, ponieważ w ciasnych, murowanych uliczkach, gdzie kamień bardzo się nagrzewa było strasznie gorąco. Zwiedzanie było bardzo ciekawe i sprawnie zorganizowane. Wjechaliśmy kolejką linową na twierdzę Narikalę, skąd był przepiękny widok na miasto. W trakcie zwiedzania była dosyć długa, jeżeli dobrze pamiętam 2-3h przerwa, w trakcie której można było coś zjeść lub pokręcić się po mieście na własną rękę. Hotel był bardzo, bardzo dobry i trafił się nam pokój z widokiem na rzekę i miasto - GTM Plaza. Przy śniadaniu również mieliśmy cudny widok, bo hotelowa restauracja jest na najwyższym piętrze. Mała sugestia - hotel jest nad rzeką i ewidentnie ma problem z meszkami i wszelkim ustrojstwem lgnącym do wody, więc proszę wieczorem zamykać drzwi balkonowe, szczególnie, gdy jest włączone światło (coś o tym wiem, bo o 23:00 skakałam po łóżku ze skręconym ręcznikiem i biłam tysiące "mumek" siedzących na suficie:). Z hotelu można dojechać do centrum taksówką (też ok. 5 lari, powrót 7-10) lub metrem, ale metra nie polecam, bo część uczestników zmarnowała na to dużo czasu, ponieważ metro jest bardzo słabo oznakowane. W centrum szukali wejścia do metra przez ok. 1h, bo ktoś oznaczył je kartką formatu A4 powieszoną w mało widocznym miejscu. Wieczorem jest organizowana kolacja z programem artystycznym, ale ja nigdy na takie nie chodzę (pilotka wyraziła zgodę na podrzucenie nas autokarem do miasta, gdy część grupy jechała na kolację, bo było to po drodze). Wolę sama pokręcić się po mieście i zazwyczaj na dobre to wychodzi. Trafiłyśmy z koleżanką na pokaz gruzińskiego tańca na dachu łaźni tbiliskich (za darmo, pokaz dla osób siedzących w restauracji, ale tancerze byli na dachu i widoczność była jeszcze lepsza). Po zmroku koniecznie trzeba odwiedzić kanion z wodospadem znajdujący się w centrum. Ściany kanionu są podświetlone, wiszące domy pięknie wyglądają, a na ścianie były wyświetlane zdjęcia Tbilisi z dawnych lat - klimat tego miejsca jest magiczny. WAŻNE – jeżeli ktoś ma ochotę skorzystać z łaźni tbiliskich to polecam zarezerwować seans tego dnia na wieczór dnia następnego. Ja nie skorzystałam, ponieważ było bardzo gorąco i nie miałam ochoty iść do gorących siarkowych basenów w taki upał, ale wiem, że kilka osób było i byli zadowoleni. Z tego, co pamiętam płaci się nie za osobę, ale za tak jakby pokój, w którym się kąpie. Kosztuje to ok. 40 lari (ok. 60zł) za 1h, a do pokoju może wejść ok. 4 osób. Dzień 4 - przejazd Gruzińską Drogą Wojenną był bardzo długi (ok. 4h w jedną stronę, jak nie więcej), ale powiem szczerze, że widoki były tak niesamowite, że mogłabym jechać 2 razy dłużej. Te kaniony, rzeki, góry, urwiska - magia. Po drodze zwiedzaliśmy urokliwą twierdzę w Ananuri, ale nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu (ok. 30-40min). Po dojechaniu do Stepantsmidanastąpiła przesiadka do jeepów i wtedy zaczęła się zabawa! Droga do kościółka Cminda Sameba jest na prawdę off road'owa i dostarcza sporą dawkę adrenaliny. Szczególnie, gdy kierowca jedzie skrajem urwiska, wyprzedza samochód przed sobą (lusterkiem na grubość włosa), mija krowę, a w międzyczasie jedną ręką pisze SMSa, a drugą trąbi - wszystko oczywiście dzieje się jednocześnie... chwilami bladłam i łapałam się koleżanki ;) po dojechaniu na miejsce widoki są spektakularne! Wjazd jeepem, góra Kazbek i inne granie na około, kościółek Cminda Sameba, łąki i krowy po nich biegające - to wszystko robi takie wrażenie, że to był zdecydowanie najlepszy dzień wycieczki. Po zjeździe na dół, z podobnymi emocjami i adrenaliną, miał miesjce obiad zorganizowany u kogoś w przydomowym ogórdku. Jedzenie było rewelacyjne, widok na górę Kazbek podczas obiadu również rewelacyjny, a dzień idealny. Powrót do tego samego hotelu był o przyzwoitej godzinie i jeszcze można było wyjść na miasto. Dzień 5 - Mccheta. Podczas wycieczki zapytałam przewodnika, gdzie kupić gruziński kindżał, czyli nóż, bo miałam zamówienie na taką pamiątkę. Otrzymałam odpowiedź, że zdecydowanie w Mcchecie. Po takiej odpowiedzi spodziewałam się kilkudziesięciu kramików, a tak na prawdę było tam jedno konkretne stoisko z kindżałami. Ceny są bardzo zróżnicowane. Można kupić kindżał już od 15 lari, ale to było takie badziewie, które wstyd dawać. Ceny prawdziwych, ręcznie zdobionych kindżałów zaczynały się od 75 lari (ok. 113zł), a taki idealny kosztował 180 lari (270zł). Na tym stoisku wydają certyfikat. Zwiedzanie ograniczyło się tak naprawdę do kościoła Dżwari, skąd jest ładna panorama miasta, a w samej Mcchecie zwiedziliśmy katedrę Sweti Cchoweli i teren dookoła – wszystko trwało z 1,5h. Miasto jest urocze i czuć w nim historię. Później był czas na zakupy, ok. 1h-1,5h. Ledwo zdążyłam kupić dwa rogi do picia na drewnianych podstawkach – za mały zapłaciłam 12 lari (ok. 18zł), a za duży 35 lari (ok. 53zł). Proszę pamiętać, aby nie inwestować w rogi z kozic, bo prawie na pewno zostaną one skonfiskowane na granicy. Później było zwiedzanie muzeum Stalina w Gori – jak dla mnie był to najsłabszy punkt programu, ponieważ nie dość, że przez te muzeum praktycznie przebiegliśmy (byliśmy tam max. 20min) to jest to najdroższe muzeum w Gruzji (15 lari, ok. 23zł za osobę, co na gruzińskie ceny wstępów jest majątkiem). Można zrezygnować ze zwiedzania tego muzeum i wtedy dostanie się zwrot pieniążków. Żebym wiedziała, że zwiedzanie trwa tak krótko i praktycznie nic się nie dowiem to bym tam nie wchodziła. Nie było czasu żeby pooglądać zdjęcia, cokolwiek przeczytać, itp. Tego samego dnia zwiedziliśmy jeszcze Borjomi. Przeszliśmy całą grupą przez miasteczko do parku, gdzie jest pijalnia tej słynnej gruzińskiej wody, a później można było na własną rękę pospacerować po parku i posmakować Borjomi prosto ze źródła. Później pojechaliśmy do hotelu w Achalciche – LTD Hotel. Kolacja była zorganizowana w rodzinnej restauracji nad rzeką, na uboczu miasta, gdzie dowieziono nas busikami. Jedzenie jest pyszne, a lokal ma dodatkową atrakcję – mały basen z wodą termalną i taras z leżakami, skąd wieczorem jest bardzo ładny widok na oświetloną twierdzę stojącą na wzgórzu. Jadąc na kolację można zabrać stroje, ręczniki i zorganizować sobie wieczorny relaks (do hotelu wraca się taksówką, koszt to ok. 5 lari). Z koleżanką wybrałyśmy jednak bardziej aktywną formę relaksu i po powrocie hotelu poszłyśmy na wieczorne zwiedzanie twierdzy Rabati. Dużą część obiektu można zwiedzać za darmo (dzień później było zwiedzanie części płatnej), a wieczorem mury i zamek są pięknie oświetlone. Na murach są schodki, chodniki i cały labirynt przejść – wieczorne kluczenie tymi alejkami i wspinanie się na szczyt murów i baszty jest bardzo ciekawe. W Achalciche jest duży supermarket otwarty do dosyć późnych godzin, więc można zrobić zakupy. Ja kupiłam tam chachę w bardzo dobrej cenie 13 lari. Dzień 6 – Po śniadaniu pojechaliśmy do skalnego miasta Wardzia. Po przyjechaniu na miejsce i kupieniu biletów przez przewodniczkę osoby chętne mogły wcześniej zamówić obiad, który je się po zwiedzaniu, aby nie trzeba było czekać. Można było wybrać, czy chce się podjechać pod górę busikiem, czy urządzić sobie krótki, ok. 10 min trekking. Tutaj trzeba koniecznie wziąć wygodne, trzymające się stopy buty, bo jest dużo schodów, nierówności i wąskich oraz stromych przejść między skałami. Osoby mające problemy z poruszaniem się, wchodzeniem po schodach, itp. mogą wybrać spokojniejszą wersję zwiedzania, wymagającą mniejszego wysiłku. Nasza grupa była jednozgodna i wszyscy weszli aż na 13 piętro kompleksu. Wardzia robi wrażenie. Setki korytarzy, pokoi i tarasów wydrążonych w skałach oraz możliwość przejścia przez nie na pewno zapadną w pamięć. Po zwiedzaniu wraca się z góry własnym tempem. Część grupy poszła do restauracji nad rzeką na zamówiony wcześniej obiad, a my oczywiście na zakupy. Były tam tak naprawdę 2-3 sklepiki, ale w jednym z nich można znaleźć tanie i ładne ikony. Po zwiedzeniu Wardzi był powrót do miejscowości Achalciche i zwiedzanie twierdzy Rabati. Zwiedzanie nie było długie i później zostało sporo czasu wolnego. Razem z koleżanką zostałyśmy w płatnej części kompleksu, zwiedziłyśmy wszystko dokładniej i porobiłyśmy zdjęcia. Z tego, co pamiętam, to na tym samym bilecie można tam wrócić wieczorem, gdy wszystko jest oświetlone. Kolacja była w tej samej restauracji z basenem, a nocleg w tym samym hotelu. W ramach ciekawostki – za hotelem Panowie z wycieczki znaleźli ogródek marihuany J podobno jest to pospolity krzak w Gruzji i rośnie dziko. Tylko proszę nie wpadać na pomysł, aby zrobić z tego pamiątkę z wycieczki, bo marnie się to skończy :P Dzień 7 – Wykwaterowaliśmy się z hotelu i nastąpił bardzo długi przejazd powrotny do Batumi. Z racji tego, że nadrobiliśmy plan, to tego dnia nic nie zwiedzaliśmy. Przejazd trwał mniej więcej w godzinach 9-17. W międzyczasie były przerwy na obiad, zakupy spożywcze, toaletę. Jeżeli ktoś wykupi pierwszego dnia wycieczki bilet na ostatni pokaz tego dnia w delfinarium, to gratuluję, bo ja niestety wpadłam na ten pomysł dzień wcześniej, gdy już nie było żadnego biletu. Chciałam kupić bilety przez Internet, ale i to trzeba zrobić ze 2-3 dni wcześniej. Wybrałyśmy się więc na spacer po promenadzie, gdzie wieczorem sporo się dzieje. Nocowaliśmy w bardzo dobrym hotelu – Ajara Palace. Co prawda w nocy było głośno (hotel znajduje się w centrum, w pobliżu jakiejś dyskoteki), ale standard jest wysoki. Kolację i śniadanie jedliśmy w hotelowej restauracji, a jedzenie było fenomenalne. Dzień 8 – Wylot do Warszawy mieliśmy ok. 17, więc do 14 był czas wolny. Do 12 trzeba było się wykwaterować, ale polecam zapakowanie się po śniadaniu, wystawienie walizki za drzwi i oddanie klucza. W hotelu są kamery i walizkom na korytarzu nic nie powinno się stać. Tego dnia można spokojnie zapakować strój i ręcznik i iść na plażę. Plaża jest kamienista, a kamienie mocno się nagrzewają, dlatego lepiej mieć ze sobą buty do pływania. Można wypożyczyć leżak i parasol (koszt kilku lari za cały dzień), a po plażowaniu wziąć prysznic, bo wzdłuż plaży ustawione są natryski. Poprosiłam Panią pilotkę o rozliczenie kosztów biletów zwiedzania, bo wpłacona przez nas kwota 70€ była niewspółmiernie wysoka do moich obliczeń (zawsze na wycieczkach zapisuję ceny biletów, aby mieć porównanie). W innych biurach podróży zawsze pod koniec następowało rozliczenie, jednak tutaj spotkałam się z odmową i pilotka skierowała mnie Biura Rainbow. Na razie niewiele mogę o tym powiedzieć, ponieważ sprawa jest w toku. O 14 wyjechaliśmy spod hotelu i zawieziono nas na lotnisko. Tutaj odprawa była dosyć szybka, ale lot się opóźnił. Nie było to jednak porażające spóźnienie, bo w Warszawie byliśmy jakieś 1,5-2h po właściwej godzinie. Podsumowując, wycieczkę uważam za bardzo udaną. Program zwiedzania był ciekawy i zróżnicowany, było sporo zabytków, ale także przyrody, sporo zwiedzania z grupą i dosyć duża ilość czasu wolnego. Osoba w każdym wieku, niemająca poważnych problemów ze zdrowiem, powinna sobie poradzić na tej wycieczce.
5.5/6
W dniach od 16 do 22 08 br. brałem udział w imprezie objazdowej "Gruzińska uczta". Po przylocie do Batumi czekał nas daleki nocny przejazd do Kutaisi. To było męczące. Dalej już było znacznie lepiej. Pan Bartosz, nasz pilot był bardzo w porządku ;duży zasób wiedzy, dobre podejście do ludzi, generalnie ok. Miejscowy przewodnik o imieniu Nodari wręcz super. Świetnie mówił po polsku, bardzo życzliwy i pomocny. Widoki super .Jedyny mankament to gorąco. Stąd tytuł.
5.5/6
Przepiękny Kraj warty odwiedzenia. Może kiedyś wybiorę się tam znowu.
5.5/6
Podczas wycieczki spaliśmy w 5 różnych hotelach z czego jeden był poniżej średniego. Jeden dzień z wycieczki był niedopracowany, lecz co do reszty nie mam uwag. Przyjemny przewodnik, miła atmosfera i świetny kraj :)