6.0/6
Jest mroźny zimowy wieczór, na zewnątrz aktualnie minus 8 stopni, moja górska miejscowość jest zasypana śniegiem od kilku tygodni. Po raz kolejny oglądam zdjęcia z wrześniowej wycieczki Klasyczna Hellada. Zamykam oczy i... znowu jest ciepło, słonecznie, morze szumi leniwie, powietrze pachnie, a cykady rozpoczynają swój wieczorny koncert. Znowu spaceruję po Akropolu dotykając czasów starożytnych, płynę statkiem na Hydrę i wygrzewam się na plaży w Tolo. To było niesamowite 14 dni, Ci którzy zwiedzali Grecję wiedzą, co mam na myśli. Tym, którzy jeszcze się wahają, mogę powiedzieć tylko jedno - wycieczka Klasyczna Hellada to strzał w dziesiątkę, kupujcie, pakujcie się i w drogę, tu naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać.Dzień 1 - to dzień w drodze, startuję z Krakowa po 8 rano, aby około godziny 9.30 dotrzeć do Woszczyc. Tam spotykam się z moją rodziną jadącą z Poznania, jemy śniadanie (jestem fanką naleśników w Woszczycach), korzystamy z toalety i udajemy się na krótki spacer (warto trochę pospacerować, bo przed nami długa droga). Przesiadki, mam wrażenie, z roku na rok organizowane są coraz lepiej i idą coraz sprawniej. Poznajemy naszą pilotkę, panią Martynę i ruszamy. Przed nami sporo km, bo aż do Suboticy, w tym czeka nas przekroczenie granicy węgiersko - serbskiej, a tam nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać (chociaż muszę przyznać, że mam szczęscie do bałkańskich granic, zazwyczaj przekraczałam je w maju lub we wrześniu i szło to bardzo sprawnie, w lipcu i sierpniu ruch jest wiekszy i można tam utknąć nawet na kilka godzin). Rozpoczynają się dwa tygodnie wymarzonego i wyczekanego urlopu, niedogodności związane z długą jazdą oczywiście są, ale nic nie jest w stanie zepsuć mi nastroju. Podróż mija bez komplikacji i zgodnie z przewidywaniami, około godziny 23 jesteśmy na miejscu. Meldowanie w hotelu przebiega sprawnie, więc pozostaje już odświeżyć się i wyspać.Dzień 2 - o 8 rano jesteśmy już po śniadaniu i rozpoczynamy wspólne zwiedzanie Suboticy. Na jednej z poprzednich wycieczek nocowaliśmy niedaleko, bo nad jeziorem Palic, cieszę się, że teraz mogłam odwiedzić kolejne miejsce w Serbii. Jest niedziela rano, miasteczko jeszcze śpi, na ulicach mija nas dosłownie kilka osób. Udajemy się w kierunku Ratusza, który jest dumą miasta, nazywany perełką węgierskiej secesji przełomu XIX i XX wieku. Praktycznie każdy element budynku posiada bogate zdobienia - witraże w oknach, ściany z ornamentami roślinnymi, przy poręczach medaliony kupieckie. Zwiedzamy salę konferencyjną, w której odbywają się śluby i obrady rady miasta, a także wspinamy się na wieżę (wspinaczka dla chętnych, pozostali mają około 30min czasu wolnego). Dla widoku warto było się wysilić, z wieży obserwujemy całe miasto, które, jak teraz widać, wcale nie jest takie małe (100 tys mieszkańców), podziwiamy synagogę, meczet, kościół. W okolicy ratusza teren jest zadbany, okazała fontanna, ławeczki, skoszony trawnik. Jednak im dalej od niego, tym uliczki są coraz bardziej zaniedbane. Mam nadzieję, że systematycznie będzie odnawiane, bo ma potencjał. Nie spędzamy w Suboticy dużo czasu, zresztą pora ruszać dalej, przed nami jeszcze sporo km oraz granice serbsko-macedońska i macedońsko-grecka. Praktycznie cały dzień mija nam na podróży, z każdą godziną jestem coraz bardziej zmęczona i podekscytowana jednocześnie. Grecja była moim marzeniem od dawna. Teraz to marzenie ma się spełnić i ewentualne niewygody nie mają znaczenia.Dzień 3 - no i stało się, rozpoczynamy zwiedzanie Grecji. Droga do Meteorów upływa nam na słuchaniu opowieści Pani Pilot, jadąc autostradą mijamy górę Olimp i chyba właśnie ten fakt uświadamia mi, że wreszcie tu dotarłam. W pierwszej kolejności odwiedzamy pracownię pisania ikon w Kalambace, w której słuchamy krótkiego wykładu na temat technik używanych przy pisaniu ikon oraz oglądamy kolejne etapy ich powstawania. O ile zakup ikon zbytnio mnie nie interesował, to zapoznanie się z procesem ich tworzenia uważam za bardzo ciekawe. Przy pracowni mieści się duży sklep z pamiątkami, po wykładzie był czas wolny na zrobienie zakupów (do kupienia nie tylko ikony). Około południa rozpoczynamy wjazd na Meteory - główny punkt programu dnia trzeciego. Meteory ( od meteoros czyli wzniesiony w górę) to skały z piaskowca, które na skutek działań przyrody przybrały przeróżne formy, często nazywane kamiennym lasem lub miastem. W dawnych czasach pojedynczy mnisi chcąc medytować wysoko, czyli bliżej Boga, zakładali na skałach swoje pustelnie lub wykuwali małe cele. Z czasem mnichów przybywało, aż w końcu zaczęły powstawać monastyry. My odwiedzamy dwa takie miejsca - monastyr Warłama oraz klasztor św. Barbary. Pierwszy położony jest na drugiej co do wysokości skale (najwyżej położony jest klasztor Przemienienia Pańskiego, który zresztą obserwowaliśmy z daleka). Aby do niego dotrzeć trzeba było pokonać około 100 schodów, ale warto, gdyż zarówno klasztor, jak i widoki są warte tego wysiłku (schody zostały zbudowane na potrzeby turystów, kiedyś trzeba było wspinać się za pomocą liny, zatem nie ma co narzekać). W czasie zwiedzania dowiadujemy się, że monastyr został założony w 1350 roku, przez pustelnika (jak nazwa wskazuje) Warłama, po jego śmierci przez około dwieście lat miejsce było opustoszałe. Z czasem oprócz małych kościółków i miejsca do spania, zbudowano katolikon pod wezwaniem Wszystkich Świętych, wieżę oraz kościół Trzech Hierarchów. Drugi klasztor, który odwiedzamy to monastyr św Barbary, klasztor niewielki, ale z bardzo fajnym tarasem widokowym. Dojście do niego nie jest męczące, bo wiedzie przez zacieniony teren. W środku znajdziemy źródełko z uzdrawiającą wodą, sporą ilość ikon i zadbany ogródek. Szkoda, że mieliśmy czas tylko na dwa monastyry, bo każdy z nich był inny, położony w innej części skalnego miasteczka, a widoki zapierały dech w piersiach. Po emocjach, jakie towarzyszyły nam podczas zwiedzania, udajemy się na lunch, aby posilić się przed dalszą drogą. Kierunek - Ateny.Dzień 4 - w stolicy Grecji można pewnie przebywać tydzień i nie byłoby czasu na nudę, my mamy jeden dzień, jest on dość intensywny, ale jednocześnie przyjemny. Zaczynamy około godziny 8 od zwiedzania Narodowego Muzeum Archeologicznego, jednego z największych w Europie, posiada ponad 20 tys eksponatów. My, jak to na wycieczkach objazdowych bywa, mamy ograniczony czas, ale i tak zwiedzamy je przez kilka godzin. Każda sala w muzeum to oddzielny temat, od prehistorii, ceramiki, rzeźby po metalurgię. Przypadły mi do gustu rzeźby (atletyczne sylwetki, cudowny Zeus, Hera, chłopiec galopujący na koniu), kolekcje złotej biżuterii i naczyń, wykonane około 2500 - 3500 lat temu, a do tej pory prezentują się wspaniale oraz zdobione amfory (przechowywano w nich prochy zmarłych), niektóre np. o wysokości 155 cm naprawdę rzucały się w oczy i robiły wrażenie. Kolejny etap zwiedzania to Akropol znajdujący się na wapiennym wzgórzu. Przystanek nr 1 to odeon heroda Attyka z 161 p.n.e., który mieścił 5-6 tysięcy osób. Do tej pory odbywają się w nim spektakle, koncerty i festiwale. Następnie Propyleje, na których już od rana są tłumy turystów, co wcale mnie nie dziwi, bo z jednej strony rozpościera się widok na całe miasto, a z drugiej rozpoczyna się starożytny świat z ogromnymi kolumnami. Przekraczam bramy i moim oczom ukazuje się Partenon - poświęcona Atenie, w stylu doryckim, zbudowana w 432 p.n.e oraz Erechtejon z portykiem z kariatydami (rzeźby kobiet podpierające budowlę). Stoję pośród tych pomników historii i nie mogę uwierzyć, że znajdują się tu od czasów starożytnych. Jak dobrze, że od kilkudziesięciu lat specjaliści pracują nad zachowaniem tego dziedzictwa kulturowego dla kolejnych pokoleń. Po zwiedzaniu Akropolu spacerem udajemy się na starożytną Agorę rzymską, potem ateńską, aż do Bibliotekę Hadriana. Największe wrażenie robi na mnie świątynia poświęcona Hefajstosowi i Atenie. Podoba mi się jej kształt, jest dość dobrze zachowana, dłuższy bok świątyni posiada aż 13 kolumn, nie wiem czy to ta budowla, czy jej położenie i niesamowite cykady i słońce, czy wszystko razem sprawiły, że uznałam ją za najpiękniejszą budowlę, którą zobaczyłam tego dnia. Po zwiedzaniu udajemy się na plac Monastiraki, który położony jest w centrum ateńskiej starówki. Na nim znajduje się meczet Tzistarakis oraz kościół Pantanasa oraz stragany, sklepiki i tawerny. Na placu mamy sporo czasu wolnego, starcza go zarówno na posiłek i małe zakupy, a także samodzielne rozejrzenie się po okolicy. Ostatnie punkty wspólnego zwiedzania miasta to zmiana warty przed grobem Nieznanego Żołnierza, która wygląda właściwie jak mini spektakl i z pewnością warto ją zobaczyć od początku do końca. Zmiana warty ma miejsce na placu Sindagma przy Parlamencie (udajemy się na plac spacerem, po czasie wolnym). Zmiana warty dokonywana jest przez żołnierzy Gwardii Prezydenckiej (Ewzoni), którzy ubrani są w charakterystyczne plisowane spódniczki, czerwone czapki i buty z ogromnymi czarnymi pomponami. Po zakończeniu zmiany warty udajemy się na krótki objazd po mieście z krótkim przystanku przed stadionem Panatenajskim, na którym odbyły się pierwsze nowożytne Igrzyska Olimpijskie. Po powrocie do hotelu mamy czas wolny, który można przeznaczyć na zwiedzanie we własnym zakresie lub odpoczynek. Wieczorem udajemy się na wieczór grecki do tawerny New Rigas na Plakę. Tawerna jest wypchana turystami po brzegi, co jest jej jedynym minusem dla nas, ale z pewnością plusem dla właściciela tawerny. Występy, które oglądamy sprawiają jednak, że zapominamy o ścisku i dobrze się bawimy. Dzień 5 - objazd po starożytnym świecie, czyli Korynt, Mykeny, Epidauros i Nafplio. Piątego dnia wycieczki witamy się z Peloponezem. Rozpoczynamy od przystanku nad kanałem Korynckim, z góry wygląda na wąski pasek wody, ale w rzeczywistości jest szeroki na prawie 25 metrów, wysoki na 80m, a jego długość to ponad 6 km. Kanał łączy Zatokę Koryncką z Zatoką Sarońską i skraca drogę statkom o około 400km. Następnie jedziemy do starożytnego Koryntu, gdzie oglądamy to, co po nim pozostało. Spacerujemy po agorze i słuchamy opowieści o sklepach, świątyniach Apollina, Oktawii i Tyche, o życiu, jakie się tam toczyło, ale potrzeba naprawdę sporej wyobraźni, aby to wszystko ujrzeć. Chociaż muszę przyznać, że pozostałości po świątyni Apollina robią na mnie wrażenie. Gigantyczne kolumny (zachowało się 7) na tle wzgórz wyglądają fascynująco. Kolejny przystanek to Mykeny, swego czasu jedna z ważniejszych twierdz i ośrodek kultury, odwiedzamy Grób Agamemnona oraz pozostałości pałacu i cytadeli. Grób Agamemnona to grobowiec w kształcie koła, do którego wchodzi się dość długim korytarzem. Grobowiec ma około 13 metrów, oprócz głównego pomieszczenia znajduje się jeszcze pomieszczenie boczne. Podobnie jak w Koryncie, trudno wyobrazić sobie Mykeny w ich najlepszym czasie, teraz to głównie ruiny i stanowiska archeologiczne z niesamowitym widokiem na okolicę. Ale to jednocześnie kawałek historii, więc warto się w nią zagłębić, zwłaszcza, że opowieści przewodniczki są wciągające. Kolejne miejsce na półwyspie Peloponez to Epidauros, w starożytności znajdowały się tam m.in. teatr, łaźnie, odeon, świątynia Artemidy. Najciekawszą budowlą jest teatr, który jest nie tylko dobrze zachowany, ale również ma doskonałą akustykę. Teatr posiada 52 rzędy siedzeń, może pomieścić około 12 tysięcy widzów. Polecam wejście na samą górę, może wymaga trochę wysiłku, ale to właśnie stamtąd można najlepiej ogarnąć wzrokiem cały teatr i podziwiać jego ogrom i kunszt wykonania. Po raz kolejny wsiadamy do autokaru i jedziemy do Nafplio. To urocze, trochę senne nadmorskie miasteczko (jesteśmy w nim około godziny 15tej, trwa sjesta), jest wspaniałą odmianą po spędzeniu połowy dnia w świecie antycznym. Tu nie trzeba sobie niczego wyobrażać, bo wszystko widać jak na dłoni. A widać wiele - zaczynając od promenady, poprzez ukwiecone wąskie uliczki, aż po twierdze. Nad miastem góruje twierdza Palamidi, na którą można wejść pokonując około 900 schodów, ale to nie jedyna twierdza w mieście. Są jeszcze Akronafplia nad starówką oraz Bourtzi na wysepce koło portu. Oprócz twierdzy miejscem, które warto odwiedzić jest Plac Syntagma, plac Trzech Admirałów oraz plac Hellenofilów, chociaż w zasadzie niezależnie od strony, w którą pójdziemy i budynek, na jaki spojrzymy, wszędzie jest pięknie. Wąskie uliczki, palmy, granaty, kwitnące na różowo bugenwille, a przy okazji towarzysząca nam w czasie spaceru morska bryza, sprawiają, że Nafplio jest bardzo wysoko na mojej liście najpiękniejszych odwiedzonych miejsc. Po zwiedzaniu i czasie wolnym w Nafplio, jedziemy do Tolo i rozpoczynamy kilkudniowy wypoczynek.Dzień 6 - 9 - po długiej drodze z Polski do Grecji oraz kilku dniach zorganizowanego zwiedzania przyszła pora na relaks. Nasz wypoczynek miał miejsce w miasteczku Tolo, swego czasu niewielka wioska rybacka, obecnie kurort. Tolo leży nad Zatoką Argolidzką, posiada wąską, ale piaszczystą plażę, jest otoczone wzgórzami, na które można się wspiąć, aby podziwiać widoki. Nie ukrywam, że lubię czynnie spędzać urlop, dlatego korzystam głównie z wycieczek objazdowych, ale te kilka dni bardzo się przydało. Oczywiście spędzałyśmy kilka godzin dziennie na plaży, korzystając z kąpieli słonecznych i morskich (rewelacyjna woda, piaszczyste dno, nie było jeżowców), ale oprócz tego wypożyczyłyśmy rower wodny i popłynęłyśmy na wysepkę Koronisi, na której znajduje się mały kościółek Apostołów. Byłyśmy na niej z samego rana, kraby leniwie wygrzewały się na kamieniach, było cicho (akurat nikogo więcej tam nie było) i, co tu dużo pisać, cudownie. Spędzając czas w Tolo można zorganizować jeszcze kilka innych wypadów - na wzgórze Barbouna, do starożytnego miasto Assine, na wzgórze Proroka Eliasza, czy krótsza wycieczka do kościoła St.Kyriaki. W mojej opinii w Tolo nie można się nudzić, ale, aby skorzystać z wycieczki maksymalnie miałyśmy wykupione wycieczki fakultatywne, które odbyły się w czasie kilkudniowego wypoczynku. Pierwszą z nich był rejs na wyspy Hydrę i Spetses. Rejs na Hydrę trwał około 2,5 godzin, w tym czasie można było podziwiać widoki, wypić poranną kawę, złapać trochę promieni słonecznych i zwyczajnie cieszyć się chwilą. Hydra wita nas rzędem osiołków i koni, które zastępują tu samochody. Aby w pełni wykorzystać trzy godziny na wyspie, od razu udajemy się w górę wyspy. Idziemy bez mapy, gdzie nas nogi poniosą, zaglądamy w każdą wąską uliczkę, mijamy typowo greckie biało - niebieskie domy, momentami nad głową zwisają nam opuncje i bugenwille, na murkach leżą koty, osły wnoszą na górę zapasy wody i produktów spożywczych. W końcu zdobywamy szczyt, widoki są oszałamiające, warto było w tym upale wysilić się i odbyć ten spacer. Ostatnią godzinkę na Hydrze spędzamy w porcie, włócząc się po sklepach, odpoczywając w kawiarni, oglądając wieżę zegarową i katedralną. Po Hydrze płyniemy na Spetses, która nie robi na mnie takiego wrażenia, ale sympatycznie jest pospacerować promenadą. Następnego dnia w czasie wypoczynku wyjeżdżamy na rejs po Kanale Korynckim. Sam rejs trwał około 1,5 godziny i ukazał Kanał w zupełnie innym świetle. Kanał Koryncki z poziomu wody wygląda zupełnie inaczej niż z góry. Zaskoczyła mnie bujna roślinność wyrastająca na skałach oraz osoby skaczące na bungee. Wypoczywając w Tolo skusiłam się również na nocny rejs do Nafplio. Senne w ciągu dnia, wieczorem zmieniło się w tętniące życiem miasteczko, przy okazji bardzo dobrze oświetlone. A sam rejs, gwiazdy na niebie, szum morza na długo pozostaną w pamięci.Dzień 10 - rano żegnam się z Tolo mając nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę. Udajemy się do Olimpii, która w starożytności była miejscem kultu Zeusa, a od 776 roku P.n.e. również miejscem, w którym odbywały się igrzyska olimpijskie. Przewodniczka opowiada nam o igrzyskach, a my mijamy pozostałości Gimnazjonu, w którym spędzano czas na ćwiczeniach fizycznych i poznawano sztuki walki, pozostałości Palestry, w której uczono zapasów i boksu oraz świątynię Filipa II Macedońskiego oraz Hery. Stadion olimpijski to właściwie pole, ale odrobina wyobraźni wystarczy, aby zobaczyć co tu się działo przed wiekami. Igrzyska na początku trwały 1 dzień, a sportowcy brali udział w wyścigu na jedną długość stadionu, czyli na około 192 m. Z czasem dodano konkurencji, a Igrzyska wydłużyły się do 5 dni. Po spacerze pogłębiamy swoją wiedzę w Muzeum Archeologicznym oglądając przedmioty wydobyte w czasie wykopalisk ( rzeźby, naczynia, fragmenty frontonów zdobiące świątynie). Po wizycie w Olimpii i lunchu jedziemy w kierunku Patry do winiarni Achaia Clauss. Jest to najstarsza winiarnia w Grecji, słynie z wina Mavrodafni i wyjątkowej urody beczek. W czasie spaceru po wnętrzach winiarni oglądamy narzędzia do wyrobu beczek, zdjęcia byłych pracowników wykonujących swoje obowiązki oraz bliźniacze beczki o wadze około 14 ton jedna. Po zwiedzaniu udajemy się na degustację i dokonujemy zakupu trunku, który smakował nam najbardziej. Po wizycie w winiarni udajemy się w podróż w kierunku Delf. Przejeżdżamy przez most Rio-Andirio, który wybudowano w 2004 roku i który łączy Zatokę Koryncką z Zatoką Patraską. Ponad 100 km trasa do Delf przypomina chorwacką Jadrankę, bo ciągnie się wzdłuż Zatoki Korynckiej i karmi nas pięknymi widokami. Nie sposób się nudzić. Wieczorem przyjeżdżamy do Delf, przed snem udajemy się na krótki spacer po miasteczku.Dzień 11 - wstał kolejny słoneczny dzień w Grecji, a my rozpoczęliśmy zwiedzanie - Delfy, Itea oraz Termopile to plan na dzień jedenasty. Delfy to mała miejscowość licząca mniej niż 1000 osób, sławna głównie z uwagi na stanowisko archeologiczne. Spacer rozpoczynamy od wejścia na agorę, na której wieki temu gromadzili się przybywający pielgrzymi i kupowali dary, które potem składali w darze. W Delfach przebywała Wyrocznia, która przepowiadała przyszłość. Pielgrzymi, który podróżowali do wyroczni, kierując się w stronę Świątyni Apollina podążali Świętą Drogą, wzdłuż której stały pomniki i budowle dziękczynne. Obecnie z ogromnych posągów zostały głównie podstawy. Z porad wyroczni korzystali nie tylko Grecy, ale również Egipcjanie czy mieszkańcy dzisiejszego terenu Turcji. Osobom mającym kondycję polecam wejść wyżej, aż do dość dobrze zachowanego teatru. Zresztą nie odkryję niczego nowego mówiąc, że im wyżej się wejdzie, tym widoki będą lepsze. Mieliśmy wystarczająco czasu wolnego, aby samodzielnie pospacerować po wykopaliskach. Kolejnym miejscem, do którego zawitaliśmy była Itea, niewielka mieścina z portem i kamienistą plażą, w której mieliśmy kilka godzin czasu wolnego na plażowanie. Po obiedzie ruszamy w drogę, wieczorem czekają na nas Saloniki. Po drodze robimy przystanek w miejscu bitwy pod Termopilami, gdzie obecnie stoi pomnik ku czci poległych Spartan i ich przywódcy Leonidasa.Dzień 12 - Z Grecją żegnamy się wizytą w Salonikach, drugim co do wielkości miastem w tym kraju. Miasto może pochwalić się dobrze zachowanymi budowlami takimi, jak Rotunda i Łuk Galeriusza. Rotunda była pierwotnie świątynią Zeusa, później została zmieniona na kościół, a pod panowaniem Turków na meczet, obecnie jest przede wszystkim stanowiskiem archeologicznym, w którym tylko sporadycznie odprawiane są msze. Spacerujemy ulicą Egnatia oglądając Cerkiew Matki Bożej, łaźnię turecką oraz świątynię Dymitra. Kolejny przystanek to Plac Arystotelesa, a potem promenada. Między starą i nową promenadą znajduje się Biała Wieża, charakterystyczny punkt na mapie miasta. W przeszłości była częścią murów obronnych, po których obecnie zostały już tylko resztki. Zwieńczeniem spaceru po promenadzie jest pomnik Aleksandra Wielkiego, jeden z najbardziej okazałych w mieście. Po zwiedzaniu miasta mamy czas wolny, który w większości poświęcam na zrobienie zakupów na pobliskim targu Market Kapani Vlali, na targu można kupić chyba wszystko od mięsa i owoców, aż po przyprawy, ubrania, słodycze i pamiątki.Dzień 13- przedostatni dzień wycieczki upływa nam na zwiedzaniu Belgradu oraz na podróży w kierunku Budapesztu, gdzie czeka nas wieczorne zwiedzanie miasta. Byłam w Belgradzie przy okazji wycieczki Bałkańskie Skarby. Tym razem trafiłam na przemiłą przewodniczkę, dlatego mam lepsze wspomnienia z tego miasta, niż kilka lat temu. Zwiedzamy cerkwiew św Sawy - jeszcze kilka lub kilkanaście lat i jest szansa, że cerkiew zostanie ukończona, a ja zwiedzę wszystkie jej zakątki i twierdzę Kalemegdan - z rozbawieniem stwierdzam, że przed twierdzą wyrósł park dinozaurów, co pasuje trochę jak kwiatek do kożucha, ale rozmiem, że biznes to biznes. Zakończenie wspólnego zwiedzania ma miejsce w Budapeszcie, gdzie w godzinach 22-24 podziwiamy tą niesamowicie oświetloną stolicę. Wycieczka Budapeszt nocą szczerze mówiąc rozłożyła mnie na łopatki. Miasto jest piękne samo w sobie, ale z nastaniem zmroku dzieje się tu magia. Udajemy się na Górę Zamkową, gdzie znajdują się cudnie oświetlone Baszta Rybacka oraz Kościół Macieja. Fotografujemy Parlament, oświetlone mosty na Dunaju, a z Góry Gellerta panoramę miasta. Nie mogę się napatrzeć, wizyta w Budapeszcie trochę łągodzi ból związany z końcem urlopu i powrotem do domu. Na chwilę udaje mi się zapomnieć o tym, że pożegnałam się już z Grecją, a za chwilę będę musiała wrócić do codziennych obowiązków.Dzień 14 - od wczesnych godzin porannych jesteśmy w Polsce. Bezpiecznie docieram do domu, pełna wrażeń, wspomnień, ale też tęsknoty za słoneczną Grecją. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę, tym razem może na wyspy. Cieszę się, że wyjazd mogę zaliczyć do bardzo udanych i nie pozostaje mi teraz nic innego jak marzyć o kolejnych podróżach, a z czasem te marzenia urzeczywistniać. Przecież w kolejce cierpliwie czekają Bułgaria, Turcja, Alpy...
Ewa - 30.01.2019
125/181 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Historie skąpane w greckim słońcu, rozświetlającym swymi promieniami starożytne ruiny, opowiadane z pasją przez lokalnych przewodników i naszą Panią Pilot - Kasię. Na deser relaksujacy, piękny widok piętrzących się przed nami skał, a także zieleni i różnobarwnych kwiatów, a to wszystko przy akompaniamencie cykad i szumiącego, turkusowego morza, od którego czasem nie sposób było oderwać wzrok. Fantastyczne widoki i duża porcja wiedzy, ruiny przeplatające się często ze zgiełkiem współczesnych miast. To właśnie kwintesencja Klasycznej Hellady. Jeśli tylko zabierzemy ze sobą dobry humor i pozytywne nastawienie ta wycieczka zostanie w naszej pamięci na długo, jako wspaniała, przygoda (nawet jeśli gdzieś po drodze pojawią się niezadowoleni ze wszystkiego współtowarzysze).
Agnieszka, Toruń - 03.08.2022
16/17 uznało opinię za pomocną
6.0/6
wycieczka jak najbardziej udana i wydaje mi się że to najlepsze połączenie zwiedzania z wypoczynkiem.Coś fantastycznego.Jeśli chodzi o organizację to uważam że było to fantastycznie zorganizowane a na dowód moich słów podam fakt jak nie mogliśmy w Serbii zobaczyć świątyni diabła gdyż w tym czasie były tam osuwiska skalne to w mgnieniu oka pani Renata Orkisz załatwiła zwiedzanie Niszu i przewodnika.Jeśli chodzi o Grecję- piękna sprawa. Ateny,cały Peloponez z Tolo i wiele wiele innych atrakcji.Co do organizacji to naprawdę nie ma się do czego przyczepić , choć wiem że znajdą się malkontenci którzy podważą moją opinię ponieważ już na wycieczce takowi byli.Pozdrawiam i trzymajcie tak dalej.
Tomasz, GORZÓW WIELKOPOLSKI - 30.03.2014
2/4 uznało opinię za pomocną
6.0/6
Wycieczka bardzo fajna, gorąco polecam. Program wycieczki bogaty, świetnym uzupełnieniem części objazdowej jest część pobytowa na Zakyntos dzięki czemu można odpocząć. Dosyć męcząca jest podróż do Grecji (ponad 3 godziny stania na granicy węgierskiej), powrót dużo łatwiejszy dzięki noclegowi w Macedonii. Grupą opiekował się pilot Łukasz, bardzo sympatyczny, wszystko było zorganizowane dobrze i na czas. Jeśli chodzi o firmę transportową to panowie kierowcy byli zbyt przeczuleni na punkcie nowego autokaru i robili za mało postojów na trasie dojazdowej i powrotnej, osobom ze słabym pęcherzem ciężko było wytrzymać, ale dowieźli nas bezpiecznie więc za to plus. Jeśli chodzi o wycieczki dodatkowe to: Saloniki nocą nie odbyły się - za mało osób, Ateny nocą- całkiem spoko -wejście na górę z widokiem na Ateny + wizyta na Place (warto wziąć ponieważ hotel jest w słabej dzielnicy -niby centrum ale na około sami uchodźcy także nie polecam samotnych spacerów). Na pobycie są 3 wycieczki: rejs do zatoki wraku - warto, ale nie dla osób którym pływanie łódką nie służy, rejs do żółwi- nie byłam, ale osoby które były chwaliły sobie choć widziały 1 żółwia, rejs na Kefalonie - wizyta na punkcie widokowym + krótka wizyta w 2 jaskiniach oraz obiad w miejscowości docelowej (niby jest możliwość w tym czasie popływać w zatoczce ale mało czasu bo tylko godzina a i plaża słaba, nie warto brać nawet stroju bo nie ma się gdzie przebrać). Dodatkowym minusem tej wycieczki jest to że za wejście do jaskiń trzeba zapłacić 12€, nie jest ta opłata wliczona w cenę podstawową choć tak w programie jest napisane, co generalnie wprowadza w błąd. Dodając te 12 euro do ceny podstawowej to wg mnie za dużo za ta wycieczkę, drugi raz bym nie kupiła. Lepiej spędzić ten dzień na plaży. Co do hotelów mogą być, najsłabsze w Atenach- okropna dzielnica, Delfy- hotel w którym wszystko jest krzywe, zimna woda i poranne jedzenie było przygotowane dzień wcześniej. Hotel Letsos na pobycie może być ale niektóre pokoje to nory w piwnicy, w zależności co kto trafi. Zamiana Serbii na Macedonię super! Gorąco polecam Rejs do kanionu Matka. I tutaj należy pochwalić pilota lokalnego Dawida za zorganizowanie vipowskich łódek dzięki prośbie koleżanki która chciała tam świętować urodziny. Wyszło super! Nie warto kupować obiadokolacji - bo są szczerze mówiąc słabe. Kupiłam i żałuję za te same pieniądze wyżywiłabym się lepiej przez te dwa tygodnie. Stawaliśmy na obiady codziennie, spokojnie jest się w stanie kupić pełne danie w cenie od 6 do 10 euro + napoje. Wychodzi znacznie smaczniej! Biuro powinno rozważyć tez zrobienie tej wycieczki w opcji że dolot na miejsce jest samolotem a powrót autobusem - wtedy było by optymalnie.
Mateusz Dariusz, -- - 03.08.2021
17/17 uznało opinię za pomocną