5.4/6 (43 opinie)
5.0/6
Wyjazd na pustynny off-road w okresie noworocznym okazał się udanym pomysłem, mimo obaw o pogodę panującą w Maroko w tym okresie. Ciekawy program i słoneczna pogoda zapewniły skuteczne oderwanie się od polskiej szarówki.
5.0/6
Wyjazd do Maroka w formie off road to był strzał w dziesiątkę. Niesamowite było zobaczyć ten kraj od kuchni, zwiedzać zwyczajne miejsca nieoblegane przez turystów. Forma jazdą samochodami terenowymi też bardzo wygodna, więc tutaj przejazdy oceniam na plus. Gdzieś czytałam o noclegach, że była tragedia, ale na naszym wyjeździe noclegi były bardzo okej. Poza może jednym hotelem, gdzie faktycznie nie było klimatyzacji, ale poza tym wszystko grało. Pustynia i nocleg na niej to było też niesamowite przeżycie. Namioty oczywiście ucywilizowane, więc jezeli ktos się obawia wyjazdu przez nocleg na Saharze to niech się nie boi - było extra, ekscytująco i pięknie. Jedyne czego mi brakowało i za co nie daję maksymalnej oceny to jak dla mnie za mało informacji podczas objazdu. Ja wiem, że byłoby prościej gdybyśmy jechali autobusem i pilot wycieczki miałby cała grupę blisko i mógłby w trakcie przejazdu opowiadać o różnych tematach, a tak mieliśmy okazję tylko podczas spotkania się przy atrakcji usłyszeć pewne rzeczy. Natomiast może warto byłoby przygotować jakieś foldery, ulotki z opisem odwiedzanych miejsc? Co prawda zasieg i internet były praktycznie wszędzie (kupiłam na lotnisku lokalna kartę telefoniczna), ale mając jakiś biuletynik moznaby czytać w drodze pomiędzy atrakcjami o tym, co się zobaczy. To mogłoby pomóc usystematyzować pewne informacji. W każdym razie... Ja oceniam wyjazd bardzo, bardzo pozytywnie i gorąco polecam!
3.5/6
Wycieczka miała być bardzo atrakcyjna ale z powodu słabej pilotki oraz braku dyscypliny wsród kierowców wyszło słabo.Podczas jazdy przez pustynie galop ponieważ kierowcy błądzili a każdy jechał na swoją rękę. Czasu na fotki brak bo wszędzie bylismy spóznieni. Podczas objazdu jedzenie monotonne a TARZIN do znudzenia.Generalnie organizacja słaba.Matomiast pobyt w Agadirze beznadziejny, zimno, wiatr, woda w oceanie jak w Bałtyku,plaża hotelowa malutka do tego bardzo brudna. Kąpiele możliwe tylko w basenie ale nie było tłumu chętnych.Nie polecam hotelu Almochades oraz całościowo Agadiru.
3.0/6
Pokrótce, żeby nie zanudzać Agadir - słabiutko, brak informacji od transferujących pilotek o możliwościach spędzenia czasu. Tylko info - możecie iśc na plażę, i do okolicznych restauracji, reszta to nieistotne info o królewskich pałacach i zasadach zachowania na przejściach dla pieszych. Hotel Agador choć nieżle położony, lata świetności miał ćwierć wieku temu. Pokoje wyeksploatowane do granic możliwości - połamane niewygodne meble , brak płynu do kąpieli /mydła w łazience, szarobrunatne ręczniki, widok na plac budowy z tarasiku. Jedzenie słabe - ze szwedzkiego stołu, kwaśne wino 25 DHM za malutki kieliszek do kolacji. Plaża choć szeroka i długa, to brudna, po 17tej miejscowi urządzaja mecze piłki nożnej przy brzegu. Sklepy i restauracje z raczej kiepskim i drogim jedzeniem dla turystów przy ulicy hotelowej i przy odległej o kilkaset metrów plaży. Transport - porażka. Trzy osoby na tylnej kanapie Land Cruzera, jest ciasno i niewygodnie dla trójki dorosłych osób. P. Krystyna , nasza pilotka podróżuje wygodnie obok kierowcy. Na pustyni katastrofa. Kierowcy i P. Krystyna nie mają zielonego pojęcia o jeździe przez Saharę. Zabłądziliśmy po dwóch godzinach jazdy i dwóch zakopaniach się w piachu po osie, od przygodnie spotkanych w profesjonalnym pustynnym kamperze turystach z Niemiec dowiadujemy się że jesteśmy jakieś 60 km od naszego Campu. Po następnej godzinie jazdy pustynnymi bezdrożami nasz kierowca wykonuje niechcący przy prędkości ok 40 km/h skok z rampy pustynnej wydmy ok. 1,2 m wysokości, co skutkuje kompresją naszych kregosłupów, która odczuwamy do dzisiaj (leki p-bólowe przez następne 3 dni) Ani kierowcy ani P. Krystyna nie mają wgranych map pustyni offline, co uratowałoby sytuację. Sa całkowicie zagubieni na pustyni jak dzieci we mgle. Sytację ratują Beduini z Campu, którzy wjeżdzaja na spotkanie dwoma samochodami. Jest 19.15, słońce już zachodzi, gdybyśmy ich nie spotkali czekałaby nas noc w samochodach na pustyni. Do Campu docieramy po 21.15 w nocy, jest już zimno, niebo pieknie wygwieżdżone. P. Krystyna unika spędzenia wieczoru z nami. Idziemy do rozpalonego przez Beduinów ogniska i śpiewamy harcerskie piosenki na przemian słuchając miejscowych - jest fajnie ale tak całkiem, bolą nas kręgosłupy no i nie zaliczyliśmy opłaconego u P. Krystyny zachodu słońca na ergu jadąc na wielbłądach. Mogło być gorzej , przecież mogliśmy mieć poważny wypadek na pustyni. Następnego dnia zażądliśmy trzeciego samochodu, już dość jazdy jak sardynki w puszce na tylnej kanapie w trzy osoby. P. Krystyna z rozbrajajaca szczerością mówi, że przecież można było rozłożyć dodatkowe fotele tylko bagaże pójdą na dach. Rano wstaliśmy wcześnie żeby zobaczyć wschód słońca na ergu - nie widzieliśmy zachodu który miał być dl.a niektórych gwoździem programu Droga powrotna przez Atlas bardzo malownicza, liczne postoje na kawę, posiłki i zakupy. Hotele na trasie przejazdu skromne aczkolwiek czyste i ogólnie ok! Najlepszy ten w Tata. Ta część podrózy fajna - Ksar At Ben Hadou, oazy po drodze. Po powrocie z pustyni podróżujemy już wygodnie w trzy samochody po asfalcie. Marakesz to najefektowniejszą część podrózy, P. Krystyna oprowadziła nas i opowiedziała o Suku i Medresie w centrum, czas wolny na zakupy kawę na widokowym tarasie i powrót na nocleg. Rano meczet z minaretem w Marakeszu ( nic specjalnego), ogrody Majorell i powrót do tego samego hotelu w Agadirze. Mogło być naprawdę fajnie - największy niesmak - postawa P. Krystyny, która powiedziała nam, że powinniśmy być świadomi tego co nas może spotkać, a chorzy (nie wiemy kogo to miałoby dotyczyć , bo czujemy się jeszcze dość sprawni, choć w wieku 55plus) nie powinni jechać na wyprawe samochodami na pustynię.