Opinie o Od Alp do Adriatyku - Comfort

5.3/6 (152 opinie)

5.3/6
152 opinie
Intensywność programu
5.0
Pilot
5.3
Program wycieczki
5.4
Transport
5.1
Wyżywienie
4.8
Zakwaterowanie
4.9
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 5.5/6

    Od Alp do Adriatyku - Comfort

    Jedna z lepszych wycieczek autokarowych tej firmy. Kantorów w tym państwie jest brak, w większości WC są za free. Ceny są przestępne, najtaniej jest w śieciówkach jeżeli chce ktoś zakupić np. wodę albo cos innego. Niezwykle widoki, kraj gór i morza, mili ludzie. Bardzo jest to przystępna opcja wyjazdu za granicę do tego bardzo była ciekawa oferta (miejsc turystycznych). Temperatura byłą max 31C. Woda nad Adriatykiem jest przejrzysta i cudowna. Polecam nie zapomniane widoki gór, morza zabytków, skoczni narciarskiej. Najlepsza była impreza na tratwie z zakąskami i alkoholem, przyśpiewkami ludowymi. Super była pani dyrektor tej wyprawy. Polecam

    Szymon, Wrocław - 24.07.2024  | Termin pobytu: lipiec 2024

    10/10 uznało opinię za pomocną

  • 5.5/6

    Europa w miniaturze

    Apetyt na Słowenię miałam już od dłuższego czasu. W zasadzie, to od pobytu w Austrii, bo program „Od Alp do Adriatyku” obejmuje również zwiedzanie Graz i Wiednia. W moim odczuciu, to idealne dopełnienie wcześniejszej wycieczki do Austrii. Wyjazd z Warszawy odbywa się w godzinach wczesno-porannych, a w zasadzie nocnych. Jedziemy przez Łódź i Częstochowę do punktu przesiadkowego w miejscowości Woszczyce-Orzesze. Tutaj w małym zajeździe mamy trochę czasu wolnego. Są toalety i można coś zjeść, ale… autokarów jest kilka, tym samy bardzo dużo osób, momentalnie tworzą się ogromne kolejki. Jedzenia jest niewielki wybór i po chwili wszystko jest zimne, część potraw również bardzo szybko się kończy. Do tego płatność może być realizowana tylko gotówką. Raczej nie polecam tego miejsca na konsumpcję. Jeszcze kilka lat temu punkt przesiadkowy znajdował się w innym zajeździe. Pamiętam, że był zdecydowanie wyższy standard i co najważniejsze – smaczne, ciepłe jedzenie… w niekończących się ilościach. Wyjeżdżamy o czasie, pełnym autokarem. Naszym pilotem na czas objazdu jest Konrad który od razu zapoznaje nas z planem naszej wycieczki i ogólnymi sprawami organizacyjnymi. Zatrzymujemy się na ostatniej stacji benzynowej w RP i jedziemy, z jednym króciutkim przystankiem, przez Czechy. W Austrii zatrzymujemy się w jednej z sieciowych restauracji Rosenberger, gdzie mamy trochę więcej czasu wolnego na posiłek. Za niewielką kwotę można tu spróbować austriackich przysmaków. Do Słowenii docieramy w godzinach wieczornych. Kwaterujemy się w 3* hotelu Zalec, w miejscowości Żalec. Następnego dnia, po śniadaniu, wykwaterowujemy się i ruszamy w kierunku Triglavskiego Parku Narodowego. Po drodze łapiemy niestety gumę. Musimy zatrzymać się w szczerym polu, pośród niczego. Na szczęście, dzięki pomocy najstarszego członka naszej ekspedycji, kierowca rozwiązuje problem w niewiele ponad godzinkę. Później jest czas na pamiątkowe zdjęcia męskiej części grupy z lewarkiem w ręku, tak jakby to dzięki ich pomocy, koło udało się wymienić. Towarzyszy temu mnóstwo śmiechu! No cóż, przynajmniej ekipa jest wesoła 😉 Do Triglavskiego Parku Narodowego docieramy z „lekkim” opóźnieniem. Wjeżdżamy kolejką linową na górę Vogel (1535 m n.p.m.), jeden ze szczytów Alp Julijskich. Na górze znajdziemy restaurację i hotel, jest również schronisko. Zimą to dość znany ośrodek narciarski, który chlubi się naturalnym śniegiem aż do połowy kwietnia. Ze szczytu rozciąga się bajeczna panorama Alp Juliskich, z najwyższym szczytem Słowenii - Triglav (2864 m n.p.m.) oraz cudowny widok na jezioro Bohinj, które jest kolejnym punktem naszego programu. Przy olbrzymim drewnianym sercu można sobie zrobić zdjęcia z widokiem na Triglav, pod warunkiem, że jest akurat widoczny. Nam dopisuje piękna, słoneczna pogoda, jednak sam szczyt schował się w chmurach. Mamy tutaj chwilę czasu wolnego, dla mnie to okazja do wypicia espresso. Nie wiem dlaczego, ale zawsze najlepiej smakuje mi wysoko, w górach. Nie inaczej jest i tym razem. Ten smak wart jest nawet mocno turystycznych cen. 😉 Zjeżdżamy na dół i jedziemy nad Jezioro Bohinj. Tutaj mamy na tyle dużo czasu wolnego, że spragnieni kąpieli, mogą jej zażyć w jeziorze. Ja ruszam na zwiedzanie niewielkiej, bo składającej się z kilku uliczek, miejscowości Ribcev Laz. Zaczynam od pomnika Czterech Dzielnych Ludzi wpatrzonych w Triglav. Upamiętnia on pierwszych zdobywców Góry Triglav, którzy zdobyli ten szczyt w 1778 r. Tuż obok znajduje się kamienny mostek i XI w. kościółek św. Jana Chrzciciela. Niestety jest zamknięty i nie da się zajrzeć do środka. Gdy jednak odwracam się do niego tyłem, moim oczom ukazuje się największe jezioro Słowenii – Bohinj. Krystaliczna woda, odbijająca w tafli pobliskie szczyty Alp, zapiera dech w piersi. Odbijające się słońce i kolory tworzą obraz, jak namalowany. Stoję i wpatruję się z zachwytem. Żaglówki, ludzie kapiący się i plażujący na brzegu. Naprawdę dobrą chwilę zajmuje mi, żeby się oderwać i ruszyć dalej. Czeka na mnie jeszcze Pomnik Złotoroga. Nieśmiertelny biały koziorożec ze złotymi rogami to symbol Alp Julijskich. Związana jest z nim legenda o miłości, chciwości i zdradzie. Nie będę jej tu przytaczać, najlepiej bowiem wysłuchać jej w tej pięknej scenerii, pod samym pomnikiem. 😉 Do zbiórki jest jeszcze chwila, więc siadam w kawiarni, z widokiem na jezioro. Próbuję „Kremna Rezina”, czyli odpowiednik naszej kremówki. Ciasto rozpływa się w ustach! Wprawdzie ten deser został wymyślony w Bled i tam podobno smakuje najlepiej, jednak program w Bled jest tak napięty, że obawiam się o czas wolny. Tym bardziej, że na starcie mieliśmy opóźnienie związane z wymianą koła. Kolejny punkt programu, to właśnie Bled. Przy wyjeździe z Ribcev Laz okazuje się, że lokalna policja zorganizowała objazd. Zamiast trasą szybkiego ruchu, jedziemy wąskimi drogami. Po drodze mijamy klimatyczne wsie z alpejską zabudową. Momentami jest tak wąsko, że autokar ledwie się mieści. Na szczęście kierowca świetnie sobie radzi z takimi komplikacjami. Jednak po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów stajemy w korku. Okazuje się, że droga jest zamknięta ze względu na trwające zawody w triathlonie. Niestety nie wszystko da się przewidzieć, ale pilot zapewnia nas, że cały program dnia zostanie zrealizowany. Większość grupy, zamiast siedzieć w nagrzanym od słońca autokarze, decyduje się wyjść i obejrzeć trasę wyścigu. Stoimy, klaszczemy i dopingujemy kolarzy, a oni odmachują lub wręcz kłaniają się na rowerach. Dopiero po kilkudziesięciu minutach możemy ruszać dalej. Bled jest wizytówką Słowenii, a Blejski Otok, czyli wysepka, na której mieści się kościółek Wniebowzięcia Najświętszej Mari Panny, znajduje się we wszystkich folderach reklamujących to państwo. Kierowca autokaru wysadza nas przy samym nadbrzeżu, skąd tradycyjną łódką „pletnja”, napędzaną siłą mięśni, dopływamy na wyspę. Po dopłynięciu czeka nas pokonanie 99 schodów, dopiero naszym oczom ukazuje się kościół. Z tymi schodami oczywiście wiąże się tradycja – przynoszą szczęście parom młodym. Oczywiście tylko wówczas, gdy świeżo upieczony mąż wniesie po nich swoją małżonkę lub gdy ślub brany jest na wyspie – przyszły mąż wnosi przyszłą małżonkę. Kościół powstał w XVII w., chociaż pierwsza świątynia stała tu jeszcze przed czasami chrześcijaństwa. Będąc na wyspie, można usłyszeć, że dzwon na kościelnej wieży ciągle bije. Otóż trzykrotne pociągnięcie za zwisający z sufitu sznur i uruchomienie dzwonu spełnia intencję (prośbę), z którą się przyszło. Nie mogę sobie odmówić tej pokusy, pomimo dodatkowo płatnego wstępu do kościoła. Na obejście wysepki oraz sfotografowanie, doskonale widocznego z niej, zamku w Bled nie potrzeba dużo czasu. Wkrótce wracamy w taki sam sposób i jedziemy zwiedzać zamek w Bled. Zamek obronny usytuowany jest na ponad 100 metrowej, urwistej skale. To najstarszy zamek w Słowenii. Pierwsze wzmianki o nim pojawiają się już w 1011 r. Budowla otoczona jest fosą oraz wałami obronnymi, na których obecnie znajdują się tarasy widokowe. Rozpościera się z nich panorama Jeziora Bled. Nasze zwiedzanie rozpoczynamy od małej piwniczki, gdzie po krótkiej prezentacji, można nabyć regionalne wina, a nawet własnoręcznie je zakorkować. Następnie przechodzimy do zwiedzania zamkowego muzeum, gdzie można zapoznać się historią zamku oraz regionu. Znajduje się tu również poświęcona św. Albinowi i Ignacemu XVI w. kaplica, a w zamkowej drukarni można obejrzeć zrekonstruowaną maszyną drukarska Gutenberga. Trochę za mało czasu mamy, by zajrzeć do kawiarni, czy restauracji. I tak zamek opuszczamy dość późno, a dzisiejszy dzień przez nieprzewidziane zdarzenia był dość długi. Zjeżdżamy jeszcze do Bled i tam mamy chwilę czasu wolnego, żeby coś zjeść. Niestety, w hotelu, w którym mamy się zakwaterować takiej możliwości nie będzie. Osobiście żałuję trochę, że program nie obejmuje znajdującego się w okolicy Wąwozu Vintgar oraz mieszczącej się w samym Bled – Villi Bled, czyli ulubionego miejsca wypoczynku Josip Broz-Tito (przywódcy Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii). No cóż, nie można mieć wszystkiego… 😉 Kwaterujemy się w 3* hotelu Ambient w Domzale, niedaleko Ljubljany. Następnego dnia, po śniadaniu, jedziemy pośród alpejskich krajobrazów i zabudowań w kierunku Planicy. Nie trzeba być fanem skoków narciarskich, by wiedzieć, że znajduje się tu mamucia skocznia Letalnica. Przyznam, że gdy stanie się u jej podnóża i spojrzy w górę, to wysokość robi wrażenie. Mamy tutaj tylko 30 minut czasu wolnego. Mimo tego, kilku śmiałków próbuje wejść po schodach na szczyt skoczni. Udaje się to tylko jednej osobie, reszta kończy z marnym skutkiem. Większość grupy decyduje się jednak wejść do znajdującego się obok obiektu Planica Nordic Center, w którym narciarze trenują na sztucznym śniegu. Znajduje się tu również sklepik z pamiątkami oraz tunel aerodynamiczny. Następnie ruszamy do miejsca, które jest niesamowitą niespodzianką, bo nie ma go w programie naszej wycieczki. Pilot prowadzi grupę przez las do Rezerwatu Zielenci. Naszym oczom ukazują się drewniane kładki i wieża widokowa, zlokalizowane wokół jeziorka o niezwykle szmaragdowej barwie. W tafli wody odbijają się chmury i pobliskie szczyty. Samo miejsce zachwyca, a zdjęcia wychodzą tu perfekcyjne, nawet amatorom. 😉 Ruszamy dalej w trasę. Następny punkt programu to miasteczko Skofija Loka. Miasteczko uznane jest za jedno z najładniejszych w Słowenii. Może poszczycić się pięknie zachowaną, średniowieczną architekturą i kilkoma zabytkami. Miasto ma ponad 1000-letnią historię. Przez stulecia zmagało się z pożarami, plagami i trzęsieniami ziemi. Po każdym takim kataklizmie było odbudowywane z zachowaniem pierwotnego stylu. Zwiedzanie zaczynamy od kościoła św. Jakuba (w czasie wolnym można zajrzeć do środka). Następnie spacerem przechodzimy na główny plac miasta – Mestni Trg. Tutaj znajdują się liczne bogato zdobione kamienice mieszczańskie oraz kamienna fontanna z XIX w., która działa do dnia dzisiejszego. Podziwiamy Ratusz Miejski z XVI w., ale największe wrażenie robi na mnie górujący nad miastem XIII w. Zamek Biskupi. Obecnie mieści się w nim muzeum. Tutaj mamy też czas wolny, także chętni mogą zobaczyć aktualną wystawę na zamku. Ja natomiast decyduję się przespacerować na Cankarjev Trg – mały, uroczy plac z kawiarniami. Zasiadam w jednej z nich i chłonę atmosferę miasteczka z filiżanką kawy w ręku. Zwiedzanie Skofija Loka kończymy na kładce z widokiem na XIV w. kamienny Kapucyński Most. Prowadzi on do klasztoru Kapucynów, w którym znajduje się biblioteka z ponad 30 000 książek. W Lublanie poznajemy lokalną przewodniczkę Tinę. Pod budynkiem Uniwersytetu Lublańskiego, na placu Kongresni Trg, opowiada nam historię największego miasta i jednocześnie stolicy Słowenii. Jego początki sięgają 2000 r. p.n.e. Tereny te były zajmowane kolejno przez plemiona celtyckie, Rzymian, a także Hunów. W XVII w. osada stała się własnością książąt Kartynii. W dokumentach pojawia się niemiecka nazwa Laibach, ale także słoweńska – Luwigana. Miasto wielokrotnie niszczone było przez trzęsienia ziemi, a następnie odbudowywane. Za rządów Napoleona stało się stolicą utworzonych Prowincji Iliryjskich. Natomiast po zakończeniu I wojny światowej, Lublana została przyłączona do Królestwa Serbów Chorwatów i Słoweńców, które w 1929 r. przemianowano na Królestwo Jugosławii. W 1941 r. cała Słowenia została zajęta przez III Rzeszę i Włochy. Natomiast po zakończeniu wojny, nadal pozostała w składzie Jugosławii, jako republika związkowa. Jednak w referendum z 1990 r. Słoweńcy opowiedzieli się za niepodległością. 25 czerwca 1991 r. Słowenia ogłosiła niepodległość, co było powodem zaatakowania państwa przez Jugosłowiańską Armię Ludową. Walki trwały 10 dni i zakończyły się rozejmem. 7 października 1991 r. ogłoszono powstanie nowego państwa ze stolicą w Lublanie. Zwiedzanie stolicy rozpoczynamy od głównego placu Prešerena. Jego nazwa pochodzi od nazwiska wybitnego słoweńskiego poety, któremu na placu właśnie postawiono pomnik. Na placu znajduje się również niezwykle charakterystyczny (bo ma różową fasadę) Kościół Franciszkanów oraz przylegający do niego klasztor. Znajdziemy tu również budynki w stylu Art. Nouveau, jak Galerija Emporium, czy Hotel Union. Tuż obok placu płynie rzeka Lublanica, a obie strony miasta łączy wyróżniający się most – Potrójny Most. Łączy on plac Prešerena z właściwym Starym Miastem. Jego podstawą jest kamienny most z 1842 r., do którego w 1931 r. dobudowano po oby stronach kładki dla pieszych. Przechodzimy na drugą stronę rzeki. Ukazuje nam się zadbane Stare Miasto z kolorowymi kamienicami. Jest tu mnóstwo sklepów, restauracji i kawiarni. Zaglądamy jeszcze na chwilę do dzielnicy żydowskiej i przechodzimy na Mestni Trg. Wznosi się tu miejski ratusz. Wchodzimy do środka, bo częściowo udostępniony jest zwiedzającym. Charakteryzuje go ciekawa architektura i we wnętrzach znajdują się fontanny – Herkulesa i Narcyza. Przed ratuszem znajduje się natomiast Fontanna Trzech rzek Krainy. Prezentuje ona trzech bogów uosabiających trzy słoweńskie rzeki – Sawę, Krkę i Lublanicę. Przechodzimy dalej, pod Katedrę św. Mikołaja. Nie wchodzimy jednak do środka, skupiamy się na prowadzących do niej drzwiach. Są metalowe i ozdobione płaskorzeźbą, która ukazuje historię Słowenii. Czas na Zamek w Lublanie, do którego dostajemy się kolejką linową (funicular), a następnie wchodzimy schodami na zamkową wieżę. Rozciąga się stąd niesamowita panorama nie tylko lublańskiej starówki, ale także całego miasta. I tak np. możemy zobaczyć Nebotičnik, czyli tzw. Drapacz Chmur. Został zbudowany w 1933 r. i był wówczas najwyższym budynkiem w całym Królestwie Jugosławii oraz 9-tym najwyższym budynkiem na świecie. Dziś już jednak takiego wrażenia nie robi, gdyż ma zaledwie 70 m wysokości i 13 pięter. 😉 Czas wolny w Lublanie możemy spożytkować na zwiedzanie zamku (warto zajrzeć do Kościoła św. Jerzego z przepięknymi freskami) lub zjechać kolejką ze Wzgórza Zamkowego i eksplorować dalej starówkę. Część grupy decyduje się na zorganizowaną obiadokolację. Ja natomiast mam w planach jeszcze zobaczyć Zmajski Most, czyli Most Smoków. Mostu strzegą cztery smoki, po dwa z każdej strony rzeki. Smok jest jednym z najbardziej znanych symboli Lublany. Znajduje się nie tylko na moście, ale również w herbie miasta oraz na wielu kamienicach. Wszędzie można też kupić, maskotki, figurki i koszulki ze smokami. Ja również kupuję kilka souvenirów na prezenty dla rodziny i znajomych. Następnie zasiadam w jednym z ogródków restauracyjnych. Jest dość gwarno i tłoczno, więc chłonę atmosferę tego miejsca. Próbuję też zupy „Jota”, czyli tradycyjnej słoweńskiej zupy z fasoli, ziemniaków i kiszonej kapusty (czasem zamiennikiem kapusty jest rzepa). Na nocleg wracamy do hotelu Ambient w Domzale. Po śniadaniu wykwaterujemy się i jedziemy do miejscowości Lipica. Stadnina w Lipicy jest kolebką lipicańskiej rasy koni i jedną z najstarszych stadnin na świecie. Została założona w 1580 r. przez rodzinę Habsburgów. Na przestrzeni lat stadnina wielokrotnie była ewakuowana i zmieniała właścicieli ze względu na wojny - napoleońskie oraz I i II wojnę światową. Od 1996 r. Kobilarnia Lipica (bo taka jest oryginalna nazwa) stanowi własność Republiki Słowenii, natomiast od 1986 r. jest siedzibą Międzynarodowej Federacji Konii Lipicańskich. I tutaj należy wspomnieć, że ośrodki hodowli koni tej rasy znajdują się również w Austrii i Czechach. Najbardziej charakterystyczną cechą tej rasy jest maść. Konie są przeważnie siwe. Żrebięta rodzą się najczęściej gniade i kare, a następnie siwieją z wiekiem. Są to konie wytrzymałe, a jednocześnie mają łagodny charakter, dlatego trenowane są w Hiszpańskiej Szkole Jazdy w Wiedniu. Zwiedzanie stadniny zaczynamy od wybiegu, a następnie przechodzimy do stajni. W czasie wolnym można zajrzeć do XVIII w. kaplicy oraz Muzeum Lipikum, poświęconego stadninie oraz rasie lipicańskiej. Następnie jedziemy do znajdujących się nieopodal Jaskiń Szkocjańskich. Jest to zespół malowniczych grot, który wraz z podziemnym strumieniem rzeki Reka stanowi najważniejsze zjawisko naturalne regionu krasowego i jeden z największych podziemnych kanionów na świecie.. Ze względu na swoje wyjątkowe znaczenie, jaskinie od 1986 r. znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zwiedzanie odbywa się pod opieką lokalnego przewodnika. W jaskiniach obowiązuje bezwzględny zakaz fotografowania., także tutaj liczy się tylko to, co zobaczymy i pozostanie w pamięci. A zdecydowanie jest co oglądać! Jaskinie robią niesamowite wrażenie. Przytłaczają wręcz momentami swym ogromem. Tego po prostu nie da się opisać. Gigantycznych emocji dostarcza przejście przez most Cerkvenikov, który zawieszony jest ok 50 m nad nurtem rzeki. Ja też żałuję, że nie jest do tego jeszcze szklany 😉 Po wyjściu z jaskiń zazwyczaj najszybciej można wydostać się windą. Zazwyczaj, bo akurat w czasie wycieczki winda nie działa. Mamy zatem do przejścia malowniczą, ale znacznie dłuższą ścieżkę. Trudy przejścia wynagradzają nam widoki, mostki, kładki i punkty widokowe. Na zewnątrz zdjęcia można już pstrykać do woli. 😉 A nagroda za przebyte kilometry czeka w barku przy wyjściu, zimne słoweńskie piwo „Laško” smakuje wybornie. Nasz następny punkt programu znajduje się nad samym Adriatykiem. Jest to Piran – perła weneckiej architektury, malowniczo położona na krańcu półwyspu Istria. Tutaj spotykamy się, z poznaną w Lublanie, przewodniczką Tiną. Największy rozkwit Piranu przypada na okres władania Republiki Weneckiej. Miasto stało się wówczas ważnym portem targowym i w tym czasie powstała większość zabudowy miejskiej. Na mocy porozumień międzynarodowych z 1954 r., Piran został przejęty przez Jugosławię, (po 1991 r. Słowenię). Ludność włoska w większości przeniosła się wówczas do pobliskiego Triestu. My zwiedzanie rozpoczynamy od głównego placu – Tartinijev Trg, który został tak nazwany na cześć sławnego wiolonczelisty i kompozytora urodzonego w Piranie, Giuseppe Tartiniego. Jego pomnik wzniesiono w 1892 r. Do końca XIX w. plac pełnił funkcję miejscowego portu, później został zamieniony w reprezentacyjny deptak miejski. Plac otoczony jest licznymi kamieniczkami, wśród nich znajduje się m.in. Kościół św. Piotra, monumentalny Pałac Miejski (Ratusz), dom Giuseppe Tartiniego oraz Pałac Sędziowski. Z głównego placu, wąskimi uliczkami wspinamy się na wzgórze, na którym znajduje się Katedra św. Jerzego. Zaglądamy do środka. I to dosłownie „zaglądamy”, bo jak we wszystkich kościołach w Piranie, tak i tu można dojść tylko do wewnętrznej kraty. Uwagę skupia górująca nad katedrą dzwonnica. Ze wzgórza rozciąga się niesamowity widok na port i Plac Tartiniego, domyślam się, że z góry miasto wygląda jeszcze ciekawiej. Zamierzam tu wrócić w czasie wolnym. Kontynuujemy nasz spacer wzdłuż wybrzeża i kierujemy się w stronę latarni morskiej, znajdującej się na samym krańcu skalnego cypla. Obchodzimy go i znowu wchodzimy pomiędzy klimatyczne kamieniczki. Tak docieramy do Starego Rynku – Trg 1.maja. Tutaj oprócz wielu restauracji, bo Piran słynie z owoców morza, znajdują się XIV w. Kościół św. Donata oraz kamienna fontanna wybudowana w 1775 r. po ostatniej suszy. Magazynowano w niej wodę deszczową. Do fontanny prowadzą schody ozdobione rzeźbami Prawa i Sprawiedliwości. Piran jest maleńki, ale niezwykle uroczy i klimatyczny. W mojej ocenie, to najpiękniejsze miejsce na trasie całego objazdu. Wcale mnie nie dziwi, że jest okrzyknięty „Wenecją w miniaturze”. W czasie wolnym zatracam się w tym mieście jeszcze bardziej, to mój wybór zamiast zorganizowanej kolacji. Jeśli ktoś ma ochotę na kąpiel w Adriatyku, to w Piranie jest taka możliwość. Należy jedynie pamiętać, że wybrzeże częściowo jest kamieniste, a częściowo wybetonowane. Wokół ścisłej Starówki nie ma szansy znaleźć piaszczystej plaży. Ja natomiast wracam do Katedry św. Jerzego i mojego planu wejścia na dzwonnicę. Nie myliłam się – to doskonały punkt widokowy. Widać nie tylko całe Stare Miasto, ale również włoskie wybrzeże z Triestem oraz Chorwację. Spędzam tu trochę czasu podziwiając panoramę, a następnie udaję się na mury obronne okalające miasto. Kiedyś oddzielały one cały półwysep od reszty świata, dziś pozostały już tylko fragmenty fortyfikacji z przełomu XV i XVI w. Mimo wszystko są warte uwagi, tym bardziej, że widać z nich cały Piran i kraniec półwyspu Istria. Szczególnie pięknie wygląda w świetle zachodzącego słońca. Schodzę na dół i mam jeszcze chwilę czasu, żeby coś zjeść i kupić pamiątki. Na nocleg udajemy się do 3* hotelu Tabor, w miejscowości Sezana. Rano, po śniadaniu, wykwaterowujemy się i jedziemy do Klasztoru Kartuzów w Pleterje. Pierwsi mnisi pojawili się tutaj w XV w. Powstał wówczas kościół i pierwsze zabudowania klasztorne. Opactwo rozwijało się dzięki produkcji i sprzedaży wytwarzanych przez zakonników nalewek, miodów oraz win. Z całego kompleksu do zwiedzania udostępniony jest jedynie kościół Świętej Trójcy. Obok klasztoru znajduje się nieduży skansen regionalnej architektury. Zasiadamy w nim na degustacji wina i nalewek, w tym tej słynnej gruszkówki „hruška”. Na koniec można zrobić zakupy w przyklasztornym sklepiku. Kolejny punkt naszego programu to Celje. To trzecie, co do wielkości, miasto Słowenii, położone jest w dolinie rzeki Savinja. Jego historia sięga czasów starożytnych, miasto zostało założone w IV w. przez Rzymian. W średniowieczu Celje było w posiadaniu hrabiów Celje, a po śmierci wszystkich członków tego rodu, w XV w. zostało przejęte przez Habsburgów. Już z daleka widać górujący nad miastem Stary Zamek, niestety nie znajduje się on w programie naszej wycieczki. My zmierzamy na Stare Miasto. Tam zaglądamy do XIV w. gotyckiej Katedry św. Daniela. Tuż obok, na głównym rynku znajduje się kolumna maryjna. Następnie kierujemy się do Muzeum Regionalnego, gdzie znajdują się bezcenne pamiątki z czasów rzymskich. Na szczególna uwagę zasługują tu również barokowe malowidła na suficie. Przechodzimy do Dworu Książęcego, w jego piwnicach i podziemiach dziedzińca znajduje się największa, rozciągająca się na powierzchni ok 1000 m2 ekspozycja antycznego miasta „Celje – miasto pod miastem”. W czasie wolnym zajadam się słoweńskim „burkiem”, czyli najlepszą przekąską na Bałkanach. 😊 Ostatni punkt programu w dniu dzisiejszym, to Maribor – drugie, co do wielkości, miasto Słowenii i stolica jednego z większych regionów winiarskich. Rośnie tu „Stara trta”, czyli wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa najstarsza winorośl na świecie. Największy rozwój miasta przypadł oczywiście na okres panowania Habsburgów, a gdy miasto znalazło się na trasie kolei łączącej Wiedeń z Triestem, stało się ważnym ośrodkiem ekonomiczno-kulturalnym. Zapoznanie z miastem rozpoczynamy od spływu drewnianymi tratwami rzeką Drawą. Po kilku dniach grupa już się troszkę poznała, także panuje wesoła atmosfera. Orkiestra gra, wino się leje, a na zakąskę przepyszna, słoweńska szynka „pršut”. Spływ kończy się w samym Mariborze. Wychodzimy na nabrzeże, gdy słońce lekko zaczyna się już chować i maluje niebo fioletem oraz czerwienią. Znajdujemy się na promenadzie w dzielnicy Lent. Mnóstwo tu sklepików i kawiarni. Pierwsze co skupia uwagę, to Dom Winorośli, z najstarszą winoroślą na świecie. Nie zaglądamy do środka, bo na to nie ma już czasu. Udajemy się na główny plac starej części miasta, czyli Glavni Trg. Na jego środku znajduje się Kolumna Maryjna (kolumna Plagi), którą postawili mieszkańcy w XVII w., z wdzięczności za ustąpienie epidemii. Plac otoczony jest zabytkowymi kamienicami, wśród nich znajduje się XVI w. budynek Ratusza oraz Kościół św. Alojzego z 1769 r. Przechodzimy dalej, w kierunku Katedry św. Jana Chrzciciela. To najważniejsza świątynia Mariboru, która powstała w XII w. w stylu romańskim. Wielokrotnie przebudowywana, w chwili obecnej przeważa styl gotycki. Symbolem miasta jest 57-metrowa dzwonnica kościoła. Niestety nie zaglądamy do środka, bo robi się coraz ciemniej, a przed nami jeszcze Muzeum Regionalne. Niestety o tej porze już zamknięte, także jedynie przez szybę podziwiamy barokowe schody, wybudowane w latach 1747-1759. Mijamy Klasztor Franciszkanów wraz z okazałą Bazyliką św. Marii Matki Litościwej i udajemy się do autokaru. Nasz spacer po mieście trwał może z godzinkę. Na nocleg udajemy się hotelu Zalec, w miejscowości Żalec, w którym spędziliśmy pierwszą noc. Następnego dnia po śniadaniu wykwaterowujemy się dość późno i jedziemy w kierunki miasta Ptuj. Miasto położone jest u stóp wzgórza z zamkiem, nad rzeką Drawa. Ten zamek, to pierwszy punkt naszego programu w dniu dzisiejszym. Zamek początkowo został wybudowany w stylu romańskim, a następnie był przebudowywany w stylu renesansowym i barokowym. Obecną formę zawdzięcza przebudowom z XVIII w. W jego wnętrzach mieści się Muzeum Regionalne. W zbiorach znajduje się kolekcja instrumentów muzycznych, malarstwo o raz sztuka gotycka. Po zwiedzaniu mamy chwilkę czasu wolnego, żeby zajrzeć do zamkowej kawiarni i sklepu z pamiątkami. Możemy również podziwiać widoki, bo ze wzgórza rozpościera się wspaniała panorama miasta i rzeki Drawa. Miasto Ptuj jest najstarszym w Słowenii i zachowało swój średniowieczny układ architektoniczny. Przy głównym placu Slovenski Trg wznosi się Kościół św. Jerzego oraz Wieża Miejska i pomnik Orfeusza. Plac otaczają przepiękne kamieniczki. Samo Stare Miasto jest maleńkie, ale niezwykle urokliwe. Tutaj również mamy chwilkę czasu wolnego – można coś przekąsić lub wypić, ja udaję się na polecane przez pilota lody… i faktycznie są świetne. W tym miejscu kończymy przygodę ze Słowenią i ruszamy w kierunku Austrii. Przystanek robimy w restauracji Rosenberger, znajdującej się na trasie do Graz. Graz to drugie co do wielkości miasto Austrii i jednocześnie stolica Styrii. Położone jest nad rzeką Mur. Powiem szczerze, że miasto robi niesamowite wrażenie. Z jednej strony przesiąknięte jest historią, która sięga do czasów rzymskich. Z drugiej strony, zachwyca nowoczesną sztuką i architekturą. Jego nazwa pochodzi od słoweńskiego „Gradec”, czyli gród lub mały zamek. Nazwa nie jest zupełnie przypadkowa, bo Graz został założony w miejscu dawnej słoweńskiej osady. W 1281 r. Graz otrzymało prawa miejskie i rozpoczęła się wówczas budowa twierdzy na wzgórzu Schlossberg. Miasto oczywiście stanowiło siedzibę styryjskiej gałęzi dynastii Habsburgów. W 1999 r. Stare Miasto w Gratz zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nasze pierwsze kroki stawiamy w Treppentrum, czyli pozostałości po dawnej rezydencji Fryderyka III. A tutaj zachwycają… podwójnie skręcone schody z XV w. Podobno należy po nich chodzić tylko parami. 😉Przechodzimy dalej, do Katedry św. Idziego. To dawny kościół dworski, zbudowany w połowie XV w. Na jego wschodniej elewacji znajdują się freski z XV w., na których przedstawiono plagi, jakie spadły na miasto w 1410 r., czyli najazd Turków, epidemia dżumy i plaga szarańczy. W środku warto obejrzeć barokowy ołtarz główny, liczne kapice i dwa XV w. relikwiarze z hebanu i kości słoniowej. Obok katedry znajduje się Mauzoleum Cesarza Ferdynanda II. Największą atrakcją jest kaplica grobowa Ferdynanda II. Spacerem ruszamy na Mehlplatz, Faberplatz, Glockenspielplatz, czyli trzy położone obok siebie place, zwane przez mieszkańców „trójkątem bermudzkim”. Mnóstwo tu restauracji, kawiarni, knajpek i pubów. Podziwiamy stare, kolorowe kamieniczki i wychodzimy na Landhaus, czyli dawną siedzibę sejmu Styrii. Jedna z najpiękniejszych budowli renesansowych Austrii. Na dziedzińcu zachwycają trzy piętra arkad. Tuz obok znajduje się Hauptplatz, czyli Rynek Główny, który wytyczono w 1160 r. N aplacu znajdują się liczne kamienice, m.in. Dom Weissa, czy Apteka Adlera. Nad placem dominuje XIX w. budynek ratusza. Na środku natomiast znajduje się fontanna (pomnik) Arcyksięcia Johanna – przedstawiciela rodziny Habsburgów. Cztery postacie kobiece na fontannie to alegorie czterech styryjskich rzek. Na Hauptplatz prowadzą reprezentatywne ulice, najsłynniejszą z nich jest Herrengasse. Czas na bardziej nowoczesne konstrukcje miasta. Kunsthaus, czyli Galeria Sztuki w bardzo nowoczesnym wydaniu. Konstrukcja przypomina serce, a ściany z akrylowego szkła odbijają sąsiednie budynki. Do tego cudownie mieni się w słońcu! Ciekawą atrakcją jest również sztuczna wyspa Murinsel, znajdująca się na środku rzeki Mur. Stalowo-szklana wyspa dostępna jest dla pieszych dwoma mostami. W środku znajduje się amfiteatr oraz kawiarnia. Przechodzimy na drugą stronę rzeki i znajdujemy się pod samym wzgórzem Schlossberg. Na szczyt wzgórza zamkowego wjeżdżamy windą. Naszym oczom ukazuje się przepiękna panorama miasta. Wprawdzie samego zamku już nie ma, gdyż wojska napoleońskie wysadziły umocnienia Schlossberg w 1809 r. Tereny te zamieniono na park i ogrody pałacowe. Zachowała się natomiast Wieża Zegarowa, wybudowana w XIII w. Ma ona 28 m wysokości oraz ogromne tarcze zegarowe ze złoconymi wskazówkami. W mieście mamy sporo czasu wolnego. Ja niespiesznie zjeżdżam ze Schlossberg, bo nie mogę oderwać się od tych widoków. Kluczę się trochę po mieście, robię zakupy i kilka pamiątek. Ulicą Herrengasse wracam na Hauptplatz, czyli miejsce naszej zbiórki. Mnóstwo tu budek z kiełbaskami. Kupuję i ja, wszak w Austrii to najbardziej popularne danie uliczne. Konsumuję swoją „Käsekrainer” (podobno najlepsza jest właśnie z serem) z papierowego talerzyka, przy stoliku, na stojąco. I przyznam szczerze – ma to swój urok i z pewnością smak! Z Graz wyjeżdżamy wieczorem i jedziemy w kierunku Wiednia. Do stolicy Austrii docieramy w środku nocy. Zwiedzanie rozpoczynamy od widokowego objazdu staromiejskiego bulwaru zwanego Ringiem. Lokalna pilotka opowiada nam historię wszystkich mijanych budowli, m.in. Muzeum Historii Sztuki, Muzeum Sztuki Naturalnej, Parlamentu, Ratusza, Teatru Dworskiego, czy Opery Wiedeńskiej. Następnie udajemy się na spacer po Starówce. Jest środek nocy, a miasto wygląda prawie jak wymarłe. Mijamy Cafe Frauenhuber, jedną z najstarszych wiedeńskich kawiarni oraz dom, w którym 5 grudnia 1791 r. umarł Mozart. Docieramy do Stephensplatz (Plac św. Szczepana), na którym wznosi się jeden z symboli Wiednia – Katedra św. Szczepana. Obecna (bo to już trzecia w tym miejscu) świątynia powstała na przełomie XIV-XVI w. Budowla ma przeszło 107 m długości i 34 m szerokości. Ponad jej dachami wznoszą się cztery wieże. Zachodnią fasadę katedry kończą dwie oktagonalne, 65 metrowe wieże. W wieżach zawieszonych jest łącznie 22 dzwonów, w tm największy dzwon Austrii – Pummerin. Do wnętrza nie wchodzimy. Nasza pilotka opowiada nam o XV w. gotyckim Ołtarzu z Wiener Neustadt, wykonanym z czerwonego marmuru monumentalnym grobowcu Fryderyka III oraz późnogotyckiej kazalnicy. W podziemiach katedry znajdują się groby książąt z austriackiej linii Habsburgów. Zaglądamy na ulicę Graben – jedną z najelegantszych ulic handlowych Wiednia. Znajdują się tu zabytkowe fontanny oraz barokowa Kolumna Trójcy Świętej. Kolumna Morowa, bo taka jest jej druga nazwa, została wzniesiona w 1679 r. po ustaniu epidemii dżumy. Następnie Kohlmarkt, zabytkową uliczką z ekskluzywnymi sklepami, dochodzimy do Hofburg’a. To rozległy kompleks pałacowy, będący dawną rezydencją władców Austrii. Jego początki sięgają XIII w. Wraz ze wzrostem potęgi Habsburgów, kompleks był sukcesywnie powiększany i przebudowywany. Najstarszą częścią jest XIII w. Dziedziniec Szwajcarski połączony Renesansową Bramą Szwajcarską. Na wewnętrznym dziedzińcu znajduje się Pomnik Franciszka I, natomiast na Josefsplatz znajduje się Pomnik Józefa II Habsburga. Na cały kompleks składają się dawne apartamenty cesarskie, kaplica, kościół, Austriacka Biblioteka Narodowa, Zimowa Szkoła Jazdy, Pałac Amelii, Palmiarnia oraz biura urzędu prezydenta Austrii. Bowiem dziś w Hofburgu znajduje się siedziba prezydenta Austrii. Następnie mijamy Albertinę, czyli muzeum sztuki w pałacu Habsburgów. Galeria prezentuje niezwykle bogatą kolekcję dzieł sztuki artystów z całego świata. Przechodzimy obok Hotelu Sacher, ze słynną Cafe Sacher, czyli kawiarnią, w której serwowany jest oryginalny wiedeński Tort Sacher. Bardzo żałuję, że jest środek nocy i kawiarnia niestety jest zamknięta… Nasz autokar czeka w pobliżu budynku Opery Wiedeńskiej. Pierwszy budynek z 1869 r. został niemal kompletnie zniszczony podczas II Wojny Światowej. Na szczęście został odbudowany i unowocześniony. Neorenesansowy gmach wygląda imponująco. Wiedeń, to był nasz ostatni punkt programu objazdu. W drodze powrotnej do Polski zatrzymujemy się na stacji benzynowej w Czechach. W punkcie przesiadkowym Woszczyce-Orzesze jesteśmy rano. Gdy zjadą wszystkie autokary ze swoich tras objazdowych, rozjeżdżamy się po kraju. W Warszawie jestem późnym popołudniem.

    Joanna, Warszawa - 27.02.2022

    44/45 uznało opinię za pomocną

  • 5.5/6

    Od Alp do Adriatyku

    Wycieczka do Słowenii była niezapomnianym przeżyciem. Podczas pięciu dni (nie licząc dwóch dni przejazdowych) mieliśmy okazję odkryć piękno tego malowniczego kraju. Dzień pierwszy rozpoczął się w Triglavskim Parku Narodowym, gdzie mogliśmy podziwiać oszałamiające jezioro Bohinj i alpejskie szczyty. Kolejnym przystankiem był urokliwy Bled z wyspą i zamkiem, które zapierały dech w piersiach. W Lublanie zwiedziliśmy wiele historycznych zabytków, takich jak Zamek Ljubljański i Most Potrójny. Mieliśmy również okazję skosztować lokalnych specjałów w restauracjach starego miasta. Drugi dzień był pełen wrażeń. Odwiedziliśmy Planicę, gdzie w sezonie zimowych odbywają się konkursy lotów. Wizyta w wąwozie Vintgar była spektakularna, a potem udaliśmy się do średniowiecznego miasteczka Skofija Loka, które oczarowało nas swoim urokiem. Dzień zakończyliśmy w Lublanie, gdzie mieliśmy czas wolny na zwiedzanie i skorzystanie z obiadokolacji w jednej z klimatycznych restauracji. Trzeci dzień zaprowadził nas na Kras Słoweński, gdzie odwiedziliśmy stadninę Lipica i jaskinie Skocjańskie, obie miejsca zachwycały nas swoją unikalnością. Piran, słoweński kurort nad Adriatykiem, okazał się prawdziwą perełką architektury weneckiej. Spacer po Starówce i możliwość kąpieli w Adriatyku dodatkowo umiliły nam czas spędzony w Piranie. Czwarty dzień był pełen fascynujących miejsc. Celje z pięknym centrum historycznym, winnica Zlati Gric, gdzie mogliśmy skosztować lokalnego wina, oraz Maribor z największą piwnicą winną w Europie, dostarczyły nam niezapomnianych wrażeń. Wieczorem mieliśmy okazję uczestniczyć w spływie drewnianymi tratwami po rzece Drawie, co było prawdziwą atrakcją. Ostatni dzień w Austrii to odwiedziny w Ptuj, gdzie zachwyciły nas wąskie uliczki Starego Miasta i imponujący zamek. Wizyta w Graz, drugim co do wielkości mieście Austrii, była pełna urokliwych uliczek i zabytków. Nocne zwiedzanie Wiednia było doskonałym zwieńczeniem wycieczki. Osobiście nie lubię długo siedzieć w jednym miejscu, mam tu na myśli transfery Polska - Słowenia i spowrotem, jednak to co zobaczyłem było warte bolącej pupy :D Cała wycieczka była świetnie zorganizowana.

    SŁAWOMIR, TARNÓW - 15.05.2023  | Termin pobytu: kwiecień 2023

    3/3 uznało opinię za pomocną

  • 5.5/6

    opinia o imprezie od Alp do Adriatyku

    wycieczka bardzo się podobała, piekny kraj. piekna przyroda, wspaniale jaskinie wady to przebiegi dzienne dluzsze od podanych w programie, za krótkie przerwy na obiadokolacje

    Leon, Katowice - 07.09.2024  | Termin pobytu: sierpień 2024

    1/1 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem