5.3/6 (126 opinii)
6.0/6
„Zivot je cudo” - to najlepsze podsumowanie moich wrażeń z imprezy. Już sam opis wycieczki zapowiadał niezwykłą przygodę, a że chcieliśmy wybrać coś szczególnego na ostatnie dni lata, to – po przeczytaniu programu i opinii - decyzję podjęliśmy błyskawicznie. W autokarze dowożącym nas do Woszczyc usłyszeliśmy od byłego uczestnika, że wybraliśmy świetną wycieczkę, którą wspomina się bardzo długo… O miejscach i pięknych widokach na trasie wycieczki napisano tu już wiele, każdy niewątpliwie ma swój własny ranking i swoje perełki. Wrażeń jest tyle ilu podróżujących, niezależnie od stylu podróżowania: na własną rękę, czy z biurem. Dlatego przede wszystkim chciałabym odnieść się do sposobu organizacji i realizacji naszej imprezy. Była moc, był nasz wesoły bałkański autobus z super grupą, był nasz uroczy i sympatyczny pilot Jakub i świetni kierowcy Paweł i Sylwek (z firmy JW Wołoszka), którym zawdzięczamy nasze życie po pełnej wyzwań i serpentyn bałkańskiej trasie ;-). Już pierwszego wieczoru, na hotelowym parkingu w Suboticy przywitała nas energetyczna bałkańska muzyka. Mieliśmy szczęście trafić na ostatni dzień imprezy zorganizowanej z okazji święta regionu – w rynku na scenie występował bardzo znany serbski zespół Legende, ludzie śpiewali i tańczyli. Mogliśmy na żywo zobaczyć i poczuć magię tańca kolo towarzyszącego Serbom przy wszelkich okazjach i będącego elementem kultury życia codziennego. Niesamowite wrażenie. Przypadkowi ludzie bez względu na wiek nagle chwytają się za ręce i tańczą razem. Bałkańska muzyka często towarzyszyła nam w czasie podróży autokarem, a także dopełniała krajobrazy widoczne z okien kolejki wąskotorowej Sargańskiej Osmicy. Bałkany to nie tylko niezwykłe krajobrazy i muzyka, ale także pyszna kuchnia lokalna, której kosztowaliśmy każdego dnia, również podczas degustacji na fakultatywnych imprezach – na wieczorze macedońskim w Ochrydzie i w czasie rejsu statkiem po Jeziorze Ochrydzkim lub w przydrożnych barach, czy restauracjach. I wreszcie przyprawiająca o zawrót głowy bałkańska królowa trunków – rakija. Można było ją degustować (i nie tylko rakiję) ile tylko dało radę na imprezach fakultatywnych. Podczas rejsu po źródłach Czarnego Drimu, bardzo sympatyczny kierujący łódką Zarko powiedział nam, że najlepsze efekty (zwłaszcza dla Panów) są wtedy, gdy rakiję pije się razem z miodem i orzechami :-). Uczestniczyliśmy także w dwóch degustacjach win: w XVIII-wiecznym Domu Kordopułowa w Melniku (Bułgaria) oraz w nowoczesnej Popovej Kuli (Macedonia). Może to my nie mieliśmy szczęścia, ale czerwone wino degustowane i zakupione potem przez nas w Domu Kordopulova okazało się zupełnie inne. Może to kwestia akurat tej jednej butelki (nieszczelny korek?), ale już sam zapach wina po otwarciu wydał nam się dziwny, smak również. Na szczęście nie zdążyliśmy nim nikogo obdarować. Obie winiarnie są położone w uroczym miejscu, jednak w Popovej Kuli można było spróbować więcej gatunków i dokonać bardziej przemyślanego zakupu. Samo jej otoczenie jest ciekawe – położona na wzniesieniu i otoczona górami. Degustacja odbywała się na świeżym powietrzu, więc mogliśmy upajać się pięknymi widokami. W Melniku jest sporo czasu wolnego i warto odwiedzić liczne sklepy z pamiątkami i winami. Przy okazji można również wstąpić do jednej z knajpek na lokalne jedzonko, my w ten upalny dzień delektowaliśmy się w małej restauracji rodzinnej orzeźwiającym chłodnikiem tarator. W wielu miejscach towarzyszyli nam lokalni przewodnicy, a część z nich mówiła po polsku (Daniel w Nowym Sadzie, Elena w Bułgarii i David w Kanionie Matka). Spośród nich mój numer jeden to Daniel – za sposób bycia, dużą wiedzę i poczucie humoru. Natomiast największym zaskoczeniem okazała się Elena – panowie z naszego autokaru, a zwłaszcza z końcówki będą wiedzieć dlaczego (szczególne pozdrowienia dla Roberta);-). Najwięcej czasu spędziliśmy z macedońskim przewodnikiem Zoranem – profesorem na uczelni w Ochrydzie, istnym showmanem, ale trzeba przyznać z dużą wiedzą i darem jej przekazywania, często w zabawny sposób. Nigdy nie zapomnimy macedońskiego wieczoru w lokalu Belvedere w Ochrydzie, który dzięki Zoranowi przerodził się w rodzimą biesiadę ze wspólnym tańcem, śpiewem polskich przebojów i kultowym dla nas polsko-macedońskim wykonaniem Marianny :-):-):-) Bardzo wysoko oceniam również pracę naszych super kierowców Pawła i Sylwka. Zawsze uśmiechnięci, rozmowni i pomocni przy pakowaniu bagażu. A śmiechu Pawła chyba nikt z nas nie zapomni :-) Granicę serbsko-węgierską w obie strony przekroczyliśmy szybko i sprawnie, mimo że w tym czasie były problemy z uchodźcami. Mile zaskoczyła nas zwłaszcza podróż powrotna, spodziewaliśmy się wielkiej kolejki autokarów do granicy i długiego oczekiwania. Mieliśmy szczęście, bo przed naszym przyjazdem na granicę właśnie otworzyli nieczynne przez jakiś czas przejście, więc było jeszcze luźno. Minął już miesiąc od powrotu, a my wciąż nie możemy wrócić do siebie i czekamy na kolejne spotkanie z Bałkanami… Zamierzamy wrócić do Ochrydy, bo kilka godzin spędzonych w tym cudnym miejscu to tylko zachęta. Tym razem zdecydowaliśmy się na oba fakultety, więc zabrakło czasu na dłuższy samodzielny spacer po mieście. Część z naszej wycieczki zwiedzała miasto nocą i narobili nam sporego apetytu. Na szczęście Ochryda jest punktem programu kilku różnych bałkańskich imprez organizowanych przez to biuro. To prawda, że Bałkany mają w sobie jakąś magię i że raz odwiedzone, przyciągają z powrotem jak magnes….
6.0/6
Wycieczka bardzo udana, zgodna z programem. Pilotka, pani Anna Wojtas wspaniała
6.0/6
Wycieczka pod każdym względem godna polecenia.
6.0/6
Trzeba mocno przyklasnąć autorowi pomysłu pod nazwą "Po bałkańsku". Bardzo dobrze obmyślana trasa, choć pewnie nie przypadająca do gustu tym, którym Bałkany kojarzą się przede wszystkim z leżeniem do góry brzuchem nad, niewątpliwie pięknym, Adriatykiem. Tu morza na trasie nie uświadczysz, co najwyżej Jezioro Ochrydzkie, ale... Właśnie, ale ta trasa ma to wszystko, co prawdziwy miłośnik Bałkanów winien poznać. Bo serce Bałkanów, to właśnie Serbia, Macedonia i górzysta Bułgaria - podróż wzdłuż Dunaju, twierdza Golibac, Żelazne Wrota, Monastyr Rilski, Melnik, Jezioro Ochrydzkie i zapomniane przez świat południe Serbii oraz atrakcja w postaci przejażdżki wąskotorówką. Chciałoby się powiedzieć (za Emirem Kusturicą): Życie jest cudem! Choć byłem w tym regionie Europy kilkanaście razy, raz jeszcze pojechałem i ku memu zdziwieniu, znów się zachłysnąłem. Jedźcie, nie pożałujecie, bo tylko tam jeszcze jest ostatni bastion dzikiej, czasami prymitywnej, ale jakże uderzającej w zmysły Europy. Szczęściem też było niewątpliwie, że wycieczką dowodziła pani Bożena Veljković, która znakomicie nadaje się do tego właśnie projektu. Opowiadała nam po drodze tyle ciekawostek, że wszelkie przewodniki drukowane leżały odłogiem. Ale żeby tak prowadzić wycieczkę trzeba było wyjść za mąż za Serba. I pani Bożena to właśnie zrobiła... :) Pani Bożena w prawie rodzinny sposób prowadziła naszą grupę, wykazując przy tym wielki profesjonalizm i, co chyba najważniejsze – przynajmniej dla mnie, znajomość bałkańskich realiów. Tylko dzięki jej wielkiemu zaangażowaniu, nie doszło do skandalu w hotelu „Triada” w Sofii (radzę z tego hotelu zrezygnować!), gdy pani recepcjonistka chciała pomieścić wszystkich singli (bez względu na płatność i… płeć) w jednym pokoju (sic!). W ankiecie wypełnionej w autokarze pozwoliłem sobie na propozycje pewnej modyfikacji programu: gdyby tak jeszcze "skoczyć" na dzień do Bośni... Wtedy bałkańskie serce już całkowicie by się wypełniło.