5.4/6 (242 opinie)
6.0/6
Genialne przygoda życia! Jeden z niewielu nieodkrytych krai Czarnego Lądu. Bliskie spotkanie z małpami z Makasutu robi wrażenie podczas gdy my siedzimy przy stołach i spożywamy posiłek a zwierzaki latają prawie nad naszymi głowami, tylko po to, żeby sie popisać i ukraść kawałek banana. Dla chętnych również nie lada niespodzianką była wizyta u Marabuta! Ciekawe czy wszytko sie pospełnia.. Wyspa Kunta Kinte też robi wrażenie. Lokalny przewodnik-Kemo- wziął sobie za honor oprowadzić po niej mnie i moją mamę przedstawiając nam po kolei co, gdzie się znajdowało, dlaczego i po co. Ogrom Baobabów na Wyspie tych drzew na prawdę robi wrażenie. I w końcu. Ten dzień. Na który tyle czekałam! Najppierw safari. Polując obiektywem na zwierzaki. Mieliśmy dużo szczęścia, żeby zobaczyć całą rodzinę guźców, zebry, żyrafy, małpy, antylopy chowające się w zaroślach, nosorożca. Później ta wielka chwila. Wejście do "tych malutkich czteroletnich" lwów- tak sobie myślałam. Okazało się, że to wielkie, potężne i majestatyczne LWY :) Ale prawdę mówiąc Masaj to taki troche domowy słodki kociak :D Następnego dnia rejs rzeką do miejsca gdzie znajduje sie mnóstwo ptaków. Zimorodki, czaple, kormorany. Piękne zdobycze na zdjeciach teraz mamy :) No i można trafić na delfiny! To nie ściema. Skaczą w stadach, ukazując piekne płetwy. No i na koniec. Albert Market w Banjul. Wszystko i nic. Afrykański miejski targ. Ryby, mydło, materiały, orzechy, drewno, pamiatki. Wszystko. Ta właśnie wydałyśmy ostatnie gambijskie dalasi. No i dzięki Kemo (lokalny przewodnik) mamy zapas orzeszków zienych i nerkowców do następnego wyjazdu :) I nadszedł czas wyjazdu. Ocieram łzy bo wiem, że Afryko spotkamy sie jeszcze nie raz!
6.0/6
Przewodnik doskonały. Niemęcząca
6.0/6
Wyjazd na przełomie listopada i grudnia 2019r. Nie będę opisywał poszczególnych dni, bo wszystko zgodne z programem. Wyjazd ogólnie bardzo udany i przyjemny. Ludzie bardzo mili, otwarci i przyjaźni ( czasami aż nadto). Ostatnio pojawiła się podobno nowa moda wśród lokalesów - widząc świeżego białego białasa podchodzą i pytają kiedy przyjechałeś. Po usłyszeniu, że wczoraj sprzedają tekst " Ty wczoraj pierwszy raz przyjechałeś do Gambii a ja wczoraj się ożeniłem. Choć ze mną pokażę ci moją nową żonę" Idziesz, oczywiście nie ma nigdzie nowej żony ale wyciąga zeszyt z wisami datków dla nowożeńców i mówi, ze trzeba mu dać 50 euro albo 500 dalasi. Lep[iej od razu uciąć oglądanie nowej żony. Wraz ze stopniowym brązowieniem skóry częstotliwość tego typu zaczepek spada. Program objazdówki bardzo sympatyczny i jednocześnie akuratny w zakresie intensywności tak aby nikt się za bardzo nie zmęczył. Jedyna nasza uwaga to szkoda, że wyjazd do Banjulu nie był połączony z wizytą u krokodyli tym bardziej, ze to po drodze. W trakcie pobytu dokupiliśmy dodatkowy wyjazd. Pilot pan Wojtek profesjonalny, lekko zdystansowany budził skojarzenia z imiennikiem znanym z książek i programów podróżniczych. Spacer z lwami super. Hotele jak na warunki afrykańskie nie były złe. Super ekipa lokalna. Kierowca Ibu robił bardzo dobrze swoją robotę a przewodnik Sehu ( zwany przez wszystkich Stachem) był po prostu genialny. Stachu załatwiał wszystko od ręki a przy tym był niezwykle otwartym i sympatycznym człowiekiem. Całe szczęście, że w kraju zmieniliśmy decyzję i postanowiliśmy pozostać na tydzień dłużej. W podsumowaniu bardzo sympatyczny wyjazd i z czystym sumieniem możemy polecić. Pamiętać jednak należy, ze to jest Afryka i wszystko jest jednak nieco lub całkiem inne niż u nas w Europie.
6.0/6
Nie będziemy opisywali, co działo się każdego dnia na wycieczce, bo to trzeba przeżyć samemu 😊. Wycieczka zorganizowana i przeprowadzona doskonale. Wszystkie punkty programu zostały dokładnie zrealizowane. Było również trochę czasu na własne eksplorowanie miejsc, do których zawitaliśmy. Koniecznie na „własną rękę” trzeba pospacerować po tamtejszych wioskach, uliczkach, plażach. Porozmawiać z tamtejszymi mieszkańcami, wysłuchać ich opowieści, oni to bardzo lubią 😊. Ludzie są bardzo przyjaźnie nastawieni, życzliwi, pomocni i zawsze uśmiechnięci. Pamiętajmy, że jesteśmy tam gośćmi – nie starajmy się ich zmieniać, dawać „dobrych rad, jak żyć”, czy mówić, co dobre, a co złe. Nie ma co się obawiać taksówek lub lokalnych przewoźników prywatnych, śmiało można się z nimi poruszać. Za niewielką opłatą zawiozą we wskazane przez nas ciekawe miejsca i poopowiadają historię. Przewodnik Wojtek – skarbnica wiedzy, zawsze pomocny w każdej sytuacji. Potrafi opowiadać o lokalnych zasadach, nawykach, przyzwyczajeniach. Ponadto może dużo i długo opowiadać o zwierzętach i roślinach. Jego wskazówki na początku naszej wyprawy okazały się niezwykle cenne. Dobra robota Panie Wojtku ! W pierwszej kolejności przeżywamy zaskoczenie, gdy widzimy jakimi banknotami będziemy się tam posługiwać. Dla Europejczyków może to być szok. Delikatnie mówiąc są nieco zniszczone 😉 … Kantor na lotnisku w Banjul nie ma korzystnych przeliczników, znacznie lepiej wymieniać gotówkę u „Panów bankomatów”, którzy zawsze pojawiają się w busie podczas przekraczania granic krajów. Przy hotelach w okolicach Senegambii znajdują się kantory w których również można zamieniać walutę. W lutym 2023 przelicznik 1EUR = 62 Dalasi, 1USD = 60 Dalasi (waluta w Gambii). Banknoty USD sprzed roku 2009 nie są tam mile widziane (najlepiej mieć takie wydane po 2013r.). Niechętnie też przyjmowane są napiwki w nominale 1 USD, miejscowi mają z nimi problemy przy wymianie. Wniosek: napiwki najlepiej cieszą w walucie lokalnej (w Gambii – Dalasi, w Senegalu – frank CFA). Kolejna sprawa bagaże - torby podróżne przemieszczają się w bagażnikach umieszczonych na dachach mikrobusów, a biorąc pod uwagę stan dróg, albo właściwie ich brak (większość to piach), jeśli ktoś chce to można je zabezpieczyć przed czerwonym kurzem. Komunikowanie się z Polską najkorzystniejsze poprzez komunikatory internetowe, bo połączenia i sms są dosyć drogie. Ciekawostka – smsy docierają lub nie, nie ma jednak co liczyć na to, że wysłany sms dotrze tego samego dnia. Bywały sytuacje, że docierały po kilku lub też wcale. Prezenty dla afrykańskich dzieci i ich rodzin. Większość turystów przywozi zeszyty, kredki, przybory szkolne. Jest tego naprawdę dużo i jeśli już chcemy coś podarować to lepiej np. opaski odblaskowe czy kamizelki odblaskowe (większość dróg jest zupełnie nieoświetlona). Nie zabierajcie słodyczy, ludzi nie stać na stomatologów. Od jednej z uczestniczek usłyszałem historię, że dyrektor szkoły otrzymał od Polaków piłkę nożną – to był chyba hit, bo wdzięczność uczniów nie miała końca. Zabranie jednej czy dwóch nienapompowanych piłek to nie jest jakaś duża waga do bagażu, a szczęście dzieciaków bezcenne. Najlepszą jednak formą pomocy jest robienie zakupów u lokalnych społeczności, nie ważne czy będą to pamiątkowe magnesy, bransoletki na rękę, obrazy czy inne drobiazgi. Naprawdę jest tego dużo i jest w czym wybierać. Większość z tych rzeczy to rękodzieło, bardzo piękne! Lokalni mieszkańcy mają pracę, a my kupując te wyroby wspieramy ich finansowo. Oczywiście targowanie się to rzecz obowiązkowa! Afrykańska skala poziomu hoteli różni się nieco od tej europejskiej, więc osoby, które nastawiają się na 4 czy 5 gwiazdek w opisie hotelu, lepiej by nastawiały się z większą „tolerancją” na jakość pokojów, w końcu to Afryka. W niektórych hotelach potrzebny jest adapter do gniazdek prądowych, warto go ze sobą zabrać z Polski. Podczas naszych dwóch tygodni odwiedziliśmy różne hotele, wyżywienie było dobre, zazwyczaj lokalne, nie ma się co nastawiać na to, że będzie się wybierać spośród wielkiej ilości różnych dań. Są ryże, ziemniaki w różnej formie, ryby, mięso, sałaty, owoce, jest tego trochę, a do picia każdy obowiązkowo spróbować powinien soku z hibiskusa, czy z baobabu. Polecamy również lokalną herbatkę Kinkilibę oraz kawę (Touba) serwowaną przez przemiłą panią na Albert Market (rynek w Banjul). Jedzenie lokalne jest pyszne – koniecznie trzeba go spróbować np. Domoda, Yassa. Na miejscu podczas pobytu warto zaopatrzyć się w jogurt naturalny, tak profilaktycznie na ewentualne problemy trawienne. Z Polski można również zabrać ze sobą elektrolity, to w szczególności do tych, którzy się mocno pocą w wyższych temperaturach. Na części wycieczek pływaliśmy małymi statkami, a właściwie to łódkami. Tak się złożyło, że podczas trzygodzinnego rejsu trafiliśmy na dość wzburzoną wodę, okazało się, że u kogoś wzmogły się objawy choroby morskiej, więc warto brać ze sobą środki lecznicze na tą przypadłość. No i na koniec praktyczna informacja, którą zapewne potwierdzą wszyscy przewodnicy – każda wyrzucona do śmietnika przez nas rzecz, będzie mogła mieć tam swoje kolejne życie. Warto mieć to na uwadze. Zużyte butelki po napojach, ubrania, buty, ręczniki, kosmetyki, których nie chcemy ze sobą zabierać do domu warto w ostatni dzień zostawić w pokoju hotelowym złożone w jednym miejscu, obsługa hotelowa na pewno się tym zajmie i da tym wszystkim rzeczom nowy żywot. Pogoda była piękna. Poranki i wieczory dość rześkie, w ciągu dnia słonecznie i gorąco. Zdarzały się pojedyncze komary w niektórych hotelach, więc warto zabrać repelenty z DEET. My dodatkowo zabraliśmy wtyczkę na komary (taką wpinaną do gniazdka na prąd). Szczerze polecamy tę wycieczkę. Taka Afryka „w pigułce”.