Opinie klientów o Senegambia - spacer z lwami

5.4 /6
239 
opinii
Intensywność programu
4.1
Pilot
5.5
Program wycieczki
5.3
Transport
5.1
Wyżywienie
4.7
Zakwaterowanie
4.6
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.5/6

Elżbieta, Polkowice 04.01.2017
Termin pobytu: grudzień 2016

Wapaniala

Jestem zachwycona przyroda szczegplnie spacer z lwami byl niesamowity ludzie mili brak stresu

5.5/6

Kasia i Błażej 29.11.2016

Fascynująca czarna Afryka

Zachodnia Afryka to kierunek niesamowicie fascynujący, warty polecenia ludziom zakochanych w podróżach :) Ale jednocześnie nie to jest to wycieczka dla osób "z przypadku" :) Dla nas było to pierwsze spotkanie z "czarną Afryką" - pierwsze i na pewno niezapomniane. Jeżeli ktoś wybiera taki kierunek jak Gambia i Senegal, to znaczy że jedzie po przygodę, po wrażenia, a nie po drinki z palemką :) Jadąc z takim nastawieniem, brak ciepłej wody w hotelu czy przerwy w dostawie prądu nie są żadnymi problemami – w końcu to Afryka :) Przylatując do Gambii najlepiej od razu pamiętać o tutejszym powiedzeniu „no stress, no problem”. Gambijczycy wierzą w to bezgranicznie i przekładają na dosłownie każdą sferę życia. Zdecydowanie nie rozumieją pośpiechu i ogólnego zorganizowania Europejczyków. Bo przecież po co zaprzątać sobie tym głowę? Z tego też powodu zakwaterowanie w hotelu na pewno będzie trwało dłużej, niż można byłoby się spodziewać. Szczególnie mocno jest to odczuwalne w pierwszy wieczór, kiedy przylatujemy wieczorem zmęczeni i chcielibyśmy jak najszybciej odświeżyć się i odpocząć, a jesteśmy zmuszeni czekać w dusznym „lobby”, aż „pani recepcjonistka” ustali z „panem recepcjonistą”, który pokój jest wolny i posprzątany, a który nie (tak jakby nie wiedzieli, że wieczorem przyjeżdża grupa turystów :)). Trzeba to potraktować z przymrużeniem oka i przyjąć za część „afrykańskiego folkloru” . Warto zaznaczyć, że w hotelu Golden Beach (nasz pierwszy hotel, w którym spędziliśmy 3 noce) pokoje z klimatyzacją były dodatkowo płatne – 4 euro za dobę (najlepiej wydane przez nas 12 euro w tym roku :)). Należy pamiętać również, aby koniecznie zabrać ze sobą drobne w euro – wieczorem w dniu przylotu jest ciężko znaleźć otwarty kantor, a mając jedynie duże nominały ciężko jest zapłacić w sklepie za butelkę wody mineralnej. Nasz pierwszy dzień w Gambii był dniem na aklimatyzację – taki dzień zdecydowanie był potrzebny na odpoczynek po przelocie oraz aby przyzwyczaić się do temperatury i wilgotności powietrza. Oprócz kąpieli w przecudnym oceanie (woda miała ok 27 stopni – bajka!) na własną rękę postanowiliśmy odwiedzić Bijilo, czyli Małpi Park (niedaleko hotelu Senegambia, wstęp kosztował 150 dalasi, czyli niecałe 15 zł od osoby). Po drodze dołączył się do nas „samozwańczy przewodnik”, który za punkt honoru obrał sobie, aby nas dokładnie oprowadzić po „parku” – a byliśmy przekonani, że to jest po prostu park. Nie byliśmy przygotowani na dżunglę! Spacer trwał ponad 3h (można wybrać trasę dłuższą lub krótszą – my oczywiście chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej :)), minęliśmy stada koczkodanów zielonych (nie należy wkładać przy małpach rąk do kieszeni, bo są one przekonane, że wówczas sięgamy po coś do jedzenia i zaczynają się zbiegać i łapać za ręce!), termitiery, zobaczyliśmy kilka gatunków przepięknych ptaków, a nasz przewodnik opowiadał nam o wszystkim, co widzieliśmy dookoła (dowiedzieliśmy się wielu rzeczy o faunie i florze Gambii, ale również o zwyczajach i życiu Gambijczyków). Obowiązkowo na tę wycieczkę należy zabrać nakrycie głowy oraz wodę mineralna (co najmniej 1 butelkę na osobę). Wiele się słyszy (i czyta) na temat życzliwości i otwartości Gambijczyków. To prawda – są niesamowicie przyjaźni. Ale dla nas Europejczyków ZA BARDZO przyjaźni. Przejście się kawałkiem plaży, czy po prostu do sklepu jest NIEMOŻLIWE bez zaczepienia przez przynajmniej jednego tubylca. I choć na początku ma to swój urok, za piętnastym razem zaczyna to być męczące ;) Tym bardziej, że każdy z nich opowiada jak to on nie kocha Polaków, czym to on się nie zajmuje i gdzie nie mieszka. Oczywiście każdy z nich powie co najmniej 3 komplementy, licząc na to, że pójdziemy z nim do jego restauracji/sklepu/domu i że wydamy tak jakieś pieniążki, lub przynajmniej przekażemy innym, co widzieliśmy (jak to Gambijczycy mówią „looking is for free” :)). Jeżeli im odmówimy, to praktycznie wymuszą na nas obietnicę, że zrobimy to jutro :) Dla osób, które nie zdecydowały się na część pobytową po objazdówce, niemalże OBOWIĄZKOWE jest spędzenie tego dnia nad Atlantykiem :) Niesamowicie ciepła woda, ogromne fale i miękki piasek – prawdziwe cudo (buty do wody nie są potrzebne). Oprócz tego dnia, na spędzenie czasu nad oceanem będzie niewiele. Pierwszy dzień zwiedzania spędziliśmy w Świętym Lesie Makasutu. Płynęliśmy łódką po lasach namorzynowych bardzo chybotliwymi łódeczkami – chyba każdy miał choć przez moment wrażenie, że łódka się wywróci :) Na szczęście udało się bez takich niespodzianek :) Podczas spaceru ostrzegano nas przed pawianami (jak należy się przy nich zachowywać), które podobno potrafią być agresywne – my niestety żadnych nie spotkaliśmy. Wino palmowe – co kto lubi, ale raczej niewielu osobom smakuje :) Chociaż jak wiadomo – warto spróbować. Marabut, czyli lokalny szaman – za 100 dalasi przepowiadał przyszłość. Ciekawe, jak wiele z tego się spełni :) Popołudniowe zwiedzanie Banjul i Albert Market zostało przełożone na ostatni dzień naszej wycieczki, co było zdecydowanie dobrym rozwiązaniem, bo pozwoliło na zagospodarowanie ostatnich chwil w Gambii. W związku z wolnym popołudniem, po powrocie z Makasutu Forest część osób wróciła do hotelu, a pozostała część (w tym my :)) pojechała do Kachikally na farmę krokodyli (nie było jej w naszym programie, natomiast dzięki uprzejmości Pani Marty – naszej przewodniczki, pojechaliśmy tam większą grupą, zamiast każdy na własną rękę). Wrażenia niesamowite – pod okiem przewodnika każdy z nas mógł dotknąć gada i zrobić sobie z nim zdjecie! Warto też jako pamiątkę kupić sobie tam naszyjnik z zęba krokodyla za około 100-150 dalasi (dowiedzieliśmy się, że takie pamiątki można bezpiecznie wywieźć z Gambii, ponieważ zęby krokodyla rosną mu przez całe życie, nawet jak wypadną) Rejs na wyspę Kunta Kinteh trwa około 3 godziny. Niestety, sama wyspa nie jest już zbyt okazała, ponieważ z roku na rok wody Gambii zakrywają ją co raz bardziej. Wizyta w wiosce Juffureh na wielu osobach wywarła bardzo mocne wrażenie. Należy pamiętać, że Gambia nie jest jeszcze za bardzo turystycznym krajem (turystyka tam dopiero raczkuje) i biali ludzie są dla Gambijczyków tak samo egzotyczni, jak oni dla nas. Zachwyt Gambijskich dzieci niejednokrotnie miesza się nawet z przerażeniem! Ogólnie panująca bieda mocno odciska się w pamięci. Dzieci podbiegają do turystów, łapią ich za ręce, niejednokrotnie tulą się (uwaga na rozpuszczone długie włosy – dzieci chętnie je z ciekawości dotykają – nie robią tego na złość ani agresywnie, ale lepiej mieć spięte, bo mogą przez przypadek pociągnąć), proszą o cukierki, piłki, pieniądze - a z tym trzeba uważać, jeśli robi się to na własną rękę. Dzieci są zachłanne, potrafią wyrywać między sobą słodycze. Poza tym, jeśli chce się dzieci czymś poczęstować, lepiej oddać to dorosłemu, aby on równo podzielił miedzy dzieciaki. Tym bardziej, że Gambijczykom zależy na tym, aby dzieci nie uczyły się żebractwa. Oczywiście najbardziej wyczekiwanym punktem programu był tytułowy spacer z lwami. Te dzikie koty robią niesamowite wrażenie. Podczas naszego spaceru, lwy miały około 4,5 lat, ale ważyły około 180 kg! Przy takich zwierzętach naprawdę czuć respekt :) Jeżeli ktoś na wyjazd bierze tylko lustrzankę, to należy wziąć pod uwagę, że takie aparaty są raczej niedozwolone podczas spaceru z lwami (aby lew nie zobaczył się w jego odbiciu). A szkoda byłoby nie mieć takiej pamiątki z tego wyjątkowego wydarzenia :) Spacer jest tak przewidziany, że każdy ma możliwość zrobienia tylu zdjęć, ile tylko ma ochotę, więc generalnie o jakość zdjęć martwić się nie trzeba. Safari po parku też było wspaniałym przeżyciem :) Senegalczycy zdecydowanie starają się, aby turyści zobaczyli maksymalnie dużo zwierząt (naszej grupie udało się odnaleźć wszystkie :)). Bliskość dzikich zwierząt naprawdę robi wrażenie. Zwiedzanie Parku Narodowego Kiang West to wyprawa łódką motorową w poszukiwaniu ptactwa wodnego Gambii, które jest naprawdę bogate. Na tę wycieczkę należy koniecznie zabrać nakrycie głowy i krem z wysokim filtrem – łódka nie ma żadnego zadaszenia a rejs jest długi i Słońce mocno praży. Ostatni dzień był przeznaczony na zwiedzanie Łuku Triumfalnego w Banjul oraz zakupy na Albert Market. Tam też można kupić kartki pocztowe i je wysłać (chociaż czas oczekiwania na kartki to nawet 2-3 miesiące :)). Co warto kupić? Suszone kwiaty hibiskusa (można z nich zrobić przepyszny sok!), owoce baobabu (ciekawostka kulinarna, bo kto jadł owoce baobabu?), suszoną papryczkę chili (najlepiej w całości a nie sproszkowaną, jest niesamowicie ostra!), a dla koneserów prawdziwej Afryki – rytualne maski. Ale nie te śliczne, błyszczące, strugane masowo dla turystów z Europy. Prawdziwą wartość mają te zakurzone, troszkę zniszczone, które – skrupulatnie skupywane przez handlarzy po wioskach – wykorzystywane były podczas prawdziwych afrykańskich rytuałów. A każda z tych masek jest niepowtarzalna. Niektóre to prawdziwe eksponaty muzealne! Pani Marta (nasza pilotka) była w tych sprawach prawdziwą specjalistką, bez problemu potrafiła określić wartość każdej sztuki :) Po zakupach zostaliśmy przetransferowani do hotelu, gdzie za 20 euro można było wynająć pokój i odświeżyć się przed nocnym lotem. My skorzystaliśmy jeszcze z ostatnich chwil na kąpiel w oceanie :) Sam lot jest nieco męczący, samolot jest ciasny, ale da się przeżyć :) Należy pamiętać o tym, że na pokładzie nie ma cateringu w cenie i albo trzeba się zaopatrzyć w kanapki własnej roboty, albo liczyć się z wydatkami rzędu 4 euro/kanapka na pokładzie samolotu. Przy międzylądowaniu na Gran Canarii w stronę Gambii 1,5h czekaliśmy w samolocie, natomiast w drodze powrotnej musieliśmy wysiąść z samolotu i przeczekać około 2,5h w strefie tranzytowej. Nie byłoby to większym problemem, gdyby nie fakt, że było tam naprawdę zimno (a czekaliśmy tam między 3:00 a 5:30 nad ranem). Podsumowując – Senegambia, to wycieczka którą zdecydowanie będziemy polecać osobom głodnym wrażeń i ciekawym świata J Dziękujemy!

5.5/6

Malgorzata, Warszawa 29.11.2017
Termin pobytu: listopad 2017

Spacer z lwami

Wycieczka objazdowa gdzie była mozliwość zwiedzenia najważniejszych miejsc w Gambii oraz wypad do Senegalu na spacer z lwami. Oczywiście serdecznie polecam. Dodatkowo chce podziekować naszemu przewodnikowi Panu Kamilowi za profesjonalizm, wiedze którą z nami się dzielił i ciekawe opowiesci o Gambii i jej mieszkańcach. Mimo ze to Afryka cały program zrealizowany perfekcyjnie i w całości bez niespodzianek. Kraj warty zobaczenia i przede wszystkim poznania bo powala otwarość ludzi oraz ich przyjazne nastawienie. Oczywiście nie sposób wspomnieć spaceru z lwami niesamowite przeżycie a wszystko w zasięgu ręki :)

5.5/6

EWA, Karpacz 18.01.2018
Termin pobytu: styczeń 2018

Opinia wycieczki

Ogolnie wyjazd super i nie meczacy i duzo roznorodnosci przyrody ...organizacja bardzo dobra ,warunki hotelowe jak na ten terencwspaniałe ,pilot organizacyjnie zorganizowany ...całosc mozna ze spokojem polecic nastepnym .Ewa
135363760
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem