5.3/6 (470 opinii)
6.0/6
Wycieczka wspaniała, wszystko było świetnie zorganizowane. Hotele w bardzo dobrym standardzie (hotel w Serbii na średnim poziomie), przewodniczka- Pani Beatka przecudowna. Polecam każdemu! :)
6.0/6
Jestem bardzo zadowolona z wyjazdu. Polecam.
6.0/6
super odpoczynek. czas na przeżycia duchowe, piękne krajobrazy, miasta i zabytki, cudowni ludzie i nasza Pani Pilot Beata - wielkie brawa. na pewno za rok tam wrócę.
6.0/6
Wiosna w tym roku wyjątkowo długo nie chciała zawitać do Polski. Tęsknota za słońcem, ciepłym nadmorskim wiatrem, kwitnącą roślinnością z każdym dniem coraz bardziej dawała mi się we znaki, niezbyt pozytywnie wpływając na moje samopoczucie. Zaciskając zęby dotrwałam do maja,a wtedy z dnia na dzień mój humor zaczął się poprawiać. Coraz częściej, mimo sporej ilości obowiązków i zmęczenia, na mojej twarzy gościł uśmiech. Pojawiło się znane z poprzednich lat podekscytowanie, znak, że podróż w nieznane mi rejony Europy zbliża się wielkimi krokami. W tym roku czekało na mnie miejsce na wycieczce o nazwie Bałkańskie Skarby. O tym, jak trafna jest to nazwa miałam się dopiero przekonać. Bo chociaż z poprzednich bałkańskich wycieczek wiedziałam, że czekają na mnie niezwykłe miejsca, bolesna historia, interesująca architektura, zapierające dech w piersiach widoki i cudowni, życzliwi ludzie, to nie miałam pojęcia, że ta wycieczka przerośnie wszystkie moje oczekiwania i że po powrocie będę setki razy wspominać ją jako moją najlepszą bałkańską przygodę i polecać wszystkim i każdemu z osobna jako wyjątkowo udany program Rainbow. Sarajewo - mimo, iż nocny przejazd do Bośni i Hercegowiny był dość męczący, wszyscy uczestnicy wycieczki z entuzjazmem wyskoczyli z autokaru, aby wziąć udział w spacerze po tym interesującym mieście. Zwiedzanie rozpoczynamy przy odnowionym ratuszu miejskim położonym nad rzeką Miljačką. Muszę przyznać, że prezentuje się okazale. Dowiadujemy się, że przed wojną domową z lat 90-tych w budynku była biblioteka. Z daleka oglądamy również Inat Kuca "Przekorny domek". Jest to tradycyjne bośniackie domostwo i pewnie nikt nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby nie historia, która się z nim wiąże. W połowie XVI wieku w miejscu, gdzie stał chciano wybudować meczet. Właściciel nie chciał się zgodzić na wyburzenie swojego domu, ale zgodził się na jego przeniesienie. Historia powtórzyła się po 200 latach przy chęci wybudowania ratusza, co w rezultacie spowodowało, że domek powrócił w pobliże meczetu. Myślę, że większość z nas kojarzy Sarajewo nie tylko z okrutnej wojny domowej lat 90-tych, ale również z zabójstwa arcyksięcia Ferdynanda. Wydarzenie to według historyków spowodowało wybuch I wojny światowej. Spacerujemy zatem nad rzeką i słuchamy tej opowieści, po czym dodatkowo oglądamy zdjęcia znajdujące się w oknach sarajewskiego muzeum. Kolejny punkt zwiedzania to meczet Gazi Husrev-Bega, a dokładniej jego okazały, klimatyczny dziedziniec. Jestem pod wrażeniem studni z drewnianym dachem, która wiernym służy do obmycia stóp. Z niesłabnącym zainteresowaniem słuchamy opowieści o 45 metrowym minarecie i o mauzoleach( w jednym z nich znajduje się pozłacany sarkofag fundatora meczetu). Kontynuujemy spacer udając się w kierunku katedry Serca Jezusowego (od 2014 roku przed katedrą znajduje się pomnik Jana Pawła II), pozwalam sobie na chwilę zadumy przy Róży Sarajewa (żywica z czerwoną farbą wylana w dziurach na chodniku zrobionych przez granaty, miejsca, gdzie zginęły co najmniej trzy osoby, w całym Sarajewie jest około 100 takich Róż), zatrzymujemy się na chwilę przy targu Markale, zwiedzamy cerkiew św. Archanioła Michała i Gabriela i spacerujemy uliczkami Bascarsiji. To cudowna część miasta, całe szczęście, że udało się zachować jej charakter. Turecka zabudowa z meczetami, wąskimi uliczkami, niskimi sklepikami, w których można podejrzeć rzemieślników wyrabiających tygielki do kawy w różnych rozmiarach i sam zapach parzonej kawy sprawia, że czujemy się jak w jakiejś odległej orientalnej krainie. Wisienkę na torcie stanowi zabytkowa studnia Sebilj. Nasza przewodniczka opowiada nam, że w dawnych czasach miasto słynęło z czystej wody pitnej, w wielu punktach Sarajewa znajdowały się niewielkie źródełka, a przy nich budowane były Sebilj, czyli okrągłe studnie zakończone kopułą. Teraz została już tylko ta jedna i stanowi sporą atrakcję turystyczną. Mostar – kolejny dzień i kolejne miasto w BiH. Trasa z Sarajewa do Mostaru jest jedną z tych tras, kiedy nie warto spać ani czytać w autokarze, bo traci się niesamowite widoki. Praktycznie cała droga odbywa się wzdłuż rzeki Neretwy, a jej błękit i świeża majowa zieleń sprawiają, że nie można się napatrzeć. Co do Mostaru to według mnie jest to prawdziwy Bałkański Skarb. Przecudna muzułmańska część miasta, wąskie uliczki, kocie łby zamiast betonu, kamienne domy, wspomniana już Neretwa sprawiają, że o Mostarze nie da się zapomnieć. Podczas spaceru z przewodniczką przechodzimy przez najbardziej charakterystyczny punkt w mieście, czyli Stary Most. Zbudowany w XVI wieku został zniszczony w czasie wojny domowej. W 2004 roku został jednak odbudowany i ponownie oddany do użytku. Po przejściu przez most pora na spacer ulicą Kujundziluk, a potem wejście do meczetu Koskin Mehmed-Paszy. To jeden z ładniejszych meczetów, w których byłam. Posiada jeden minaret, w jego okolicy znajduje się szkoła, fontanna i niewielkich rozmiarów cmentarz. W środku zachowały się dekoracje ścienne i malowidła. Odwiedzamy też dom turecki, mamy możliwość zobaczenia oryginalnych tureckich strojów, oglądamy przedmioty codziennego użytku i przez chwilę mamy wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie. W wielu miejscach nadal widoczne są ślady po wojnie (dziury po kulach, opuszczone ruiny budynków zarośnięte krzakami), mieszkańcy chcą pamiętać to, co zdarzyło się ponad 20 lat temu, ale chcą też żyć dalej, miasto tętni życiem i tak jest dobrze. Medjugorie – dla mnie najsłabszy punkt wycieczki, ale rozumiem, że dla wielu osób mogło być zupełnie odwrotnie. Miejsce to stało się znane z powodu objawień, które podobno miały miejsce w latach 80-tych. Przewodniczka oprowadza nas po sanktuarium, oglądamy ołtarz zewnętrzny i ciągle rozrastające się rzędy ławek, rzędy konfesjonałów (księża słuchają spowiedzi w różnych językach) oraz rzeźbę Jezusa Zmartwychwstałego. Potem chętni mogą wejść na Górę Objawień. Ja z wizyty w tej ciągle rozbudowującej się komercyjnej wiosce zapamiętam głównie dziesiątki sklepików, w których można nabyć “mydło i powidło”, wszystko oczywiście z wizerunkiem Matki Boskiej. O ile różańce, książki o objawieniu, czy figurki Matki Boskiej nie dziwią, śliniaki z Matką Boską pozostawię bez komentarza. Jedno jest pewne, dla wierzących wizyta w Medjugorie będzie pewnie bardzo ważna, dla tych mniej zainteresowanych również będzie to ciekawe doświadczenie, bo tego, co tam się dzieje nie sposób opisać, to trzeba zobaczyć. Dubrownik – czyli na krótko, ale jednak witamy w Chorwacji. W tym przepięknym chorwackim mieście po raz pierwszy byłam trzy lata temu. Wówczas zrobiło na mnie piorunujące wrażenie, dlatego bardzo się ucieszyłam, że w tym roku dane mi będzie spędzić w nim kilka godzin. Dubrownik to nie tylko wspaniałe mury obronne, to również pełne uroku stare miasto, pełne cudownych zakamarków i zabytków. W związku z tym, że nasz spacer z przewodnikiem rozpoczął się rano, na Stradunie (głównej ulicy miasta) nie było jeszcze tłumów. W czasie zwiedzania zobaczyliśmy Kościół Zbawiciela, wieżę zegarową przy placu Luza, kościół św. Błażeja oraz najstarszą w Europie aptekę powstałą w 1317 roku na terenie franciszkańskiego klasztoru. Niestety nie mogliśmy przyjrzeć się studni Onufrego, bo akurat trwał jej remont. Dubrownik to dobre miejsce dla fanów serialu Gra o tron (miejsc, w których kręcono sceny serialu można szukać na własną rękę, ale można też wykupić zwiedzanie tych miejsc z przewodnikiem, na Starym Mieście jest też sklepik związany z tematyką serialu). Z tego co wiem w serialu udział wzięły: Fort Lovrijenac, zewnętrzne mury obronne, barokowe schody oraz wieża Minčeta. Dla chętnych organizowany jest rejs wokół pobliskiej wyspy Lokrum umożliwiający zobaczenie murów obronnych z perspektywy morza. Kotor - pierwszy dzień w Czarnogórze. Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że Kotor to kolejne piękne miasto na Bałkanach. Na uwagę zasługuje przede wszystkim jego unikatowe położenie – z jednej strony wody Boki Kotorskiej, a z drugiej masyw Lovcen. Stare Miasto podobnie jak Dubrownik otoczone jest murami obronnymi, z tym, że mają one aż 4 km i są trudniejsze do przejścia. Na starówkę wchodzimy przez Bramę Morską i od razu trafiamy na główny plac zwany Placem Broni (w danych czasach znajdował się tu arsenał wenecki). Oglądamy wieżę zegarową z 1602 roku, cerkiew św. Mikołaja oraz katedrę św Tripuna. W czasie wolnym warto na chwilę zgubić się w wąskich uliczkach Starego Miasta, a osobom lubiącym koty polecam Muzeum Kotów. Zgodnie z programem wycieczki dni 5-7 to dni wolne od zorganizowanego zwiedzania. Biuro daje jednak możliwość wykupienia wycieczek fakultatywnych. Korzystamy z tej opcji i tak dzień 5 to dla nas wizyta w Budvie, wyspa Matki Bożej ze Skały oraz przejazd słynnymi agrafkami w kierunku Njegusi. Z czystym sumieniem polecam wykupienie tej wycieczki każdemu. Budva – muszę przyznać, że miasto kojarzyło mi się głównie z letnimi imprezami, kilka razy usłyszałam nazwę „czarnogórskie Las Vegas”, byłam przygotowana na to, że zobaczę kawiarnie, palmy, ekskluzywne jachty i nic poza tym. Oj, jak bardzo się myliłam. Budva oczywiście ma to wszystko, co wymieniłam, ale ma również niesamowicie klimatyczną niewielką Starówkę, która powaliła mnie na kolana. Do tego magicznego miejsca prowadzi wiele wejść, my wchodzimy przez Bramę Lądową. Słuchamy opowieści związanych z Cytadelą, oglądamy katedrę św. Jana (największą w tej części miasta), znajdującą się w pobliżu cerkiew św. Trójcy i niewielką cerkiew św. Sawy . Ze Starówki jedną bramą możemy wyjść na plażę, a bramami po drugiej stronie na przystań jachtową. Nieważne, z której strony turysta zdecyduje się opuścić Stare Miasto i tak natknie się na zapierający dech w piersiach widok. Dużo emocji dostarcza przejazd tzw agrafkami nad Zatoką Kotorską w kierunku wsi Njegusi. Serpentyny robią wrażenie, a widok z każdym zakrętem jest coraz lepszy. Wjeżdżamy po 25 agrafkach, droga ma około 5 m szerokości, trudno opisać ile towarzyszy temu emocji, w każdym razie przewodnik wiedząc, że i tak nikt go nie słucha, zamilkł i pozwolił nam cieszyć się chwilą. Gdy przewodnik zaczyna opowiadać dowiadujemy się, że swego czasu była to jedyna trasa łącząca stolicę z wybrzeżem. Dostrzegamy też, że część trasy układa się w literę M, co było hołdem i wyrazem uczuć projektanta trasy dla królowej Mileny. Nie bez powodu lord Byron opisując Zatokę Kotorską stwierdził, że jest to “Najpiękniejsze spotkanie lądu i morza". Gdy trasa się kończy czekają już na nas kolejne atrakcje, tym razem głównie kulinarne. Zostajemy poczęstowani pyszną kanapką z szynką Prsut oraz winem Vranac. Po krótkim odpoczynku ruszamy w dalszą drogę. Nie zjeżdżamy tą samą trasą, jedziemy w kierunku Cetinje, dawnej stolicy kraju. Widoki są tu zupełnie inne, ale wcale nie gorsze. Zresztą w Czarnogórze jest po prostu magicznie i w czasie przejazdów autokarowych zwyczajnie nie można się nudzić. W drodze do hotelu przejeżdżamy też przez obecną stolicę kraju – Podgoricę. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest pełna sprzeczności. Z jednej strony bloki, wyższa zabudowa, a na trawie między blokami pasące się kozy. Cóż, to Bałkany właśnie, za to je kocham. Stary Bar – kolejny punkt programu to odwiedziny u polsko-czarnogórskiej rodziny w Starym Barze. Przesympatyczni ludzie, kilka godzin w ich towarzystwie mijają nie wiadomo kiedy. Podobno w dawnych czasach Stary Bar stanowiło centrum handlu podobnie jak chorwacki Dubrownik. Obecnie to głównie ruiny średniowiecznej twierdzy – intrygujące ruiny, dla mnie osobiście pełne magii. Miasto zostało zniszczone w 1979 roku przez trzęsienie ziemi. Zniszczeniu uległy budynki, pomniki i dzieła sztuki. Cały czas prowadzone są prace mające na celu odbudowę tego miejsca, jednak jak to w takich przypadkach bywa, ciągle brakuje funduszy. Miasteczko i ruiny twierdzy nie są jakoś szczególnie oblegane przez turystów, co akurat w moim odczuciu jest zaletą, gdyż pozwala na spokojnie obejrzeć to miejsce i poczuć dawny klimat. Po zwiedzaniu Starego Baru i odpoczynku w gaju oliwnym, gdzie próbowaliśmy czarnogórskich specjałów, część grupy udaje się na rejs po Jeziorze Szkoderskim. Wiem, że ta wycieczka fakultatywna nie zawsze dochodzi do skutku, a szkoda, bo naprawdę warto spędzić te kilka godzin i zobaczyć kolejną, zupełnie inną odsłonę Czarnogóry. Jezioro Szkoderskie to największe jezioro na Bałkanach. W 2/3 leży w Czarnogórze, a w 1/3 w Albanii. Na jego terenie znajduje się park narodowy chroniący przeróżne gatunki ptaków – pelikany, kormorany, czaple, dzięcioły I inne. Pelikanów niestety nie udało nam się zobaczyć, ale pozostałe wymienione przeze mnie ptactwo już tak. Kanion rzeki Moracza i kanion rzeki Tara – to kolejne urokliwe miejsca w Czarnogórze. Nasza podróż po tym kraju powoli dobiega końca, podziwiamy zatem wspomniane kaniony i jest nam trochę smutno, że za kilka godzin opuścimy ten piękny kraj. Trasa wiedzie przy skalistych ścianach kanionu, z których gdzieniegdzie wypływają małe wodospady. Cała przyroda sprawa wrażenie dzikiej, a pochmurna pogoda potęguje efekt tajemniczości. Na kilka chwil zaglądamy do monastyru Moracza, najstarszego klasztoru w Czarnogórze. Niewątpliwą atrakcją Parku Narodowego Durmitor jest Kanion Tary ze słynnym mostem. Tara to najdłuższa rzeka Czarnogóry, a jej kanion należy do najgłębszych w Europie. Nad kanionem mamy betonowy most Durdevica, składający się z pięciu przęseł, a główny łuk ma aż 116 metrów. Belgrad – w drodze powrotnej do Polski zwiedzamy jeszcze stolicę Serbii. Po bałkańskich, a raczej czarnogórskich skarbach Belgrad wypada raczej słabo. Gdybyśmy go zwiedzali na początku, możliwe, że wykrzesałabym z siebie więcej entuzjazmu. W czasie autokarowej wycieczki przez miasto widzimy budynek zbombardowanego przez NATO ministerstwa obrony Serbii, mijamy Plac Republiki, na którym dostrzegam teatr narodowy oraz pomnik konny, obok starej typowo jugosłowiańskiej zabudowy pojawiają się nowoczesne biurowce. Zwiedzamy też cerkiew św Sawy, która jest ciągle w budowie. Stara cerkiew spłonęła w XVI wieku, a nowa została zbudowana dokładnie w tym samym miejscu. Projekt ukończono dopiero w 1985 roku, jednak do tej pory wnętrze cerkwi jest w stanie surowym. Postawiono tam tymczasowe ołtarze, jednak obok nich stoi stoi samochód ciężarowy i leżą materiały budowlane. Odnoszę wrażenie, że remont chyba jeszcze trochę potrwa. Głównym zabytkiem miasta jest twierdza Kalemegdan. Wokół fortecy znajduje się park będący popularnym miejscem spacerów mieszkańców. Z Kalemegdanu wychodzimy prosto na główny deptak miejski czyli ulicę Kneza Mihaila. Tu oficjalnie kończy się nasze zwiedzanie , jeszcze kilka godzin czasu wolnego i powrót do domu. 10 dni wycieczki minęło w ekspresowym tempie. Żadna godzina nie została zmarnowana. Każde zwiedzane miejsce miało swój urok, swój klimat i historię. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zawitam na Bałkany, bo nadal jest wiele miejsc, które chciałabym zobaczyć.