Opinie klientów o Esencja Tajlandii

5.3 /6
213 
opinie
Intensywność programu
4.7
Pilot
5.3
Program wycieczki
5.2
Transport
5.5
Wyżywienie
5.1
Zakwaterowanie
5.1
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.5/6

Aneta, 14.02.2024

Esencja Tajlandii

Wycieczka super , choć trochę dużo świątyń. Pan przewodnik Bartek super, duża wiedza, dużo opowiadał i doradzał.

5.5/6

Justyna 16.04.2020

One night in Bangkok

Ten przebój lat 80. towarzyszył nam w przygotowaniach do wyjazdu. Jeśli założyć, że piosenka nie kłamie, to byłyśmy przygotowane na złote świątynie, tętniące nocne życie i salony masażu. Jednak to co zobaczyłyśmy na miejscu przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Ale zacznijmy od początku... Na termin wyjazdu wybrałyśmy grudzień, licząc że na miejscu przywita nas upalne lato. Już pierwszy oddech tajskim powietrzem zasygnalizował, że temperatura wynosi prawie 30 st, a wilgotność można porównać do sauny. Turystów przybywających na Hawaje witają naszyjnikiem z kwiatów, natomiast największe tajskie lotnisko Suvarnabhumi raczy pasażerów widokiem przepięknych storczyków ułożonych w girlandy, kwietniki, kolorowe kompozycje. Tajlandia jest zwana krajem orchidei, te kwiaty służą do ozdoby świątyń, wykonuje się z nich amulety a ich plantacje stanowią atrakcję turystyczną. Po odbiorze bagaży zostaliśmy przywitani przez pilotów Rainbow Tours. Okazało się, że biuro ma w ofercie kilka programów zwiedzania i nasza liczna grupa z samolotu podzieliła się na kilka autokarów i ruszyła w swoje strony. Oficjalnie zaczęła się nasza przygoda o nazwie "Esencja Tajlandii". Po kilkunastu godzinach spędzonych w samolocie, byliśmy jednocześnie zmęczeni jak i głodni wrażeń. W drodze do pierwszej atrakcji nasz pilot przedstawił nam najważniejsze zasady funkcjonowania turysty w tym egzotycznym kraju. Szybka przesiadka i z autokaru znaleźliśmy się w łodziach pływających po Khlongach – to jedyny taki wielofunkcyjny system kanałów, które służą w celach transportu, handlu a nawet jako kanalizacja. Na podziw zasługują wysokie umiejętności prowadzących nasze łodzie, nawet na ruchliwych „skrzyżowaniach” potrafili nimi bezpiecznie manewrować. Chociaż dzisiaj ten tradycyjny sposób transportu jest rzadziej używany, to warto było przekonać się, dlaczego Bangkok jest nazywany Wenecją Wschodu. Wieczór w stolicy Tajlandii jedni spędzili na odpoczynku, inny ruszyli w miasto. Po zachodzie słońca, kiedy temperatura staje się bardziej przychylna dla spacerowiczów, na ulicach zaczyna się zbierać kolorowy korowód. Rozkładają się garkuchnie, masażystki zachęcają do skorzystania ze swoich usług, ze straganów czuć owoc duriana( fotografia 1). Wszyscy są uśmiechnięci, wspólnie spożywają posiłek w przydrożnym barze, można się poczuć jak członek tej społeczności. Drapacze chmur przeplatają się z barakami slumsów, siedziby światowych korporacji rzucają cień na ołtarze Buddy (fotografia 2). Taki właśnie jest Bangkok – to miasto kontrastów, które trzeba zobaczyć na własne oczy. Kolejny dzień to pierwsze spotkanie z charakterystycznymi tajskimi świątyniami. Świątynia Wat Traimit z największym na świecie posągiem Złotego Buddy to dopiero przystawka. Niewiarygodne, że ta rzeźba ważąca ponad 5 ton, pozostawała w ukryciu przez 200 lat, a jej ogromną wartość odkryto przypadkiem (fotografia 3). Jakby wrażeń było mało kolejnym punktem programu był Pałac Królewski. Historia tajskiej rodziny królewskiej pełna jest kontrowersji, skandali, afer finansowych i obyczajowych. Dobrego imienia króla strzeże policja, a każda obraza Jego Królewskiej Mości może skutkować noclegiem w więzieniu. Nie dziwi więc fakt, że reprezentacyjne posiadłości króla są pełne złota i przepychu (fotografia 4). Cały kompleks pałacowy składa się z wielu budowli, w tym wyróżniającej się europejską architekturą Chakri Mahaprasad Hall oraz Świątyni Szmaragdowego Buddy – Wat Phra Kaew. Ciekawą atrakcją tego dnia była również wizyta na tradycyjnym targu kwiatowym. To tam zaopatrują się miejscowi sklepikarze, a oprócz świeżych kwiatów kupić tam można egzotyczne owoce i warzywa. fotografia 5). Wieczorem dla chętnych przewidziany był udział w widowisku Siam Niramit, z udziałem tancerzy, żywych zwierząt i efektów audiowizualnych. Gorąco polecamy tę wycieczkę fakultatywną. Jeśli do tej ktoś nie zrobił zakupów to dzień czwarty da ku temu kilka okazji. Po raz kolejny mieliśmy okazję popływać łódkami po tajskich kanałach. Na własne oczy przekonaliśmy się jak wyglądają typowe domostwa, jak tubylcy radzą sobie z codziennymi czynnościami jak np. suszenie prania czy „garażowanie” łodzi ( fotografia 6). Nasze zdumienie wywołały liczne warany wygrzewające się na brzegu. Rejs na tradycyjny Pływający Bazar to nie tylko kolejna okazja by rozkoszować się widokiem kanałów, ale i możliwość wypróbowania swoich umiejętności handlowych w trakcie targowania się ze sprzedawcami pamiątek ( fotografia 7). Kolejny punkt wycieczki to gratka dla miłośników historii i dramatów wojennych. Po przejeździe do Kanchanaburi zobaczyliśmy słynny Most na rzece Kwai oraz muzeum poświęcone jego budowniczym. Duże wrażenie zrobił na nas cmentarz jeniecki, z mogiłami żołnierzy z całego świata poległych w obozach pracy. Chętni mogli skorzystać z rejsu statkiem po rzecze Kwai. Tajlandia to nie tylko okazałe świątynie, ale i niespotykana nigdzie indziej fauna i flora. Piątego dnia mieliśmy okazje na przekonać się o tym dosłownie na własnej skórze. Po niedługim przejeździe autokarem zatrzymaliśmy się w Parku Narodowym Erawan. Główną atrakcją są piękne wodospady zlokalizowane na siedmiu poziomach wysokości (fotografia 8). Najbardziej wytrwali wdrapali się na najwyższy poziom, pokonując śliskie kamienie i korzenie drzew. Dla najodważniejszych była przewidziana nagroda w postaci naturalnego peelingu w wykonaniu ryb zjadających martwy naskórek (fotografia 9). Ci który nie byli gotowi na wspinaczkę mogli podziwiać dowody istnienia lokalnej legendy o duchach, zamieszkujących te wzgórza. Według mitu przyszłe panny młode powinny obłaskawić owe zjawy prezentami w postaci kobiecych akcesoriów czy pięknych sukienek ( fotografia 10). Taki widok może dziwić turystów, ale jest to część lokalnej kultury, której przez chwilę stajemy się częścią. Po tych intensywnych doznaniach czekała nas dłuższa podróż autokarem do dawnej stolicy Tajlandii - Ayutthayi. Mieliśmy okazję zobaczyć ruiny pałaców budowanych przez Khmerów, kompleks świątynny i kamienne posągi ( fotografia 11). To właśnie na tym etapie wycieczki okazało się, że Kambodża jest równie ciekawym krajem, z bogatym dziedzictwem kulturowym, które powinno znaleźć się na liście naszych kolejnych podróżniczych destynacji. W tej części naszej podróży poznaliśmy wiele zasad i wierzeń, którymi Tajowie kierują się na co dzień. Spotkaliśmy wieszczki wróżące z bambusowych patyczków i buddyjskich mnichów żyjących według określonych reguł (fotografia 12). Prang Sam Yod to kolejna świątynia na naszej trasie. Jej główną atrakcją było stado małp, które zamieszkują jej okolice od lat ( fotografia 13,14). Ta świątynia wybudowana w stylu khmerskim jest bardzo bogato zdobiona rzeźbami mistycznych postaci. Mieszają się tu wierzenia religii hinduistycznej i buddyjskiej. Atrakcyjności temu miejscu dodawały liczne mity i legendy opowiadane przez przewodnika. Następnym przystankiem było miejsce kultu Tajów – odcisk stopy Buddy. Po kilku dniach zapoznawania się z kulturą, wierzeniami i bogactwem zabytków Tajlandii przyszedł dla nas czas na kilkudniowy odpoczynek. Chętni mogli wybrać się na rewię tranwestywów, znaną atrakcję tajskiego nocnego życia. Jako miejsce docelowe wypoczynku wybrałyśmy Hotel Asia Pattaya. Ten czas wykorzystałyśmy na opalanie i samodzielne zwiedzanie miasta Pattaya. W tym kurorcie na szczególną uwagę zasługuje Sanktuarium Prawdy, świątynia całości zbudowana z drewna tekowego. Budowla wyjątkowa z skali całego kraju (fotografia 15). Miałyśmy też liczne okazje do skosztowania miejscowych specjałów jak legendarny Pad Thai czy świeża woda kokosowa ( fotografia 16,17).

5.5/6

Iwona, Gdańsk 10.01.2020

Listopadowa przygoda w słonecznej Tajlandii

5.5/6

Daro Daro 23.03.2017
Termin pobytu: marzec 2018

Fajna przygoda

Lot bezpośredni dremlinerem z Warszawy do Bangkoku trwał 9 godzin,zaś z powrotem,aż 11 godzin.Samolot bardzo wygodny jak na LOT,z indywidualnym monitorkiem,gdzie można było śledzić lot lub sluchać muzyki albo oglądać filmy.Jedynym minusem było brak cateringu.Trochę jednak przesada,zeby za kanapkę bez rewelacji płacić 12 zl. a z powrotem za taką samą 15 zł :D ale to w końcu LOT hehe. Na lotnisku przywitał nas sympatyczny pan Łukasz oraz miejscowy przewodnik <niestety imienia nie zapamiętałem>Było bardzo gorąco około 40 stopni.Nasza grupa liczyła 38 osób ,była sympatyczna w różnym wieku i bardzo punktualna nikt sie nie spóżnial :) Prosto z lotniska udaliśmy się do chińskiej dzielnicy,gdzie znajduje sie Złoty Budda.Minusem zwiedzania było mieć posiadanie długich spodni przewiewnych bo naprawde było strasznie gorąco. Obok świątyni znajdują sie liczne sklepiki z pamiątkami i kantor wymiany walut.Nie trzeba wymieniać całej gotówki,ponieważ na całej trasie jest wiele kantorów.Jest bardzo tanio i za grosze można wszstko kupić .Ja mialem 8000 tys batów i jeszcze musialem z powrotem wymienić na dolary.:) Ciekawą sprawą jest to,że kurs bata jest wyższy w przypadku 50 i 100 USD za dolara płacili około 35 batow a w przypadku 5 -10- 20 34baty.Niestety trzeba odstać swoje w kolejce . Hotel Royal River jak dla mnie był ok duże przestronne pokoje , duzy balkon z widokiem na centrumHotel posiada basen z leżakami .Minusem było brak internetu nawet w logbby.W pobliżu hotelu znajduje sie sklep 7 Eleven bardzo dobra i tania sieć spożywcza na całej trasie w kazdym miejscu blisko kazdego hotelu zawsze mozna było dokupić napoje lub inne rzeczy.Posiłki w hotelu były bardzo dobre i smaczne i duży wybór....Obok hotelu było kilka reustauracji gdzie można było skosztować tajskich przysmaków za nie wielką cenę :) Nastepny nocleg nasz mieścił sie w Panilion Rim Kwae Resort .Kompleks domków drewnianych znajdował sie na odludziu.Otoczenie bardzo miłe cisza spokój dzika przyroda jesli ktoś to lubi. Niestety dla mnie to był najgorszy nocleg.Domki drewniane,śmierdzące z duzymi mrówkami,pająkami i jaszczurkami, uważam, że biuro powinno zastanowić sie nad zmianą hotelu, bo nie każdemu takie warunki odpowiadały.Cieszę sie,że tylko jedną noc tam spędzilismy.Plusem było dostępne Wi-Fi w okolicy recepcji,dobre smaczne jedzenie i dwa baseny. Kolejny nocleg okazał sie stosunkowo do poprzedniego luksusem :D Hotel Classic Kameo jest luksusowy, raczej bym powiedział, że to apartament z,duzym pokojem aneksem kuchennym oraz darmowym WI-Fi i balkonem z widokiem na basen i jackuzi.Posiłek w formie bufetu był bardzo samczny <minusem we wszstkich hotelach były dodatkowo płatne napoje do obiado-kolacji woda 40 batów cola 50 batow piwo ok 100 batów.Hotel znajdował sie w Ayutthayi gdzie zwiedzaliśmy świątynie i jej ruiny zrobiło na mnie to duże wrażenie :) W Nakhon Ratchasima nocujemy w hotelu Sima Thani. Minusem tego noclegu było to,że część grupy nocowała w głównym gmachu ,a druga część w skrzydle.Denerwującą sprawą było to,że nie działaly karty do windy ,a także labirynty i km aby np odwiedzić znajomych w głównym gmachu.Tak bylo w przypadku moim ,że znajomi dostali pokój w głównym gmachu ,a ja w skrzydle to byla masakra jeśli chodzi o odwiedzanie kogoś.Wi -Fi działało jak sie należy.Hotel posiadał również basen oczywiście z którego skorzystałem.Hotel jest położony nie daleko ulicy, gdzie znajdują sie knajpki i stoiska z tanim jedzeniem, a takze sklep 7 Eleven.Miła i bezpieczna okolica. Nie ukrywam,że nie mogłem doczekać się przyjazdu do Pattayi.Zamieszkujemy w hotelu Cholchan znajdujący sie 10 km od ścisłego centrum.Hotel jak na moje oko bardzo fajny,duzy bardzo dobra reustauracja <tania>Niestety brak darmowego Wi-Fi,aż dziwne ze pobierają opłaty za korzystanie 300 batów za 2 dni w takim hotelu.Pokoje jak dla mnie ok, bez rewelacji trochę śmierdziało, stare meble, ale spoko dało sie tam zamieszkać.Niestety pojawiła sie tam jaszczurka .Hotel posiadał ładny basen z palmami a tuż za nim promenadę z malutką plażą.Hotel zapewnia 3 razy na dobe tam i z powrotem darmowy transport do centrum.Można także jechać w kilka osób taksówką koszt w jedną stronę około 60 batów ,skorzystałem z tej okazji Przeszedłem sie głównym deptakiem wzdłuż plaży, gdzie stało mnóstwo prostytutek i facetów oferujących coś.....hehe Nastepnie trafiłem na Walking Street tam to sie dopiero toczy życie same kluby i stojące gołe prawie dziewczyny zachęcające do wejscia do klubu.Rano w kilka osób podjechaliśmy w kierunku molo gdzie znajduje sie wielki napis PATTAYA i stamtąd odpływają statki za 30 batów w jedną stronę lub szybkie motorówki za 300 lub 400 batów w jedną stronę na wyspę Ko Lan.Osobiście polecam dla bezpieczeństwa szybką motorówkę,ponieważ łodzie zabierają wiecej ludzi niż powinna.Po 30 minutach przybyliśmy na wyspę,Wyspa jest bardzo mała mozna ją obejśc na piechotę,a także wynając skuter lub auto z kierowcą lub skuter z kierowcą . Skuter na cały dzień 200 batów auto z kierowcą 50 batów. Na wyspie znajduję sie kilka plaż z białym piaskiem, licznymi knajpkami gdzie można dobrze zjeść.Można wypożyczyć za 100 batów leżaki,koła duże do pływania a także skorzystać z przejażdżki bananem 400 batów lub skuterem 1200-1800 batów z którego skorzystałem.:) Osobiście poszedlęm sobie na piechotkę w zdłuż całej wyspy, widoki z góry były niesamowite warte tej drogi Po kilku godzinnym leniuchowaniu udaliśmy sie w drogę powrotną,ponieważ wieczór mieliśmy zaplanowany w Alcazar.Alcazar to rewia transwestytów gdzie naprawdę można sie pomylić hehe
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem