5.4/6 (30 opinii)
6.0/6
Wycieczka Europejskie Parki Atrakcji w terminie 20-26 lipca 2012. Pilot pan Kamil. Wycieczka rozpoczęła się od krótkiej wizyty w stolicy Belgii, Brukseli w dniu 21 lipca 2012r. (sobota). Najpierw udaliśmy się do dzielnicy Laeken, gdzie znajduje się Atomium. Futurystyczny budynek zbudowany z okazji Światowej Wystawy Expo w 1958r. Następnie dotarliśmy do centrum, gdzie odwiedziliśmy katedrę Św. Michała i Św. Guduli. Katedra jest bliźniaczo podobna do Katedry Notre Dame, która znajduje się w Paryżu. Wewnątrz możemy podziwiać m.in. piękne witraże. Niedaleko Grand Place znajduje się pasaż handlowy Galeria Św. Huberta z licznymi sklepami, galeriami, kafejkami i restauracjami. A jak Belgia to wiadomo, że czekoladki i piwo. Niestety godzina 7 rano uniemożliwiła zakupy. Kilka kroków od starówki znajduje się najsłynniejsza belgijska fontanna, czyli Manneken Pis. Na tym zakończyliśmy spacer po stolicy Belgii i przed godziną 10tą udaliśmy się do miejscowości Wavre, gdzie znajduje się pierwszy na naszej liście park rozrywki Walibi. Jest to kompleks składający się z części basenowej i z części rozrywkowo-gastronomicznej. Postanowiłam odpuścić sobie wizytę na basenach i spędzić czas jedynie na różnych przejażdżkach, jakie oferuje park. Pierwszy w prawo od wejścia jest rollercoaster Wampir, pędzący z maksymalną prędkością 85 km/h, wykonujący 2 pętle 360 stopni plus kilka wokół własnej osi. Kolejka niewielka, czekam około 10 minut. Idąc dalej docieram do klasycznego drewnianego rollercoastera Loup Garou, czyli Wilkołaka. Wagoniki pędzą w dół z prędkością 80 km/h, kolejka nieco większa, trzeba poczekać około 30 minut. Ruszam dalej i docieram do krainy dzikiego zachodu z kreskówki Lucky Luke i wskakuję na pociąg w kopalni Calamity Jane. Skład porusza się z prędkością 50 km/h, ciasne zakręty szybów kopani, wodospady, w sumie zaliczyłam tą przejażdżkę 5 razy, bo czas oczekiwania to zaledwie 5 minut. Ponadto w parku znajdują się atrakcje wodne, jak Radja River, gdzie poruszamy się po rwącej rzece okrągłymi pontonami. Jak się uda nurt rzeki może nas porwać wprost pod wodospad i zmoczyć do suchej nitki. Polecam również kino 4D. Latem w soboty park jest czynny od godziny 10:00 do 23:00. Kolejny dzień 22 lipca to wizyta w holenderskim parku Efteling i mogę śmiało stwierdzić, że to jeden z najpiękniejszych parków rozrywki w Europie. Park jest przeogromny z niesamowitym otoczeniem i cudowną architekturą zieleni. Jednodniowa wizyta w nim to zdecydowanie za mało. To miejsce, w którym królują postacie z baśni Hansa Christiana Andersena i Braci Grimm. Po wejściu należy zaopatrzyć się w bezpłatną mapkę, bo bez niej można łatwo pobłądzić. Bez wątpienia najbardziej popularną atrakcją jest Latający Holender. Już z samego rana czas oczekiwania w kolejce to 30 minut (po południu czas wydłużył się do ok. 80 minut!). Warto poczekać, żeby skorzystać chociaż raz! Kolejna ekstremalna atrakcja to żelazny rollercoaster o nazwie Python. Od rana chętnych niewielu, wchodzimy praktycznie bez oczekiwania w kolejce. Wagoniki rozpędzają się do prędkości 85 km/h i pokonują 2 pętle 360 stopni oraz 2 wokół własnej osi. Nowością w parku Efteling jest podwójna drewniana kolejka górska Joris en de Draak. Można się ustawić w kolejce do pociągu czerwonego, czyli „ognia” lub niebieskiego czyli „wody”. Zabawa polega na tym, że oba puszczane są jednocześnie równolegle po torach i który wyścig ukończy pierwszy ten wygrywa. Atrakcję zaliczyliśmy w sumie 3 razy (później czas oczekiwania w kolejce zajął nam 20 minut). Polecam również wewnętrzny rollercoaster Ptak Roc. Czekamy w kolejce 15 minut i wsiadamy. Przejażdżka w całkowitej ciemności z prędkością 65 km/h, muszę przyznać, że fantastyczna, pomimo braku pętli czy dużych spadków itp. Jak wspominałam powyżej, De Efteling to bajkowe otoczenie i cudowna architektura zieleni. Gadające kosze na śmieci wołające „hola hola papier hier”, bankomat wyglądający jak wielka skrzynia skarbów, nawet toalety przypominają np. budowle z baśni tysiąca i jednej nocy. Są sklepy ze słodyczami, zabawkami dla dzieciaków i mnóstwo punktów gastronomicznych. Na sam koniec pobytu zostawiamy sobie Las Bajek. Jest to przypominający labirynt park, w którym spotkać możemy postacie z baśni Andersena i Braci Grimm i nie tylko. I jak przystało na labirynt oczywiście gubimy się i kręcimy w kółko przez półtorej godziny próbując znaleźć wyjście. Poniedziałek przerwa w parkach, jedziemy do Paryża. Odwiedziliśmy muzeum figur woskowych Grevin, ale średnio mi się podobało. Postacie mało podobne do oryginałów. Pan Kamil zorganizował nam możliwość zjedzenia wspólnego obiadu. Odważniejsi mogli spróbować ślimaków. Po obiedzie udaliśmy się pod wieżę Eiffla. Jedna winda jest w remoncie, a do drugiej gigantyczna kolejka. Grupa decyduje się wejść schodami. Ja rezygnuję. Kupuję w sklepie sandwicza i napój, a następnie kładę na trawie na Polach marsowych wśród Paryżan i innych turystów. Niebo błękitne, gorące słońce, piękny widok na wieżę Eiffla. Później powłóczę się trochę po Trocadero w oczekiwaniu na zbiórkę. Na koniec dnia rejs po Sekwanie. Trzeci park to chyba najbardziej wyczekiwany przez wszystkie dzieciaki na wycieczce Disneyland. Miałam już zakupiony bilet wcześniej, który obejmował odwiedziny w Disney Studio i Disneyland Resort w ciągu jednego dnia. Bilet oferowany przez Rainbow Tours obejmował wizytę w jednym albo drugim parku, lecz wszyscy uczestnicy wycieczki wybrali Resort. Jednak polecam również by zajrzeć do Disney Studio. Przy wejściu do parku należy poddać się kontroli bagażu, czyli albo pokażemy ochroniarzowi zawartość naszego plecaka albo zostanie on prześwietlony maszyną rtg. Najpierw wchodzę do Walt Disney Studio. Udaję się od razu do rollercoastera Rock and Roller coaster Starring Aerosmith, który sprawi niezłą radość fanów muzyki rockowej, a mianowicie czekając w kolejce można obejrzeć sobie oryginalne gitary największych rockowych zespołów i instrumentalistów w historii muzyki. Wsiadam do wagonika, zapinam od góry „szelki” i kolejka podjeżdża na linię startu. Odliczanie rozpoczęte 3...2...1 i start! Z miejsca w 2,8 s do 97 km/h. Prędkość wciska w fotel, oczywiście krzyczę ile tylko sił w płucach. Roller coaster pokonuje kilka pętli 360 stopni i wokół własnej osi, a wszystko przy dźwiękach „Dude looks like a lady”! Po koncertowej przejażdżce z Aerosmith udaję się do Crush’s Coastera. Przechodzę obok The Twilight Zone Tower of Terror. Z zewnątrz to piękny luksusowy Hollywood Hotel, zaś w środku przerażająca jazda spadającą windą. Czas oczekiwania 75 minut lub z fast pass o określonej godzinie 20 minut. Przy Crush’s Coaster niestety nie ma możliwości skorzystania z fast pass, więc nie pozostaje nic innego jak się ustawić w ogonku na 75 minut. Wsiadamy do 4 osobowej skorupy żółwia, która oprócz tego, że porusza się do przodu to jeszcze kręci wokół własnej osi. To szalona jazda jazda 60 km/h w dół w kompletnej ciemności, z nagłym zakrętami, a to wszystko w 4-osobowej żółwiej skorupce obracającej się dodatkowo wokół własnej osi. 75 minut czekania i 2 minuty jazdy. Ale powiem jedno, warto!Ponadto Walt Disney Studio obfituje w różnego rodzaju pokazy kaskaderskie i filmowe, można poznać tajniki przygotowywania filmów animowanych i efektów specjalnych, ale niestety ze względu na brak czasu, nie mogę skorzystać.Czas goni, więc opuszczam Walt Disney Studio i za 2 minutki spacerkiem jestem przy wejściu do Disneyland Resort Paris. Park jest podzielony na 5 krain: pierwsza to Main Street, czyli Główna Ulica - miasteczko na wzór amerykańskiej architektury z przełomu XIX i XX wieku. W Discoveryland polecam wewnętrzny roller coaster „Space Mountain Mission 2”, popularnie zwany rakietą, która odbywamy kosmiczną podróż z maksymalną prędkością 75 km/h. Pierwszy raz w kolejce czekałam ok. 30 minut, za drugim razem ok. 15 minut. W tej krainie polecam również lot symulatorem statku kosmicznego razem z robotami 3CPO z R2D2 z Gwiezdnych Wojen. Czas oczekiwania wyniósł ok. 30 minut.Kierując się dalej w lewo, w przeciwną stronę do wskazówek zegara dotrzemy do krainy Fantasyland. Znajduje się tutaj cudowny, różowy zamek Śpiącej królewny, który znamy z czołówki filmów disneya. Warto zejść pod podziemi zamku, gdzie spotkamy śpiącego smoka. W krainie tej znajdują się atrakcje dla mniejszych dzieci jak It’s a small world, Karuzela Lancelota, czyli klasyczna karuzela z konikami, chyba najpiękniejsza na jakiej miałam przyjemność jeździć. Można się też przejechać Filiżankami Szalonego Kapelusznika czy pobłądzić w Labiryncie Alicji z Krainy Czarów. Kolejna kraina to Adventureland, czyli kraina przygód, gdzie można m.in. spotkać piratów z Karaibów. Jest to bardzo ciekawa, spokojna przejażdżka kilkunastoosobowymi łódeczkami po krainie piratów z filmu z Johnnym Deppem. Gorąco polecam! Ponadto można tutaj wspiąć się do kryjówki Davy Jonesa, zwiedzić Wesołego Rogera, czyli statek Kapitana Haka oraz polecieć nad Londynem razem z Piotrusiem Panem. Jednak największą atrakcją jest tutaj roller coaster Indiana Jones i Świątynia Zagłady. Jest to kolejka na podstawie filmu ze słynnym archeologiem granym przez Harrisona Forda. Jeśli pamiętacie szaloną scenę ucieczki głównych bohaterów kopalnianymi wagonikami przed wyznawcami bogini kali, to mniej więcej będziecie mieli obraz tej atrakcji, która w najszybszym momencie osiąga prędkość 76 km/h i wykonuje jedną pętlę 360 stopni. Cała jazda trwa zaledwie 1,5 minut, a w kolejce czekałam 30 minut. Uwaga, by skorzystać z tej atrakcji należy mieć minimum 140 cm wzrostu. Obsługa parku bardzo skrupulatnie przestrzega tych wymogów. Ostatnia kraina to Frontierland, czyli kraina dzikiego zachodu. Główna atrakcją i chyba najpopularniejszą w całym parku jest Big Thunder Mountain czyli Góra piorunów. Wsiadamy do pociągu i pędzimy korytarzami kopalni z prędkością 48 km/h. Kolejki są tutaj przeogromne dlatego zawsze należy skorzystać z biletu fast pass i skrócić czas oczekiwania. Ponadto polecam atrakcję Nawiedzony dwór na podstawie filmu pod tym samym tytułem z Eddie Murphym w roli głównej. Wsiadamy do wagoników i spokojnie zwiedzamy dom strachów. Ciekawą atrakcją parku jest również Disney charakter express. Jest to pociąg, którym jadą różne postacie Disneya, który porusza się wzdłuż Main Street. Odbywa się to kilka razy dziennie, lecz proponuję, by stanąć sobie wzdłuż ulicy ok. kwadransa wcześniej, by mieć dobre pole widzenia. We wcześniejszych latach, postacie z pociągu wychodziły ze swoimi opiekunami i można było sobie zrobić z nimi zdjęcie. Teraz już niestety tak nie ma, bo pociąg jedynie okrąża skwerek przed zamkiem i wraca. Teraz na mapce parku są zaznaczone miejsca, gdzie można spotkać i pozdrowić ulubioną postać. Niestety z tego co udało mi się ustalić, zrobienie zdjęć jest odpłatne. Na zakończenie oczywiście Parada postaci Disneya. W tym roku odbywała się o godzinie 19, więc należało dobre pół godziny wcześniej ustawić się przy Main Street. Po całym dniu wrażeń postanowiłam wreszcie coś przekąsić. Duży hot dog, frytki i coca cola za 12 Euro. Parada jest super. Suną kolorowe platformy, na których pozdrawiają gości postacie z naszych ulubionych bajek. Jest Mickey, Minnie, Goofy, Donald, Daisy, Kubuś Puchatek z przyjaciółmi, Simba, Timon i Pumba z Króla Lwa, postacie z Księgi Dżungli, bohaterowie Toy Story, Piotruś Pan, Wendy, Kapitan Hak i Smith. Na jeden dzień poczułam się znowu małym dzieckiem. Naprawdę z ciężkim żalem opuszczam to fantastyczne miejsce. Wycieczka zbliża się ku końcowi. Czeka nas jeszcze tylko jedna wizyta w Parku Asterixa. Środa 25 lipca 2012r. Upał niemiłosierny (jeszcze o godzinie 19tej termometr na parkingu wskazywał temperaturę 38 stopni. Obsługa parków w licznych miejscach ustawiła kurtyny wodne, w których można było się ochłodzić. Powiem jedno. Park jest fantastyczny i wszyscy wycieczkowicze jednogłośnie stwierdzili, że chyba najlepszy ze wszystkich dotychczas odwiedzonych, obfitujący w sporą ilość ekstremalnych kolejek górskich. Pierwsza po prawej stronie znajduje się atrakcja Le Grand Splatch. Są to duże łódki zabierające kilkunastu pasażerów na raz. Przejażdżka kończy się zjazdem w dół ze sporym rozpryskiem. Niestety atrakcja od rana nieczynna z powodu awarii. Udajemy się więc skorzystać z La trace du horra. Pomarańczowe wagoniki a’la bobsleje suną w rynnie z prędkością 60 km/h. Kolejki brak, czekamy ok. 5 minut. Następnie korzystamy z najnowszej atrakcji, a mianowicie rollercoastera Ozyrysa. Atrakcja została otwarta w dniu 7 kwietnia 2012r. Kolejka spora, czekamy około 40 minut, ale warto. Kolejka pędzi z prędkością około 90 km/h, wykonując liczne pętle. Jednak jazda jest bardzo płynna, bez szarpaniny, więc korzystają również ci, którzy do tej pory bali się takich ekstremalnych atrakcji. Później skorzystamy jeszcze raz, kiedy czas oczekiwania zmniejszy się do 15 minut. Następny na liście jest rollercoaster Goudurix. Dość wysoki zjazd w dół, 5 pętli 360 stopni, prędkość maksymalna do 90 km/h. Bardzo trzęsie, należy mocno przyciskać głowę do oparcia fotela. Chętnych brak więc jeździmy 3 razy po rząd. Później przyszła pora na drewnianą kolejkę górską. Tonerre de Zeus, wysoki na 33 metry, rozpędzający się do 80 km/h. Bardzo długa kolejka, czekaliśmy dobrą godzinę. Ponieważ upał dawał się we znaki, postanowiliśmy skorzystać z fantastycznej wodnej atrakcji, tj. Menhir Express. Na szczęście czekamy tylko 20 minut. Wsiada się do „drewnianych” łódek i płynie po torze. Mniej więcej w połowie jazdy jest pierwszy zjazd w dół, po którym jesteśmy zmoczeni do suchej nitki. Ale to nie koniec, ponieważ cała przejażdżka kończy się jeszcze większym zjazdem z jeszcze większym rozpryskiem. Daje nam to miła okazję do schłodzenia się w tym upalnym dniu. Niewątpliwie niesamowitym przeżyciem jest pokaz tresury delfinów i lwów morskich, więc jeśli ktoś jest pasjonatem tych morskich ssaków będzie zachwycony. Pokazy odbywają się 3 razy dziennie i należy oczywiście przyjść nieco wcześniej przed zaplanowaną godziną, by znaleźć dobre miejsce do siedzenia. Na zakończenie można zrobić sobie zdjęcie z Asterixem i Obelixem. Godzina i miejsce spotkania są oznaczone na mapce parku.
6.0/6
Wpaniała zabawa dla całej rodziny. Doskonała opieka pilota, który był chętny do uatrakcyjnienia pobytu (wieczorna wycieczka autokarowa po Paryzu). Hotele również b ardzo dobre, Polecam w 100%
6.0/6
Jesień 2011 roku była wyjątkowo ponura. Często padało, wiało, z dnia na dzień było coraz chłodniej. Walczyłam z powszechnym w tym czasie przeziębieniem i brakiem energii. Aż któregoś dnia, zupełnie nieoczekiwanie, pojawił się uśmiech na twarzy. W czasie rozmowy telefonicznej córka oznajmiła mi, że w czerwcu w ramach prezentu urodzinowego zabiera mnie na wycieczkę o nazwie Europejskie Parki Atrakcji z biurem Rainbow Tours. Cieszyłam się, że spędzę tydzień z córką , a jednocześnie szczerze śmiałam na samą myśl o mnie na rollercoasterach , karuzelach i innych atrakcjach, jakie te parki oferują. Byłam przekonana, że w parkach bawią się małe dzieci, a dorośli po prostu pilnują, aby maluchy były bezpieczne. Jak się później okazało, dorośli często bawili się lepiej niż ich pociechy, a nasza wycieczka składała się w większości z osób dorosłych. Jak opisać wycieczkę, w czasie której zobaczyłam tyle pięknych miejsc i doświadczyłam szczerej beztroskiej radości? To była MIŁA NIESPODZIANKA, którą wspominamy z córką po dziś dzień. M – jak miasto zakochanych. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi dane zobaczyć Paryż. Program wycieczki przewidywał wizytę w tym mieście, co bardzo mnie ucieszyło, w końcu jest to jedna z najpiękniejszych stolic świata. Paryż zachwyca od samego początku. Gdzie nie spojrzeć tam zabytki, place, wąskie uliczki i bulwary. Nasz autokar od razu kierował się do centrum miasta w stronę wieży Eiffela. Mieliśmy kilka godzin, aby wdrapać się na, jak mówią Francuzi, „żelazną damę” i podziwiać widoki. W związku z tym, że kolejki do windy są niewyobrażalnych rozmiarów decydujemy się wejść na wieżę po schodach (1652 stopnie). Mimo obaw okazuje się, że nie jest to aż takie męczące. Można wchodzić swoim tempem, na schodach jest wystarczająco miejsca, aby na chwilę przystanąć i odetchnąć. A widoki... Widoki z każdym stopniem są coraz piękniejsze. Na pierwszym piętrze wieży (57 m) znajduje się poczta i kawiarnia, na drugim (115m) restauracja i taras widokowy. Na trzecie, najwyższe piętro wieży wjeżdżamy windą. Widoki są zachwycające, patrzymy na Pola Marsowe, mosty na Sekwanie, z daleka widać bazylikę Sacre Coeur, Pałac Inwalidów i wiele innych znanych na całym świecie zabytków. Wieczorem oglądamy podświetloną wieżę Eiffela z innej perspektywy, a mianowicie z Placu Trocadero. W Paryżu mamy możliwość zapoznania się z francuską kuchnią. Pierwszy raz w życiu próbuję żabich udek i ślimaków. Po obiedzie spacerujemy Polami Elizejskimi i oglądamy z bliska Łuk Triumfalny. Wieczorem czekał nas rejs po Sekwanie. Statek płynął obok najbardziej znanych zabytków, takich, jak katedra Notre Dame, Luwr, Plac Concorde i plac Inwalidów. Trwał około godziny. I – jak It's a small world, atrakcja znajdująca się w Disneylandzie. Polecam ją szczególnie rodzinom z małymi dziećmi. Atrakcja polega na przepłynięciu łódką przez zadaszony kanał, wzdłuż którego oglądamy ludziki w charakterystycznej dla danego kraju scenerii, ubranych w stroje ludowe. Wypatrujemy Polski i odgadujemy, jakie kraje mijamy. Bardzo odprężający „rejs” pozwalający wczuć się w świat Disneya. Ł – jak łódeczki w parkach atrakcji. Po skokach adrenaliny w czasie jazdy rollercoasterami warto złapać oddech i popływać po jeziorze. Taką możliwość mamy np.w Efteling. Gondoletta pływają po podwodnym torze, w czasie pływania możemy oglądać park z perspektywy jeziora. Z takiej samej atrakcji skorzystałam w Walibi – była to Gold River Adventure. A – jak Adventureland. Jest to jedna z czterech krain Disneylandu, w której czekały na nas atrakcje nawiązujące do Indiany Jonesa, Robinsona i piratów. Weszliśmy na wyspę, na której znajdowały się jaskinie i okazały piracki statek. Największą radość sprawiła nam wycieczka po świecie Piratów z Karaibów, w czasie której płynęliśmy po nieznanych wodach i podglądaliśmy życie rozbójników. N – jak Nibylandia. Na lot Piotrusia Pana czekaliśmy około 30 min. Mimo fajnego uczucia, które towarzyszyło naszemu lotowi ponad dachami domów, atrakcja nie podbiła naszego serca. Możliwe, że akurat na nią okazaliśmy się zbyt dorośli, bo podobno jest to ulubione miejsce małych dzieci odwiedzających Disneyland. I – jak Iluzja. Mieliśmy z nią do czynienia w Villa Volta w Efteling. Gdy kazano usiąść i mocno trzymać się poręczy byliśmy zdezorientowani. Później już tylko odpowiednia muzyka, gra świateł i o mało co nie wypadliśmy z foteli. Zmysły wariują, doskonała zabawa, gdy próbujemy rozwikłać co tu się właściwie wydarzyło. Obowiązkowy punkt na mapie tego holenderskiego parku. E – jak express. Menhir express. Każdy fan bajek o Galach wie, że rzut menhirem nie stanowił dla Obelixa żadnego problemu, a był przyjemnością. Dla nas przejażdżka Menhir Expressem też była przyjemnością. Wsiedliśmy do łódeczek i po specjalnej taśmie wjechaliśmy na górę długiej rynny wypełnionej wodą. Nasz „spływ” był raz wolniejszy, raz szybszy, miejscami woda robiła się niespokojna. Część trasy odbywała się w całkowitej ciemności, a zakończyła się wielkim pluskiem do wody. Śmiechom nie było końca. S – jak starówka w Brukseli. Zanim rozpoczęliśmy zabawę w parkach rozrywki, odbyliśmy około dwugodzinny spacer po Brukseli. Udało nam się (z zewnątrz) zobaczyć słynne Atomium, katedrę św Michała, słynnego Manneken Pis i jego żeński odpowiednik Jeanneke Pis, budynki Parlamentu Europejskiego oraz pierwszy na świecie pasaż handlowy Galerię św Huberta. Najbardziej podobał mi się Wielki Plac, czyli średniowieczny rynek. W 2010 roku został uznany za najpiękniejszy plac w Europie. Znajdują się przy nim zabytkowe budynki oraz gotycki ratusz. P – jak Pirana rwąca rzeka. Najkrócej rzecz ujmując jest to rafting dla małych i dużych. Płynęliśmy po rwącej rzece, pełnej kaskad, uskoków, wodospadów. Rzucało nami na wszystkie strony, ale atrakcja przypadła mi do gustu, bo skorzystałam z niej w parku Walibi – Radja River, w Efteling – Pirana oraz w Parku Asterixa – Romus et Rapidus. I to właśnie w tym ostatnim zakończyłam spływ całkiem przemoczona. Jak dobrze, że w tym dniu świeciło słońce i było ciepło. O - jak Oziris. Czyli nic innego jak ekstremalny rollercoaster, na który nie wiem jak i kiedy dałam się namówić. Oziris otwarto dwa miesiące wcześniej i już cieszył się sporą popularnością wśród gości parku. Wsiadałam na niego z duszą na ramieniu, robiąc dobrą minę do złej gry. Najgorsze były sekundy przed startem, kiedy zadałam sobie pytanie „co ja tu robię”. Niestety nie mogłam wstać i wysiąść. Pozostało mi trzymać się mocno i dobrze się bawić. Ruszyliśmy, w górę, w dół, pętla za pętlą, krzyczałam, śmiałam się, poziom adrenaliny sięgnął gwiazd. Jeszcze przez pół godziny trzęsły mi się ręce. Ale warto było i nie żałuję, że się odważyłam. D – jak delfiny w parku Asterixa. W parku oprócz kolejek i karuzeli odbywały się pokazy tresowanych delfinów. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłam w takim pokazie. Trwał około pół godziny, delfiny dały z siebie wszystko, zebrały gromkie brawa. To bardzo mądre zwierzęta, bez problemu wykonały wszystkie akrobacje. Podczas występu udało mi się wyschnąć po wcześniejszym raftingu i mogłam ruszyć na podbój kolejnej części parku. Z – jak zamek śpiącej Królewny w Disneylandzie. To chyba najbardziej charakterystyczne miejsce każdego Disneylandu na świecie. Znajdujący się na końcu Main Street zamek cieszy się sporym zainteresowaniem. W środku znajduje się m.in. sklepik z pamiątkami. Przymierzamy nieśmiertelne uszy Myszki Miki doskonale się przy tym bawiąc. Z balkonu zamku roztacza się widok na krainę Fantasyland, do której kierujemy się w pierwszej kolejności. I - jak inscenizacja. W parkach często odbywają się przedstawienia. Wzięliśmy udział w takim show. Nieznajomość języka francuskiego nie była przeszkodą, gdyż pokaz w dużej mierze opierał się na żartach sytuacyjnych. Chociaż humor tam prezentowany nie do końca przypadł nam do gustu. A- jak Asterix i Obelix. Ci dwaj przesympatyczni Galowie spoglądają na nas praktycznie z każdego kąta parku. Mieliśmy możliwość zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia z Obelixem, z czego skorzystaliśmy. W czasie spaceru po parku spotkaliśmy jeszcze Falbalę. Dorosła część mnie doskonale zdawała sobie sprawę, że to iluzja, wielkie przedsięwzięcie, którego celem jest zarabianie pieniędzy, ale w każdym z nas jest trochę z dziecka, nieważne czy mamy 20 czy 50 lat i ta część bawiła się i cieszyła z tej niezapomnianej przygody, jaką była cała wycieczka. N – jak niespodzianki. Parki były pełne niespodzianek. To miejsca dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Chyba najlepszym przykładem jest Efteling, z zadbanymi trawnikami, pięknymi kwiatami, zabawnymi śmietnikami wołającymi „Papier hier” i bankomatem w kształcie gramofonu. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, zarówno amator mocnych wrażeń, małe dziecko, jak i starsza osoba szukająca spokoju. K – jak kolejki górskie. Oj, dostarczyły nam one adrenaliny. Odważyłam się na bliższe poznanie kilku rollercoasterów. Oprócz opisanego wcześniej Ozirisa bawiłam się na Latającym Holendrze, kolejce która część swojej trasy pokonuje w zabudowaniu, jest ciemno i nie wiadomo, jak podróż się skończy. Końcowy odcinek znajduje się na terenie odkrytym, który kończy się wjazdem do wody. Godny polecenia jest Vogel Rok, kolejka w ciemności. Przejazd trwa niecałe dwie minuty, ale warto. Jest ciemno, szybko, a świadomość, że na nic nie mamy wpływu sprawia, że zabawa jest jeszcze lepsza. W Walibi zapoznałam się z Cobrą, na której pokonujemy trasę dwukrotnie, raz przodem, raz tyłem oraz z Loup-Garou, drewnianym rollercoasterem słynącym ze sporej prędkości 80 km/h oraz 7 zakrętów, w czasie których mam wrażenie, że wyrzuci mnie z wagonika. Ostatnią atrakcją, na jaką zdecydowałam się pójść był Goudrix kolejka z siedmioma inwersjami osiągająca prędkość 90 km/h. Jak zakończyć zabawę to tylko mocnym akcentem. A – jak Aqualibi. To część parku Walibi, świetnie nadająca się dla miłośników pływania. Park wodny to dobre miejsce na relaks niezależnie od pogody na zewnątrz (w środku 29 stopni). Oferuje swoim gościom ślizgawki wodne, jacuzzi, strefę dla dzieci. Jednym słowem dla każdego coś miłego. 7 dni minęło bardzo szybko. To był tydzień beztroski i zabawy. Znów miałam kilkanaście lat i jeździłam na francuskiej karuzeli śmiejąc się do rozpuku. Wizytę w parkach atrakcji szczerze polecam każdemu.
6.0/6
Jesteśmy bardzo, bardzo zadowoleni. Naładowaliśmy akumulatory na długo. Świetne biuro podróży i organizacja oraz program całej imprezy!!!