5.4/6 (171 opinii)
6.0/6
Wyjazd do USA bardzo fajny, zwiedzanie czterech stanów to dużo atrakcji. Pani Kasia bardzo fajnie opowiadała o Ameryce o tradycjach jakie tu panują. Canyony,parki narodowe ,miasta to duże wrażenia dla oczu ,niezapomniane widoki. Dla mnie San Francisco i Grand Canton szczególnie nad którym leciałem to mega przygoda...Pozdrawiam
6.0/6
Wycieczka dobrze zorganizowana, w pełni zrealizowana głównie dzięki wspaniałej pilotce p. Kasi - pełen profesjonalizm. Tempo zwiedzania odpowiednie dla wszystkich grup wiekowych. Zobaczyliśmy różne oblicza USA - duże miasta, rezerwat Indian, wybrzeże Pacyfiku, pustynię i góry oraz przepiękne parki narodowe. Polecam każdemu.
6.0/6
Całe życie marzyliśmy z mężem o zobaczenie choć skrawka nieznanej dalekiej Ameryki.Po Ameryce Południowej,Środkowej nadszedł czas na Północ.Gdy ułatwiono sprawy wizowe ruszyliśmy aby dotknąć, poczuć i stwierdzić warto!!!! Żadne słowa nie opowiedzą tego tylko odczucia zmysłowe nasze zostaną z nami.Po prostu kto ma możliwość (niestety przede wszystkim kwestia finansowa) niech sa to oceni.
5.5/6
Każdemu, bez wyjątku, polecam tą wycieczkę. Jeśli tylko nie ogranicza Was zasobność portfela, a chcielibyście poznać Amerykę, to Wild Wild West jest strzałem w dziesiątkę. Byliśmy tam z żoną w drugiej połowie lipca tego roku. Przelot do Los Angeles na szczęście bez przesiadek, ale i tak, ze względu na jego długość, był mało komfortowy. Nie zauważyłem jednak, aby ktokolwiek z naszej grupy skarżył się na jet lag. O programie wycieczki mogę tylko powiedzieć: rewelacja. Beverly Hills, ulica Freemont w Las Vegas czy strome ulice San Francisco pozostawiają niezapomniane wrażenia, a przyroda w Parkach Narodowych zapiera dech w piersiach. Widzieliśmy wszystko co było zapisane w programie, a nawet jeszcze więcej. Osobno muszę napisać o naszym pilocie i opiekunie. Był nim Piotr (Bobby), kolorowy ptak, prawdziwy mistrz w swoim zawodzie. Jego umiejętności organizacyjne, głęboka wiedza, dygresje historyczne były na najwyższym poziomie. Nie zapomnę też muzycznych ilustracji adekwatnych do zwiedzanych miejsc. Mam jeszcze kilka uwag praktycznych, które może przydadzą się podczas przygotowywania do wyjazdu. Przylot do Los Angeles. Na lotnisku w LA musicie powiedzieć, że jesteście z grupą turystyczną i będziecie przez dwa tygodnie zwiedzać różne miejsca. Trzeba pokazać adresy hoteli, które dostaniecie wydrukowane w informatorze otrzymanym od przedstawiciela Rainbow na lotnisku w Warszawie. Do USA nie można wwozić żywności, w tym również przetworzonej. Nasze walizki już przy samym wyjściu z lotniska zostały skrupulatnie przejrzane i kilka paczek kabanosów trafiło do kosza z komentarzem, że polskie wędliny są doskonałej jakości. Nie radzę próbować oszukiwać pograniczników, bo i tak sprawdzą i wtedy można być oskarżonym o próbę oszustwa funkcjonariusza. Alkohol (dla zdrowotności) można przywieźć. Bagaż. Nie ma sensu brać wielu ubrań. Temperatury były na ogół (pamiętajcie, że my byliśmy w lipcu) od 30 do 42 stopni. Jedynie nad Oceanem, a w szczególności w San Francisco było chłodniej bo mniej niż 20 stopni. My mieliśmy dwie walizki po 18 kg i dwa małe plecaki. Hotele. Byliśmy w 11-tu hotelach. Kilka z nich było typowymi motelami jak na amerykańskich filmach. Pokoje dość obszerne. Wszystkie (z pojedynczymi wyjątkami) wyposażone w suszarkę do włosów, telewizor, lodówkę, żelazko, ekspres do kawy i mikrofalówkę. Przy ekspresie leżały dwie kapsułki kawy, dwie kawy bezkofeinowe i czasami też herbata. Prąd. Trzeba pamiętać, że w USA napięcie w gniazdkach ma 110 V. Przed wyjazdem trzeba sprawdzić, czy nasz sprzęt jest do takiego napięcia przystosowany. Konieczne też są przejściówki do gniazdka. Gniazdek w każdym pokoju hotelowym jest kilka. Warto zabrać dwie przejściówki lub jedną i do tego rozgałęźnik. Śniadania. Pierwszego poranka wszyscy zgodnie mówili: TEGO NIE DA SIĘ JEŚĆ!! Drugiego dnia, trzeciego i każdego następnego (z jednym, czy dwoma wyjątkami) menu było takie samo: jajecznica z proszku, dziwna w smaku wędlina i poza tym wszystko na słodko: muffiny, gofry, jogurty i pieczywo jadalne wyłącznie po podgrzaniu. Młodzież jadała płatki na mleku. Ja od drugiego dnia wyszedłem z założenia, że jedzenie, a właściwie dostarczenie organizmowi odpowiedniej porcji kalorii, należy do podstawowych potrzeb człowieka, więc zamykałem oczy i jadłem. Pozostałe posiłki. Nie byliśmy głodni. Nasz wycieczka wiodła po południowo zachodnich stanach, gdzie dużo jest lokali z kuchnią meksykańską lub chińską. Zawsze coś się w pobliżu hotelu znalazło. Warto wieczorem pójść do typowego amerykańskiego pubu lub po prostu do lokalnej knajpy, aby poznać miejscowy folklor. Na przykład w Page byliśmy w znajdującym się po sąsiedzku lokalu z muzyką na żywo. W LV koniecznie trzeba pójść na Freemont - tam dopiero jest muza! W Bishop poszliśmy na piwo do pobliskiej kręgielni dopingować uczestników naszej wycieczki. Klimat. Prócz tego co napisałem wcześniej chciałbym dodać, że po wyjeździe w głąb kontynentu zrobiło się naprawdę gorąco. W LA były 34 stopnie, ale już w Yumie czuliśmy się jak byśmy weszli do piekarnika. Było tam 50 stopni w cieniu. Phoenix przywitał nas temperaturą 45 st. Wieli Kanion to 42 stopnie, ale Dolina Śmierci to rekordowe 52 stopnie. Z kolei w San Francisco było tylko 16 stopni, mgła i silny wiatr. Uwierzcie, że do wysokich temperatur można się przyzwyczaić, szczególnie jeśli powietrze ma małą wilgotność, a tam gdzie było skrajnie gorąco to na powietrzu byliśmy tylko po kilkanaście minut. Do rejsu statkiem w SF należy się odpowiednio przygotować. Ubranie na cebulkę i koniecznie wiatrówka. Autokar. Wiele czasu spędziliśmy w autokarze. Jeździło się wygodnie, wspaniałymi amerykańskimi drogami. Przed wyjazdem bałem się szoku termicznego przy wsiadaniu i wysiadaniu, ale nasz kierowca umiejętnie sterował temperaturą klimatyzacji. Tyle uwag na gorąco.