Opinie o Kolory Pustynnych Miast

5.1/6
(216 opinii)
Intensywność programu
4.9
Pilot
5.0
Program wycieczki
5.4
Transport
5.0
Wyżywienie
4.5
Zakwaterowanie
4.6

Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    5

    RAJASTHAN 24.11.23 - 08.12.23.

    Zbigniew Stanisław, Wrocław 11.12.2023 | Termin pobytu: listopad 2023

    Wyjazd był świetny, program ciekawy. Pani Małgosia Piłat- pilotka, dysponuje ogromną wiedzą na tematy Indii , potrafi zaciekawić opowieściami, legendami, dbała o nas byśmy się nie pogubili. Była bardzo pomocna, zarówno językowo, jak i przy wymianach walut. Uprzedzała o różnych sytuacjach, która mogłyby przysporzyć jakiekolwiek problemy i konsekwencje z tego tytułu wynikające. Ma poczucie humoru i jest świetną organizatorką. Jeśli chodzi o zakwaterowanie, to niektóre hotele pozostawiały sobie sporo do życzenia, np: gdzieś nie było ciepłej wody, kąpiele w zimnej, czy coś popsute, ale jeśli się zgłosiło problem, obsługa starała się sprostać oczekiwaniom. Posiłki- dużo ostrych dań, nie każdemu to służy. No cóż Indie, to specyficzny kraj o przekroju różnych religii, kultur, zachowań , które czasami nawet mocno raziły, ale trzeba było zachować dystans, próbować oswoić się z widokami, czy sytuacjami, przynajmniej na czas pobytu i starać się jak najmniej komentować ten stan rzeczy, bo przecież to my pojechaliśmy do Nich, a nie odwrotnie.- Mira i Zbyszek- z Wrocławia. Pozdrawiamy

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    53

    Indie – Radżastan… to trzeba zobaczyć na własne oczy.

    Rafał TravelfanPL 14.07.2016 | Termin pobytu: wrzesień 2016

    Mój przepis na udaną wycieczkę to korzystny stosunek ceny do zawartości oferowanego wypasu. Oczywiście najważniejszym aspektem jest tu ciekawy, niebanalny program, jak najmniej wizyt w zaprzyjaźnionych sklepach oraz brak ukrytych dopłat. Poza kosztem biletu lotniczego, który jest najdroższym elementem składowym ceny wycieczki, jak na egzotykę przystało powinno być tanio…a nawet bardzo tanio. Choć impreza udana i warta polecenia,…i co ważne nie wróciłem rozczarowany… to w porównaniu do wypasu za podobną cenę „Baśniowej Tajlandii” czy też chińskiego „Złotego smoka”, Indie nie do końca spełniły moje oczekiwania. Choć co niektórych mniej zaradnych leniuszków zniechęcić mogą samolotowe przesiadki, nasz przelot był tak dobrze dopasowany, że nie było to żadnym utrudnieniem. Jako, że mój turnus odbywał się liniami Turkish Airlines część przelotową wspominam bardzo mile. Na naszą korzyść zadziałało też niewielkie opóźnienie samolotu na trasie Warszawa-Stambuł, spowodowane procedurami związanymi z odladzaniem. Po przylocie do Stambułu obsługa lotniska czekała już na nas, prowadząc niemal za rączkę do oczekującego na nas ogromnego Boeinga 777-300. Tuż po wejściu rozpoczęło się kołowanie, więc nie było mowy o rozprostowaniu kości na Ataturk International Airport. Cieszę się, że podczas lotu do New Delhi mogłem osobiście sprawdzić legendarną gościnność tureckiego przewoźnika. Zarówno na trasie Warszawa – Stambuł, jak też Stambuł - New Delhi obsługa stanęła na najwyższym poziomie. Nie tylko było wygodnie i przytulnie, ale też wyjątkowo smacznie. Każdy z pasażerów mógł wybierać spośród oferty dań oraz napojów soft a także alkoholowych. Dodam, że na te ostatnie nie było żadnego ograniczenia J Miłym zaskoczeniem były także metalowe sztućce… coraz bardziej wypierane…niby dla bezpieczeństwa…przez innych przewoźników. Oczywiście na pokładzie dla każdego pasażera dostępny był indywidualny serwis multimedialny. Każdemu z pasażerów obsługa rozdawała także słuchawki, koce, poduszki oraz saszetkę ze skarpetami, opaską do spania oraz stoperami. Po przylocie do New Delhi trzeba liczyć się z indyjską flegmą. Odprawa odbywała się dość leniwie. Nie działająca w hali odpraw zbyt sprawnie klimatyzacja sprawiała, że skanery linii papilarnych często fiksowały. Stojąc w otwartych tylko kilku okienek, zbyt wolno posuwająca się kolejka sprawia, że większość ludzi myśli o pozbyciu się ciepłej odzieży i odetchnięciem świeżym powietrzem. Cóż…to są Indie… na pewne sprawy nie ma się wpływu…taka karma…trzeba wziąć na luz i na czas pobytu w Republice Indii, wtapiając się w ponad miliardowy tłum, stać się częścią wielokulturowego hinduskiego społeczeństwa. Podczas całego wyjazdu trzeba przyzwyczaić się, że niemal wszystko jest tu inne. Tu nawet zapach powietrza jest inny....no i ten ruch, hałas, kociokwik… wszędzie tłumy ludzi… nawet na pustyni…taaak…na pustyni… bo zwiedzana przez nas Thar jest najbardziej zaludnioną pustynią świata. Do tego ostre jak brzytwa jedzenie, zaprawiane wszędzie curry i bardziej lub mniej znanymi przyprawami. Zwiedzane obiekty zarówno wzbudzają podziw, jak też zniechęcenie…czystość nie jest najmocniejszym elementem indyjskiej układanki. Bywa, że muzealne ekspozycje z chwilą ich ułożenia raczej nie przechodziły żadnej renowacji. Aby móc wyobrazić sobie wspaniałość zwiedzanych obiektów w czasie ich największej chwały… w Indiach wszystko trzeba podziwiać przez przysłowiowe różowe okulary. Hindusi niezbyt przejmują się stanem swoich zabytków…no może poza Taj Mahal. Wspomniana świątynią miłości Szahdżahana do swej ukochanej Muntaz jest oczkiem w głowie tutejszych włodarzy. Przed wejściem obowiązują wyjątkowo upierdliwe obostrzenia… łącznie z tak absurdalnym zakazem wnoszenia gumy do żucia, posiadania ze sobą papieru, jedzenia itd. Przed wyjazdem warto zapoznać się z aktualnie obowiązującymi trudnościami, bowiem te zmieniają się jak w kalejdoskopie. Największym utrudnieniem dla mnie jako filmowca był zakaz wnoszenia kamery. Chcący utrwalić na ruchomym obrazie marmurowe piękno mauzoleum, powinni zaopatrzyć się dobry aparat z możliwością kamerowania. Reszta kamerzystów musi zadowolić się jedynie ujęciem z platformy. Pomimo ogromnego chaosu i otaczających przybysza na każdym kroku ludzi, zwiedzany przeze mnie Radżastan wydawał się miejscem dość bezpiecznym. Nie było żadnego problemu, nawet gdy w czasie wolnym zapuszczałem się w różne dziwne zaułki. Z racji specyficznych zapachów, to nasz nos mówił nam do jakiego momentu jesteśmy w stanie wytrzymać Oczywiście musimy zachować standardową czujność, uważając zarówno na intencje ludzi jak też swobodnie wałęsających się zwierząt. Na zachęty rikszarzy, którzy oferują podwiezienie do podejrzanych miejsc lepiej w ogóle nie reagować. Asertywność będzie w tym wypadku naszą ogromną zaletą. Amatorzy zakupów, a zwłaszcza poszukiwacze pamiątek będą rozczarowani. Jak na moje gusta, indyjskie kramy to kraina kiczu. Specyficzna moda, pstrokacizna, odmienne gusta sprawiają, że poza drobiazgami raczej trudno namierzyć coś ciekawego. Im bardziej miejsce przeznaczone dla zagranicznego turysty... zwłaszcza klienta biur podróży, tym ceny stawały się jakby z kosmosu. Nie po to jedzie się do Indii, aby za wszystko płacić krocie. Dla mnie egzotyka kojarzy się z taniością życia na miejscu… i tej wersji powinniśmy się trzymać. Co może okazać się bardzo męczące, to fakt, że wszędzie…no prawie wszędzie trzeba się targować. Niestety, aby uzyskać dobrą cenę trzeba mieć na to czas… o co trudno na objeździe. Najlepsze cenowo okazje można wyhaczyć od biegających za turystami ulicznych sprzedawców. Idąc samemu czy z grupą… wystarczy pozwolić, aby sprzedawca nieco za nami pobiegał…im dłużej za nami biegnie tym cena bardziej idzie w dół. W grupie łatwiej też w stosunkowo krótkim czasie uzyskać dobrą cenę. Miejscowym też przecież zależy, aby upchnąć swój tandetny towar. Dla porównania… w sklepie dla turystów (takowe pojawią się na trasie, gdzie będą przerwy na toaletę) za jeden magnes zapłacimy 100 rupii… gdy za tą samą cenę dostaniemy nawet bez handlowania od ulicznego sprzedawcy nawet 3 sztuki. Podobnie jest z drewnianymi słonikami…gdzie przebitka jest podobna tzn. mniej więcej 1:3 (jeden słoń w sklepie dla turystów, albo 3 słonie na dzień dobry od ulicznego handlarza). Koszt herbaty czy zapachowych kadzidełek często bywał tam wyższy niż u nas w Polsce. Warto mieć ze sobą na toaletę nieco drobniaków po 10 rupii. Nie ma bowiem opcji, aby trafić na darmowy wc. Panowie „klozetowi” na pewno wam nie odpuszczą. Dużym plusem imprezy, było codzienne wydawanie w autokarze wody. Dostęp do butelkowanej wody w cenie pokoju był także w hotelach. Jako, że rozdawana woda pakowana była w butelki półlitrowe, było mniej do dźwigania podczas zwiedzania. Turysta miał też świadomość, że po powrocie do autokaru czekała kolejna butelka wyciągniętej właśnie z lodówki przez obsługę autokaru kolejnej porcji chłodnej wody. Fakultatywnie panowie kierowcy dysponowali także możliwością zakupu coli, piwa, miejscowej whiskey oraz rumu. Dodam, że kupno alkoholu w Indiach nie jest sprawą tak oczywistą, jakby nam wydawać się mogło. Sklepy monopolowe nie są tu zjawiskiem powszechnym, a piwo nie jest traktowane w Indiach jako towar pierwszej potrzeby. Jeśli już po drodze trafiało się na ichniejsze monopolowe, zwykle usytuowane były w takich miejscach, że kupując tam cokolwiek trzeba było liczyć się z długotrwałym noszeniem flaszeczki, co raczej zniechęcało do zakupów. Kierowcy byli zatem dla uczestników wycieczki nieocenionym źródłem chłodnych napojów oraz czegoś z procentem na wieczór. Co do środków transportu na trasie…miłym przeżyciem była przejażdżka tuk-tukiem, rikszą motorową oraz…transportem zwierzęcym. Oczywiście największą frajdą była przejażdżka na słoniu…choć wjazd na fort Amber umywa się do choćby tajskiego odpowiednika, gdzie jazda jest dłuższa i wygodniejsza. W przeciwieństwie do Tajlandii w Indiach nie siedzi się na słoniu przodem do kierunku jazdy, lecz po bokach zwierzęcia. Wjazd w Indiach zniechęcił co niektórych towarzyszy mojej podróży, twierdzących że na słonia już nie wsiądą, bo nie warto. Podobne odczucia były z karawaną wielbłądów. Pech chciał, ze akurat był chyba czas ich godów. Intensywny zapach zwierząt w połączeniu z lejącym się z nieba słonecznym żarem był trudny do przeżycia. Zapach zwierząt towarzyszył nam nie tylko podczas owej przejażdżki, ale przesiąkając nim czuło się go jeszcze przez cały kolejny dzień…aż do wieczora, gdy po noclegu na pustyni, dopiero w hotelu wreszcie można było wziąć prysznic i założyć czystą odzież. Co do programu wycieczki, to skrojony był na swoją miarę. Jedyne zastrzeżenie miałbym do Agry, gdzie w miarę wcześnie kończy się zwiedzanie. Umiejscowienie hotelu z dala od atrakcji (na miejscu brak basenu, tzn…był taki quasi basem…5 metrów na 4 i ogródka rekreacyjnego) sprawiało, że wiało nudą. Próba zorganizowania czasu wolnego we własnym zakresie, okazała się fiaskiem. Pokonawszy spacerem daleką trasę, praktycznie dochodziło się raptem do hałaśliwej ulicy obstawionej jedynie sklepikami typu mydło-powidło… gdzie poza colą, chipsami i papierosami nie można było kupić niczego, co interesowałoby Europejczyka. Zaznaczyć należy, że wzorem Europy piwo w tutejszych sklepach nie jest artykułem pierwszej potrzeby. Pytając się o piwo tutejszych sklepikarzy, patrzyli na spragnionych chłopaków z Polski jak na UFO-ludków. Amatorzy zimnego złotego z pianką mogą co prawda znaleźć browarka w większości hoteli, jednak muszą się liczyć z kosmiczną ceną około 20 zł za butelkę (mniej niż poł litra). Podobne nudy są ostatniego dnia po powrocie do New Delhi. Hotel nie oferuje żadnej rekreacji. Dobrze, że organizator zaproponował nam w gratisie zwiedzanie bardzo ciekawej architektonicznie bahaistycznej świątyni Lotosu. Miłym akcentem na zakończenie wycieczki był pięknie zapakowany prezent w postaci herbaty, oraz wspólnie wypity toast + przegryzka tzn. dar od indyjskiego kontrahenta. Jakoś trudno mi to zrozumieć, po co komu na objeździe fakultety, gdy generalnie wszyscy jadą aby jak najwięcej zwiedzać. Fakultety są OK, na pobycie, gdy leniwi wczasowicze, czasem chcą zmienić los wakacjusza, aby choć trochę poznać okolicę w której sobie „pobytują”. Zawsze mnie to bardzo boli, gdy musze przepłacać za fakultety na objeździe. Wizyta w teatrze Kalakritu w Agrze to pomyłka…nie warta wydania 35 USD. Ja dałem się skusić przez rekomendację będących wcześniej na tej imprezie znajomych. W porównaniu choćby do rewii transwestytów w Pattaya czy dynastii Tang w Xian opowieść o powstaniu Taj Mahal jest mizerna…a na dodatek mimo tak wygórowanej ceny za bilet nie wolno fotografować i filmować. Każdemu z uczestników przed rozpoczęciem spektaklu rozdawana jest mała buteleczka wody. Istnieje też możliwość odpłatnego zamówienia dość drogich napojów. Ja wyceniam tą imprezę max na 15 USD. Warto natomiast wybrać się na wyceniany na 15 USD fakultet do Galty. Dla mnie to strzał w dziesiątkę, zwłaszcza gdy trafi się na ichniejszy „odpust” z tłumami pielgrzymów. Nie odkryta jeszcze przez masowa turystykę Galta pokazuje nam nieskomercjalizowane Indie. Oczywiście nawet tam dopadną turystę żądający dodatkowych opłat za filmowanie i kamerowanie, psując nieco w naszych oczach atmosferę autentycznych, nieskomercjalizowanych Indii. Chciałbym się jeszcze odnieść do ceny za obowiązkowy pakiet. Nie licząc fakultetów, na dzień dobry turysta musi wysupłać aż 195 USD. Należy sobie wyobrazić, że przecież jesteśmy na wyjeździe po egzotycznych…czyli teoretycznie tanich Indiach. Niestety, ceny za wstępy dla turystów nie będących obywatelami Indii zabijają. Gdy miejscowi do większości atrakcji płacą za wstęp zwykle jakieś drobniaki… my prawie zawsze przepłacamy wielokrotność. Należy też dodać, że każdy wstęp wiąże się także z obowiązkową dodatkową opłatą za fotografowanie i filmowanie (średnio za wszystkie atrakcje około 40 USD za imprezę). Jak pstrykający fotki czasem opłaty mają wliczane czasem w cenie biletu, to chcący utrwalić zwiedzane miejsca kamerą muszą brać pod uwagę, ze nie będzie zmiłuj się. Nie liczcie, że uda się wam nie przejść z kamerą nie zauważonym. W świątyni szczurów, gdy nie mający jak wydać z tysiąca rupii facet pozwolił mi wejść z kamerą…dopadł mnie potem we wnętrzu obiektu. Jako, że nie miał nadal jak wydać, stwierdził, że zbiera zagraniczne monety…i że mógłbym mu dać polską walutę. Wyciągnąwszy z portfela kilka drobniaków, myślałem że gościa mam wreszcie z głowy. Jakie było moje zdziwienie, gdy po jakimś czasie dopadł mnie poza terenem świątyni przy autokarze, twierdząc że muszę mu zapłacić za filmowanie…mimo, że ilość danych polskich drobniaków nawet przekraczała żądaną w rupiach cenę. Takie są właśnie Indie. Myślę, że wycieczka „Kolory pustynnych miast”, to doskonała impreza dla tych, którzy do Indii wybierają się po raz pierwszy. Zachęcający stosunek ceny do ilości dni, przyzwoite hotele, całkiem spory wypas poznawanych po drodze atrakcji, sprawiają że ów produkt biura Rainbow Tours szczerze można polecić, głodnym poznawania świata, którzy będą skłonni przymknąć nieco oko na indyjską specyfikę. W końcu dla nadającego nieco przygody owej specyfiki Indii właśnie się tam przyjeżdża. Zwiedzany podczas objazdu Radżastan, to typowy klasyk tematu. Indie są zbyt ogromne, aby poznać je za jednym razem. Będąc na indyjskim subkontynencie i nie odwiedzając Radżastanu, to jakby być w Italii i ominąć Toskanię, czy w Hiszpanii nie ujrzeć Andaluzji.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    1

    Calkowicie usytatysfakcjowani

    KRZYSZTOF, CORDEAUX HEIGHTS 2526 / Australia 13.05.2016

    Wycieczka byla dobrze zorganizowana i przebiegala scisle z programem. W czasie przejazdow z jednego miasta do drugiego nasza przewodniczka pani Magdalena udzielala nam wyczerpujacych informacji o panujacych zwyczajach, kulturze, histori Indi i w szczegulnosci regionu ktory zwiedzalismy. Niezwykle mile wspominamy z zona uczestnikow naszej grupy bo byli to bardzo mili i zdyscyplinowani ludzie. Wyzywienie bylo raczej nieurozmaicone ale to nalezy rozumiec bo to w koncu Indie. Jezeli komus zaszkodzilo to wtedy pani Magdalena z wielka determinacja organizowala pomoc lekarska. Sam musialem z jej pomocy skorzystac. Mysle ze w przyszlosci nadal bede korzystal z waszego biura.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    18

    kolory indi

    Sławomir, Biała Podlaska 15.05.2019

    Witam,od kilkunastu lat jeżdżę na wycieczki z Rainbow ,nie zakładam że będą to wczasy na Karaibach- luksusowe hotele,autokary,jedzenie,i nie takie kierunki wybieram,więc Indie -Kolory Pustynnych Miast trafiły w mój gust,choć nie potrafię do końca zrozumieć o co tam chodzi.Radżastan jest piękny ,wspaniałe zabytki ,ogromne forty ,przerażająco biedni ludzie,wszechobecny brud.Sama wycieczka trochę męcząca ,prawdopodobnie ze względu ni jej monotonność ,codziennie prawie ten sam schemat przejazdy i forty ,choć tak jak wspominałem monumentalne ,po części odrestaurowane,robiące wrażenie choć po kilku dniach wydają się być bardzo do siebie podobne.Jak dla mnie wycieczka za mało urozmaicona ,rozumiem że taki region ,oprócz namiastki pustyni nie ma za bardzo atrakcji przyrodniczych.Nawet Tadż Mahal po wcześniej oglądanych podobnych w kształcie budowlach ,pomimo swego piękna nie był już takim zaskoczeniem.O pilotce napisali inni ,organizacyjnie program wykonany ,myślę że nie do końca tego spodziewają się turyści po pilocie wycieczki.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    60

    Głowy w kolorach tęczy

    HALINA, TURAWA 31.03.2017 | Termin pobytu: luty 2017

    Jestem osobą kochającą podróże , poznawanie ludzi , miejsc oraz kultur z całego świata. Do każdej wycieczki staram się się odpowiednio przygotować a co się z tym wiąże kupując ofertę biura wiem czego mogę ( powinnam ) się spodziewać. Może początek mój nie brzmi zbyt zachęcająco ale wolę zacząć mój komentarz od minusów a następnie przejść do pozytywów. Minusem dla mnie był wybór przez biuro przewodnika- nie czującego tego zakątka świata , opowiadającego bez entuzjazmu bez ciekawostek , wiadomości dotyczących np: ludności czy edukacji a tylko suchą historię , teorię przewodnikowo-książkową . Podejście do zachęcania nas do wycieczek fakultatywnych też pozostawiało wiele do życzenia (planowałam wcześniej kupić wszystkie) Jednak podsumowując wyprawa do Indii- Pustynne miasta-była niezapomnianą przygodą przeżyciem które nie sposób opisać. Pięknie odziane kobiety ,bukiety zapachowe przypraw i kadzidła tlące się w każdym zakątku tego tak odmiennego kraju sprawiły ,że można zupełnie inaczej spojrzeć na inność tych miejsc które niektórzy nie wiem dlaczego krytykują . Im wiecej czasu mija od powrotu tym bardziej pragnę tam wrócić i zajadać się ich daniami warzywami przyrządzanymi na 1000-ce sposobów, oglądać te piękne świątynie czy urokliwie umalowane słonie.Głęboko zachęcam do wycieczki i noc na pustni bo naprawdę warto .Mam głęboką nadzieję,że mój powrót do Indii odbędzie się z bardziej kompetentnym przewodnikiem - reklamowaną Panią X- a dzięki temu mój kolejny komentarz będzie na 6.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    27

    Fajny wyjazd do Radżastanu

    Mariusz Adam, WODZISLAW SLASKI 13.03.2023 | Termin pobytu: luty 2023

    Fajny dwutygodniowy wyjazd. Na początek zwyczajowa arogncja Rainbow. Nie można doprosić się o bilety lotnicze. Kłamią, że z powodu RODO. Te bilety otrzymają Państwo na lotnisku ale już się nie odprawią. To znaczy, że rodziny będą rozrzucone po całym samolocie. W naszym wypadku znaczy, że 78 letni mąż nie siedzi obok żony. Przypomnę, że to nie jest podarek od Rainbow tylko, że Państwo zapłacili za te bilety po kilka tysięcy złotych. Po drugie tajemnicą są hotele przed wyjazdem. Za które też Państwo zapłacili. Idiotyzmem jest wyczytywanie na lotnisku i dalej imion a nie nazwisk. Kolejne kłamstwo Rainbow, że to RODO. Lot do Delhi 6,5 godz. Na lotnisku za odbiorem bagażu można kupić lokalne karty Sim Airtel. 450 rupii za 28 dni. 1,5 gb internetu dziennie, sms i nieograniczone rozmowy. Potrzebny tylko paszport. Całe to zbieranie na lotnisku trwa trochę ponad 2 godziny. Lot powrotny 7,5 godziny. Lotnisko w Delhi jest bardzo duże i dojście do gatu to jakieś 1,5 km. Trochę to wszystko trwa. Potem do hotelu i zwiedzanie. Pierwszy dzień jest trochę trudny z powodu zmęczenia. Limity bagażu to 23 i 8 kg. Kolejne wprowadzenie w błąd Rainbow. Mandawa. Uwaga. Poziom kurzu i alergenów w tej miejscowości jest porażający co skutkuje alergią, kaszlem i katarem. Lepiej mieć maskę. Autokar jest ok. Klimatyzacja działa, Kierowca i pomocnik dobrzy. Można kupić colę, rum i piwo. Wodę dostaje się za darmo. Dobra organizacja odbioru bagaży. Jedzenie na objeździe przy opisie hoteli. Śniadania zasadniczo to tosty, jajka, dżem i dal. Skromnie. Często lunche to bufet. Kurczak, paner i zawsze plus coś indyjskiego. Czasami jest możliwość zamówienia a la carte. W Udajpur lunch w własnym zakresie. Obok świątynii Jagdish fajna restauracja na dachu i prawdziwa kawiarnia Sun N Moon Cafe & Restaurant. O zachodzie słońca w świątynii pudźa. Warto zobaczyć. Kolacje.Znowu króluj kurczak, paner i dal. Zupy są zawsze dobre. Do tego owoce lub deser. W Delhi nie ma ani ani. Zasadniczo i poziom hoteli i jakość jedzenia gorsze niż 3 lata temu. Ostatni dzień według programu powinien być w Delhi wolny. Ale ... najpierw kupuje się marmury, potem grób Akbara tak, że w hotelu byliśmy dopiero o 15. Ale dobre i to. Delhi. Hotel Meridian Plaza ** Najgorszy z naszych hoteli w New Dehli. Pokój może być. Łóżko wygodne. Gniazdka obok łóżka dwa angielskie ale jedno nie działa. Oświetlenie dobre. Czajnik nie działa, kawa i herbata są. Klimatyzacja nie działała. Pilota brak. Suszarki i żelazka brak. Łazienka stara i brudna ze starości. Obok hotelu darmowy bankomat. Wypłaty z Revoluta, Wise i Zen bez prowizji. 300 m na lewo rynek z wieloma sklepami. Jedzenie to zupełna katastrofa. Mało i bardzo kiepsko. Dal, jajka z proszku i roti. Kolacja zjadalna. Buter chicken i Chili chicken, nan i dal. Zupa warzywna. Deseru brak. Hotel Shahi Palace Mandawa *** Ładny hotel na starówce Mandawy. Pokoje przestronne. Oświetlenie wystarczające. Gniazdka angielskie. Klimatyzacja działa. Jest czajnik i kawa. Łazienka czysta. Obsługa prysznica trudna. Problemy. Wyłączając w pokoju 206 nocną lampkę wyłącza się też kontakt. Drugie to intensywny zapach moczu po otwarciu okna w nocy. Kolacja to kurczak, ryż, ziemiaki, dal, paner i zupa pomidorowa. Bardzo słabo. Śniadania. Jajka, banany, ryż. Kiepsko. Z powodu jedzenia i zapachu moczu hotel nie do polecenia. Hotel Chirag ***** Nowoczesny, ładny hotel na zadupiu. Nowoczesne pokoje. Wiele gniazdek do prądu. Czajnik i kawa są. Suszarki i żelazka brak. Dobra klimatyzacja. Kolacja dobra. Kurczak, ryż, nan, dal, sajgonki i zupa grzybowa. Jest basen. Śniadanie ... jajka, tosty, kanapki, dal, placki. Średnio. Hotel Deoki Niwas Palace Jaisalmer ** Ładna ruina. Pokój przestronny. Gniazdka do prądu są. Kawa i czajnik jest. Klimatyzacja działa. Bardzo brudno. Przed oknem przebiega jakiś tunel. Ciągłe szuranie i trzaskanie butelkami. A teraz. Łazienka to ruina. Brudno i grzyb. Ciepłej wody brak. Woda z kranu ciągle cieknie do wiadra a z niego na podłogę ... ślisko i mokro Okna nie myte nigdy. Widok jak na zdjęciach. Basen jest. Bardzo brudny. Śniadanie ... żałosne. Jajka, tosty i masło. Seven Palms Desert Camp *** Obóz przy drodze. Kilkanaście namiotów na betonowym podwyższeniu. Pokój przestronny. Jedno gniazdko prądu. Klimatyzacji brak. Wc , umywalka i coś a la prysznic. Wody ciepłej wieczorem brak, rano jest. Wentylator jest ale bardzo głośny. Mrówki spacerowały po łóżku ale muga pomogła. Nie bardzo da się spać. Obsługa kuchni grubo po 22 słucha tak sobie muzykę. Kolacja ... kurczak, ryż, dal i pomidorówka. Śniadanie ... dal, ryż, tosty. Jajek brak. Wifi brak. Jhalamand Garh Hotel * Jodhpur Ładny hotel bez windy. W nocy bitwy psów pod oknem. Trudno zasnąć. Pokój przestronny. Klimatyzacja działa. Trochę ciemno. Gniazdka do ładowania są. Suszarki i żelazka brak. Okna nieprawdopodobnie brudne i podobnie jak drzwi pochlapane farbami. Łóżko twardawo wygodne. Kable z prądem i inne rurki nie są w tynku tylko na zewnątrz. Łazienka brudna jak zwykle. Spłuczka w toalecie sądząc po osadach nie działa od lat. Trzeba zdjąć pokrywę, nalać wody do dużego nowoczesnego wiaderka i mniejszym czerpakiem przelać do spłuczki. I już jest. Wchodzi 10 czerpaków na jedno spłukiwanie. Ciepła woda jest wieczorem. Rano NIE MA WODY WCALE. Nic. Kolacja ok. Kurczak, makaron, zupa, dal, ryz. Śniadanie jajka, tosty, dżem i banany Hotel Lavitra Udajpur **** Fajny hotel. Pokoje przestronne. Czysto. Pierwszy raz w Indiach czysto. I jest cicho. Wielkość pokoju wystarczająca. Gniazdka są. Klimatyzacja działa. Widok z okna na szyb technologiczny. Łazienka ok. Jedynym minusem jest kapiąca z podmywacza woda zalewająca łazienkę. Papieru toaletowego mimo zgłoszenia braku nie donoszą. Czajnik i kawa są. Żelazka i suszarki brak. Jest lodówka. Śniadania ... omlet, wybitnie dobry makaron, dal, kanapki. Drugi dzień słabo. Kolacje ... kurczak, makaron, nan, zupa. Red Fox Hotel ***** Jaipur Nowoczesny hotel. W pobliżu nic. Pokoje średnie, czyste. Wystarczające oświetlenie. Gniazdka do ładowania są. Czajnik i kawa są. Żelazka i suszarki brak. Lodówka jest. Cicha klimatyzacja. Łazienka czysta. Kolacja dobra ... dwa kurczaki, ryż, zupa i jedzenie indyjskie. Śniadanie ... kiełbaski, dobry makaron, i indyjskie jedzenie, miód i owoce. Dobre. Wifi 2 x 30 minut w cenie. Słabo działa. Zasięg Airtela i Vodafone dobry. Hotel Pushp Villa **** Agra Po pierwsze to ten hotel na mapie leży jedną ulicę dalej. To błąd google. Średni hotel na trochę zadupiu. Pokoje średniej wielkości. Czyste. Gniazdka prądu są. Oświetlenie ok. Klimatyzacja stara w oknie ale działa. Widok na ruiny basenu. Suszarki brak. Gniazdko w łazience zepsute. Poza tym w miarę czysto. Ciepła woda jest. Kolacja dobra. Kurczak w sosie czosnkowym. Makarony. Jedzenie indyjskie, zupa i lody. Restauracja kręci się powoli za to szarpie co chwilę. Wrażenie jak na statku. Wifi w hotelu. Vodafone nie działa. Airtel działa dobrze. Przewodniczka indyjska miła i pomocna. Polski przewodnik ok. Łagodny i z dużą wiedzą.

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    27

    Wspaniały Radżastan

    Monila 13.04.2020

    To mój pierwszy wyjazd do Indii i zaliczam go do bardzo udanych. Zupełnie inna kultura, wspaniałe miejsca i zabytki, bardzo dobre jedzenie wegetariańskie. Wspaniałe było poznać klimat poszczególnych miejsc, napewno najbardziej zapamiętam przepiękny Jajsalmer, wspaniałą noc na wydmach pod namiotem oraz cudowny Tah Mahal. To co mi się nie podobało to świątynia małp w Galcie, która była bardzo zasmiecona.

    4.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    68

    Indie marzec 2016

    Tomek i Kasia 10.04.2016 | Termin pobytu: wrzesień 2016

    Indie są bez wątpienia krajem wartym zobaczenia. Jakbym miał je opisać jednym słowem, to było by to słowo SYF. Całe szczęście jest więcej słów a Indie zasługują na szerszy opis. Zaczynając od syfu, w Indiach pojęcie higieny i czystości jest na niezrozumiale niskim dla przeciętnego mieszkańca Europy poziomie. Pomimo ostrożnego podejścia do żywności i wody większość wycieczki cierpiała na problemy żołądkowe a kilka osób odwiedziło miejscowe szpitale. Hindusi są dla nas tak samo egzotyczni jak mi dla nich. My robiliśmy zdjęcia im a oni nam. Jedni pytali czy mogą, inni z partyzanta. Szczególnie byli zainteresowani robieniem sobie zdjęć z kobietami zwłaszcza blondynkami. Podobno w ich kulturze dotykanie obcych kobiet jest okazaniem braku szacunku. W Indiach są dwa rodzaje krów: krowy „święte” i krowy dojne. Te pierwsze łażą gdzie chcą a hindusi otaczają je szacunkiem, te drugie jeżdżą turystycznymi autobusami i należy je „wydoić” z dolarów, euro, rupii czy co tam mają. Dojeniem turystów zajmują się chyba wszyscy. Władza (bilety do muzeów są 10 krotnie droższe dla turystów), przydrożni restauratorzy (obiad dla 2 osób + coś do picia to wydatek ponad 1000 rupii gdzie w mcdonald’s zapłaciliśmy 500), właściciele emporiów, do których wiozło nas Rainbow (ceny wyrobów wielokrotnie droższe niż w innych miejscach), handlarze tandetą w turystycznych miejscach, żebracy i naciągacze. Naciągacze pojawiają się wszędzie. W świątyniach oferują swoje usługi oprowadzacze, którzy rzekomo nieodpłatnie a jak się potem okazuje odpłatnie oprowadzają. Ryksiarze, którzy zawiozą cię nie tam gdzie trzeba albo tam gdzie trzeba ale naokoło za dwukrotnie większe wynagrodzenie niż ustaliłeś na początku. No cóż, trzeba to zaakceptować i nie dać się naciągać. A jak się chce coś kupić, to zacząć negocjacje od 1/10 ceny. Bez obawy, za ile nie kupisz i tak przepłacisz. Sposób na natrętnych handlarzy: nie odzywać się do nich, nie patrzeć na nich i na ich towar, wystarczy lekki gest dłonią jakbyś muchę odpędzał. Jak weźmiesz coś do ręki i jeszcze się odezwiesz, to nie dadzą ci spokoju i będą lecieć przez kilka ulic podtykając towar pod nos. Brakowało nam informacji, jak się przygotować do wyjścia. Sformułowanie używane przez pilotkę „jutro proszę się ubrać swobodnie” mi osobiście niewiele mówi. A już w autobusie dowiadywaliśmy się, że nie wolno wnosić nic skórzanego i skóropodobnego, czy mieć długie spodnie i nakrycie głowy. Trzeba było potem trochę improwizować – spodnie wiązać sznurkiem czy kablem do ładowarki, na głowie turban z koszulki. A wystarczyło by dokładnie opisać wymogi dzień wcześniej. Apeluje do Rainbow - wizyty w emporiach uważam za marnowanie czasu, który można wykorzystać na zwiedzanie. Ludzie, z którymi rozmawiałem na tej i innych wycieczkach nie chcą wizyt w emporiach. Ganiacie nas jak stado baranów po zabytkach a potem marnujecie nasz czas na wizytach u handlarzy zdzierusów. To nie jest dobre, że siedzimy godzinę plus godzinę na dojazd, a potem trzy osoby coś kupią a trzydzieści się nudzi. Przecież takie wycieczki można zorganizować lepiej. Wystarczy pod koniec przeznaczyć z pół dnia na bazar, powiedzieć ludziom co warto kupić i ile to kosztuje aby nie dali się naciągnąć. I wszyscy będą zadowoleni. Jedni pojadą na bazar po pamiątki a ci co ich to nie interesuje to mogą sobie odpocząć w hotelu. Poza powyższymi słabymi punktami wycieczki (syf, naciągacze) Indie to fascynujący kraj. Wspaniałe i zaniedbane trochę zabytki, uśmiechnięci i szczupli ludzie, hałas ulicy (wszyscy jeżdżą z włączonym klaksonem), społeczeństwo podzielone kastami (najniżsi mieszkają w slamsach i na ulicy), różnorodność religijna. To wszystko wzięte do kupy daje wybuchową mieszankę, którą warto posmakować.

    4.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    65

    Kolory Pustynnych Miast

    LIDIA MARIA 22.04.2019

    Trasa wycieczki obejmuje bardzo interesujace miasta i miejsca godne zwiedzenia. Ciekawy program dośc intensywny, jednak czas nie zawsze był wykorzystany efektywnie. Nie została zrealizowana wycieczka fakultatywna (podobno powinno być minimum 15 osób chetnych), w pierwszej wersji była konieczna liczba chętnych jednak prawdopodobnie, w wyniku zmiany terminu realizacji wyjazdu na dzień14 kilka osób wycofało się. Kłopotliwa była czasem kwestja napiwków, wpłacalismy pilotowi na ten cel $$, jednak czasem bagażowi, czy inne osoby oczekiwyały, że od nas dostana napiwek.

    4.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    45

    Indie : Kolory Pustynnych Miast, luty 2018

    Krzysztof i Ola 28.02.2018 | Termin pobytu: marzec 2018

    Moi zacni przedmówcy ( Czarek oraz Jacek) w profesjonalny sposób oddali klimaty Indii, dlatego też nie będę powielał tylko napiszę nieco o kilku innych zagadnieniach.To kolejny wyjazd z Rainbow. Program wydawał się być ciekawy a sama Azja od dawna mnie fascynuje. Dlatego z wyborem raczej nie było problemu. No i zaczęło się. Po przylocie do Delhi z marszu dość intensywny program, szczególnie po kilkunastu godzinach podróży. Ale co tam, w końcu miałem tego świadomość i wiedzę, że tak właśnie będzie. Bezpośrednia konfrontacja z hotelem bardzo skutecznie wybudziła nas z podróżnego letargu. Organizator wspominał, że to hotel, delikatnie mówiąc skromny. No i taki był, jednak słowo skromny, to dość łagodne określenie. Powiedziałby raczej obskurny jak na stolicę i biuro Rainbow. Zimna woda to drobny epizodzik, w pokoju zimno, a o innych walorach tegoż przybytku, nawet nie chce mi się pisać. I jak tu odświeżyć się po podróży. Nic to, czas na śniadanie. Dla co niektórych, okazało się próbą silnego charakteru. Dodam z kronikarskiej ścisłości, wszyscy przeżyli, nie znaczy to, że byli zachwyceni. Po krótkim odpoczynku zaczęliśmy realizować program wycieczki. Szybko dał się zauważyć jakiś chaos w pracy pilota Pana Borysa L. Ale nie będę się czepiał, może człowiek ma zły dzień. Wspominał, że nie wyspany, zmęczony itp. Ale zaraz, co to w zasadzie mnie obchodzi, niewyspany w pracy? Tłumaczenie, że spał tylko 4 godziny to jakiś żart, my byliśmy ok. 20 godzin w podróży. Nie będę czepialski, mógł mieć zły dzień. Jedziemy dalej z programem. Jestem przekonany że całe niedogodności zrekompensował nam przejazd rikszami po uliczkach miasta . Rewelacja prawdziwe Indie od kuchni. Dzień kolejny. Śniadanie, przynajmniej z nazwy i w drogę. Po drodze zwiedzanie kupieckiego miasto Mandawa no i to co wydawać by się mogło celem głównym całej wycieczki, miejscowi sprzedawcy. Ale o tym będzie jeszcze sporo poniżej. Mam teraz lepszy temat wg. programu „ niezapomniane safari”. Mówisz masz, było niezapomniane. Nasz zacny Pan Borys kazał zostawić podręcznie bagaże w autokarze bo przecież jak wrócimy to tenże autokar będzie na nas czekał jak tylko wróci z myjni. A my na wierzchowce (wielbłądy) i dawaj w trasę po pustyni. Po przybyciu do obozowiska okazuje się, że autokaru jeszcze nie ma, a tu zapada zmrok i robi się chłodno. Ciepłe ciuchy i słynne latareczki w bagażu wygodnie podróżują w autokarze. No i co jest rozrywka, niezapomniane safari? A jak, pewnie że jest, tyle, że nie wszystkim było do śmiechu. Nie wdając się w szczegóły, predyspozycje logistyczne pilota okazały się być zbliżone do zera. Żeby mieć pełny obraz „safari” należy dodać, że spaliśmy w małych namiotach dwu osobowych. Obok stały wypasione namioty z toaletą w środku i umywalką. Takie o jakich czytałem w opisach tej wycieczki przed wyjazdem. Jednak nie dla psa kiełbasa, nie dla Polaków luksusy. Brawo Panie Borysie pełen szacun. Kolejne dni to dziesiątki kilometrów sporo świątyń, bezpośredniej konfrontacji z hindusami no iiiiii biznesik. Cóż to takiego zapytacie. Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż w każdym mieście przewidziane programem odbywały się prezentacje. Były dywany, tekstylia chyba ze dwa razy, jubiler „super” herbaty, chyba na wszystko, nie pamiętam tylko czy były herbaty na hemoroidy. Wspomniane przybytki miały swoje zalety. Podstawowa to bezpłatna toaleta, ponad to zazwyczaj napoje, kawa bądź cola. Pojawił się też rum, bodajże u jubilera, chyba po to żeby rozmiękczyć portfele mężów. Zapomniałbym, Pan pilot też był bardzo zadowolony. Teraz wiem dlaczego tak trzeba było ograniczać czas na zwiedzanie czy tzw. czas wolny. Czas był potrzebny na handelek i tu nie było żadnego limitu. Jeszcze jeden ciekawy epizod nasuwa się i koniecznie trzeba o nim napisać. Niemal po każdym zwiedzaniu powrót do autokaru no a tam handlujący hindusi to przecież standard. Jednak chyba standardem nie jest żeby pilot przynosił od handlujących te drobiazgi z zapytaniem czy ktoś chce to zakupić, twierdząc że musi bo nas nie wypuszczą. Trochę dziwne prawda? A może ja coś pomyliłem, może Pan Borys walczył o miano akwizytora miesiąca? Hmmmmm no starał się facet, starał tego odmówić jemu nie można. O mieście Puszkar trzeba trochę szerzej napisać i wcale nie za sprawą samego miasta jeno lokalnego przewodnika. Jakoś trudno było oprzeć się wrażeniu, że wspomniany pilot, to taki mały despota który narzucił wszystkim swój program. Okroił jedno święte jezioro do którego już nie było czasu, ale o dziwo lokalny przewodnik znalazł czas na zwiedzenie sklepiku lokalnego kolegi. Ciekawe co? No ale jedźmy dalej. Jaipur i wjazd do fortu na słoniach wart każdej kasy, wielka frajda. Tu znów były tekstylia dywany kamienie szlachetne. Chyba zostanę przewodnikiem taka fucha że hej. Po drodze świątynia szczurów, ciekawe doznanie. Dalej była Agra i perełka Taj Mahal bezcenne. Trzeba wspomnieć jeszcze o fakultecie Mathura, chętnych było dokładnie połowa grupy. Nasz Pan pilot wspaniały wymyślił, że wszyscy wstaną o 5,00 i wystawią bagaże Ci którzy jadą na fakultet dopilnują czy ich bagaż znalazł się w bagażniku a pozostali, którzy nie jadą zostają w hotelu i nie mają żadnej pewności że bagaż pojedzie. Ponadto jak się wystawi bagaż to w zasadzie trzeba wcześniej wstać ubrać się i czekać od 5,00 do 9,00 na busik, który miał nas zabrać. Jakiś chory pomysł. Były sugestie żeby grupa fakultatywna pojechała busem, jednak Pan pilot odmówił twierdząc że musi być z autokarem i grupą. Wniosek, pozostałe osoby pozostające w hotelu to już nie grupa za którą odpowiada pilot. W końcu po wielu przepychankach słownych, okazało się (tak twierdził pilot, że wszystko uzgodnione z lokalnym biurem), możemy rano wstać normalnie i o 9 wyjechać busem wraz z bagażami. Jakież było zdziwienie gdy o umówionej godzinie na parking przed hotel podjechał jakiś minibus mieszczący 12 osób. Nas było 15 osób + bagaże. Po wielkiej konsternacji z obu stron padła propozycja że bagaże pojadą na dachu. Świetny dowcip tylko że nas to nie ubawiło, Mam jakieś nieodparte przekonanie, że pilot nic wcześniej nie załatwił tylko postawił nas przed faktem dokonanym. Był zapewne pewny że wsiądziemy do tego minibusika z bagażami na kolanach stłoczeni jak śledzie. I tu się chłopisko zdziwiło, nie wsiedliśmy. Mieliśmy półtorej godziny czekania aż w końcu zjawił się większy bus i zabrał wszystkich wraz z bagażem. Dotarliśmy do autokaru i wspólnie dojechaliśmy do Dehli. Nocleg i wczesny transfer na lotnisko. Nasz zacny pilot miał nas już tak serdecznie dość, że nie pojechał z nami na lotnisko. Wybaczam umęczył się biedaczysko z nami niech odpocznie. Kilka uwag. Pierwsza i chyba najbardziej drażliwa kwestia. W opisie wycieczki stoi jak byk tu cytat „Cena podstawowa nie obejmuje: biletów wstępu oraz napiwków dla lokalnych przewodników, bagażowych, kelnerów (ok. 255 USD płatne obowiązkowo pilotowi jako pakiet). A tu przy każdej okazji sugeruje Pan, że wypada, że należałoby, że wskazane jest i tu padają kwoty. Zaraz zaraz to na co przeznaczył Pan 255 USD od łepka? Będąc w Tajlandii w ubiegłym roku pilot powiedział wyraźnie. „Proszę nie płacić żadnych napiwków On jako Pilot będzie płacił wszystko z kasy wpłaconej w ramach pakietu. I pozwolę sobie na odrobinę prywaty, pozdrowienia dla Pana Bartka Czajkowskiego. Baaardzo profesjonalny pilot, olbrzymia wiedza i wielka pasja. Polecam skontaktować się zapewne pan Bartek udzieli wielu cennych rad. Ale wracajmy do teraźniejszości. Panie Borysie spieprzył Pan nam wakacje za, za które zapłaciliśmy sporą kasę. Może i jest Pan profesjonalistą ale na Bałkanach, o Indiach wie Pan bardzo mało. To co raczył Pan nam powiedzieć to były informacje wydrukowane z Internetu, które Pan po prostu czytał. Wiele razy mijaliśmy świątynie, o których nie wspomniał Pan ani słowa. Dlaczego? Bo nie miał Pan wiedzy. Zapytany o cokolwiek odpowiadał Pan, że nie może wszystkiego powiedzieć w jeden dzień bo się Pan „wypstyka”. Zabrakło kartek? Podczas zwiedzania z lokalnymi przewodnikami ograniczał się Pan do tłumaczenia tego co usłyszał od lokalersa. Język angielski należało by podszkolić i to radykalnie. Jeśli chodzi o organizację to ma pan wątpliwe predyspozycje. Jak można pozwolić żeby podwykonawca decydował co będzie realizowane i w jaki sposób. Kto tu komu płaci ? No dobrze dość już narzekania. Podsumowując: dużo przejazdów sporo zwiedzania ale na luzie, nikt nie padł ze zmęczenia. Ktoś wcześniej napisał, że Indie albo się pokocha albo znienawidzi. Nie sądzę, ani nie pokochałem, ani nie znienawidziłem. Zobaczyłem inny kraj z jego plusami i minusami. Zapewne fascynuje kultura koloryt i zabytki tego kraju. Wyjątkowi są ludzie uśmiechnięci choć większość ludności żyje na skraju ubóstwa. Największą wartością takiego wyjazdu są jak zwykle wspomnienia i współuczestnicy. Dlatego też bardzo dziękujemy za mile spędzony wspólnie czas.

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem