Opinie o Po obu stronach Mekongu

5.0/6
(12 opinii)
Intensywność programu
4.0
Pilot
5.0
Program wycieczki
5.0
Transport
5.0
Wyżywienie
5.1
Zakwaterowanie
5.0

Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    93

    Tajemnicza Kambodża, sielski Laos

    Jarek z Kasią 31.12.2019

    To nie tak miało być !!! Plan był zupełnie inny. Kambodża - "Z dala od wydeptanych ścieżek" - to było nasze marzenie. Zupełnie przypadkiem, podczas przeglądania oferty Rainbow trafiliśmy na opinię klientów dotyczącej wycieczki do Laosu. Zaintrygowała nas opinia "Dziki Laos" z 2016 roku. Dokładnie przeanalizowaliśmy program wycieczki, wszystkie za i przeciw, i błyskawicznie podjęliśmy decyzję. Wcześniej niewiele wiedzieliśmy o Laosie. Pierwsze dwa dni spędziliśmy w Tajlandii. Zgodnie z programem zwiedziliśmy tutaj Bangkok i Białą Świątynię na północy kraju. Najlepsze było dopiero przed nami. Po przekroczeniu granicy Tajlandia - Laos pojechaliśmy do portu rzecznego i przesiedliśmy się na niewielką łódź. Przez dwa dni płynęliśmy z nurtem Mekongu. Był czas na podziwianie uroków dzikiej przyrody, na odpoczynek, nawiązywanie nowych znajomości i robienie ciekawych zdjęć. Po drodze zatrzymaliśmy się na zwiedzanie dwóch wiosek i jaskini Pak Ou. Na łodzi podawano nam przepyszny lunch, owoce i napoje. Po pierwszym dniu spływu zatrzymaliśmy się w niewielkiej miejscowości Pak Beng. Tutaj spotkaliśmy wielu turystów z Anglii, Niemiec i Holandii, którzy z nami wcześniej przekraczali granicę Tajlandia - Laos. Kwitło życie nocne. Można było zjeść coś dobrego, napić się lokalnego piwa w licznych knajpkach. Wczesnym rankiem po śniadaniu, zdążyliśmy zaliczyć lokalny targ i zrobić wiele ciekawych zdjęć. Spływ zakończyliśmy w miejscowości Luang Prabang - dawnej stolicy Laosu. Zwiedziliśmy Pałac Królewski i Świątynię Wat Mai. Weszliśmy na wzgórze Phousi, skąd można podziwiać panoramę miasta. Po wizycie w wiosce tkaczy pojechaliśmy oglądać kaskadowe wodospady Kuang Si. Tutaj spędziliśmy dużo czasu. Piękne widoki, przy okazji rekordowa ilość zdjęć. Wieczorem czas wykorzystaliśmy na spacer do miasta. Tutaj trafiliśmy na niepowtarzalny, jak dotąd, olbrzymi rynek. Warto zrobić tutaj zakupy. Mnóstwo ulicznego jedzenia ("szwedzki stół" - dwa dolary). Następnego dnia wyruszyliśmy w drogę przez góry, mijając wiele wiosek. Czas tutaj się zatrzymał. Sporo domów i lepianek, które okrutnie potraktował ząb czasu. Widać biedę. Dzień zakończyliśmy na zwiedzaniu Równiny Słoi i muzeum wojny. Początek następnego dnia to spacer po lokalnym miasteczku Phonsavan. Był czas na duży bazar z artykułami spożywczymi i przemysłowymi. Po południu polecieliśmy do stolicy Laosu - Vientiane. Skończyło się na wieczornym zwiedzaniu Świątyni SiSaket. Obejrzeliśmy również Laotański Łuk Triumfalny. Z Vientiane polecieliśmy do miejscowości Pakse. Dalej autobusem udaliśmy się do kmerskiego kompleksu świątyń Wath Phu. Schody, schody, schody. Żeby wdrapać się na szczyt góry trzeba było się sporo namęczyć. Warto było. Następny punkt programu to kraina czterech tysięcy wysp. Tutaj zatrzymaliśmy się na nocleg. Hotel położony był na brzegu Mekongu. Była okazja podziwiać zachód i wschód słońca.Po śniadaniu zwiedzaliśmy okoliczne wyspy. Poruszaliśmy się na zmianę łodzią i śmiesznym rozklekotanym pojazdem. Dzień zakończyliśmy nad wodospadami Li Phi i Khone Phapheng. Kolejne dwa dni to Kambodża. Zwiedzanie dawnej stolicy państwa Kmerów położonej w dżungli a także kompleksu kamiennych świątyń z najbardziej znaną Angkor Wat. To był prawdziwy maraton, tym bardziej, że było bardzo gorąco. Wieczorem była możliwość zwiedzania Sien Reap - miejscowości, w której nocowaliśmy. Zaliczyliśmy kolejne bazary. Pozostałe trzy dni to pobyt w Pattayi. Czas wolny na odpoczynek, plażę, zakupy. Wybraliśmy hotel Pattaya Asia. Kierowaliśmy się położeniem hotelu. Było stosunkowo blisko do centrum miasta. Codziennie korzystaliśmy z basenu, plaży, kąpieli morskich. Teraz kolej na Wietnam. Mamy nadzieję, że trafimy na równie dobrego przewodnika jak p. Darek.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    37

    Po obu stronach Mekongu

    JACEK, POZNAŃ 19.02.2018 | Termin pobytu: listopad 2017

    Program objazdu bardzo atrakcyjny. Rewelacyjny przewodnik -Pan Darek ( wraz z miejscowymi przewodnikami ) zapewnił sprawną organizację i realizację wszystkich punktów programu oraz dodatkowe atrakcje. Dwudniowa podróż po Mekongu wraz ze zwiedzaniem na trasie okazała się wspaniałym pomysłem.Laos nas mile zadziwił- hotele ciekawie zlokalizowane i porządne. Pogoda dopisała .Wycieczka pełna wrażeń wzrokowych i smakowych, a relaks zapewniły rewelacyjne masaże. Gorąco polecamy.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    151

    Dziewiczy Laos

    Mirka 12.10.2016 | Termin pobytu: grudzień 2016

    Do Laosu wybraliśmy się w lutym. Miło było spakować do walizki letnie ubrania, kiedy u nas za oknami było biało. Perspektywa bezpośredniego lotu Dreamlinerem była dodatkowym atutem wyprawy. Zapakowaliśmy się do samolotu i … wyruszyliśmy na wakacje. Wycieczkę Tajlandia – Laos – Kambodża rozpoczęliśmy od zwiedzania Bangkoku. Jest to standardowy punkt azjatyckich wycieczek. Miałam więc przyjemność zwiedzania Pałacu Królewskiego z Rainbowem po raz czwarty. Pałac jest bardzo okazały, więc cieszy oko za każdym razem kiedy tam jestem. Na jego terenie zwiedza się również buddyjskie świątynie i cały czas towarzyszy nam unoszący się w powietrzu zapach kadzideł, który wszystkim kojarzy się z Azją. Jednym minusem wycieczki był ogrom chińskich turystów z kijkami do selfie. Tego dnia byliśmy również na rynku kwiatowym w China Town i pływaliśmy po klongach. Z łódki obserwowaliśmy wygrzewające się na słońcu warany. Następnego dnia wycieczki zwiedzaliśmy tak zwaną Białą Świątynię, bardzo okazałą. Była to jedna z nielicznych w życiu okazji, aby poczuć się jak w bajkowej Krainie Lodu, przygotujcie aparaty! Przyjechaliśmy nad granicę z Laosem, tam wszystko poszło sprawnie i wsiedliśmy na długą łódź i daliśmy się porwać nurtowi Mekongu. Dwa dni powolnego rejsu do dawnej stolicy kraju Luang Prabang to prolog podróży. Czas na uwolnienie myśli, zwolnienie tępa, prawdziwy urlop dla zapracowanych. Zero turystów, tylko my i spokojny nurt. Mekong płynie powoli rozlewając się szeroką wstęgą pomiędzy porośniętymi gęstą dżunglą wzgórzami. Z pozoru leniwy, jest na tyle niebezpieczny, że wraz ze zmierzchem gaszą silniki i składają wiosła nawet najwięksi śmiałkowie. Podczas dwudniowego rejsu zatrzymywaliśmy się w laotańskich wioskach. Witały nas kobiety z miejscowych plemion i ich dzieci w dziurawych gatkach i t-shirtach noszonych tak długo aż same spadną z grzbietu. Za dolara lub dwa można było kupić tam wiele ciekawych pamiątek lokalnie robionych, a nie produkowanych przez małe chińskie rączki. Przez dwa dni cywilizacja wydawała się być bardzo daleko, nie widać było śladu dróg nie mówiąc w ogóle o samochodach! Na łodzi mieliśmy full servise – smaczne jedzenie, łódź regularnie sprzątana. Kawa, piwo, zimne napoje i owoce pod dostatkiem. Dwa dni spędzone na łodzi były dla nas najlepszą integracją, każdy przysiadał się do każdego i poznawaliśmy się. Tak więc resztę wycieczki spędziliśmy w jeszcze lepszych humorach. Łódź podpłynęła do ciekawej jaskini, w której znajdowało się kilka tysięcy posągów Buddy. Robiły wrażenie nieskończonej parady siedzących, stojących i leżących Bożków. Sączyły się siwe stróżki dymu kadzideł, panował półmrok. W oddalonym o pół godziny rejsu Luang Prabang z 33 tutejszych świątyń rozlegał się głuchy dźwięk gongów wzywających mnichów na wieczorne modły. Udaliśmy się na wzgórze Phu Si. Jak wierzą Laotańczycy pogrzebano tu relikwie Buddy. Wzgórze jest dużą atrakcją turystyczną, żeby dostać się na szczyt trzeba pokonać 355 kamiennych stopni, więc radzę zjeść dobry obiad tego dnia. Na szczęście na wejście na szczyt mieliśmy dużo czasu, więc każdy pokonywał trasę własnym tempem. Na górze oglądaliśmy spektakl zachodu słońca rozsławiony przez przewodnika. W dole widać było łagodne zbocza zielonej doliny Luang Prabang. W mieście zwiedzaliśmy Pałac Królewski przerobiony obecnie na muzeum. I znowu dużo świątyń. Wszędzie można było spotkać mnichów. Dech zapiera już sam fakt, że takie zatrzymane w czasie miejsca jeszcze istnieją, opierając się jakimś cudem atakującej zewsząd nowoczesności. Oprócz naszej grupy turystów nie było prawie wcale. Podczas całej wycieczki zaskakujący był spokój i serdeczność Laotańczyków. Ogromną atrakcją wyprawy był płaskowyż Xieng Khouang. Ciągnąca się w nieskończoność równina wygląda jakby została obrzucona kamiennym gradem przez olbrzymy. Dolina dzbanów usiana jest kilkoma tysiącami kamiennych gigantycznych urn. W tym miejscu chodziliśmy wyznaczonymi trasami, ponieważ teren ten został zbombardowany przez lotnictwo Amerykańskie i w ziemi do tej pory jest masa niewybuchów i min. Tego dnia radzę wziąć ciepły polar i wygodne pełne buty, ponieważ jest mocno rześko i trzeba poruszać się w terenie. Wieczorem warto wybrać się na miejscowe jedzonko, które jest krok od hotelu, bo w miejscowości jest tylko jedna ulica. Posiłek dzieliliśmy z lokalesami, była to świetna okazja do poznania szczypty tutejszej kultury. Wielkim zaskoczeniem była stolica Wientian, która w porównaniu do innych azjatyckich metropolii wygląda jak parterowe, spokojne, prowincjonalne miasto. Warto zobaczyć tam świątynię, łuk triumfalny i inne atrakcje. W stolicy można na spokojnie spędzić dwa dni nie nudząc się. Wieczorem warto wybrać się na miejscowe targowisko, tutaj również za dolara można było zakupić ręcznie tkane jedwabne szale, biżuterię, laotańską herbatę pakowaną w haftowane woreczki. Handlarki spokojnie czekają aż kogoś zainteresuje ich towar, nikt się nie narzuca. W Laosie warto zakupić oryginalną biżuterię z rubinami. Jest bardzo ładna, wybór ogromny i jest o wiele, WIELE tańsza niż w Polsce. Na wycieczce bardzo podobała mi się świątynia Prasat Thom, która wyglądem bardzo przypominała Angkor Wat. W przeciwieństwie do tej ostatniej jest jeszcze nieskomercjalizowana – bardzo mało turystów.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    38

    Wycieczka wzdłuż Mekongu

    Adam, Wrocław 07.12.2019

    Wielu z nas kochając podróże i odkrywanie świata, odbyło podróż do Tajlandii czy Wietnamu. W Azji Południowo-Wschodniej również przyciąga nas Kambodża z niesamowitym Angkorem. Jednak warto tu wspomnieć o Laosie - państwie jeszcze dość mało znanym, ale wartym odwiedzenia. Wycieczka "Po obu stronach Mekongu" to właśnie okazja do tygodniowego poznania Laosu, to wycieczka dla osób kochających poznawanie ciekawych miejsc, dla koneserów buddyzmu, czy dla osób szukających trochę ciszy, odpoczynku, ale także odkrycia czegoś o czym mało kto jeszcze pisał. Wycieczka podzielona jest na 4 etapy: - Bangkok i Chiang Rai - Laos i piękno tego kraju - Kambodża z Angkorem na czele - wypoczynek w Tajlandii. Co bardzo istotne wycieczka nie powiela wielu już znanych miejsc w Tajlandii, które odwiedzamy podczas wielu innych wycieczek. Jednak z uwagi na fakt, że samolot ląduje w Bangkoku to trudno ominąć to miasto. Odkrywanie tej części świata, a zwłaszcza jeszcze niezadeptanego przez turystów Laosu, zaczynamy od około 10-godzinnego lotu do stolicy Tajlandii. Dzięki Rainbow jest to lot bezpośredni nie wymagający przesiadek co bardzo skraca czas podróży. Dodatkowym atutem jest możliwość dopłaty do wyższych klas w samolocie do czego zachęcam. W klasie biznes możemy lecieć na leżąco, mamy pełny serwis posiłków i napoi. W klasie premium trochę mniejszy serwis, ale w klasie ekonomicznej też można cieszyć się poczęstunkiem czy wodą do picia. Po przylocie do Bangkoku czeka nas odprawa paszportowa podczas której warto mieć już wypisaną kartę "Immigration" - wzór do wypełnienia i karty otrzymujemy w samolocie. Jeszcze odbiór bagażu i wita nas Azja - tu warto przygotować się, że w Tajlandii jest ciepło i mieć pod ręką ubrania letnie do przebrania, aby nie męczyć się później w skwarze. Przygotujmy się, że po wylądowaniu i powitaniu przez pilotów na miejscu (przylatujemy rankiem czasu lokalnego tj. około 8 rano) rozpoczynamy od razu zwiedzanie Bangkoku. W ciągu dnia temperatury wzrastają do ponad 30 stopni a rankiem jest około 25 stopni. Dla osób, które będą po raz pierwszy w Azji ten dzień pokaże piękno świątyń buddyjskich, kolorów tajskich pałaców, a także pokaże nam jacy w Tajlandii są życzliwi i otwarci mieszkańcy. Zawsze bardzo pomocni, uśmiechnięci, często próbują coś zapytać ciesząc się, że pojawiają się turyści - nie bez powodu mówi się, że Tajlandia to również kraj uśmiechu. Zaaklimatyzowani do nowej strefy czasowej i po pierwszym spotkaniu z buddyzmem, kolejnego dnia przenosimy się samolotem do północnej Tajlandii - do Chiang Rai. Przelot odbywa się liniami NokAir i trwa trochę ponad godzinę a w trakcie rejsu oferowany jest poczęstunek i napoje. W Chiang Rai naszym celem jest zobaczenie pięknej białej współczesnej świątyni. Jej piękno zachwyci każdego, a symbole zawarte przy jej budowie pozwolą na chwilę refleksji i zrozumienie zasad filozofii buddyzmu. Chiang Rai położone jest również blisko granicy Tajlandii z Laosem dlatego dzięki temu szybko rozpoczynamy kolejny etap podróży - główny cel tej wycieczki czyli Laos i Mekong. Po przekroczeniu granicy (zmieniamy środek transportu w zakresie autobusu oraz za granicą wsiadamy do łodzi) rozpoczynamy przygodę z Mekongiem. Wsiadamy do łodzi z bagażami, które są ułożone w jednej części łodzi aby nam nie przeszkadzały. Miejsca na łodzi są przy stolikach, aby można było się poznać, porozmawiać, a w tym czasie rozpoczynamy rejs po Mekongu. W trakcie rejsu cieszymy się otaczającą ciszą, zielenią, a także smakami oferowanego posiłku na łodzi (lunch w formie małego bufetu) a także dostępną kawą, herbatą, owocami, czy za opłatą innymi napojami. Ten rejs pozwala całkowicie odciąć się od problemów pozostawionych w kraju i wczuć się w atmosferę urlopu, Laosu gdyż tu czas płynie wolniej - tak jak leniwie płynie woda Mekongu i nasza łódź, tak my możemy zebrać myśli, cieszyć oczy krajobrazami nie mając dostępu do internetu, do sieci komórkowej (przez pierwsze 2 dni jesteśmy w mało znanej części Laosu gdzie cywilizacja jeszcze nie dotarła i nawet nie działają telefony). Ale w końcu w trakcie rejsu po Mekongu też chcemy coś zobaczyć dlatego obsługa łodzi losowo cumuje przy jednej z maleńkich wiosek przy rzece gdzie wita nas gromadka dzieci równie zaciekawionych nami, tak jak my tym, jak żyją tu Laotańczycy. To pierwsze spotkanie z bardzo biednym życiem tej części kraju. Wraz z nastaniem wieczoru, podziwiamy zachód słońca nad Mekongiem i zatrzymujemy się w niewielkiej miejscowości Pakbeng - to mało znana wioska ze słabą ofertą noclegową, ale dla odkrywców Laosu nie jest to problemem. Kwaterujemy sięw hotelu lub w kilku jeśli nie ma miejsc i odpoczywamy nabierając sił na kolejny dzień po Mekongu. Rankiem budzi nas pianie kogutów, to też okazja zobaczyć jak wieś budzi się do życia, zajrzeć na pobliski targ i zobaczyć jak chmury otaczają góry i Mekong. Po śniadaniu wsiadamy ponownie do łodzi i cieszymy się ciszą i kolejnymi atrakcjami przy rzece - jaskinia z tysiącem posągów Buddy, czy wioska gdzie produkowany jest lokalny trunek i jest możliwość degustacji. Dzień kończymy w Luang Prabang - pięknym mieście Laosu, który poznajemy kolejnego dnia wraz Warto tu pamiętać, że każdego wieczoru w większych miastach odwiedzamy targi azjatyckie gdzie można zrobić zakupy odzieży, pamiątek czy nawet próbować degustować lokalne potrawy. Warto też wykorzystywać wolny czas po realizacji programu na samodzielne eksplorowanie okolic hotelu co pozwoli odkryć prawdziwe życie Laosu - czy mnichów mantrujących w świątyni, czy szkołę i dzieci itd. Po opuszczeniu Luang Prabang czeka nas prawie całodniowy przejazd autokarem do kolejnego miasteczka i wieczorem tradycyjnie okazja odwiedzić miejscowy targ. Pamiętajmy, że mimo iż targów odwiedzimy na trasie kilka, pamiątki kupujmy od razu gdyż nie zawsze możemy spotkać to co nam się wcześniej podobało, a wycieczki przemieszcza się dalej - wzdłuż Mekongu, który towarzyszy nam dalej wraz z płynącą wodą w kierunku morza. Następny dzień to popołudniowy przelot z maleńskiego lotniska do stolicy Laosu - do Wientian. To okazja zobaczyć maleńskie lotnisko a sam przelot trwający około 30 minut jest realizowany liniami LaoAirlines. Stolicę kraju zwiedzamy późnym popołudniem i wieczorem, ale to też dodaje uroku, aby zobaczyć podświetlone stupy buddyjskie, czy posągi Buddy, albo piękny łuk. Na pewno rodzi się pytanie czy nie można polecieć wcześniej, aby stolicę kraju zwiedzić jeszcze w ciągu dnia? Otóż niestety nie można gdyż przelot jest realizowany jedynym samolotem, który lata na tej trasie a wylot jest zaplanowany o 15:40 z Phonsavan. Kolejny przelot samolotem ATR linii LaoAirlines do Pakse trwa prawie 1,5 godziny i przenosi już nas do południowego Laosu co też daje się odczuć poprzez wzrost temperatury. To tak naprawdę ostatnie już chwile przygody z Laosem o czym przypominają nam ruiny świątyń przybliżających nas do niedalekiej Kambodży. Jednak na koniec maleńka wisieńka na torcie - całodzienna wycieczka po krainie 4 tysięcy wysp. Nocleg mamy nad samym Mekongiem co pozwala zobaczyć przepiękne wschody słońca, a także poranki z życia mnichów w pobliskiej świątyni, a później rejs po rzece odwiedzając wioski i wodospad przy granicy z Kambodżą. Kolejny etap, to pożegnanie z Laosem, przekroczenie granicy gdzie musimy zmienić autokar, ale opiekunowie przygotowują przesiadkę prawie "drzwi w drzwi" więc dużo nie chodzimy z walizkami. Szczęśliwi z kolejną wizą w kolorze zielonym z Kambodży ruszamy na przygodę z zabytkami dawnego Imperium Khmerów. Odwiedzamy Koh Ker z ruinami świątyń, które pochłania roślinność. Głównym celem jest Angkor - czyli najważniejszy obiekt do zwiedzania w tym kraju gdzie spędzamy cały dzień poznając historię dawnego Imperium, ciesząc oczy pięknem budynków i ruin a także możliwością zrealizowania wielu fantastycznych zdjęć. Dzień i krótką przygodę z Kambodżą kończy na targach w Siam Reap do którego za kilka dolarów można przejechać się tuk-tukiem co również jest fajną azjatycką przygodą. Ostatni etap wycieczki wymaga na początku trochę cierpliwości. Najpierw dojazd 2 godziny do granicy z Tajlandią, jej przekroczenie, zmiana autokaru, i kolejne 4 godziny, aby popołudniu dotrzeć do wybranych hoteli wypoczynkowych. Tu warto bardzo uważnie przeczytać o lokalizacjach wybranych hoteli, to co oferują, jak daleko są od plaży, czy centrum Pattaya, aby nie poczuć się rozczarowanym. Każdy wybiera, czy chce mieć spokój i basen, czy jednak trochę miasta i plaży, czy blisko do nocnego życia tego miasta, czy totalna cisza na wyspach Koh Samet czy w okolicach Rayongu. To co istotne, wszystkie hotele są zadbane, które widziałem podczas rozwożenia grupy wycieczki, ale istotnym aspektem jest ich lokalizacja. Z uwagi na fakt, że powrotny samolot wylatuje z Bangkoku o 9:30, pamiętajmy, że ostatniego dnia czeka nas bardzo wczesna pobudka, a czym dalej od lotniska tym wcześniej (wyjazd były realizowane od 3:30 do 5:30 z hoteli na lotnisko). Powrót do Polski to 12-godzinny przelot i popołudniu już jesteśmy w Warszawie kończąc przygodę z Azją Południowo-Wschodnią :)

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    21

    Tajlandia Laos Kambodża

    GABRIELA, Czekanów 02.01.2019

    Szanowni Państwo, Jestem bardzo zadowolona z Państwa usług, jednak, chciałabym się podzielić swoimi spostrzeżeniami. W czasie wycieczki objazdowej po Tajlandii mile widziana byłaby woda mineralna dostępna w autokarze. Woda jest dostępna w Laosie i Kambodży, co uważam za duży plus. Pozdrawiam serdecznie

    5.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    28

    Przygoda w Azji

    Arkadiusz 21.03.2020

    Wycieczka bardzo udana pod każdym względem bardzo dobrze zorganizowana.Przewodnik pan Dariusz bardzo kompetentny dobrze wszystko zorganizował.Tajlandia piękna chociaż bardzo zadeptana przez turystów żeby zrobić zdjęcie trzeba dobrze się nagimnastykować ale warto.Laos piękny i spokojny.Cisza i spokój w czasie spływu Mekongiem.Łódka duża wygodna a obiadek palce lizać widok fantastyczne.Hotele w Laosie dobre i bardzo dobre z basenami.Świątynie robią wrażenie ogromne.Samo przekraczanie granic gdy my idziemy a bagaże jadą na wózkach nie zapomniany widok.Wodospady w Laosie cudo.Kambodża i jej Angkor Wat niesamowite widoki tym bardziej że jest to kompleks świątyń.Pobyt na wypoczynku w Tajlandi był w hotelu X2 .Hotel troche na uboczy ale fantastyczny blisko plaży i niedaleko restauracyjek i sklepów.Wycieczka warta swej ceny.

    5.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    178

    Dzika Azja

    Mirka 18.06.2016 | Termin pobytu: listopad 2016

    Do Laosu wybieraliśmy się od dawna i bardzo długo ''czailiśmy'' się na tę wyprawę. Zwiedziliśmy już wszystkie kraje azjatyckie - to był ostatni na liście. Na wycieczkę wpłacaliśmy pieniądze raz, drugi - byliśmy zdziwieni, że tak oryginalna wycieczka nie cieszyła się powodzeniem. Nie dochodziła do realizacji, ale do trzech razy sztuka i ruszyliśmy! Wyjazd dostarczył nam niesamowitych wrażeń, zacznę od tego, że w Tajlandii, Wietnamie, Kambodży zawsze było sporo turystów. Dwa lata wcześniej odwiedziliśmy Birmę, która była spokojniejszym i ''niezajechanym'' krajem. Byliśmy zachwyceni, a kiedy przekroczyliśmy granicę Laosu często byliśmy jedynymi turystami. Wspaniały kraj dla koneserów, zachęcamy razem z żoną na ten wyjazd wszystkich, a szczególnie osoby zapracowane szukające spokoju i wypoczynku na łonie przepięknej natury. Pierwszego dnia po wylądowaniu nasza pilotka wykazała się świetnym zmysłem organizacyjnym. Ponieważ cały samolot miał być zakwaterowany w jednym hotelu, w celu uniknięcia sajgonu w recepcji pilotka Dagmara zrobiła nam niespodziankę i żeby ominąć kwaterunkowy harmider zabrała nas na krótkie zwiedzanie do świątyni złotego Buddy. Chociaż każdy był trochę zmęczony po locie było to mądre posunięcie, ponieważ inaczej czekalibyśmy dłuuugo w recepcji. W tym dniu był odpoczynek po podróży i smaczna, finezyjna kolacja powitalna w stylu azjatyckim. Drugi dzień przeznaczony był na zwiedzanie Bangkoku: jest to wspaniałe miasto, w którym byliśmy już wiele razy. Niestety odwiedza je coraz więcej turystów i w miejscach turystycznych nie należy spodziewać się spokoju. Pałac królewski za każdym razem robi niesamowite wrażenie, ale również z roku na rok jest coraz bardziej zatłoczony. Intensywne zwiedzanie mieliśmy do obiadku, a po południu wyciszający rejs po klongach, oglądanie życia codziennego mieszkańców i waranów na tarasach ich domów. Wieczorem był przelot na północ Tajlandii do miejscowości Chiang Rai. Trafiliśmy tam do bajkowego hotelu, który składał się z kompleksu willi – każda dla jednego małżeństwa. Umiejscowione były w egzotycznym ogrodzie. Tego wieczoru można było zrobić ciekawe zdjęcia, a niektórzy kąpali się jeszcze w basenie. Trzeciego dnia po śniadaniu wyjechaliśmy na zwiedzanie Białej Świątyni. Niestety okazało się, że wyjątkowo tego dnia świątynia była wizytowana przez wojskowych i zamknięto ją dla turystów, więc mogliśmy kontemplować jej piękno zewnętrzne. Tak czy inaczej, zrobiła na nas kolosalne wrażenie – po prostu jest zupełnie inna od pozostałych świątyń. Jej architekturę można porównać do pałacu z krainy lodu. W południe znaleźliśmy się już w Laosie, gdzie zmieniliśmy środek lokomocji na dużą, klimatyczną i drewnianą łódź. Zastaliśmy tam następujące warunki: dwie toalety, mahoniową podłogę na wysoki połysk, polerowaną codziennie – dlatego chodziło się boso. Łódź była bardzo zadbana, była własnością rodziny, która się nami opiekowała: sprzątała, gotowała i nawigowała. Płynąc w towarzystwie bujnej zieleni spędziliśmy dwa dni. Mieliśmy przyjemność obserwować malownicze wioski ukryte pośród dżungli i skał, nieskażone współczesną cywilizacją. Co jakiś opuszczaliśmy łódź i robiliśmy postoje w wioskach, a tam zastaliśmy życie wiejskie, gromadę półnagich, umorusanych, radosnych dzieci, inwentarz w postaci świnek, kaczuszek itp. Normalnie sielska laotańska wieś. :) Czwartego dnia wczesnym rankiem udaliśmy się na lokalny targ, gdzie miejscowa ludność oferowała różne specjały w postaci: świeżych, gdakających kurek i kwaczących kaczuszek z wolnego wybiegu, świeżo ubitych wiewiórek, żółtych szczurków... Były też żywe żaby poporcjowane po 3 sztuki w foliowych woreczkach z bambusową rurką żeby oddychały i zachowały świeżość. My na tym targu nic nie zakupiliśmy, ale nie wiemy jak reszta grupy. Chociaż zdawało nam się, że coś rechotało na naszej łódce... Podpłynęliśmy następnie do jaskini Pak Ou, w której było dużo posążków Buddy. Rybacy wstawiają do niej te figurki, aby ochronić się przed wypadkami na Mekongu. I ciąg dalszy wizytowania w laotańskich wioskach. Piąty dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Luang Prabang. Zaczęliśmy go od zwiedzania pałacu królewskiego i okolicznych świątyń z charakterystycznymi dekoracjami w postaci smoków i innych stworów wyłożonych mieniącymi się mozaikami. Byliśmy też na wzgórzu świątynnym Phousi, z którego rozciągała się piękna panorama na okolicę. Przygotujcie aparaty! Na wzgórzu zauważyliśmy pozostałość po ostatniej wojnie – rosyjskie, zardzewiałe działko przeciwlotnicze, które niegdyś broniło Luang Prabang przed atakami z powietrza. Tego dnia pojechaliśmy pod przepiękne, kaskadowe wodospady Kuang Si, w których mogliśmy zaznać kąpieli. Mieliśmy tam 3 godziny czasu wolnego na spacery i pluskanie się w wodzie, jednak okazało się, że to my byliśmy ciekawą atrakcją. Chińscy turyści chcieli robić sobie z nami zdjęcia. Na terenie wodospadów było też mini zoo z czarnymi niedźwiedziami, nie pamiętam gatunku, ale były pocieszne. Szósty dzień rozpoczął się od starej, wypalonej świątyni z wielkim Buddą. Była to kolejna niespodzianka od naszej pilotki. Dodatkowo lokalny przewodnik pokazał nam leje po bombach, w tym chemicznych. Trafiliśmy też na akcję rozminowania pola ryżowego – z daleka było widać miejsce zabezpieczenia niewybuchu. Można było zrobić zdjęcia z okien autokaru, ze względów bezpieczeństwa nie pozwolono nam wysiąść. Tego dnia zwiedzaliśmy sławną równinę kamiennych słoi. Rada: tego dnia należy zabrać bluzę, ponieważ jest to otwarta przestrzeń, w której wieje i jest zdecydowanie chłodniej niż w innych częściach kraju. Po terenie równiny słoi poruszamy się jedynie wyznaczonymi szlakami dlatego, że teren był mocno bombardowany w czasie wojny wietnamskiej i duża jego część jest nierozminowana – leżą niewybuchy bomb różnego rodzaju. Przy równinie słoi znajduje się muzeum wojny, gdzie można zobaczyć m.in. bomby kasetowe, inne uzbrojenie i zdjęcia z czasów wojny. Zresztą w miasteczku tych pamiątek też jest trochę i służą za dekoracje w restauracjach i barach. Siódmego dnia mieliśmy transport na mocno lokalne lotnisko, które składało się z dwóch trochę lepszych baraków. Samolot bezpiecznie oderwał się od pasa, można było zobaczyć stare spatynowane migi 21 ładnie stojące w rządku. Polecieliśmy do stolicy Laosu Vientiane. Zwiedzaliśmy przepiękne świątynie, a gdy zrobiło się ciemno widzieliśmy przepięknie oświetlony Laotański Łuk Triumfalny. Dostaliśmy czas wolny na spacery, jednak pozostał mały niedosyt. Biuro mogłoby poświęcić dwa dni programu na stolicę, która ma wiele do zaoferowania. Tego dnia kolację jedliśmy w lokalnej, eleganckiej restauracji. Jedząc oglądaliśmy występy z tańcami. Ósmego dnia transfer na lotnisko i przelot do Pakse, w którym znajduje się największa atrakcja południowego Laosu – ruiny khmerskiego kompleksu świątyń Wat Phu. Byliśmy tu jedyną grupą turystów. Pilotka oprowadzała nas po kompleksie dużo opowiadając o jego historii. Tego dnia odwiedziliśmy krainę 4 tysięcy wysp. Typowa krajobrazówka – nie mogliśmy się już kąpać, ale mogliśmy nacieszyć oko. Dzień dziewiąty był bardzo relaksujący. Zwiedzaliśmy okoliczne wyspy, z których tylko niewielka część jest zamieszkana. Oglądaliśmy osady rybackie, pola ryżowe, laotańską szkołę podstawową. Ten region jest niesamowicie malowniczy, zero zorganizowanych grup turystycznych, jedynie nieliczni backpakersi. Jechaliśmy nad słynny wodospad Li Phi tworzący naturalną granicę między Laosem a Kambodżą. Następnie w programie był kolejny wodospad, przy którym mieliśmy czas wolny na spacery i zdjęcia. Dziesiąty dzień był już wjazdem do Kambodży. Zwiedzaliśmy starą stolicę państwa Khmerów i świątynie porośnięte dziką roślinnością dżungli – tutaj również byliśmy jedynymi turystami, ponieważ ta część kraju jest rzadko odwiedzana. Wieczorem mieliśmy przejazd do Siem Reap. Jedenastego dnia mieliśmy zwiedzanie Angkoru. Nikomu nie trzeba opowiadać o tym jaki jest przepiękny, ale już tu byliśmy i po raz kolejny nie robiło na nas tak kolosalnego wrażenia jak za pierwszym razem. Cały dzień przeznaczony był na jego zwiedzanie. Niestety z roku na rok jest tu coraz więcej turystów i straganów. W czasie wolnym można było się tu wyposażyć w ciekawe i bardzo tanie pamiątki dla rodziny i znajomych. :) Dwunasty dzień – był to już przejazd do Tajlandii na trzydniowy wypoczynek w wybranym hotelu. Jeżeli ktoś miał ochotę na wieczorne atrakcje mógł wykupić rewię transwestytów znaną na całym świecie lub inne wycieczki fakultatywne. My zawsze w Pattayi robimy zakupy w Center Festival – sześciopoziome centrum handlowe z oszałamiającymi ciuchami, których moja żona nie może sobie odpuścić. Podsumowując Laos nas nie rozczarował, jest przepiękny, warty polecenia. Na pewno do niego wrócimy, mam nadzieję, że Rainbow będzie miało więcej programów z tym krajem. Jeżeli zaś ktoś nie był jeszcze z Kambodży należy ją zwiedzić na osobnej wycieczce, ponieważ 2 dni to za mało. :)

    5.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    80

    Azja, do której na pewno wrócę.

    Iza 08.03.2016

    Cóż ten negatywny, a jakże krzywdzący wpis zmotywował mnie do wypowiedzi :) Większość z nas jest stałymi bywalcami takich zorganizowanych wycieczek i wynika z tego doświadczenia fakt, że nie za każdym razem trafimy na pilota pasjonata - gawędziarza. I jak się akurat nie trafiło, to może lepiej było popatrzeć na jasną stronę księżyca, zamiast tworzyć koterie.Wydaje mi się, że jak już człowiek ruszy się kilka tysięcy kilometrów, żeby zobaczyć ten inny świat, to wypadałoby z tej wycieczki wyciągnąć to co najlepsze. Akurat kraje, które przemierzaliśmy wyznają Buddyzm - filozofię, która mówi o karmie, co komu złego zrobisz, napiszesz to do Ciebie wróci, dobre też. Ja nie wiem jakim językiem musiałaby mówić pilotka, żeby to do niektórych uczestników dotarło :)Krótko mówiąc czytających do wycieczki zachęcam. Tajlandia i Kambodża b. krótko występują w programie, za to Laosem można się nasycić. Hotele w sumie przyzwoite w Laosie, w pozostałych krajach b. dobre. Miejscowi przemili, jedzenie dobre, jeden przejazd autokarem przez góry b. meczący.Pobyt w Ao Prao bardzo relaksujący, dla koneserów łona natury.Współuczestników pozdrawiam z Gdyni :).

    4.5/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    9

    Początek kolejnej przygody...

    Magda Pannert 13.02.2020

    Mekong kojarzyłam z jego deltą i wojną w Wietnamie. Nic poza tym . Teraz już wiem, że to jeszcze tysiące innych miejsc i ludzkich twarzy. Ciekawa wycieczka, będąca jednak tylko zachętą to ponownego przyjrzenia się Indochinom i biegowi Mekongu. Kiedyś...

    4.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    16

    Dariusz i Katarzyna, WARSZAWA 14.03.2018 | Termin pobytu: luty 2018

    Pierwszy dzień w Bangkoku - proponuję zorganizować wycieczkę na bazar na wodzie. Myślę, że znajdą się chętni W Laosie dodałbym wizytę w Mekong Elephant Park W programie za dużo Laosu, za mało Kambodży :-) Ostatni dzień, to cały dzień w autokarze ( Kambodża - Tajlandia). Warto pomyśleć o połączeniu lotniczym. Ogólnie OK. Pozdrawiamy Darek i Kasia

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem