5.3/6 (260 opinii)
3.5/6
Program wycieczki ciekawy. Egzotyka. Jechalam na ta wycieczke troche z dusza na ramieniu, ale ludzie mili i uprzejmi. Pobyt na wyspach bardzo dobrze zorganizowany, dobry hotel i jedzenie, natomiast w Gambi (pobyt). Pokoj brudny, smierdzacy z widokiem na wysypisko scieci. Po interwencji dostalismy nowy. Jedzenie kiepskie i mimo extra oplaty za "Sylwestra" jedzenie bylo okropne.. Mysle, ze Rezydet powinien sie troche zainteresowac ta sprawa. Dodatkowo zaplacilismy 145 EU /na 1 osobe i 50 US/na osobe . Moze dobrze by bylo gdyby pilot lub Biuro Renbow poinformowaly jak zostaly te pieniadze wydane ?
3.5/6
Jeśli już trochę czytałeś,słyszałeś o Afryce to jedź...Przekonasz się na własne oczy,że kolonializm dalej ma się całkiem nieźle..,ale i miejscowi jakoś sobie w tym wszystkim radzą...
3.5/6
Podczas przejazdu przez te trzy kraje były tylko zorganizowane 2 razy po trzy noce w tych samych hotelach co w znacznej mierze zawęża nawet średnie pojęcie o każdym z tych państw. O ile noclegi i pobyt w Gwineii Bisau był na dobrym poziomie to 3 noce w Cap Skiiring to poniżej jakości dwu gwiazdkowej. Posiłki wszędzie serwowane ale wystarczające by nie czuć niedosytu.
3.0/6
Na wyjazd zdecydowaliśmy się mając wcześniejsze pozytywne doświadczenia z Rainbow. Spodziewaliśmy się zobaczyć w świetnie zorganizowany sposób znane nam tylko z historii, programów informacyjnych i przyrodniczych miejsca. Kierunek na wyjazd ciekawy, jednak według mnie nie dla wszystkich i wyjazd w te okolice nie powinien być w ogóle nazywany wycieczką. Można pojechać, zobaczyć ale nie jest to ani wycieczka ani wakacje, a bardziej spotkanie z częścią tutejszej rzeczywistości - biedą, problemami politycznymi i gospodarczymi oraz historią. W programie dużo jeżdżenia, 3 dni w ciasnym busie i po dziurawych, piaszczystych drogach, bo innych po prostu nie ma. Na plus przewodnicy, w szczególności lokalny. Wizyta na wyspach Bijagos, gwóźdź programu, bo stąd przecież "Polinezja Atlantyku" to ciekawe doświadczenie, chociaż raczej nie warte aż takiej fatygi. Myśleliśmy, że spotkamy się dzięki temu wyjazdowi z kulturą afrykańską, ale tego raczej zabrakło (na plus fakultatywny wyjazd do baru w Senegalu na wieczorny koncert lokalnego zespołu reggae). Uderzył mnie trochę brak kultury niektórych współtowarzyszy - komentarze typu "chcę zdjęcie z tymi smolastymi", "chcę wejść im do domu" pozostawiam bez komentarza. Wzdłuż dróg można spotkać krzyczące dzieci, jeden z poznanych na miejscu taksówkarzy powiedział nam, że dzieci krzyczą o słodycze, a wszystko działo się wzdłuż akurat na tym odcinku dobrej szosy, bo tak robią niektórzy turyści - rzucają z jeepów cukierki... Ocean, przyroda na wyspach, rozległe rzeki i lasy namorzynowe piękne, warte zobaczenia, miejscowi ludzie dość przyjaźni, w Gambii niemal wszyscy świetnie mówią po angielsku, więc można ciekawie porozmawiać, dowiedzieć się czegoś na temat życia lokalnych ludzi, o ile akurat ktoś nie próbuje cię wykorzystać lub naciągnąć. Miasta, wsie, domostwa biedne, raczej nie można nastawiać się na zwiedzanie. Co do organizacji to niestety ma się wrażenie, że biuro podróży chciało trochę za dużo zarobić na tym wyjeździe. Pierwszy hotel straszny, na szczęście byliśmy zmęczeni po podróży i było późno, ale budynek, w którym nas ulokowano miał wygląd akademika sprzed 30 lat, wliczając brudne ściany, lepiącą podłogę, pościel z frotty i toaletę u babci - zimna woda, zagrzybiony dywanik, robactwo. Jedzenie na kolację i śniadanie wydzielane chochelką. Ponoć w bungalowach był wyższy standard ale go nie widzieliśmy. Drugi hotel w Senegalu , 3 noclegi -rozmieszczono nas w dwóch równolegle położonych budynkach, ponoć 4 gwiazdki, ale pokoje niesprzątane, brak szyb w oknach, jedynie siatki, co nieco odzierało z prywatności. Jeden kontakt na pokój, polecam zabrać ze sobą przedłużacz, bo albo ładujesz telefon albo masz światło. Brak basenu, a przejście na plażę przez opuszczone w trakcie rewolucji w latach 70 zabudowania - pełne graffiti, śmieci, nieoświetlone. Ogólnie wydaje się, że jest bezpiecznie, ale poczucia bezpieczeństwa podczas wieczornego spaceru raczej nie odnalazłam. Na plus w programie rejs rzeką i oglądanie lasów namorzynowych, przejazd jeepami po plaży. Wyżywienie też wydzielane, podawane na talerzach, na śniadanie pół bagietki, coś z jajka, dwa plasterki pomidora, jeden trójkątny serek i trochę dżemu. Na obiad przystawka, danie główne i deser - znikało do zera, smaczne, a jak komuś nie smakowało to miał pecha. Na plus nie ma zagrożenia przytyciem, jak to czasem bywa na wakacjach. Na wyspach Bijagos najwyższy standard w bungalowach, prąd tylko od wieczora do poranka, śniadanie o 8, kolacja o 20 (przepyszne ryby). Możliwość dokupienia lunchu, ale polecam restaurację w hotelu położonym przy długiej piaszczystej plaży, oddalony o 1 km. Tańszy i podany w pięknej restauracji, na palach wbitych w brzeg i osadzonych na drzewach. Na przedłużeniu byliśmy w hotelu Senegambia, miałam do niego największe obawy, bo tylko 3,5 gwiazdki, ale okazał się najlepszy z całego wyjazdu - ten hotel mogę polecić, pięknie położony, dwa baseny i ładna plaża, codziennie sprzątany pokój. Okazuje się więc, że przyzwoite hotele w tym rejonie są. Samego objazdu raczej nie polecam i uważam, że jest niewarty swojej ceny.