5.1/6 (286 opinii)
6.0/6
Inny świat... przyjaźnie nastawieni i uśmiechnięci ludzie. Miejsca, gdzie można nabrać dystansu do rzeczywistości i czas, który płynie zupełnie inaczej - wolniej, po gambijsku, pozwalający na oderwanie się od codziennej gonitwy. Promy pływające o bliżej nieokreślonych godzinach, co zupełnie nie przeszkodziło w zrealizowaniu pełnego programu wycieczki. Po prostu wymarzony wyjazd, w zwolnionym tempie, bliżej egzotycznej przyrody :) Senegal, a przede wszystkim Gambia, to nie są kraje dla osób, które szukają wysokiego komfortu hoteli, czystości na ulicach czy idealnej, terminowej obsługi w restauracjach, takim osobom zdecydowanie odradzam ten wyjazd. Tutaj jednak wszystko ma swój urok, pasuje do większej całości. Kiedy już przyjmiemy do wiadomości, że tutaj nikomu się nie spieszy, a gambijskie soon, może oznaczać, równie dobrze, jutro bądź nigdy, to zaczynamy w tym układzie całkiem dobrze funkcjonować, bo przecież jesteśmy na urlopie i nie gonią nas żadne terminy...no może poza terminem odlotu samolotu ;) Bardzo sympatyczna pilotka: Karolina, z poczuciem humoru, potrafiła zainteresować codziennym życiem Gambii i Senegalu. W każdym miejscu naszego objazdu widać było sympatię, jaką darzyli Karolinę mieszkańcy Gambii i Senagalu, zresztą z wzajemnością, co dodawało naszej wycieczce uroku. Bardzo przyjaźnie nastawiony, pomocny i dobrze zorganizowany lokalny przewodnik: Kemo, to dzięki niemu nasze przeprawy promowe odbywały się wyjątkowo sprawnie jak na gambijskie warunki. Wycieczkę można uznać za zdecydowanie przyrodniczą, w mojej opinii przyroda Afryki nie ma sobie równej. Były żyrafy, strusie, krokodyle, pelikany, czaple i wiele innych zwierząt, a przede wszystkim lwy. Spacer z lwami był, w mojej opinii, najbardziej ekscytującym wydarzeniem tego wyjazdu. Duży respekt, który budzą te zwierzęta, w chwili gdy znajdujemy w ich bliskim sąsiedztwie bez żadnych przegród czy krat, stosując się wyłącznie do wytycznych opiekunów... wrażenia niezapomniane i bezcenne.
6.0/6
Na wycieczkę do Senegalu i Gambii zdecydowałam się pojechać tydzień wcześniej w styczniu. Towarzyszył mi 10 letni syn. Wycieczka bardzo mile nas zaskoczyła, a wspaniałe towarzystwo, które poznaliśmy było dopełnieniem. Lecieliśmy z Katowic, wprawdzie lot długi i bez darmowych posiłków podczas lotu, ale dało się wytrzymać. Na pokładzie można zakupić za ponad 20 zł coś ciepłego, typu pierogi, ciepła ciabatta lub kurczaka z ziemniakami. Lotnisko w Banjul jest w remoncie i tu było pierwsze zderzenie z Afryką. Drugie to autobus który nas zawiózł do hotelu z kapciem i dość zużyty J Ale to nas nie zniechęciło. Pierwszy hotel w Banjul całkiem w porządku z dobrym jedzeniem. Pokoje duże, dobrze wyposażone, moskitiera i klimatyzacja. Następnego dnia zapakowaliśmy się do mniejszego busu na ponad 20 osób i ruszyliśmy w pierwszej kolejności do Saint Luis. Trochę męcząca droga po poprzednim dniu w samolocie, ale dojechaliśmy w bardzo dobrym czasie do pięknego miasteczka. Saint Luis robi niesamowite wrażenie. Piękne, kolonialne, ale bardzo kolorowe miasteczko, po którym chodziliśmy samodzielnie wieczorami na market i na lokalnych knajp, ogólnie jest bezpiecznie.. Piękny hotel w klimacie jazzowym, z pysznym jedzeniem i nawet do kolacji podawali napój z baobabu (mniej słodki) lub hibiskusa. Z klimatyzacją i balkonami, ale moskitiery brak. Tu spędziliśmy dwie noce. Na następny dzień był Parku Narodowego Djoudj z zachwycającą przyrodą, a przede wszystkim pelikany, kormorany, czaple itp. Na brzegu przywitały nas małe głuszce i pyton. Kolejnego dnia zwiedzaliśmy Saint Luis pierwsze z bryczek, potem samodzielnie. Piękne miasto, a wieczorem cudowny koncert na żywo. Następnie pojechaliśmy w stronę Dakaru. Samo miasto nie zrobiło większego wrażenia, ale gigantyczny posąg Afrykańskiego Odrodzenia, który wznosi się nad miastem zaskakuje socjalistycznym smakiem, ale ma swój pozytywny aspekt, świetne miejsce widokowe na cały Dakar, więc warto wspiąć się po schodach. Największe wrażenie w tamtych okolicach robi rejs na wyspę Goree. Przepiękna, mała wyspa, z kolorowymi kolonialnymi budynkami, urokliwymi uliczkami-galeriami. Cudowne miejsce niestety ze straszną historią, ale obecnie zajmowane głównie przez artystów i koty. Hotel koło Różowego jeziora dostarczył kilku atrakcji, jak brak wody i prądu. Pokoje skromne, z łóżkiem i moskitierą i krzesełkiem. Brakowało drzwi do łazienki i klimatyzacji. Czyli w końcu poczuliśmy afrykański klimat. A dla spóźnionych na śniadanie, brakiem śniadania. Na szczęście obiadokolacje były serwowane. Nikt się jednak nie gniewał, byliśmy na afrykańskich wakacjach Kolejną atrakcją wycieczki był off road po wydmach, wokół Różowego Jeziora. Atrakcja fajna, ale nie ma nic wspólnego ze zdjęciem głównym tej wycieczki, na pomarańczowych wydmach. Wydmy były mniejsze, bladsze a jeepy znacznie starsze, ale to nie przeszkadzało. Na pewno warto wykąpać się w Różowym Jeziorze, słona woda wypiera ciałko jak morze martwe. Natomiast prysznic po kąpieli w jeziorze to odmienna przygoda J Kolejną przyrodnicza atrakcją był Rezerwatu Bandia. Z masą żyraf, zebr, antylop, nosorożców, hien, krokodyli, głuszców i mafią fantastycznych małpek koczkodanów zielonych, które swoim humorem i sprytem były największą atrakcją tego parku. Safari świetne, a mój synek cieszył się najbardziej z bliskości wolnych zwierząt. Natomiast wieczorem zobaczyć las namorzynowy i sypialnię dla wielu gatunków ptaków robi wrażenie, no i wyspa baobabów. Przepiękne drzewa, które swą posturą i wielkością robią niesamowite wrażenie. Dodatkowo mieliśmy szansę n spróbowanie owoców z tych drzew. Ostatni hotel w Senegalu mieliśmy w fantastycznych afrykańskich domkach pokrytych słomą, z moskitierami i pękną żywą jaszczurką jako dekoracja pokoju J hotel z basenem, blisko mokradeł gdzie rano obudził nas śpiew czapli i kormoranów…cudo. Kolacja była przepyszna, krewetki, warzywa gotowane i szaszłyk z ryby…pycha Jednakże największą atrakcją był spacer z parą królewską. Trzeba spróbować żeby poczuć te emocje. Pomimo iż jest to rodzaj turystycznej atrakcji, jest moc. Niestety mój 10 latek był mniejszy niż 150 cm i nie mógł towarzyszyć nam u dorosłych lwów, gdyż jest to niebezpieczne. W zamian za to spotkał się z młodszym pokoleniem małych lwiątek i wrócił bardzo zadowolony. Wizyta na farmie krokodyli to kolejne pozytywne emocje i bliskość z przyrodą, a dodatkowo fajne zdjęcie z prawdziwym i strasznym krokodylem. W ostatni dzień w Gambii zwiedzaliśmy stolicę, a potem był czas na lokalnym rynku. Gdzie można poczuć afrykański klimat w produktach, zapachach i pobyć wśród lokalnych bardzo przyjaźnie nastawionych ludzi z dużym poczuciem humoru. Warto kupić proszek z baobabu, masło shea, oraz naturalne mydło.
6.0/6
Polecam hotel Kombo Beach. Piękna plaża, zawsze wolne leżaki, w hotelu czyściutko, a największym przebojem są posiłki. Jedzenie jest bardzo urozmaicone i przepyszne, nigdy niczego nie brakuje, bez względu na to, o której godzinie się przyjdzie. Codziennie duży wybór mięsa, przepyszne ryby,sałatki i ciasta. Wspanialy hotel !
6.0/6
Jeśli marzysz o luksusowych hotelach z obfitym bufetem, hulającym internecie, urzekającej architekturze miast i wsi, doskonałej infrastrukturze drogowej z wypasionymi brykami itp. - nie dla Ciebie ta wycieczka. ;) Co w zamian? Otwarci, uśmiechnięci, piękni ludzie, szczególnie w Gambii oraz wszystko to, czego raczej nie zobaczysz i nie poczujesz w Polsce, czyli ... Zapewnione emocje w rajdzie po wydmach Dakaru, głównie w związku z odkopywaniem i pchaniem ciężarówki. :) Mimo mrocznej przeszłości związanej z niewolnictwem, zachwycająca wyspa Gorée i jej urokliwe, wąskie uliczki. Teoria chaosu to nic w porównaniu z hardcorowym Saint Louis- szok i niedowierzanie jednak szybko minie. Na pewno oczaruje ornitologiczny Park Narodowy Djoudj i Rezerwat Bandia- bogactwo flory i fauny w pełnej krasie, a małpki niesamowite, złodziejki też. :) Warto "pospacerować" z lwami w rezerwacie Fathala, takiej bliskości raczej nigdzie się nie zazna. Natomiast pokaz tańców i muzyki afrykańskiej w fajnej knajpce Poco Loco przy plaży w Banjul, a potem palenie sziszy w doborowym towarzystwie- bez wątpienia wprawi w znakomity nastrój. Nieustannie nagabującym sprzedawcom trzeba grzecznie aczkolwiek stanowczo podziękować, dodając słowo respect- działa. Na podsumowanie, dla mnie nie była to tylko przygoda, ale pod wieloma względami- potrzebna lekcja pokory, bo często narzekając, nie doceniamy tego, co już posiadamy, gdzie i w jakich warunkach żyjemy. A jest jeszcze zupełnie inny świat, cieszę się, że mogłam go choć trochę poznać. I już szukam kolejnej wycieczki na jesień, oczywiście z Rainbow. :)