5.1/6 (318 opinii)
2.0/6
Przepakowanie programu : trzy miejscowości dziennie spowodowały, że można powiedzieć o tej wycieczce tylko tyle : byliśmy w tych miejscowościach. Szczególnie, że z programu mogłyby zniknąć : Cannes i Andora. Cannes, które tak na dobrą sprawę nie ma poza festiwalem nic do zaoferowania. Andora, ciekawa i urocza miejscowość dla sportów zimowych miasto centrów handlowych, sklepów, które są również w Polsce. Aż taki rajem zakupowym wcale nie jest a różnice cenowe wcale nie są aż tak duże, by tam jechać tyle kilometrów. Poza tym wieczny brak jest czasu (bardzo krótkie przerwy, które mieliśmy wykorzystać na : toaletę, zakupy, samodzielne zwiedzanie oraz jedzenie) nie pozwalały na zapoznanie się z klimatem zwiedzanych miejscowości. Również fakt, że większość noclegów była poza miejscowościami, które zwiedzaliśmy to też nie pozwalało na poznanie lokalnego kolorytu czy spróbowanie lokalnej kuchni. Kończyło się praktycznie na tym, że kupowaliśmy bagietkę lub lub jakąś kanapkę i jedliśmy w drodze na miejsce zbiórki.
2.0/6
To była moja 10 objazdówka, z których większość była z Rainbow i pierwsza, z której jestem mega niezadowolona. Program jest tak przeładowany, że w praktyce nie do zrealizowania, a na pewno nie w sezonie, kiedy to na autostradach robią się gigantyczne korki, w których staliśmy nawet po kilka godzin, a wjazdy to turystycznych atrakcji i miejscowości również „stoją”. Wycieczka zaczęła się źle już pierwszego dnia, kiedy okazało się, że nasz hotel jest pod Barcelona, a więc około 100km w przeciwną stronę, niż kierunek naszej wycieczki. Jechaliśmy do niego ponad 2 godziny rozwożąc po drodze gości z innych hoteli, tylko po to, żeby następnego dnia rano przebyć tą samą drogę, jadąc w kierunku granicy francuskiej! Drugi dzień, to koszmar: bezsensowne wydłużenie trasy o 100 km i gigantyczne korki. Do Nimes dotarliśmy po około 8 godzinach jazdy, w zasadzie tylko po to, żeby zabrać lokalną przewodniczkę. O żadnym zwiedzaniu, czy nawet toalecie nie było mowy, bo musieliśmy „grzać” do Avignonu, żeby zdążyć do pałacu. Udało się, ale w sumie pośpiech nie był moim zdaniem aż tak potrzebny, bo pałac robi faktycznie niesamowite wrażenie, ale z zewnątrz, w środku totalnie nic nie ma, gołe ściany i jakieś współczesne wystawy. Trzeci dzień – Eze i Monaco, chyba najbardziej udany z całej wycieczki, chyba jedyny bez całego dnia spędzonego w autokarze. Czwarty – Cannes, Nicea i Arles. Pomimo tego, że poprzedniego dania byliśmy dokładnie w tej okolicy, to oczywiście hotel był 50 km oddalony w przeciwnym kierunku, w związku z tym, kolejne bezsensowne kilometry i kolejne godziny spędzone w korkach do tych turystycznych miejsc. Wszystko w mega biegu, nie ma czasu, ani na kawę, ani na obiad. Na południu Francji, tak samo jak w innych krajach południowych, wszyscy są wyluzowani, nie spieszą się. Pół godziny czasu wolnego, to często za mało nawet na kawę, nie mówiąc już o lunchu… Piąty – Carcassonne, Tuluza i Lourdes – nauczeni już doświadczeniem, zrezygnowaliśmy ze zwiedzania jednego z kościołów i tylko dzięki temu udało się zjeść normalny obiad w restauracji. Reszta grupy, kolejny raz „jechała” na upolowanych w biegu przekąskach. Dzień szósty – Andora – to jest największa porażka tego wyjazdu! 9 godzin siedzenia w autobusie, tylko po to, żeby po drodze odwiedzić strefę bezcłową, gdzie ceny nie różnią się zasadniczo od tych w normalnych sklepach, czy na lotniskach. Czas wolny 1 godzina 40 min, więc znowu trzeba podjąć decyzję, albo obiad, albo sklepy. Ja zdecydowanie polecam pierwszą opcję. Dzień siódmy – bieg po Barcelonie, a na koniec około 1,5h czasu wolnego na Rambli, czyli najbardziej turystycznym ze wszystkich miejsc w mieście, a następnie w biegu powrót do hotelu na kolację z bemerów. Nie wiem kto to wymyślił, dlaczego chociaż ostatniego dnia nie można zrobić tego na spokojnie w klimatycznej knajpce, których w Barcelonie jest tysiące… Jeśli myślisz, że cały ten trud wynagradzają piękne widoki za oknem, to również muszę Cię rozczarować. Większość tras pokonywana jest autostradami, dookoła pola i ekrany, droga do Andory, to w sumie tylko kawałek przez Pireneje, widoki oczywiście już lepsze niż z autostrady, ale bez przesady, w naszych górach Sowich czy Izerskich tysiąc razy lepsze. Być może przed covidem, trasy te były mniej oblegane, ruch mniejszy, ale obecnie biuro powinno zweryfikować program i dostosować go do nowych warunków, bo jest to koszmar dla wszystkich: uczestników, kierowcy i pilota. Wycieczkę udało się zrealizować tylko dzięki świetnej organizacji i mocnym nerwom tych dwóch ostatnich Panów.
1.5/6
Niestety nie mogę zostawić pozytywnej opini tej wycieczce.,to prawdę powiedziawszy pierwszy raz jestem tak rozczarowana.A najgorsze jest to że byliśmy w tak pięknych miejscach i co z tego kiedy przez Nicee,Monaco czy Monte Carlo przelecieliśmy biegiem.Hotele były nawet ok,wyżywienie też co z tego jeśli usytuowane były tak daleko że czasem żeby dojechać na godzinę zwiedzania jechaliśmy dwie a potem szybko do autokaru i znów 2,3 godziny w drodze.Gdyby nie to że mieliśmy naprawdę zgraną ekipę, zwłaszcza tył autokaru (pozdrawiam Kochani :-*)to byłaby porażka totalna. Wycieczka jest naprawdę wyczerpująca,nie ma czasu na nic,ani kupić pamiątki,już o obiedzie nie wspomnę,szybka bułka w ciągu dnia jedzona w autokarze,jeśli się zdąży ją kupić.O pilocie Panie Grzegorzu można by pisać wiele...chyba jest już przemęczony,albo totalnie wypalony,nie nadaje się już do pracy z grupą ludzi.Zyczę dużo zdrówka,zwłaszcza że opuścił nas już w pierwszym dniu i trafił do szpitala(i to wcale nie jest nasza wina )W nocy dojechała do nas nowa pilotka Pani Iwona,mimo że do tej pory była tylko rezydentem to dawała sobie radę ze wszystkim.W Nimes i Avignonie mieliśmy przewodnika francusko języcznego,zresztą odezwała się może ze dwa razy w ciągu dnia,nie rozumiem wogóle po co ona tam z nami była.Reszta przewodnikow była bardzo kompetentna i miła,mówiący po polsku
1.5/6
Proponuję zmianę nazwy objazdu na "Uroki autostrad południowej Francji"był to najgorszy objazd na jakim byliśmy z Rainbow