5.2/6 (194 opinie)
3.0/6
Do wyboru tej wycieczki skłonił mnie bardzo ciekawie zapowiadający się program oraz wysokie oceny. Niestety po moim pobycie (14-21 lipca 2016 r.) nie jestem skłonny wystawić aż tak dobrych notowań, jak moi poprzednicy. Główną przyczyną tego stanu rzeczy była zbyt wysoka liczebność grupy (aż 47 osób!). Poprzednie grupy miały podobno po ok. 18 i 25 osób, więc po ich ocenach wnioskuję, że byłaby to liczba optymalna. Tak duże skumulowanie turystów w jednym terminie prawdopodobnie nastąpiło z powodu odwołania przez biuro dwóch poprzednich terminów tej samej wycieczki. Przez to, że było nas aż tak dużo tylko dwa razy udało się nas wszystkich zmieścić w jednym hotelu (Hotel Sidro w Barze i Mediteran w Ulcinj – oba położone w Czarnogórze). Przez resztę dni byliśmy natomiast rozbici na dwa albo nawet i trzy hotele, w ramach jednej miejscowości, które na dodatek miały skrajnie różny standard (np. wspaniały Hotel Belvedere, położony w miejscowości Św. Stefan koło Ohrydu, a kiepski Hotel Filip, położony w samym Ohrydzie, gdzieś na peryferiach i tunelem odcięty od reszty świata). Przydział do hoteli odbywał się wg zupełnie dla mnie niejasnych kryteriów i byliśmy po prostu stawiani przed faktem dokonanym. Trudno było się nawzajem poznać, zintegrować i razem biesiadować, kiedy nasza grupa była niemal co wieczór rozbijana. Częste poranne pakowanie walizek do autokaru tylko po to, żeby dojechać do reszty grupy w drugim hotelu i zdążyć na wspólne śniadanie było nie tylko bardzo męczące, ale przede wszystkim niesprawiedliwe, bo za tę samą cenę część klientów otrzymała dużo gorszą usługę, niż pozostali. Inaczej też wyglądały posiłki w tych różnych hotelach w jednej miejscowości (np. na obiad bogaty stół szwedzki w jednym, a w drugim brak wyboru: każdemu serwowano kotlet, ziemniaki i wodę). Pomijam, że z powodu słabej organizacji podczas trekkingu po ścieżkach Parku Narodowego Galicica połowa grupy się zgubiła (i lokalne przewodniczki szukały jej przez prawie godzinę), zaś w Prisztinie (Kosowo) zabrakło w ogóle pokoi dla kilku par, pomimo tego, że podobno biuro rezerwowało je kilka miesięcy wcześniej. I znowu część grupy musiała być późnym wieczorem odwieziona na nocleg do hoteliku obok, gdzie standard znacznie odbiegał od poprzedniego. Recepcjonista Hotelu „Princi i Arberit” z rozbrajającą szczerością rozkładał tylko ręce. Na wycieczce zapewniono generalnie niski standard hoteli (oprócz trzech: Belvedere, położony w miejscowości Św. Stefan koło Ohrydu oraz Arifi , Princ - oba położone w miejscowości Shkodër w Albanii). W pokojach było raczej brudno i bardzo ciasno. Łazienki często w fatalnym stanie: brak gniazdek elektrycznych, pourywane skrzydła drzwi w kabinach prysznicowych, uszkodzone słuchawki, pourywane węże i odpadające kurki od prysznica. W pokojach za to można było zastać niedziałającą klimatyzację, brak żarówek, brak nawet głupich baterii do pilotów (dotyczy zwłaszcza Hotelu Filip w Ohrydzie - Macedonia). Pracownicy hoteli (recepcja, restauracja) raczej nieprzyzwyczajeni są do obsługi tak sporej grupy turystów i nie dawali rady np. z serwowaniem dań czy nawet nalewaniem porannej kawy (nie wszyscy zdążyli ją wypić przed podróżą). Toalety ogólnodostępne przy recepcjach były nieraz o wyższym standardzie i czystsze, niż te w pokojach (dotyczy zwłaszcza hotelu Mediteran w Ulcinj) Przebieg wycieczki nie był tak do końca zgodny z programem zamieszczonym na stronie biura. Pierwszego dnia, po przylocie do Podgoricy (Czarnogóra) miał się odbyć transfer do hotelu w Albanii, gdy tymczasem zakwaterowanie odbyło się w Czarnogórze, w paskudnym hotelu Sidro, położonym na samym końcu portowej miejscowości Bar. Bardzo niski standard tego hotelu (rodem z PRL) zmusił nas do wyjścia w miasto, gdzie niestety niewiele się działo. Plaże są tam mocno zaśmiecone i śmierdzące (leżą chyba za blisko portu), a wszelkie lokale były pozamykane, zaś deptak prawie pusty. Do najbliższej przyzwoitej plaży, którą było widać po trasie z lotniska lepiej chyba wziąć taksówkę, bo na spacer jest za daleko. Podobno dopiero bardzo późnym wieczorem lokale się tam otwierają, a na deptak wychodzą rosyjscy turyści, czego jednak nie było dane mi sprawdzić, z uwagi na wczesną porę wymeldowania z hotelu. Jedynym plusem peryferyjnej lokalizacji hotelu Sidro jest bardzo bliska odległość od dwóch dużych marketów ogólnospożywczych, gdzie można było zrobić pierwsze zakupy. Dla osób ciekawych nowych smaków polecam zakup napoju Bamboos, stanowiącego mieszankę czerwonego wina z coca-colą. Dopiero drugiego dnia wcześnie rano zostaliśmy przetransportowani do Albanii i w miejscowości Shkodër naszą grupę zameldowano aż w trzech hotelach. Do tego dodać należy niekomfortowy autokar. Mimo tego, że pojazd był klimatyzowany, a kierowcy bardzo doświadczeni (płynna, bezpieczna jazda po górskich drogach) to jednak kilkanaście godzin trasy potrafiło całkowicie wyczerpać. Mając na uwadze, że to jednak wycieczka objazdowa można nam było zapewnić jednak nowszy autokar, w którym byłoby nieco więcej miejsca. Bardzo ciasne rozmieszczenie siedzeń, brak podnóżków, a niekiedy też podłokietników i pourywane półki sprawiały, że podróżowanie było mocno uciążliwe. Co znamienne - biuro dysponowało przecież dużo nowszymi i bardziej przestrzennymi autokarami, ale zostały one podstawione tylko dwa razy - na transfer z / do lotniska oraz na jednorazową wycieczkę fakultatywną po Czarnogórze. Na koniec wspomnieć wypada o fatalnej przewodniczce – osobie, od której przecież tak wiele zależało. Pani Magda Helińska być może posiada bogatą wiedzę o Bałkanach, ale trudno mi było to stwierdzić, skoro nie potrafiła się nią z nikim podzielić. Były momenty, kiedy opowiadała nawet ciekawie (np. o różnicach językowych i kulturowych) jednak przez większość czasu nie sposób było przefiltrować nawet prostego organizacyjnego komunikatu, przez jej irytującą manierę językową i nielogiczność wypowiedzi. Rozpoczynanie w zasadzie wszystkich zdań od „także tutaj” i wtrącanie licznych ozdobników, w stylu „nie mniej jednak”, „też również” itp. uniemożliwiało zrozumienie jakiegokolwiek przekazu i zniechęcało do słuchania. Do tego należy dodać jej zamiłowanie do urywania zdania w połowie, przez co jej „anegdoty” pozbawione były jakiejkolwiek pointy. Zdaje się, że już nawet lokalni przewodnicy mówili po polsku bardziej poprawnie gramatycznie i dużo ciekawiej od niej (np. Pan Dawid – przewodnik po kanionie Matka oraz wesoły Pan Filip, towarzyszący nam podczas fakultatywnego zwiedzania Czarnogóry - Montenegro Tour). Również tłumaczenia przez nią wypowiedzi lokalnych przewodników niemówiących po polsku (panie: Elena i Katrina) pozostawiały wiele do życzenia, zwłaszcza gdy samemu zna się trochę język angielski, a z resztą języki bałkańskie nie odbiegają znacznie od języka polskiego. Program wycieczki bogaty i mocno napięty, przez co przy skorzystaniu ze wszystkich ofert fakultatywnych pozostawało bardzo mało czasu wolnego (oprócz ostatniego dnia, jeśli ktoś nie wykupił wycieczki po Czarnogórze). Bardzo wczesne wyjazdy (piąta rano), późne powroty (nawet po północy) i lokalizacja hoteli na obrzeżach miast nie pozwalały na samodzielne odkrywanie okolicy, a nawet na kąpiel w jeziorze Ochrydzkim / Adriatyku. Tylko w trakcie wycieczek otrzymaliśmy krótki – półtoragodzinny czas wolny, który siłą rzeczy (brak posiłków) przeznaczaliśmy raczej na zakup jedzenia czy wypoczynek przy kawie i ciastku, niż na samodzielne zwiedzanie.
2.5/6
Liczyłam na oglądanie poprzez chodzenie i dotykanie, a dostałam wycieczkę w autokarze i zwiedzanie przez szybę - kicha.
2.5/6
Szczegółowe uwagi zapisalem w części "program" i "noclegi"
2.0/6
Jest to moja pierwsza wycieczka zorganizowana przez biuro podróży. Opis wycieczki był dla mnie bardzo kuszący, dlatego też zdecydowałyśmy się z koleżanką wyjechać na nią. Niestety nie było tak, jak zostało to opisane w programie, a grupowe zatrucie pokarmowe pokazało jak bardzo biuro podróży ma swoich klientów gdzieś. Ale zacznijmy od początku. Pierwszy dzień - wylot z Warszawy, b. późno przyjazd, w hotelu byliśmy około 23, więc nie było szans oczywiście na zwiedzanie miasta jak i kolacje. Kolacja w postaci pakietu - sucha bułka z kotletem + woda i owoc. W hotelu brak klimy. Dzień drugi - śniadanie okropne w tym hotelu, najgorsze z całego objazdu. Wszędzie brud, aż odstraszał od jedzenia. Podróż jeepami do wioski, na początku głównie asfaltem więc średnia przyjemność, ale pod koniec było trochę "dzikiej drogi". Dojechaliśmy na miejsce gdzie miała czekać na nas wielka uczta, o mięsie które się dla nas piecze słyszeliśmy od rana. Niestety, coś poszło nie tak i mięsa nie było, jedynie rzucili kilka kawałków mięsa chyba z kurczaka (nie dane było mi skosztować :) ) ... Następnie był trekking do wodospadu, widoki piękne. I potem przejazd do hotelu jeepami przez miasto. Każdy chyba przyzna, że 2 godziny drogi przy odsłoniętych bokach samochodu to nic miłego, bardzo wiało i było po prostu zimno. Dotarliśmy do hotelu w Albanii (bardzo ładny standard i dobre jedzenie) ale okazało się, że część grupy ma spać w innym hotelu, dostaliśmy zapewnienie że ten sam standard. Niestety nie, w tym drugim nie było windy, a pokój dostałyśmy na 3cim piętrze, co przy wnoszeniu walizek około 20kg może okazać się bardzo upierdliwe. Dzień 3ci to zwiedzanie twierdzy Rozafy w Albanii a potem jezioro Ochrydzkie w Macedonii, dla mnie najpiękniejsze widoki całej wycieczki. Super przewodniczka w Macedonii, opowiadała z pasją. Kolejny dzień był dniem wolnym, gdzie można było skakać z paralotni lub wybrać się na wycieczkę do wioski. Niektórzy uczestnicy lotów nie dostali pakietów śniadaniowych bo podobno zabrakło. Przewodnik kupił później tym osobom jakieś przekąski w piekarni. Wycieczka do wioski bardzo przyjemna, ale wspólne gotowanie to trochę na wyrost. Mieszkańcy otwarcie mówią, że to tylko taka "atrakcja turystyczna" i zrobione przez dziewczyny ciasta zostały zagniecione z powrotem dla kolejnej grupy, takie słabe zagranie. Mieszkańcy którzy nas gościli nie są mieszkańcami tej wioski - pani domu pochodzi z Syberii a pan domu na stałe mieszka w Holandii. Ale apogeum zostało osiągnięte następnego dnia, kiedy to połowa wycieczki obudziła się z ciężkimi objawami zatrucia pokarmowego. Tego dnia mieliśmy już opuszczać hotel w Macedonii (byliśmy tam dwie nowe - pokój i jedzenie było okej, chociaż nie wiadomo czy to zatrucie było akurat z tego jedzenia) i jechać do Kosowa. Niektóre osoby nie były w stanie siedzieć, przewodnik poinformował nas że możemy zostać w tym hotelu na kolejną noc (na własną rękę i koszt) a potem "jakoś sobie dojechać" do Czarnogóry, do hotelu docelowego... Ja osobiscie byłam tak słaba, że nie byłam w stanie myślec, a co dopiero na własną rękę podróżować lokalnym transportem z kraju do kraju. Na pytanie o pomoc medyczną usłyszeliśmy tylko, że musimy dzwonić do ubezpieczyciela. Przewodnik kupił nam leki (za to plus, bo nikt w Macedonii raczej nie mówi po angielsku) i musieliśmy ruszyć dalej. Widok ludzi wymiotujących do koszy na granicy Macedonia - Kosowo niezapomniany. Oczywiście nie zwiedziłam Kanionu Matka, w tym czasie część osób (w tym ja) dogorywała na jakiejś polanie przed kanionem. Dojazd do Kosowa bardzo późno, był tylko kilkunastominutowy spacer po mieście przed kolacją. Pokój w znośnym standardzie, niestety klima nie działała. Kolacja wyglądała b. ładnie, ale niestety nie miałam okazji spróbować, to samo śniadanie. Przedostatni dzień do podróź do Czarnogóry i rafting na rzece. Z raftingu też nie skorzystałam, ale nie żałuję - przeszła tak okropna burza i ulewa (którą można było przwidziec patrząc na prognozy) że zamiast cieszyć się widokami ludzie musieli wiosłować co sił, żeby się jakoś rozgrzać i nie zamarznąć, z tyrolki skorzystało kilka osób. Potem przejazd już do hotelu w Ulcinj, dotarliśmy tam około 23. Ostatni dzień to był dzień wolny, gdzie można było wykupić fakultatywną wycieczkę do Kotoru. Ja zostawałam jeszcze na wypoczynek wiec postanowiłam wziąć tę wycieczkę później jak będę się lepiej czuć. W hotelu na wypoczynku piątego dnia po zatruciu nadal nie czułam się najlepiej, poprosiłam rezydentkę Anię o pomoc, niestety usłyszałam to samo - że mam dzwonić do ubezpieczyciela, także w ten sposób musiałam zorganizować wizytę lekarza, która była bardzo szybka (mało pomocna ale to już inna kwestia, lekarz kazał się po prostu nie przejmować i czekać aż minie...). Dzień przed wycieczką do Kotoru (juz na wypoczynku) próbowałam się dodzwonić do rezydentki z zapytaniem czy mogę się jeszcze zapisać na wycieczkę (nie zapisywałam się wcześniej z obawy że będę musiała zrezygnować), ale niestety nie dostałam żadnej odpowiedzi mimo odczytania przez nią wiadomości na Whatsuppie. TOTALNY brak profesjonalizmu. Nikt oczywiście nie zapytał jak moje samopoczucie, ważne że hajs się zgadzał. Podsumowując - masa czasu spędzona w autokarze, punkty wycieczki nie do końca zrealizowane, hotele o różnym standardzie i totalny brak wsparcia w załodze rainbow w temacie zbiorowego zatrucia pokarmowego. Na pewno więcej niż 10 osób odczuwało skutki zatrucia, więc wezwanie lekarza do hotelu w kossowie, gdzie mieliśmy kolejny nocleg mysle że pomogłoby wielu osobom szybciej wrócić do formy i jednak skorzystać w większym wymiarze w urlopu. Wiem jedno - nigdy więcej RAINBOW.