Opinie klientów o Gruzja, Armenia - Ormiański Świat

5.2 /6
201 
opinii
Intensywność programu
4.9
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.2
Transport
5.0
Wyżywienie
4.8
Zakwaterowanie
5.1
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

5.5/6

Artur 25.06.2017
Termin pobytu: czerwiec 2017

Kaukaz,zabytki,krajobrazy,ludzie .

Gruzja – Armenia Ormiański Świat 06.2017 To że w tym roku pojechałem z BP Rainbow na wycieczkę ,to był przypadek .W ubiegłym roku byłem z tym biurem na wycieczce” Portugalia od deski do deski” i była to impreza, oceniana nie tylko przeze mnie ,jako co najwyżej przeciętna. Niekompetentny pilot „położył” nieżle zorganizowaną wycieczkę w bardzo atrakcyjnym kraju, przy świetnej pogodzie.( relacja P. Krystyny Grychtolik-06.2016).Jechałem do Gruzji pełen obaw. Zaczęło się od 1,5 godzinnego opóżnienia lotu –Small Planet podstawiło zepsuty samolot , który jakoś został naprawiony ,ale brak informacji nie nastrajał optymistycznie. Podobnie było w przypadku drogi powrotnej. Samolot przyleciał z 10 min. opóżnieniem ,a odleciał z Batumi już z 40 minutowym. Na lotnisku przywitała nas P.Dominika która okazała się jednym z najlepszych pilotów wycieczek jakich miałem okazję spotkać .Kompetentna, zorganizowana, świetnie znająca Gruzję i Armenię, kulturalna i dowcipna. Wraz z P Marysią (przemiła Gruzinka dobrze mówiąca po polsku) tworzyły wspaniale uzupełniający się duet. Gdy dodamy zdyscyplinowaną grupę turystów i walory zwiedzanych krajów udała się jedna z najlepszych wycieczek Było to tym łatwiejsze do zauważenia i docenienia ,bo równoległą grupę prowadziła P.Zofia którą oceniam jako przedstawiciela BP Rainbow Tours psującego wizerunek firmy. Jeszcze raz podkreślam ogromny wpływ pilota na końcową ocenę imprezy, na którą składa się wysiłek organizacyjny wielu pracowników RT i wynajętych firm. Wycieczkę tą opisało przede mną wiele osób i właściwie niewiele można dodać .Przydały by się autokary o trochę wyższym standardzie – toaleta i troszkę większe odstępy między fotelami. 400 kilometrów krętymi górskimi kiepskimi drogami to ponad 8 godzin jazdy. Poza tym polecam Gruzję z RT,bo naprawdę warto (zwłaszcza jeżeli będziecie mieli szczęście trafić na takiego pilota, jak P.Dominika).

5.5/6

Alina Lucyna, Studzienice 11.08.2021

Dla oka i ducha

Bardzo polecam tą wycieczkę Program napięty ale warto. Chcąc zobaczyć tyle pięknych i ciekawych miejsc nie może być lajtowo

5.5/6

ELŻBIETA 26.10.2017
Termin pobytu: wrzesień 2017

Moje Batumi

wspaniała wycieczka, dobrze przygotowany program. Jedynie Pilotka nie całkiem sprostała zadaniu.

5.5/6

Tamara i Henryk 21.08.2019

Kawałeczek Ormiańskiego Świata

„Jedna z gruzińskich legend mówi, że kiedy Bóg tworzył świat i chciał rozdzielić ziemię pomiędzy narodami, powstał wielki harmider. Gruzini stwierdzili, że zamiast stać w długiej kolejce po najpiękniejsze zakątki ziemi wolą tańczyć, śpiewać i pić wino w cieniu drzew, czekając na swoją kolej. Gdy Bóg skończył przydzielać ostatnie wolne tereny, zauważył biesiadujących Gruzinów i w nagrodę za zachowanie pogodnego spokoju oddał im "swój Raj na Ziemi" w którym miał odpocząć po skończonej pracy.” Do takiego raju polecieliśmy. Batumi przywitało nas pochmurnym niebem i mżawką. Nie straszne nam takie sytuacje, spacer nadmorską promenadą zaliczyliśmy. Nowoczesne hotele w budowie i te wybudowane zachwycały. Wszędzie zielono, czysto i przystosowane do potrzeb turystów, jak na najsłynniejszy nadmorski kurort Gruzji przystało. Przejazd aleją im. Marii i Lecha Kaczyńskich pokazało jak dalece rozwinęło się Batumi. Te „Stare” to Plac Europe Square z posągiem Medei ze złotym runem, fontanną, zegarem astronomicznym, starymi kamienicami z XIX w., hotelami i kasynem. Spacerując starymi uliczkami minęliśmy cerkiew Sw. Mikołaja, Chacha Tower, z którego ponoć od czasu do czasu leje się bimber. Doszliśmy do promenady z Wieżą Alfabetu i rzeźbą „Ali i Nino”, którzy tym razem nieruchomo, wtuleni w siebie, symbolizowali miłość (zazwyczaj mechanizm uruchamia postacie). W drodze do Gori zatrzymaliśmy się w rezerwacie Sataplia. Największą atrakcją rezerwatu jest jaskinia, która słynie z pięknych okazów stalagmitów i stalaktytów oraz śladów dinozaurów. Okazy są podświetlone różnobarwnymi lampami, które uwydatniają ich niezwykle kształty. Olbrzymi głaz, wypłukany i wilgotny od kapiącej wody, sprawia wrażenie gigantycznego ludzkiego serca. Wrzucony weń pieniążek przynosi ponoć szczęście w miłości. Wrzuciłam. Ostatnim obiektem tego dnia było Muzeum Stalina. Wejście weń przywodzi mieszane odczucia. Muzeum jest ogromne, mieszczą się tu pamiątki po „wielkim wodzu”. Nie znajdzie się tu jednak wyjaśnienia udziału Stalina w wojennych zbrodniach, stworzeniu sieci obozów przymusowej pracy czy wymordowanie tysięcy ludzi. Muzeum jest hołdem ku czci wielkiego mieszkańca Gori. Na placu przed głównym budynkiem odtworzono dom mieszkalny, w którym Stalin spędził pierwsze lata swojego życia oraz wagon-salonka, w którym wódz podróżował na konferencję do Jałty, Teheranu i Poczdamu. Monastyr Dźwari – kolebka gruzińskiej wiary - góruje nad Mcchetą, pierwszą stolicą centralnej Gruzji. Od niego rozpoczęliśmy kolejny dzień zwiedzania. Miejsce, które znaliśmy z licznych fotografii, nagle stało się realne. Mogliśmy obejść go z każdej strony, dotknąć, upajać się jego urokiem a platforma widokowa przy nim ukazywała widok na całą Mcchetę i katedrę Sweti Cchowali, miejsce koronacji i pochówku władców Gruzji. Tam dokonaliśmy zakupu ikony z 12-oma apostołami, napiliśmy się kawy, piwka i upajaliśmy się widokami i atmosferą. Potem prosto do Tbilisi, cały czas podziwiając krajobraz. Zwiedzanie Tbilisi rozpoczęliśmy od soboru Trójcy Świętej najmłodszej i największej budowli sakralnej w Gruzji. Symbol odrodzenia religijności Gruzji. Coś jak nasz Licheń. Przytłacza wielkością, rozmachem i dbałością o teren. Przejazd Aleją Rustawelego. Mijamy stary parlament, Muzeum Narodowe, galerie, teatry i kawiarnie. Wreszcie spacer ulicami Tbilisi. Stolica tętni życiem, żar leje się z nieba ale my szczęśliwi, że możemy tu być i upajać się jego urokiem, atmosferą. Mijamy zabytkowe budynki, wagony tramwajowe przerobione na lodziarnie, kawiarnie itp. pomniki. Klimatyczne uliczki zachwycają pięknem a mieszczące się przy nich kawiarenki i restauracje zapraszają swoimi zapachami. Zatrzymujemy się przy Synagodze Syfardyjskiej, podziwiamy pomnik króla Wachtanga Gorgasali, pomnik tamady, cerkwie, Most Pokoju nad rzeką Kurą. Wreszcie wjazd kolejką linową na Narikalę, starożytną twierdzę wznoszącą się nad Tbilisi. Z okien kolejki podziwiamy panoramę miasta spoglądając z góry na domostwa i ważne obiekty. Nad tym wszystkim góruje monumentalny pomnik „Matki Gruzji”. Schodzimy z twierdzy od strony łaźni siarkowych by je podziwiać z różnych poziomów. Mieszczą się w najstarszej dzielnicy Abanotubani. Kopuły które widać pomiędzy zabudowaniami to dachy łaźni. Wieczorem wyjątkowa atrakcja. Kolacja w gruzińskiej restauracji z występami, wyśmienitym jadłem, winem, chachą (to taki tutejszy bimber) i tańcami. Szkoda było wracać do hotelu. Nogi rwały się do tańca. Kolejny dzień to Armenia. Ormianie często nazywają swój kraj Karastan „kraj kamieni” ze względu na górzyste rejony i skały wulkaniczne. Wg legendy Bóg tworząc świat przesiewał ziemię przez ogromne sito. Miękką ziemię rozrzucił po świecie a kamienie trafiły w miejsce gdzie leży Armenia. Przekroczenie granicy przeszło sprawnie i szybko. Celnicy ormiańscy potrafią przetrzymać grupę na granicy kilka godzin. My jednak mieliśmy szczęście. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kompleksu klasztornego Goshavank. Tu po raz pierwszy zobaczyliśmy charakterystyczne chaczkary, kamienne płyty upamiętniające wydarzenie lub osobę. W jego okolicach udało nam się dość tanio kupić starą metaloplastykę z symbolami ormiańskiej kultury. Jezioro Sevan ukazało nam się w kolorze turkusu. Ponoć od dawna nie wyglądało tak pięknie. Rozświetlone przez słońce biło blaskiem po oczach. Coś cudownego. Nad nim majestatycznie stał klasztor Sevanawank, zwany „Czarnym klasztorem” z powodu banicji wysoko urodzonych. W dole bazar z pamiątkami, kusił swoimi wyrobami. Skusił. Następny dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania kolejnego kompleksu klasztornego (wszystkie grzechy zostaną nam odpuszczone po takiej ilości) Geghard. Tu przechowywano włócznię Longinusa, którą miał być przebity bok Chrystusa. Kompleks częściowo wykuty w skale. Położony w surowej i majestatycznej scenerii. Zapach kadzidła, półmrok, cerkiewna muzyka uduchowiała, ale aby było coś dla ciała zjedliśmy lawasz - chleb ormiański nadziewany rodzynkami, orzechami i masą miodową. Coś wspaniałego. Droga, którą pokonywaliśmy autokarem, ukazywała nam piękno krajobrazu górskiego. Wśród tej scenerii majestatyczna świątynia boga Mitry, skąd rozciąga się przepiękna panorama na dolinę rzeki Azat. Po dotarciu do Erewania zwiedzanie rozpoczęliśmy od Kaskady-centrum sztuki współczesnej. Składa się z pary szerokich kamiennych schodów wspinających na górskie zbocze ponad 300 metrów. Na pięć kolejnych poziomów, z platformami między schodami, na których znajdują się fontanny i eksponowane są rzeźby. Dla leniwych schody ruchome do dyspozycji. Z najwyższego poziomu można podziwiać panoramę Erewania, stolicy rozwijającej się z rozmachem i zadziwiającą swoją nowoczesnością. Spacer ulicami Erewania pozwolił na wczucie się w jego atmosferę, podziwianie starych i nowych budowli. Plac Republiki to główny plac Erewania gdzie odbywają się uroczystości publiczne. Ruchliwe, z pięknymi budowlami, fontannami. To tu mieści się hotel, w którym w 1985 roku nocowałam, dzisiaj to hotel Mariott. Czas wolny poświęciliśmy na dojście do olbrzymiego targowiska. Zobaczyć można było rękodzieła, pamiątki, zjeść i napić się czegoś. To możliwość utożsamienia się z tubylcami. Posmakowania ormiańskiej atmosfery. Kolejny punkt to katedra w Eczmiadzynie. Kościół macierzysty Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. Udało nam się trafić na uroczystość chrztu. Następnie pomnik poświęcony ofiarom ludobójstwa Ormian z 1915r. No i ostatni punkt tego dnia. Wizyta w fabryce ormiańskiej brandy Ararat. Beczki z leżakującą brandy, zdjęcia wysoko postawionych tego świata będących gośćmi a nawet właścicielami niektórych beczek. Główna z nich należy do Charles Aznavoura, znanego ormianina, który był dumny z swego pochodzenia. No i część - na którą każdy czekał - degustacja i możliwość zakupu. Kolejny ranek przywitał nas możliwością zobaczenia Góry Ararat. Przejrzystość powietrza pozwoliła nam na uwiecznienie tego na zdjęciach. Droga, którą pokonywaliśmy w celu przekroczenia granicy z Gruzją na zawsze zostanie w mojej pamięci. Jej stan nie pozwalał rozwinąć większej prędkości niż 20 km . Miało to swoje zalety. Mogliśmy obserwować mijane domostwa, gdzie czas się zatrzymał, gdzie łajno krowie służy jako opał zimą, gdzie ziemianki to stały element obejścia, gdzie bociany gremialnie zakładają gniazda, gdzie natura nadaje rytm życiu, gdzie trzoda chadza każdymi drogami. Sielskość i prostota życia zaskakuje, zadziwia i wzbudza pewien rodzaj nostalgii za tego typu życiem. Życiem gdzie nie ma „wyścigu szczurów”. Malowniczy krajobraz zadziwiał swoim urokiem i z niedowierzaniem patrzyło się na cuda natury, które powalały swoim urokiem. Sceneria wręcz nierealna. Po przekroczeniu granicy z Gruzją udaliśmy się do Wardzii, skalnego miasta - klasztoru na zboczu góry Eruszeli. Miasto budowane przez Jerzego III, ukończone przez jego córkę Królową Tamarę. Wardzia była samowystarczalnym ośrodkiem miejskim z rozbudowanym systemem nawadniania przez poprowadzonym wewnątrz rynnom i sąsiedztwu rzeki Mtkwari. Wczesny przyjazd do Achalciche umożliwił nam wieczorny spacer do twierdzy Rabati . Odnowiona w części dla turystów to hotele, restauracje i sklep z pamiątkami, druga część przeznaczona do zwiedzania . Obeszliśmy twierdzę dookoła, weszliśmy na wieże skąd roztaczał się przepiękny widok na całą okolicę. Zachwycały misterne ażurowe balkony. Zapadający zmrok pozwolił nam podziwiać twierdzę w blasku oświetlających ją neonów. Rankiem przejazd do Bordżomi, gruzińskiego uzdrowiska położonego w górach Małego Kaukazu, nad rzeką Kurą. Mieliśmy okazję popróbować wód mineralnych prosto ze źródła. Przepiękna okolica, rześkie górskie powietrze, zapas minerałów, niczego więcej nie trzeba było. Dalsza trasa nadal ukazywała nam piękno gór, przyrody a to wszystko w towarzystwie rwącej rzeki Kury. Dotarliśmy do średniowiecznego klasztoru Gelati, niedaleko Kutaisi. Kolejne miejsce które zachwyca położeniem, otaczającą go przyrodą, Przepiękne freski i malowidła dzięki czemu wnętrze jest bardzo atrakcyjne. Ostatnie popołudnie i noc w Batumi spędziliśmy w świetnie położonym hotelu „Sputnik”. Kolacja i śniadanie na tarasie z którego można było podziwiać panoramę miasta nieocenione. Patrycja, kolejna świetna pilotka biura Rainbow, przekazywała nam informacje o Gruzji i Armenii. Interesujące były opowiadane przez nią legendy. Wróciliśmy z ogromnym niedosytem ale też pełni wrażeń i emocji. Cudownie jest zwiedzać świat.
125262751
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem