5.0/6 (60 opinii)
5.5/6
Super wycieczka. Ciekawe miejsca. Dobrze zorganizowana. Trochę mało regionalnych potraw w hotelach. Polecam.
5.5/6
Wycieczka do Rumunii łamie wszelkie mogące w nas tkwić stereotypy na temat tego kraju. Myślę, że jest to świetna propozycja dla osób, które odwiedziły już wcześniej najbardziej znane miejsca Europy i chciałyby zobaczyć coś nowego i nieco odmiennego. Jeżeli ktoś zastanawia się, czy Rumunia jest dobrym kierunkiem turystycznym, to zdecydowanie polecam odwiedzenie tego kraju. Moim zdaniem wycieczka „Hrabia Drakula na wakacjach – dla wygodnych” należy do najlepszych na tym kierunku, ze względu na bogaty program połączony z możliwością odpoczynku. Program wyjazdu jest zróżnicowany i zawiera wiele ciekawych miejsc w Rumunii i wschodniej Bułgarii, takich jak zachwycająca kopalnia soli Salina Turda (zupełnie inna od naszej Wieliczki czy Bochni), urokliwe miasteczka (np. Sighisoara, Nesebyr), tętniące życiem miasta (np. Braszów, Bukareszt) oraz znane kurorty (np. Warna, Konstanca). Praktycznie przez cały czas turystom towarzyszą piękne widoki, dzięki czemu nawet przejazdy autokarem pomiędzy poszczególnymi miejscami stanowią dodatkową atrakcję. Po drodze widzimy tradycyjne wsie, wysokie góry oraz niższe, pełne zieleni wzgórza, pasące się zwierzęta, uprawy różnych roślin, stogi siana i inne elementy, których próżno szukać w krajobrazach wielu europejskich krajów. W niektórych rejonach na uwagę zasługują również budowane w specyficznym stylu domy – pałace. Wrażenie robi także towarzyszące nam na części trasy morskie wybrzeże. Podsumowując, na wycieczce mamy praktycznie wszystko czego można zapragnąć – morze, plażę, góry, rzeki, piękne krajobrazy, naturę, wioski, urokliwe miasteczka i duże miasta. Polecam ją turystom szukającym pomysłu na kolejną podróż. Moje ogólne wrażenia z tej wycieczki są bardzo dobre. Szczegółowe opisy zawarłem przy ocenie poszczególnych elementów.
5.5/6
Rumunia w zasadzie broni się sama. Czuć klimat Siedmiogrodu na każdym kroku. Dobra baza hotelowa w każdym mieście na trasie. Bułgaria to już zupełnie inny klimat - bardziej męczący. Pobyt w Warnie był komfortowy. Dobry hotel bardzo blisko morza Czarnego, w najbliższej okolicy znajdowało się muzeum archeologiczne, które wywarło na nas ogromne wrażenie. Bardzo tanie i dobre wina. Miasto ciasne i duszne. Dłuższy pobyt nie byłby komfortowy. Najciekawszym elementem wycieczki był Bukareszt. Miasto jest na tyle ciekawe, że organizator powinien pomyśleć nad dwoma dniami w stolicy Rumunii, gdyż jest to perełka na skalę południowo-wschodniej europy. Bardzo mocnym punktem wycieczki był pilot - Pan Wojtek. Co prawda specjalizuje się w Turcji, ale mimo wszystko wykazał się bardzo głęboką wiedzą oraz zaangażowaniem przy prowadzeniu wycieczki. To samo tyczy się przewodniczki - Pani Julii, która nie dość że świetnie mówiła po polsku to posiadała rozległą wiedzę historyczną. Polecamy wszystkim niezdecydowanym :)
5.5/6
Kompletnie nie wiedzieliśmy czego możemy spodziewać się po Rumunii. Byliśmy mile zaskoczeni. 1.Sama podróż przebiegła spokojnie. Najsłabszym punktem była przesiadka w Woszczycach. Samo miejsce jest dobrze przygotowane dla podróżnych jednak jest zdecydowanie za mało miejsca na więcej niż 15 autobusów. Do restauracji czy toalety kolejki i ogromny ścisk (tym gorzej gdy pada). Spore zamieszanie przy przepakowywaniu bagażu. Liczba przystanków była wystarczająca. Na Słowacji podczas dłuzszego postoju był czas na zjedzenie czegoś ciepłego. Na miejsce dojechaliśmy późno w nocy - ok. 1. Myśleliśmy, że uda nam się być trochę szybciej, ale nasi kierowcy wybrali przy granicy Węgiersko-Rumuńskiej "skrót" który niestety okazał się dłuższą drogą. Następnego dnia rano wyjechaliśmy do Kluż-Napoka, stolicy Siedmiogrodu. Duże, uniwersyteckie miasto z bardzo ładnym rynkiem. Pilotka opowiedziała nam trochę o mieście jednak nie dowiedzieliśmy zbyt wiele, ponieważ nasza przewodnicza po Rumunii zachorowała i dołączyła do nas dopiero drugiego dnia. Następnie przejechaliśmy do kopalni soli - Salina Turda. Miejscowa przewodniczka opowiedziała nam o historii kopalni. Salina turda to także centrum rozrywkowe. Na dole znajduje się mały teatr, billard, stoły do tenisa oraz jezioro po którym można popływać wypożyczonymi łódkami. W czasie wolnym skorzystaliśmy z tej atrakcji. Mieliśmy około godzinę, więc musieliśmy szybko zdecydować co chcemy robić. Trochę czasu zajęło nam pokonanie schodów na dół i potem do wyjścia (przy windach były duże kolejki). Wypożyczenie łódki kosztowało nas 15 lei za 20 minut. Polecam tę atrakcję! Zabakło nam jednak czasu na zakup pamiątek, które można było nabyć przed kopalnią. Po pierwszym dniu zwiedzania zawieziono nas do hotelu w Targu Mures. Ze względu na pogodę zrezygnowaliśmy ze zwiedzania tej miejscowości na własną rękę, chociaż mieszkaliśmy w urokliwym centrum. Hotel Continental - podobnie jak poprzedni- na bardzo dobrym poziomie. Jedynie obiadokolacja nas trochę rozczarowała. Dodatkiem do pieczeni i ziemniaków była kapusta (a'la bigos) polana śmietaną. Ogólnie jednak, poza ową kapustą, wszystko dało się zjeść. 2. Następnego dnia ok. 8:30 wyjechaliśmy do Sighisoary. Dotarła do nas przewodniczka - Julia (Rumunka która skończyła polonistykę w Bukareszcie i świetnie mówi po polsku). Kameralne, kolorowe miasteczko jakim jest Sighisoara zrobiło na nas duże wrażenie. Zobaczyliśmy dom w którym podobno urodził się Wlad Palownik. Udaliśmy się także po drewnianych schodach na wzgórze, gdzie zwiedziliśmy gotycki kościół i zobaczyliśmy szkołę (w której uczniowie na wysokim poziomie uczą się jezyka niemieckiego). Potem mieliśmy ponad godzinę czasu wolnego. To wystarczyło, aby zrobić zakupy- zarówno pamiątkowe i spożywcze oraz skorzystać z toalety. W Sighisoarze można zrobić piękne zdjęcia. Przejechaliśmy do Brasova. Na wzgórzu widnieje nazwa miasta, co przypomina trochę hollywood. Udalismy się do pierwszej rumuńskiej szkoły, gdzie czekał na nas profesor. Niezwykle miły, starszy człowiek, który opowiedział nam wiele ciekawostek o szkole i starodrukach. Profesor posiada także polskie książki np. z 1491 roku z Krakowa. W Braszowie przeszliśmy także najwęższą uliczką miasta i zobaczyliśmy Czarny kościół (zbudowany przez Sasów w stylu gotyckim, którego nie zwiedziliśmy ponieważ trwał remont). W centrum są liczne restauracje, kawiarnie i sklepy z upominkami. Na charakterystycznym rynku można miło spędzic czas wolny. Na nocleg przejechaliśmy do Predal. Najwyżej położonego miasta w Rumunii. Ostrzegano nas przed niedźwiedziami. Na wieczór zaplanowana byla Rumuńska kolacja. Nie skorzystaliśmy z tej atrakcji. Nie załowaliśmy, ponieważ zostając w hotelu mieliśmy okazję zobaczyć piękne widoki w ostatniego piętra w hotelu. Ponadto w restauracji za 60 lei (za dwie osoby z piwem) dostaliśmy tyle pyszynego jedzenia, że nie byliśmy w stanie tego zjeść. Osoby, które pojechaly na rumuński wieczór wróciły ok. 23.30 i były zadowolone. 3. Następnego dnia udaliśmy się do Bran - tam zobaczyliśmy biały zamek słąwny ze względu na historię Drakuli. Bylo bardzo wielu turystów przez co ziedzanie nie było zbyt komfortowe. Sam zamek bardzo przytulny z uroczym dziedzińcem. W Bran polecam posmakować serów i lokalnych dżemów, które można tam nabyć. Po Bran pojchaliśmy do Bukaresztu- niespodziewaliśmy się że stolica Rumunii jest taka piękna. Nazywanie Bukaresztu Paryżem północy nie jest przesadą. Są pola elizejskie, jest łuk triumfalny... Wiele buowli podobało mi się nawet bardziej niz Paryżu. Największe wrażenie robi jednak pałac parlamentu. Do dziś nie mogę uwierzyć, że ktoś wybudował tak ogromny i drogi budynek. Marmur, złoto wszędzie i ogólny przepych. W środku jest przepięknie, jednak Rumunii nie są dumni z tego obiektu. Warto przyjechać do Bukaresztu, zwiedzić Pałac Parlamentu i poznać jego historię. Po zwiedzaniu stolicy rozstaliśmy się z przewodniczą Julią, która opowiedziała nam bardzo wiele o Rumunii, nie tylko o ciekawych miejscach, ale także o codziennym życiu Rumunów. Uważam, że mieliśmy duże szczęscie mając ją za przewodniczkę. Dzięki niej naprawdę można pokochać Rumunię. Spaliśmy w hotelu Phenicia Express na obrzeżach miasta. Hotel bardzo atrakcyjny, skorzystaliśmy tam także z basenu, sauny i wanny z hydromasażem. Obiadokolacja była smaczna, niektórzy narzekali jednak na zbyt skromne porcje. 4. Kolejnego dnia przejechaliśmy do Bułgarii przez "most przyjaźni". Jak się okazało ta przyjaźń kosztuje. Za przejazd pilotka musiała zapłacić kilkanaście euro. Dojechaliśmy do Ruse - najmniej ciekawego miasta na trasie. Największym plusem były kawiarnie na deptaku i sklepy z pamiątkami, w których można było nabyć ławne olejki różane (ok. 20 lewów za mały kartonik) . Wydaje się ze do Ruse jedzie się "po drodze". Nie ma tam specjalnie nic ciekawego. 5.6.7.Po Ruse pojechaliśmy do Warny. My nastawialiśmy się tam przede wszystkim na wypoczynek. Dojechaliśmy już ok. 17. Wypoczynkowa część Warny bardzo nam się podobała. Plaże z czystym, drobnym piaskiem, ciepłe morze i piękna pogoda. Przy plaży wiele restauracji gdzie można zjeść np. świeżą rybę. Ceny porównywalne jak w Polsce, może nawet trochę niższe. Dostaliśmy świetnie wyposażony pokój w hotelu (m.in. szlafroki, kapcie jednorazowe, czajnik). Atrakcją była także restauracja na 15 pietrze. W hotelu było także kasyno i klub nocny. Warna to typowe, wypoczynkowe miasto z licznymi barami. Jest tam także muzeum matynarki wojennej i duży port, który warto zobaczyć. Nie udaliśmy się do Nesebyru, gdyz wybraliśmy wypoczynek i plażowanie. Pobobno wyjazd się udał, ale wiele osób narzekało na expresowe sniadanie (20 minut i tłum przy szwedzkich stołach). 8. Po wyjeździe z Warny udaliśmy się na przylądek Kaliakra. Przepiękne widoki zapierały dech w piersiach (70 metrów nad poziomem morza i 2 km. długości). Wykonaliśmy wiele pięknych zdjęć. Podobno można tam zobaczyć delfiny. Następnie wróciliśmy do Rumunii. Dojechaliśmy do Konstancy. Najciekawsze było wejscie na wieżę w meczecie (należy zakryć ramiona) oraz spacer deptakiem nad morzem. Jest tam też stare kasyno, ładne, ale zaniedbane. Po tym dniu ponownie spaliśmy w znanym nam hotelu pod Bukaresztem 9. Ostatni dzień zwiedzania to Monastyr Cozia (w którym zatrzymaliśmy się na którko, mieliśmy zaledwie 15 minut czasu wolnego po zwiedzaniu. Otrzymaliśmy świeczki, które można było zapalić w intencji osoby żywej lub zmarłej. Przy monastryrze jest studnia z której można czerpać czystą, zdatną do picia wodę. Ostatnia miejscowość to Sybin - urokliwe, bardzo niemieckie miasto z ładnym rynkiem i popularnym (choć nie dużym) Mostem kłamców. Były tam także zapowiadane "domy z oczami". Czas wolny warto wykorzystać na zjedzenie porządnego posiłku przed podróżą i zakupami na wyjazd. Późnym popołudniem ruszyliśmy w kierunku Polski. Do Woszczyc dojechaliśmy ok 8:30. * Naszą pilotką była Pani Luiza - miła i bardzo dobrze zorganizowana osoba. Chętnie odpowiadała na pytania i doradzała co warto kupić. Troche mało opowiedziała nam o Bułgarii.