Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Niezapomniane przeżycia w otoczeniu dziesiątek tysięcy dzikich zwierząt.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka rewelacyjna! Obcowanie ze zwierzętami w ich naturalnym środowisku fascynujące. Możliwość kontaktu z mieszkańcami sawanny na wyciągnięcie ręki pizistawua niesamowite wrażenie. Udalo nam się zobaczyć Wielką Piątkę i dostojne Klimandżaro. Do tego nasza Przewodniczka Pani Małgosiu - szóstka to za niska ocena!!! Kopalnia wiedzy o kontynencie. Potrafiła zarazić nas wszystkich miłością do Tanzanii i Kenii. Warunki zakwaterowanie bardzo dobre. Rada dla wyjeżdżających na przelomie czerwca i lipca - należy zabrać ciepłe rzeczy, bo wieczorami i w nocy było 14-15 stopni. GORĄCO POLECAMY TĄ WYCIECZKĘ!!!!
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wyjątkowo przemyślana i perfekcyjnie zrównoważona - trasa naszej wyprawy wiodła od gorącej Mombasy, przez magiczną Arushę, dalej w głąb bezkresu Serengeti, aż po majestatyczny krater Ngorongoro. Potem — wspaniałe przejazdy przez Park Narodowy Amboseli z widokiem na Kilimandżaro i końcowy przystanek w dzikim, wulkanicznym Tsavo West. Jak na tydzień - intensywność ogromna, ale nie przytłaczająca. Przeciwnie: idealna, by poczuć różnorodność tej części Afryki - od złocistych sawann, przez zielone wyżyny, po popielate równiny wulkaniczne. Różne typy terenu, odmienne strefy roślinności, zmieniające się światło i klimat – każda godzina w drodze była jak nowy rozdział niekończącej się przygody. Posiłki – sytość smaku i wygody Wyżywienie podczas całej wyprawy było doskonale zaplanowane. Trzy posiłki dziennie, zawsze wystarczające, świeże i różnorodne. Szczególne wyróżnienie należałoby się… lunchboxom! Dzięki nim mogliśmy jeść wśród krajobrazów, które wyglądały jak wyjęte wprost z filmów przyrodniczych BBC. Lunchboxy były przygotowywane na miejscu – albo jako gotowe zestawy, albo – co było absolutnym hitem – można było samemu wybrać ulubione dania z bufetu. To dawało nie tylko komfort, ale i poczucie uczestnictwa. Smaki? Kuchnia lokalna spleciona z europejską, łagodna i przyjazna. Grupowe kolacje w lodgach – niezapomniane. Noclegi – klimat, którego się nie zapomina Tu aż chce się powiedzieć: 100 na 10. To był prawdziwy afrykański sen. W Serengeti spaliśmy w namiotach, ale takich, które zaskakują komfortem – pełnowymiarowe łóżka, moskitiery, wygodne łazienki. A wokół? Cisza nocy, przerywana odgłosami sawanny. Zwierzęta — żyrafy, antylopy, słonie — podchodziły zadziwiająco blisko. W innych miejscach czekały na nas lodże – klimatyczne domki i pokoje, łóżka zawsze z moskitierami, z tarasami z widokiem na bezkresne przestrzenie. Ciepła woda? Bywała bardziej letnia niż gorąca – ale w takim otoczeniu, z takim niebem nad głową – to naprawdę drobiazg. A jeśli pojawił się jakiś insekt – cóż, to przecież Afryka w pełnej krasie, nie katalogowa pocztówka. Warto dodać, że w każdej lokalizacji były dostępne ręczniki, mydła itd. A mimo wszystko to była prawdziwa przygoda, nie „wakacje all inclusive” Ta podróż to nie była turystyczna rutyna – to było doświadczenie. To bycie w terenie, to chłonięcie krajobrazów całym sobą, to prysznic po dniu pełnym kurzu i emocji, to poranne pakowanie lunchboxa i ruszanie w trasę, nie do końca wiedząc, co dziś przyniesie los. I właśnie to sprawiało, że poczuliśmy się jak prawdziwi odkrywcy. Mieliśmy namiastkę czegoś większego – jakbyśmy wchodzili na chwilę do wnętrza opowieści o świecie sprzed cywilizacji. Trzeba jednak pamiętać o czymś bardzo ważnym – lipcowe noce bywają naprawdę chłodne. Ranki w Serengeti czy Ngorongoro potrafią zaskoczyć temperaturą zdecydowanie bliższą jesiennej Europie niż gorącem Afryki. Warto zabrać ze sobą ubrania zarówno na upalne dni, jak i ciepłą odzież na wieczory. Dzięki temu ani razu nie poczuliśmy dyskomfortu – wszystko da się przewidzieć, o ile się wie, czego się spodziewać. Pilot wycieczki – Marcin K. – organizator z pasją Marcin K. był nie tylko pilotem. Był przewodnikiem, opiekunem, znawcą i pasjonatem, który całej naszej grupie zapewnił absolutne poczucie bezpieczeństwa i sensu podróży. Nie narzucał się, nie „czarował” na siłę – po prostu był obecny tam, gdzie trzeba, i zawsze z gotową odpowiedzią, anegdotą, rozwiązaniem. Jego wiedza o Afryce – ogromna, ale przekazywana lekko, bez zadęcia. Znał realia, ludzi, naturę. Dzięki niemu widzieliśmy więcej, rozumieliśmy lepiej i czuliśmy głębiej. To, że wszystko „wyszło” – a wyszło naprawdę perfekcyjnie – zawdzięczamy właśnie jego doskonałej organizacji, spokojowi i doświadczeniu. W podróży tak intensywnej jak ta, to ogromna wartość. Podsumowanie To nie była po prostu wycieczka. To była wyprawa – pełna dźwięków sawanny, śladów lwów na ścieżkach, afrykańskich wschodów i zapierających dech zachodów. Każdy dzień był inny. Każdy był prezentem. Wyobrażałam sobie, że może być pięknie. Ale nie wyobrażałam sobie, że aż tak.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Pewnego zimowego lutowego dnia 2013 roku w trakcie spotkania towarzyskiego podła propozycja nie do odrzucenia' a może gorąca Afryka?. To był początek.a dalej biuro Rainbow w Poznaniu przy Glogowskiej. I się potoczyło. Cóż dużo pisac ? przecież tego sie nie da w pełni opisać. Może coś z atmosfery oddają zdjęcia i filmy, ponad 5000 zdjęć i wiele ekscytujących obrazów zapisanych w formie filmów.Wrażenie nieziemskie ,wszystko SUPER i teraz problem gdzie jechać w nowa podróż ? przy Safari z Kornelią w roli przewodnika wybór jest bardzo ,bardzo trudny .Czym przebić wrażenia ,widoki, wszystkie cudowne chwile wyryte w pamieci jak w kamieniu do końca życia.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Połączenie Kenii i Tanzanii jest świetnym pomysłem. W tym programie brakuje tylko Masai Mara, który my dodaliśmy lecąc na dwudniowe dodatkowe safari podczas wypoczynku w Mombasie. Dużo zależy od pilota - my mieliśmy szczęście mieć jako pilota Panią Martę - kopalnię wiedzy historycznej, kulturowej i przyrodniczej. Proszę nie zrażać się kilkugodzinnym pobytem w hotelu Reef bo reszta jest super (wszystkie noclegi w trakcie safari bardzo dobre).
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Chciałabym podzielić sie opinią z tej pięknej lecz nie do końca dobrze zrealizowaną wyprawą!Wycieczka piękna a widoki tak dużej ilości zwierzyny zapierały dech w piersiach!Wybraliśmy się w drugiej połowie stycznia pogoda cudowna choć pom imo że to nie pora deszczowa jak piszą to miejscami trochę padało choć to nie przeszkadzało bo trwało krótko jak mówił kierowca to okres ten jest małą porą deszczową i krótkotrwałe opady to norma.Zaczynając jednak od początku to sam przelot był ok choć co niektórzy narzekali za ciasne siedzenia i mało miejsca ale to kwestia wyższch osób którzy mogli mieć kłopot bo rzeczywiście jest mało.Faktem jest że na tak dalekich trasach powinna być jakaś rozrywka typu film,czy muzyka których brak! Przy wykupie wycieczki zostałam poinformowana że w samolocie otrzymamy deklaracje wizowe których niestety nie otrzymaliśmy...stuardesa poinformoała nas że ich nie dostarczono dlaczego nie wyjaśniła po czym na lotnisku zrobiło się wielkie zamieszanie bo deklaracji brakło i tu więc trzeba było gonić i szukać ich(choć kilka osób przeszło bez nich podchodząc z paszportem i kasą).Po przejściu przywitała nas rezydentka informując o pojazdach do hoteli jak również o wymianie .Tu informacja wymiany 20 dolarów ponieważ zostawaliśmy na wypoczynek stwierdziliśmy że to mało wymieniliśmy 50 i to było trochę za mało jeżeli coś chcemy kupić no i wspomóc ich napiwkami a naprawdę widząc w jakiej biedzie żyją naprawdę nie żałowaliśmy!bo i tak brakło więc muśieliśmy wymieniać w hotelu już nie po korzystnym kursie!Do hotelu Reef dotarliśmy już po zmroku pokoje choć nie wysoki standard to nie ma się czego czepiać były środki czystości i woda w butelkach no jedynie co to ręczniki niby czyste ale szare pobyt tam to parę godzin więc trzeba znieść!Dostaliśmy kolację i poszliśmy spać by o 2.30 być na nogach!Rano po bardzo wczesnym śniadaniu i otrzymaniu lunch baxu ruszyliśmy na naszą wielką przygodę!Droga do granicy Tanzanii minęła szybko po drodze już mogliśmy czuć tą atmosferę ,ale na granicy atmosfera prysnęła bo okazało się że nie będziemy mieli 3 jeepów jak było mówione tylko 2!! co za tym idzie komfort jazdy naszej 14 osobowej grupy plus przewodnik spada do zera !Trudno mówić czyja wina bo nas to nie powinno obchodzić płacąc za wycieczkę nie małych pieniędzy nastawiamy się na większy komfort!!i powinniśmy go mieć zapewniony .bo tak było podane przez biuro! I takim o to sposobem warunki w jeepie były fatalne,pani przewodnik jeśli chciała jechać w naszym jeepie musiała siedzieć na lodówce turystycznej nie było innej możliwości więc z nami jechała rzadko,nie mieliśmy na tyle możliwości żeby dowiedzieć się czegoś więcej!Gdyby nie nasz wspaniały kierowca Dula niewiele wynieślibyśmy informacji to on stanął na wysokości zadania wyszukiwał zwierząt bo nie wszystkie były blisko pozując do zdjęć..a ilośc zwierzyny przerosło nasze oczekiwania !Zwierzyna była na wyciągnięcie ręki po horyzont widok nie do zapomnienia!!!Dzieki Duli zobaczyliśmy mnóstwo gatunków "wielką piątkę"i "najbrzydszą wielką piątkę"!Mnóswo ptaków przepięknych!no i przyroda której nie da się zapomnieć.Safari było na Wielką piątkę! Jesteśmy bardzo zadowoleni!Loge na safari są naprawdę na duże plus komfortowe czyste a spanie przy odgłosach dzikich zwierząt to naprawdę przeżycie lub tak jak przy naszym namiocie jakieś zwierzę przechodząc ocierało się o namiot to przeżycie!!!!Jedzenie smaczne ,codziennie woda w namiotach i jeepie nie brakowało.Jadąc nie ma potrzeby zabierać więcej power banków latarek czy wtyczek typu angielskiego wystarczy jedna prąd był bez ograniczeń i woda też za wyjątkiem ostatniej loge w Kenii tam wyłączali prąd i wodę ale było dużo czasu żeby wszystko naładować i to była najsłabsza loge na całej wyprawie.Jeśli chodzi o wioskę masajów to wszyscy stwierdziliśmy że wydanie 25 dolarów to nieporozumienie i choć były komentarze że to nie ustawka to w naszej ocenie tak właśnie było!Bo po drodze było wiele wiosek widać było ze bieda ale nas zawieziono do tej konkretnej w której czekali nie na nas tylko na dary odstawili taniec zapozowali do zdjęć pokazali przedszkole (???!!)dzieci w podartych ubraniach (dorośli z markowymi zegarkami na rękach!)pokazali środek ich mieszkania....i skupili się na handlu!Wszystko trwało ok godziny bo już następna grupa stała w kolejce.Z naszej grupy naprawdę dostali dużo prezentów ubrania croksy zeszyty kredki długopisy ołówki skarpety plus 25 dolarów od osoby.Szkoda tylko że nasza przewodniczka nie poinformowała nas żeby zostawić coś dla innych że będzie taka możliwośc!!Ja myślałam że nie będzie i zostawiłam tam prawie wszystko i tak bardzo żałowałam bo biedę widziałam na wypoczynku i tam potrzeba było pomóc!!!Masajowie to bardzo komercyjni ludzie.Przez Tanzańskie Parki przejechaliśmy w pełni usatysfakcjonowani i szczęśliwi!Na granicy pożegnaliśmy ze smutkiem i żalem naszego cudownego kierowcę Dulę !zrobiliśmy zakupy nie było tanio ale nie mieliśmy pewności czy będziemy mogli je zrobić na wypoczynku .Wjechaliśmy w Kenijskie Parki tu zwierzyny było bardzo mało ale nasze apetyty były zaspokojone w Tanzanii,przy czym w Tanzanii nie było dużo słoni i my w Kenii skupiliśmy się na nich prosząc o to kierowcę,mieliśmy wyjątkowe szczęście zawiózł nas tam gdzie w grupie było ich ponad 60!!!przy naszym busie aż było strach ale widok!!!Mimo że zwierząt nie było wiele to przyroda tam te drzewa parasole akacjowe coś cudnego,kopce permitów i krajobraz jak z bajki.Nasza ostatnia noc na safari po przyjeździe do loge powitały nas małpy skaczące wszędzie, po zmroku przy wodopoju pojwawiły się bawoły za nimi przyszedł lampart na kolację(zawieszają mu codziennie mrożoną nogę baranią )i choć myśleliśmy że to tresowany nic z tego dziki jak reszta zwierzyny za nim pojawił się kolejny no i słoń odganiając bawoły przeżycie nie da się opisać. W nocy padał mocny deszcz my rano ruszyliśmy w drogę powrotną droga zrobiła się niebezpieczna wpadaliśmy w poślizg bo była jak gąbka kierowcy nie byli przygotowani na taką ewentualność jedyna lina jaką mieli wyciągnęła jednego busa bez napędu na4 bo tylko jeden taki byłpękła,więc panowie i panie musiały użyć swych rąk była przygoda dość niebezpieczna bo byliśmy w centrum buszu !ale skończyło się szczęśliwie i w błocie.Po drodze zatrzymaliśmy się na zakupy pamiątek trzeba się targować!!i tak dojechaliśmy na wypoczynek!
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Najlepszy czas, najlepsze miejsca, swietna przewodnik, super kierowcy-tropiciele, uprzejme zwierzeta.... polecam!
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Fantastyczna wycieczka do krainy zwierząt. Piękne krajobrazy , świetny,bogaty program .Pojazdy którymi się poruszaliśmy może nie były najwyższych lotów ale dało się wytrzymać. Jedzenie bardzo dobre , smakowało mi wyjątkowo. Myślę że każdy coś znajdzie dla siebie . W ostatnim dniu organizator mógłby pomyśleć może o trochę mniej meczącym transferze na lotnisku pozatym nie mam negatywnych uwag.Pilotka Małgorzata Rucińska sympatyczna i służąca pomocą, zawsze otwarta i opowiadająca wiele ciekawych opowieści dotyczących kraju oraz zwyczajów panujących w nich.Jestem wyjątkowo zadowolony z tej wyprawy.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Od dawna zamierzaliśmy pojechać na safari do Kenii i Tanzanii. Nie było to nasze pierwsze safari w Afryce, więc byłam ciekawa czy będzie się różniło od dotychczasowych. Nie zawiodłam się. Ogromna ilość zwierząt nas zaskoczyła. Nie było problemu z zobaczeniem wielkiej piątki. I to nie raz. Wróciliśmy zmęczeni, ale i zadowoleni. Ogromną pomocą była nasza pilotka Pani Agnieszka, która nie tylko dzieliła się swoją ogromna wiedzą o krajach, w których byliśmy, ale również na temat floty i fauny obserwowanej po drodze.
5.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
Na wycieczce w Kenii i Tanzanii byliśmy na przełomie lutego i marca. Z kilku względów jest to rewelacyjna pora na wybranie takiego kierunku właśnie w tym terminie: - pogoda dopisywała – codziennie słonecznie, ciepło, ale upałów nie było - zaczynają się pierwsze oznaki pory deszczowej w Tanzanii – padało co noc, ale dzięki temu nie kurzyło się w czasie jazdy, było przyjemnie rześko a Land Cruisery spokojnie dawały radę na wertepach :) - mniejsza ilość turystów – nasza grupa liczyła 12 osób, parki też nie były przeładowane samochodami, bo to końcówka sezonu - w drodze z Serengeti do Ngorongoro trafiliśmy na Wielką migrację! - „baby boom” w parku Ngorongoro – setki świeżo urodzonych antylop gnu, młodziutkie zebry Warto zaznaczyć, że wycieczka nie jest dla każdego, choć nie trzeba być „super sprawnym”, żeby na safari pojechać :) Osoby, które lubią się wysypiać, potrzebują całkowitej ciszy w nocy, żeby spać, nie lubią spędzać wycieczki w samochodzie i oczekują zobaczenia KONKRETNYCH rzeczy – zdecydowanie powinny wybrać inny kierunek. Safari to wstawanie przed wschodem Słońca, to wiele intensywnych godzin spędzonych w samochodzie, to nieprzespane noce, podczas których nasłuchuje się wyjących hien i ryczącego lwa, to brak ciepłej wody na zawołanie i brak elektryczności, to przede wszystkim WYPATRYWANIE dzikich zwierząt w zaroślach, które wcale nie przychodzą na zawołanie i niekoniecznie portretowo ustawiają się do aparatu :) Safari to przede wszystkim emocje i dzikie zwierzęta, które odwiedzamy W ICH naturalnym środowisku. Tutaj nigdy nie jest nic „na pewno” :) Ale właśnie to daje też największą satysfakcję :) Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy od lotu liniami Enter Air. Wiele wcześniejszych opinii wskazuje, że ten lot trzeba po prostu przetrwać. Między lądowanie jest faktycznie bardzo uciążliwe i wydłuża czas lotu, nie mniej jednak lot przebiegł sprawnie i bez zakłóceń. Samolot, którym lecieliśmy miał nowe, dość wygodne siedzenia (miejsca na nogi nie było za dużo, ale spokojnie dało się wytrzymać). Catering na pokładzie jest tylko płatny (można płacić w złotówkach, w euro, dolarach lub kartą). Samolot niestety nie posiada rozrywki pokładowej – trzeba się wiec uzbroić w cierpliwość. Podczas lotu w samolocie było bardzo ciepło – koce i inne okrycia nie były więc potrzebne. Pod koniec lotu każdy z pasażerów otrzymał deklaracje do wypełnienia, którą należy oddać przy odprawie. Wiza, którą należy wykupić na lotnisku, kosztuje 50 USD. Wszystkie bagaże są "scanowane". Rezydenci i opiekunowie polecają wymienić przy wyjściu z lotniska około 20 dolarów na szylingi kenijskie na drobne wydatki. Generalnie w ciągu tych kilku godzin (przed wyjazdem do Tanzanii) nie będzie czasu wydać tych szylingów, nie mniej jednak później, w ciągu całego safari oraz pobytu w Mombasie nie będzie już możliwości wymienienia waluty po tak dobrym kursie (tutaj 1 USD = 98 KES, później 1USD = 85 KES – 95 KES). Do hotelu Reef dotarliśmy ok 23:00. Pomimo późnej godziny czekała na nas ciepła kolacja. Hotel faktycznie pozostawia wiele do życzenia, ale jego największym plusem jest bliskie położenie względem lotniska. Poza tym spędza się tutaj tylko kilka godzin, gdyż o 2:30 już jest pobudka na kawę :) Po kolacji warto przepakować się do mniejszych toreb/bagaży szczególnie, jeśli zostaje się na tydzień pobytowy. Jeepy i busiki, którymi się jeździ mają bardzo małe przestrzenie bagażowej. Jeżeli bagaże nie zmieszczą się w bagażniku, będą musiały one jechać między uczestnikami (między siedzeniami), co na pewno bardzo zmniejszy komfort wycieczki. Niepotrzebne rzeczy można zostawić (opisane) w hotelu Reef – będą one później czekały na swoich właścicieli w hotelach pobytowych :) Nasz pierwszy dzień safari rozpoczęliśmy od pobudki o 2:30, a przed 4:00 wyruszyliśmy w stronę granicy tanzańskiej. Trasa jest długa, męcząca i BARDZO wyboista (drogi w Mombasie są bez przerwy w remoncie, w sumie to ciężko nazwać je drogami), ale warto choć trochę spróbować się zdrzemnąć w czasie tej jazdy. Około 7:00 zatrzymaliśmy się na stacji, aby zjeść nasze breakfast boxy :) W środku znajdowały się: jajko, 2 kiełbaski (o lekko radioaktywnym kolorze ;)), 2 rogaliki (na słodko), kawałek ciasta biszkoptowego, banan i soczek w kartonie :) Po śniadaniu przekroczyliśmy granicę (wiza tanzańska kosztuje 50 USD). Dalej ruszyliśmy na lunch do Arushy i o godzinie 16:00 wjechaliśmy do parku Lake Manyara na nasze pierwsze safari :) Tutaj spotkaliśmy słonie, które dosłownie weszły nam na drogę, bawoły, antylopy, zebry, flamingi (choć niewiele), małpy, szakale i wszelakie ptactwo :) Ze względu na to, że chwilę przed naszym przyjazdem obficie padał deszcz, było bardzo rześko, przyjemnie, a widoki były niesamowite. Pierwszą noc spędziliśmy w Octagon Lodge – uroczych domkach w otoczeniu dzikiej przyrody. Rano i wieczorem było bardzo chłodno, w nocy słychać mnóstwo insektów, nad ranem śpiewają ptaki :) Prąd był dostępny cały czas (w większości domków), ciepła woda była tylko wieczorem. Drugiego dnia z lodgy wyjechaliśmy po śniadaniu o 7:30. Najpierw zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym, z którego przepięknie widać było krater Ngorongoro. Zdjęcia panoramiczne z tego miejsca wychodziły wręcz bajeczne :) Następnie udaliśmy się do wioski masajskiej – koszt uczestnictwa to 25 USD. U nas skorzystali z wycieczki wszyscy. Warto zaznaczyć, że Masajowie są plemieniem komercyjnym – chętnie przyjmują „białych” do swoich wiosek, żeby pokazać im jak żyją i sprzedać swoje wyroby. W żadnym wypadku nie jest to jednak „ustawka” – oni faktycznie tak żyją i mieszkają.Rzeczywiście mają zaplanowany pewien „program artystyczny”, który pokazują turystom i robią to po zapłacie odpowiedniej kwoty, ale zebrane w ten sposób pieniądze przeznaczają na zakup wody pitnej oraz na wysyłanie dzieci do 3-miesięcznej szkoły do miast. Nie jest więc prawdą, że żyją w blokach/na osiedlach, a do wioski przychodzą na „umówioną godzinę”. W czasie wycieczki pokazują nam swoje chaty, przedszkole, co robią, jak żyją. I jest to naprawdę autentyczne. Jeżeli ktoś przywiózł z Polski jakieś upominki dla dzieci – warto je zostawić właśnie w lokalnym przedszkolu. Dzieci są wdzięczne za każdy drobiazg. Jeżeli chodzi o zakup „rękodzieła” Masajów – to tutaj jest on kompletnie nieopłacalny. Zakupy można tutaj zrobić jedynie wtedy, kiedy faktycznie chce się wesprzeć lokalną społeczność (bo ani cena, ani jakość wykonanych przedmiotów nie zachęca do zakupów). Po wizycie w wiosce wjechaliśmy do Parku Serengeti. Na drodze wjazdowej można było zaobserwować ogromne ilości pasących się zebr. Następnie zatrzymaliśmy się na lunch – do skonsumowania były nasze pakiet boxy, które zawierały pieczoną nogę z kurczaka, jajko na twardo, orzeszki, popcorn, ciastko i soczek ;) Warto zaopatrzyć się w mokre chusteczki, ponieważ lunche często jemy na kolanach przy użyciu jedynie rąk ;) Ale o to właśnie tutaj chodzi! Po lunchu rozpoczęliśmy nasze pierwsze safari w parku Serengeti. Już na samym początku przy drodze spotkaliśmy 2 duże lwy, które odpoczywały po ledwo co skończonym obiedzie ;) Widzieliśmy też grupę lwic przy wodopoju z młodymi, geparda na sawannie (z daleka – lornetka jest niezbędna), oraz hieny i sępy konsumujące obiad (zapach padliny jest ciężki do zniesienia, ale „wartość dodana” wycieczki – jedyna w swoim rodzaju i niezapomniana ;)) Po safari udaliśmy się do naszej lodgy, która tym razem była w samym sercu parku Serengeti – niczym nieogrodzona. Mieszkaliśmy w namiotach wyposażonych w pełen węzeł sanitarny – była toaleta, prysznic i umywalka. Prąd – na podładowanie baterii – był tylko między 17:00 a 22:00, ciepła woda dostępna była tylko godzinę, między 18:00 a 19:00. O 19:30 była kolacja – ze względu na to, że posiłek był po zachodzie Słońca, na kolację z namiotów odprowadzali pracownicy (wyposażeni w latarki i broń białą). Po kolacji do namiotów również przechodziło się w asyście Masajów :) Noc spędza się w otoczeniu zawodzących szakali, wyjących hien i ryczących lwów – wrażenia niezapomniane :) Kolejnego dnia mieliśmy do wyboru – albo 2 krótkie safari (jedno rano i jedno popołudniu) albo jedno dłuższe. Praktycznie jednogłośnie grupa zdecydowała się na opcję drugą. Na safari wyjechaliśmy o 7:00 (rano było bardzo chłodno, przy otwartych dachach polary i kurtki bardzo się przydały) i trwało ono aż do 13:00. Plusy takiego rozwiązania: - czas trwania safari – zamiast 2 gamedrive’ów po 2h mieliśmy jedno 6-godzinne, - nie marnowaliśmy czasu na wyjazdy i powroty - mogliśmy się „zapuścić” głębiej na sawannę - popołudniu ok. 16:00 jest bardzo gorąco i mniej zwierzyny (jeśli zdecydowalibyśmy się na popołudniowe safari) Po drodze spotkaliśmy rodzinę pawianów, która szła szosą, mangusty, żyrafy przy samej drodze, lwice z młodymi, które przeszły przed samym naszym samochodem, hipopotamy i krokodyle, gepardzicę z młodymi, które dosłownie chowały się w cieniach naszych pojazdów (kociaki były „na wyciagnięcie ręki” ;)), a w drodze powrotnej natrafiliśmy na stado słoni, które przechodziło przez drogę :) Po powrocie do lodgy był czas wolny do wieczora. W ciągu dnia w namiotach jest bardzo gorąco i duszno, ale przyjemnie spędza się czas na tarasie :) Następnego dnia rano opuściliśmy Serengeti i udaliśmy się w kierunku parku Ngorongoro. Na drodze wyjazdowej, na której 2 dni wcześniej spotkaliśmy stada zebr – teraz dołączyły do nich stada gnu. Wielka Migracja dotarła do Serengeti! :) Mieliśmy ogromne szczęście zobaczenia tysięcy zwierząt, które otaczały nas z każdej strony aż po horyzont. Między nimi dostrzec można było różne drapieżniki. Krater Ngorongoro to przepiękna zielona dolina, na której można spotkać wiele wspaniałych zwierząt. Ponieważ w Tanzanii były już pierwsze deszcze, park był przepięknie zazieleniony, pełen wszelakiej roślinności. Przy samej drodze leżały antylopy gnu z młodymi, które wg naszego rangera – były dopiero co urodzone. Udało nam się tez dostrzec aż 4 nosorożce, które są najważniejszym „eksponatem” tego parku narodowego. W trakcie Safari zatrzymaliśmy się na lunch (pakiet boxy). Nasza przewodniczka ostrzegła nas, aby lunche zjeść w samochodzie, ze względu na łapczywe jastrzębie, które krążą nad samochodami i wypatrują czegoś do jedzenia (potrafią wyrwać jedzenie z dłoni). Wieczorem wróciliśmy do Octagon Lodge – lodgy, w której spędzaliśmy pierwszą noc w Tanzanii. Kolejnego dnia wyruszyliśmy do Arushy. Naszym pierwszym punktem był ogromny sklep z pamiątkami. Zgodnie z informacją od naszej pilotki – ceny jak najbardziej podlegają negocjacjom (oprócz cen T-shirtów, magnesów, kawy i herbaty), ale i tak było tam bardzo drogo. Jeżeli ktoś zostaje na wypoczynku – zdecydowanie bardziej warto odłożyć zakupy pamiątek na później. Po zakupach udaliśmy się na granicę. Tutaj pożegnaliśmy się z naszymi kierowcami Dulą i Kisharim oraz z naszymi Land Cruiserami i przesiedliśmy się do mikrobusów. Przy przekroczeniu granicy niezbędne było posiadanie przy sobie żółtej książeczki, wizy nie trzeba było opłacać drugi raz (ważna była wiza, którą zakupiło się na lotnisku po przylocie). Obowiązkowe było scanowanie bagażu, niektórym (na wyrywki) bagaż kazano otworzyć w celu sprawdzenia. Z granicy przejechaliśmy w kierunku parku Amboseli. Drogi po stronie kenijskiej są praktycznie w 100% szutrowe – ciężko jest więc jechać z otwartym oknem (dach podczas transferów musi być zamknięty), ale jednocześnie ciężko jest wytrzymać w upale bez klimatyzacji przy zamkniętych oknach. Mikrobusy, którymi jechaliśmy były w bardzo kiepskim stanie. Pomijając fakt, że było w nich zdecydowanie mniej miejsca (na raz mogło stać maksymalnie 4 osoby, w Land Cruiserach mogli stać i obserwować przez dach przyrodę wszyscy na raz) oraz że fotele były dużo mniej wygodne, to pojazdy były w bardzo złym stanie. Po wjeździe do parku Amboseli mikrobus naszej grupy po prostu się zepsuł (urwał się jakiś kabel i samochód nie chciał odpalić). W środku parku (gdzie nie wolno opuszczać pojazdów) ponad godzinę w upale 2 naszych kierowców próbowało załatać problem. Na szczęście samochód udało się naprawić i tego dnia safari przebiegło już bez zakłóceń. Park Amboseli słynie głównie z wielkich, przepięknych stad słoni oraz wspaniałego widoku na Kilimandżaro. My mieliśmy to szczęście, że szczyt widzieliśmy zarówno popołudniu, jak i wieczorem. Zachód Słońca w parku Amboseli na tle akacji parasolkowych jest absolutnie nie do zapomnienia i przypomina zdjęcia z katalogów biur podróży :) Wieczorem przejechaliśmy do lodgy, znajdującej się zaraz pod parkiem. Były to namioty z drewnianym dachem i drewnianą podłogą, z pełnym wyposażeniem, ciepłą wodą i prądem bez ograniczeń :) Kolejnego dnia rano warto wstać na wschód Słońca, aby zobaczyć budzącą się do życia sawannę oraz szczyt Kilimandżaro w promieniach słonecznych :) Po późnym śniadaniu wyruszyliśmy w stronę źródeł Mzima. Niestety zaraz na początku trasy nasz busik zepsuł się ponownie – mimo, że podobno nasz kierowca Ben prawie całą noc naprawiał silnik. Żeby nie czekać na środku drogi, zostaliśmy podwiezieni do pobliskiej kawiarenki, a kierowcy pojechali do mechanika. Po około 1,5h busy (podobno) były już sprawne. Przed spacerem przy źródłach, mieliśmy przerwę na lunch w towarzystwie małpek, które bardzo chciały, żebyśmy podzielili się z nimi tym, co mamy ;) Spacer był bardzo przyjemny, w towarzystwie rangera. Pomimo upału, w cieniu można było odpocząć. Po spacerze wyruszyliśmy w kierunku Tsavo West. Game drive w Tsavo West rozpoczęliśmy o godzinie 14:00. Zdecydowanie nie była to dobra pora na safari. Ogromy, palący upał spowodował, że zwierząt było tyle, co na lekarstwo. Dodając do tego fakt, że Tsavo West słynie ze sporych zarośli i buszu, wypatrzenie jakichkolwiek zwierząt było bardzo trudne. Dopiero po godzinie 16:00 spotkaliśmy przy drodze rodzinę likaonów (podobno bardzo trudne do wypatrzenia i rzadko spotykane) oraz sporą grupę czerwonych słoni z Tsavo przy wodopoju. Niestety okazało się, że ze względu na brak miejsc w lodgy, w której odbywa się karmienie lamparta, zakwaterowani zostaliśmy w lodgy Rhino. Położenie piękne – z widokiem na wodopój, do którego przychodziły stada zwierząt. Nie mniej jednak lodga całkowicie zaniedbana. Moskietiery były dziurawe (również w oknach), co spowodowało konieczność zasunięcia na noc plandeki. W pokoju nie było drzwi do łazienki, więc po kąpieli było okropnie duszno i nie można było nic z tym zrobić. Pokój był klaustrofobiczny, a pościel cała zakurzona. Pomimo rzekomej „dezynsekcji” przed naszym przyjazdem, w pokoju było pełno insektów, w tym niestety komarów. Zdecydowanie był to najgorszy nocleg na całym safari. Ostatni dzień rozpoczęliśmy od pobudki o 5:00. Czekał nas ostatni game drive o wschodzie Słońca. Nie było to jednak takie tradycyjne safari, a jedynie transfer do bramy wyjazdowej parku (wyjazd trwał około 2h, dach był otwarty, ale zmierzaliśmy jedynie główną trasą do bramy). Po wyjeździe rozdzieliliśmy się na grupy – część osób pojechała do Mombasy i Malindi na wypoczynek (bagaże czekały na nas w hotelach), a druga część grupy wróciła do hotelu Reef, aby tam zaczekać na wieczorny samolot i wylot do Polski. My w hotelu wypoczynkowym zakwaterowaliśmy się około godziny 14:30. Wycieczkę szczerze polecamy :) Kasia i Błażej