Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
0.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
[Część 1 opinii ] Na początku chciałabym podkreślić, że przed zakupem wycieczki zapoznałam się z częścią komentarzy widniejących pod samą ofertą. Miałam więc świadomość, że nie jest to idealnie zaplanowany program, prawdopodobnie mało optymalnie ułożony, i że najprawdopodobniej będzie dość wymagający – chociażby z uwagi na trzy wewnętrzne loty, które musiały wiązać się z bardzo wczesnym wstawaniem. Mimo to zdecydowałam się na zakup wycieczki, myśląc, że mając tę świadomość, niewiele może mnie już zaskoczyć. No ale zacznijmy od początku. Lot był zaplanowany liniami Emirates, co samo w sobie jest dużym plusem, bo to bardzo dobra linia lotnicza. Oczywiście zapoznałam się z planem lotu i wiedziałam, że nie będzie to łatwa podróż. Było jasne, że to długie połączenie, bo oprócz 4-godzinnej przesiadki w Dubaju w drodze na Filipiny, na ostatnim locie zaplanowano jeszcze międzylądowanie na Cebu. To znacząco wydłuża czas podróży – przelot Dubaj-Manila standardowo powinien trwać około 8 godzin, a w tym przypadku trwał aż 12 godzin. Mając tę świadomość, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że okazało się, iż z racji rezerwacji grupowej nie ma możliwości samodzielnej odprawy. Była ona możliwa dopiero na lotnisku, gdzie dowiedziałam się, że nie ma szans, bym mogła podróżować obok osoby, z którą wybrałam się na wycieczkę. Jak się później okazało, dotyczyło to większości grupy. Trzeba było mieć ogromne szczęście, żeby siedzieć obok siebie, albo wykupić droższe miejsca, np. przy wyjściu ewakuacyjnym. Taka sama sytuacja miała miejsce w drodze powrotnej. Pani przy stanowisku odprawy poinformowała mnie, że z racji grupowej rezerwacji biuro już wcześniej przypisało miejsca wszystkim uczestnikom. Efekt? Biuro tak przypisało miejsca, że osoby podróżujące razem (na przykład matka z 13-letnią córką) były rozdzielone podczas 6- i 12-godzinnych lotów. Często siedziały w zupełnie innych częściach samolotu, oddzielone kilkoma rzędami. Chcę zaznaczyć, że nie jestem osobą szczególnie wymagającą. Rozumiem, że w samolotach czasem trzeba dopłacić za lepsze miejsca – to nie był mój pierwszy lot i wiem, jak działają linie lotnicze. Jednak brak możliwości siedzenia obok siebie na tak długim locie uważam za poważny problem. Tym bardziej że, sądząc po komentarzu pani przy odprawie, Rainbow miało wpływ na przypisanie miejsc, ale nie zadbało o komfort podróżujących. No ale dobrze, po męczącej podróży w końcu dotarliśmy na miejsce. Ponieważ wcześniej zapoznałam się z komentarzami, wiedziałam, że przed przylotem trzeba wypełnić formularz online, aby otrzymać kod QR, który następnie należy okazać na lotnisku. Oczywiście nie wszyscy byli tego świadomi, ponieważ nie widnieje ta informacja nigdzie w opisie wycieczki ani w mailach otrzymanych przed wycieczką i dlatego niektórzy wypełniali formularz na szybko w stresie już po przylocie, niepotrzebnie tracąc na to czas. Po wyjściu z lotniska przywitał nas przewodnik. Otrzymaliśmy informację, że dwie osoby z naszej grupy zostały zatrzymane przez służby migracyjne i nie wiadomo, czy do nas dołączą. Ostatecznie zostały deportowane, rzekomo z powodu pieczątki z Machu Picchu w ich paszportach. Trudno powiedzieć, czy to prawdziwy powód, bo jak się później dowiedziałam, grupa, która leciała tydzień przed nami, miała dokładnie taką samą sytuację. A jak przekonałam się później, nasz przewodnik miał tendencję do podkoloryzowania rzeczywistości w wielu kwestiach lub mówiąc precyzyjnie do szerokiego omijania się z takim pojęciem jak prawda. Zaraz po zebraniu się grupy na lotnisku jedna z uczestniczek wycieczki zapytała przewodnika, czy będziemy mieli możliwość wymiany waluty w kantorze. Przewodnik odpowiedział, że dziś nie, i że najwcześniej dopiero pojutrze. Dodał, że ma ze sobą drobne pieniądze (ok. 1000 peso) dla każdego na drobne wydatki, ale zaznaczył też, że Filipiny to rozwinięty kraj i w bardzo wielu miejscach można płacić kartą (co nie jest prawdą i o czym przekonałam się już pierwszego wieczora próbując kupić napoje w 7-Eleven). Zanim się obejrzałam, część uczestników wzięła od przewodnika więcej niż 1000 peso, przez co zabrakło już dla reszty grupy. Ostatecznie my zostaliśmy bez gotówki na kolejne trzy dni. Było to szczególnie problematyczne, ponieważ dzień przylotu przypadał w sylwestra, a w okolicy hotelu nie było żadnych miejsc, do których można by wyjść chociażby na drinka. Ponieważ nie mieliśmy lokalnej waluty, nie mogliśmy nawet wziąć tuk-tuka i podjechać na plac, gdzie odbywała się główna lokalna celebracja. Następnie rozpoczęliśmy zwiedzanie zgodnie z planem. Wydawało się, że wszystko jest w miarę w porządku, poza tym, że przewodnik od samego początku nie sprawiał wrażenia osoby, która dzieli się zbyt wieloma informacjami (przynajmniej nie tymi związanymi z przebiegiem wycieczki czy samymi Filipinami). Często trudno było odpowiednio się przygotować i zabrać właściwe rzeczy do bagażu podręcznego, ponieważ przewodnik sprawiał wrażenie, jakby sam był tu po raz pierwszy i zwyczajnie nie znał odpowiedzi na wiele pytań, co w mojej ocenie próbował ukryć. I co było sprzeczne z tym, że na początku deklarował, że to nie jego pierwsza wycieczka po Filipinach i że ma 25 lat doświadczenia w turystyce. Pierwsze poważne problemy zaczęły się trzeciego dnia wycieczki (pierwszego pełnego dnia po przylocie), kiedy zgodnie z planem mieliśmy zostać zakwaterowani w „ośrodku przy gorących źródłach nad największym na Filipinach jeziorem Laguna”. Zamiast tego zakwaterowano nas w dziwnym ośrodku przy polu golfowym, który właściwie nie był hotelem, a raczej ośrodkiem golfowym z kilkoma pokojami hotelowymi. Wszystkie pokoje, a dokładniej rzecz ujmując więzienne cele, znajdowały się na poziomie -1, co oznaczało brak dostępu do światła dziennego. Dodatkowo pokoje były zagrzybiałe, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny – aż strach było tam przebywać z obawy przed wdychaniem tego, co tam „rozkwitło”. Część drzwi była tak nasiąknięta wilgocią, że były powyginane, przez co trzeba było je mocno popchnąć lub wręcz kopnąć, żeby je otworzyć albo zamknąć. Hałas związany z otwieraniem drzwi niósł się przez cały korytarz, więc ktokolwiek z pokoju obok chciał wyjść w nocy utrudniał sen wszystkim pozostałym. Niektórzy uczestnicy dostali nieco większe pokoje, ale nam przypadł mały pokój z dwoma osobnymi łóżkami, mimo że powinno być jedno wspólne. Dwa łóżka i biurko zajmowały praktycznie całą przestrzeń, co sprawiało, że nie było miejsca na otwarcie dwóch walizek, w związku z czym korzystanie z walizki lub pakowanie następnego dnia przypominało ekwilibrystykę rodem z igrzysk olimpijskich w gimnastyce artystycznej. Co gorsza, ten właśnie hotel nota bene o nazwie „Hampton” :D, przypadł nam na dzień po zwiedzaniu gorących źródeł, gdzie w planie było jeszcze zwiedzanie fabryki jeepneyów. Niestety przewodnik przełożył tę część programu na kolejny dzień, przez co do tego ośrodka nędzy i rozpaczy trafiliśmy stosunkowo wcześnie, bo już około godz. 15.30, aby spędzić tam resztę popołudnia i cały wieczór. Ośrodek ten położony był w środku niczego, z dala od jakichkolwiek atrakcji czy chociażby namiastki cywilizacji, więc byliśmy zmuszeni do zjedzenia kolacji w hotelowej restauracji, której jakość pozostawiała do życzenia tak wiele, że Magda Gssler rozbiłaby tam nie tylko wszystkie talerze, ale nawet siłą umysłu zaczęłaby wyginać także łyżeczki. Niestety, jedna z osób wymiotowała przez całą noc i nie wykluczone, że było to związane ze spożyciem kolacji w owym „hotelu”. Rano okazało się, że śniadanie nie jest serwowane w formie bufetu – trzeba było wybrać jeden z zestawów śniadaniowych, których jakość również była przeciętna – i ja rozumiem, że to Filipiny i to jedzenie czasem nawet powinno odbiegać od europejskich standardów dla urozmaicenia wycieczki, ale jedzeniem stamtąd mogłyby pogardzić nawet szczury. Na prośbę o dwa napoje do śniadania (kawę i sok) dowiedzieliśmy się, że można wybrać tylko jeden. Przewodnik jakoś się o tym dowiedział i pytał nas komu odmówiono drugiego napoju. Na to pytanie odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że nam., po czym doniesiono nam drugi napój. Okazało się, że zapłacił za nie przewodnik z własnych pieniędzy, choć nikt go o to nie prosił i naprawdę nie musiał tego robić. Ale za to chętnie o tym komunikował przez kilka kolejnych dni. Wspomniana wycieczka do fabryki jeepneyów odbyła się kolejnego dnia, która myślę byłaby dużo ciekawsza, gdyby była chociaż możliwość przejażdżki tymi samochodami. Tego samego dnia w planie był również spływ kajakami, a następnie tratwami. Zrealizowana została jednak tylko część kajakowa: „Do wodospadów usytuowanych w zielonym kanionie dotrzemy niewielkimi kajakami dowodzonymi przez wykwalifikowanych wioślarzy, a następnie przesiądziemy się na tratwy.” Niestety, część z tratwami została pominięta, rzekomo z powodu wysokiego stanu wody. Na uwagę zasługuje sytuacja podczas lunchu po kajakach, który był organizowany w ramach wycieczki. Pod koniec posiłku przewodnik zapytał, czy wszyscy są najedzeni i czy ktoś chciałby dokładkę. Kilka osób zgłosiło chęć na więcej jedzenia, ale okazało się, że dokładki są możliwe tylko za dodatkową opłatą. Trudno zrozumieć sens tego pytania nie informując o tym, skoro dokładka zależała od dodatkowych kosztów. I znowu, tu nie chodzi też o to, że trzeba by było dopłacić, tylko o nieumiejętną formę komunikacji przewodnika z grupą. [cześć 2 w kolejnej opinii, ponieważ Rainbow pozwala jedynie na 10 000 znaków]
0.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
program chaotyczny, niezrealizowany zgodnie z planem, narażanie uczestników na niebezpieczeństwo nie zapewniając sprawnych środków transportu
0.5/6
Czy ta opinia była pomocna?
[cześć 2, ponieważ Rainbow pozwala jedynie na 10 000 znaków] W mojej ocenie największe zaniedbanie miało miejsce piątego dnia wycieczki, kiedy zgodnie z programem zaplanowany był przelot do El Nido na wyspie Palawan: „Śniadanie (lub pakiety śniadaniowe) i wykwaterowanie z hotelu. Transfer na lotnisko. Przelot do El Nido na wyspie Palawan, a następnie transfer do portu, skąd wyruszymy na rejs po archipelagu Bacuit, słynącym ze skalistych wysepek, ukrytych plaż, malowniczych lagun i szmaragdowej wody.” Dzień wcześniej przewodnik poinformował nas o bardzo wczesnym wylocie (wyjazd z hotelu około 3:00 rano) i przekazał, że zaraz po wylądowaniu przejedziemy do portu, skąd od razu ruszymy na rejs. Jakie było moje zdziwienie, gdy po przylocie przewodnik oznajmił: „Teraz musimy jeszcze jechać kilka godzin. Pewnie będziecie zmęczeni, więc może ten rejs zrobimy jutro.” Zarówno ja, jak i kilka innych osób, od razu zaczęliśmy zgłaszać, że chcemy zrealizować plan zgodnie z programem – czyli rejs tego samego dnia, ale przewodnik dalej nas przekonywał, że nie ma sensu tego robić. Dało się wyczuć, że coś jest nie tak, ale zawiesiliśmy tę rozmowę i udaliśmy się do naszych busów gdzie jak się potem okazało czekała nas kilkugodzinna podróż samochodem (około 260 km, co zajęło ponad 5 godzin). Dopiero podczas przerwy w podróży dowiedzieliśmy się od lokalnej przewodniczki, że wcale nie przylecieliśmy do El Nido, lecz do Puerto Princesa, znacznie oddalonego od naszego celu podróży. Biuro Rainbow wiedziało o tej zmianie przynajmniej od dwóch miesięcy (tak przekazała lokalna przewodniczka), ale najwidoczniej z jakiegoś powodu nie uznali za zasadne, żeby poinformować o tym uczestników wycieczki, a jak widać i sam przewodnik albo nie został o tym poinformowany, albo nie zadbał o wcześniejsze sprawdzenie szczegółów. W rezultacie ta zmiana zajęła nam cały dzień, który zgodnie z planem miał być poświęcony na rejs po archipelagu i zwiedzanie najciekawszej części tego objazdu, czyli wyspy Palawan. Tu nie będzie przesadą powiedzenie, że Rainbow okradł nas z jednego dnia objazdu. Do El Nido dotarliśmy późnym popołudniem, kiedy większość atrakcji była już niedostępna (zazwyczaj zamykają się ok. 17:00, ponieważ słońce w styczniu zachodzi o 18:00). Po męczącej podróży nikt nie miał już energii na jakąkolwiek aktywność. Tym samym rejs został zrealizowany dopiero następnego dnia, a dzień przeznaczony na fakultatywne zwiedzanie lub odpoczynek przepadł. A w całym tym wyczerpującym objeździe ten jeden dzień na odpoczynek byłby tutaj naprawdę wskazany, ponieważ momentami zmęczenie było już takie, że zwiedzało się niektóre miejsca na śniętych nogach. Przewodnik próbował się tłumaczyć tym, że biuro zastrzega sobie prawo do zmiany kolejności realizowania planu, ale pragnę podkreślić, że w tym przypadku nie chodziło o zmianę kolejności, a zwyczajnie straciliśmy jeden dzień wycieczki na rzecz dnia spędzonego w busie, i nie było tu mowy o jakichś nieprzewidzianych sytuacjach typu pogoda itp. Jeszcze pół biedy, gdyby ta długa podróż samochodem odbyła się wieczorem – nadal nie byłoby to idealne, ale przynajmniej moglibyśmy zrealizować plan dnia i jak najlepiej wykorzystać pobyt w El Nido. Niestety, nikt o tym nie pomyślał. Dlatego trudno powiedzieć, co było gorsze: czy fakt, że Rainbow z premedytacją zmieniło lot i nie poinformowało nas o tym, czy to, że przewodnik był ewidentnie nieprzygotowany i próbował ukryć tę wtopę, wprowadzając nas w błąd. Sytuacja ta była szczególnie przykra, bo Palawan to jedna z najbardziej atrakcyjnych destynacji tej wycieczki. Zgodnie z planem powinniśmy mieć dwa pełne dni na rejs po archipelagu Bacuit oraz dalszą eksplorację wyspy lub odpoczynek. Zamiast tego straciliśmy cenny czas na długą, męczącą podróż, która mogła zostać inaczej zaplanowana, gdyby tylko ktoś wykazał się większą dbałością o organizację. Warto również wspomnieć, że same busy, którymi podróżowaliśmy, pozostawiały wiele do życzenia. Nie każde miejsce miało zagłówki, pasy bezpieczeństwa były tylko dwupunktowe, a wszystko to było zwieńczone kierowcami, którzy rozwijali nieadekwatnie dużą prędkość do warunków drogowych i prezentowali brawurowy styl jazdy. Przewodnik, zamiast zwrócić na to uwagę, na pytanie o czas podróży odpowiadał: „Jeszcze pewnie ze 3 godziny, bo panowie pewnie trochę mocniej depną.” Pozostaje jedynie cieszyć się, że dojechaliśmy cało, ponieważ, jak dowiedziałam się później, grupa przed nami jadąc tymi samymi busami miała wypadek, w wyniku którego samochód wypadł z drogi. Po tym wydarzeniu grupa całkowicie straciła zaufanie do przewodnika, który, jak wspomniałam wcześniej, nie dzielił się zbytnio kluczowymi informacjami, a finalnie, jak widać, również lubił zakłamywać rzeczywistość. Dodam również, że niewiele dowiedziałam się o samych Filipinach i życiu Filipińczyków. Mam porównanie, ponieważ nie jest to moja pierwsza objazdówka z Rainbow i wiem, że inni przewodnicy potrafili być bardzo profesjonalni oraz dzielić się wieloma szczegółami i ciekawostkami o odwiedzanym kraju. W tym przypadku, sfrustrowana część grupy w pewnym momencie po prostu poprosiła, aby lokalny przewodnik, który nam towarzyszył, trochę opowiedział, a polski przewodnik jedynie to tłumaczył. Większość pytań dotyczących tego, czego chcemy się dowiedzieć, wychodziła od nas, ponieważ przewodnik nie wykazywał tu zbytniej inicjatywy Zdaję sobie również sprawę, że Filipiny to kraj, który nie jest tak przygotowany na masową turystykę jak na przykład Tajlandia, i że organizacja pewnych atrakcji może być tutaj trudniejsza. Wydaje mi się jednak, że to właśnie rola biura podróży i przewodnika, aby odpowiednio nas na to przygotować i choćby o tym opowiedzieć na początku, wprowadzając jednocześnie w kulturę pracy tego kraju. Zamiast tego, wraz z kontynuacją wyjazdu, frustracja grupy tylko rosła przy sytuacjach takich jak ta, gdy dojechaliśmy na miejsce, aby wsiąść na łódkę i dopłynąć do punktu, z którego mieliśmy zwiedzać podziemną rzekę, a na miejscu okazało się, że musimy czekać jeszcze 20–30 minut. W takiej właśnie atmosferze niedopowiedzeń i braku rzetelnych informacji od przewodnika upłynęła reszta wycieczki. Dlatego, podsumowując: choć Filipiny to piękny kraj i zdecydowanie warty odwiedzenia, wycieczka z Rainbow pozostawiła duży niesmak. Organizacja była chaotyczna, przewodnik niekompetentny, a program wycieczki wielokrotnie zmieniano bez wcześniejszej informacji. Tym samym, jeśli ktoś planuje wyjazd na Filipiny, gorąco polecam wybrać inne biuro podróży lub samodzielnie zaplanować podróż. Rainbow niestety zawiodło na wielu płaszczyznach, a wyjazd, który miał być wyjątkowym doświadczeniem, zamienił się w serię rozczarowań.