Opinie o Kolorowe Filipiny - na lądzie i pod wodą

4.3/6 (34 opinie)

4.3/6
34 opinie
Intensywność programu
4.3
Pilot
4.4
Program wycieczki
4.2
Transport
4.2
Wyżywienie
4.1
Zakwaterowanie
4.1
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 1.0/6

    Wycieńczający wyjazd, nieakceptowalna liczba wpadek i drogowy wypadek

    Zacząć należy od przestrogi. Dwie osoby nie zostały wpuszczone przez służby migracyjne na terytorium Filipin i zostały zawrócone do Polski z powodu posiadania w paszporcie pieczątek z punktów turystycznych. Zaznaczyć także należy, że program części objazdowej zakłada niemal codzienne pobudki w zakresie godzin między 03:00 a 05:00 rano, co w połączeniu z jetlagiem powoduje skrajne zmęczenie, a po kilku dniach wręcz wyczerpanie, co w konsekwencji przyczynia się do braku pełnej radości z odwiedzanych miejsc. Jestem osobą cieszącą się dobrą kondycją fizyczną i rozumiem, że na wycieczka objazdowa rządzi się swoimi prawami, niemniej plan wyjazdu jest moim zdaniem do absolutnej poprawy. Sporo czasu spędza się w zmrożonych klimatyzacją autokarach. Grupa wręcz walczyła za każdym razem o wyłączenie klimatyzacji, często bezskutecznie. Lokalni z jakiś powodów chyba uważają, że Polacy to z pewnością przyjeżdżają w tropiki się schłodzić, a nie wygrzać lub uważają, że posiadanie klimatyzacji w autokarze czy hotelu to synonim luksusu i zamożności, którym należy epatować przed zagranicznymi gośćmi. Efektem był fakt, że większość uczestników po prostu była chora. Podczas wycieczki pierwszy raz w życiu spóźniłem się na samolot. Nie będę tutaj dywagować i analizować kto zawinił, niemniej grupa została przywieziona na lotnisko po zamknięciu check-in(u) na lot z Manili na wyspę Palawan. Tego dnia zaplanowany był po przylocie rejs katamaranem, relaks, snurkowanie, podziwianie egzotycznej przyrody. Zamiast tego, grupa uczestniczyła w ekwilibrystyce logistycznej. Rozbici zostaliśmy bodajże na 4 kolejne połączenia lotnicze, a większość dnia zajęło nam dotarcie do celu. Niektórym nie doleciał na miejsce bagaż, więc czekali na lotnisku docelowym na kolejne samoloty, które dowoziły następne osoby z wycieczki oraz swój bagaż. Hotel spodziewał się nas w godzinach wieczornych więc nie dla wszystkich od razu znalazł się wolny pokój. Część z nas, która pojawiła się w hotelu wcześniej miała więc możliwość względnego wypoczynku na terenie hotelu, reszta koczowała na walizkach w oczekiwaniu na pokój, a osoby, które przyleciały ostatnim samolotem miały dodatkowo wątpliwą przyjemność zjedzenia zimnego już lunchu. Niestety najgorsze nastąpiło dwa dni później, kiedy grupa podróżowała trzema busami. Jeden z pojazdów na łuku drogi, podczas ulewnego deszczu wpadł w poślizg, ściął kilkanaście betonowych słupków odgradzających przydrożny rów od jezdni, uderzył w drzewo, odbił się, obrócił i znalazł się na drodze na przeciwnym pasie. Cztery osoby podróżujące w tym samochodzie zostały poszkodowane i wymagały badań lekarskich. Jedna z tych osób z urazem kręgosłupa, na własny koszt w pozycji leżącej musiała wracać do kraju w busines class i do zakończenia imprezy nie skorzystała już z żadnych atrakcji. Pozostałe osoby, choć niegroźnie ranne lub, które nawet nie odniosły żadnych obrażeń przeżyły stres, strach, a całe zdarzenie odcisnęło piętno psychiczne i definitywnie pogrzebało jakiekolwiek pozytywne wrażenia. Po wypadku przyjrzeliśmy się jaki stan techniczny prezentowały podstawione samochody. W rozbitym aucie ogumienie nadawało się tylko i wyłącznie do utylizacji, na obrzeżach opon praktycznie nie było bieżnika. Kierowcy nie zważając na zmieniające się warunki pogodowe nie zwalniali. Zachowywali się jakby ktoś na pedał gazu położył im cegłę. Kolejna sprawa to część wypoczynkowa. Niezrozumiałym było w jakim celu na pierwszą noc grupa jest kwaterowana w - nazwę to na roboczo - hotelu "przerzutowym", by kolejnego dnia znowu się pakować i przenosić się do hoteli docelowych zlokalizowanych w tej samej miejscowości. Tu też nie zabrakło niesmaku gdyż dla jednej z rodzin biuro nie zarezerwowało wybranego hotelu. Na chybcika organizowany był hotel zastępczy. Kolejny stres, kolejny stracony czas, który po tym torze przeszkód był na wagę złota. Reasumując, unitarka w wojsku to bułka z masłem. Z wycieczki wróciłem zmęczony, o żadnym relaksie nie było mowy. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że był to mój najgorszy wyjazd nie tylko z biurem Rainbow, ale w ogóle w życiu. Był to stracony czas, urlop i pieniądze. Na plus zasługuje naprawdę fajne bez wyjątku towarzystwo uczestników wyjazdu, a z atrakcji snurkowanie z rekinami, ładne krajobrazy tropikalnej przyrody.

    Piotr, Warszawa - 31.12.2024  | Termin pobytu: grudzień 2024

    57/58 uznało opinię za pomocną

  • 1.0/6

    totalne zmęczenie

    Ktoś, kto zaplanował tą wycieczkę objazdową powinien w ramach kary sam się na nią wybrać! Już sam przelot był stratą 4 godzin (lecieliśmy do innego miasta po to aby wrócić do stolicy). Jedno z proponowanych miejsc noclegowych nie spełniało statusu hotelu ( nie wspominając o zapewnianych w ofercie min. 3 gwiazdkach). Spaliśmy w zagrzybiałej piwnicy , bez okien, w klubie golfowym. Przewodnik Michał- nigdy nie wiedział gdzie jedziemy , ile nam to zajmie czasu i nawet w jakim mieście wylądujemy. Ciągłe wstawanie o 3-4 rano, zamiast śniadania tost z zapleśniałą wędliną. 2 obiadów nie ma wcale w planie wycieczki. Przez brak organizacji z 9 dni wycieczki zrobiło się 8 , bo wylądowaliśmy nie w tym miejscu ,w którym było to zaplanowane i musieliśmy jechać busami przez 6 godzin przez 300km, aby znaleźć się tam gdzie powinniśmy wylądować. Filipiny piękne, ale organizacja objazdówki najgorsza jaką kiedykolwiek przeżyłam. nikomu nie polecam. Gdyby nie ekipa, która wszystkie wtopy Rainbow i przewodnika brała na wesoło, trudno byłoby to znieść.

    Matylda - 15.01.2025

    12/13 uznało opinię za pomocną

  • 1.0/6

    Dramat! 40 osób i pilotka porażka

    Jak można do kraju w którym turystyka masowa nie istnieje wysłać grupę 40 osób. W jednym autokarze ( rozmiar siedzenia dla Filipińczyka oczywiście ) do tego z pilotka kompletnie nie zainteresowana grupa . Hotele z pluskwami , brudną pościelą i ręcznikami . Pakiety śniadaniowe to kanapka tostowa i jajko . Po interwencji dodali raz banana ( 6 cm ). Program kompletnie nie przemyślany . Po dobie prawie podróży od rana 4 h autokarem żeby 1,5 h płynąc spływem kajakowym pod wodospad , zrezygnować z kąpieli w nim bo trzeba wracać bo są korki i znów 3 h jazdy. Drugi dzień ta sama trasa żeby 2,5 h spędzić w gorących źródłach . 7 h w autokarze. Będąc w Manila nic nie oglądamy bo lecimy na Palawan . Po to żeby za dwa dni tu wrócić i zwiedzać żeby za 3 dni lecieć na Cebu . Potem prom na Bohol i znów po 2,5 dniach powrót do Cebu . W tym dniu nic nie robimy . Za to w dniu wylotu zwiedzamy żeby upoconych dostarczyć na lotnisko. PORAŻKA. Pilotka Anna nie zainteresowana zdrowiem klientów pogryzionych przez pluskwy . Żadnej pomocy przy organizacji lekarza. Nawet pytania o zdrowie przez kolejne dni . O zmianę pakietu śniadaniowego na śniadanie zawalczyliśmy sami jako klienci . Na śniadanie w Cebu ryż. I już . Po wezwaniu managera hotelu przez nas śniadanie się znalazło. Pilotka dotarła dopiero na odjazd autokaru. Podsumowując. Filipiny tak ale nie z Rainbow. Nie z tą pilotka w żadnym wypadku nie tracić czasu na miasta . No i max grupa 15 osób patrząc na bazę noclegowa i żywieniowa. ( 2 kolację Rainbow zrobiło w galerii handlowe w barze bufet - zjedz ile potrafisz)

    MONIKA ANNA, KRAKÓW - 17.03.2024  | Termin pobytu: marzec 2024

    69/71 uznało opinię za pomocną

  • 0.5/6

    Filipiny – piękny kraj, ale zdecydowanie odradzam zwiedzanie go z Rainbow!

    [Część 1 opinii ] Na początku chciałabym podkreślić, że przed zakupem wycieczki zapoznałam się z częścią komentarzy widniejących pod samą ofertą. Miałam więc świadomość, że nie jest to idealnie zaplanowany program, prawdopodobnie mało optymalnie ułożony, i że najprawdopodobniej będzie dość wymagający – chociażby z uwagi na trzy wewnętrzne loty, które musiały wiązać się z bardzo wczesnym wstawaniem. Mimo to zdecydowałam się na zakup wycieczki, myśląc, że mając tę świadomość, niewiele może mnie już zaskoczyć. No ale zacznijmy od początku. Lot był zaplanowany liniami Emirates, co samo w sobie jest dużym plusem, bo to bardzo dobra linia lotnicza. Oczywiście zapoznałam się z planem lotu i wiedziałam, że nie będzie to łatwa podróż. Było jasne, że to długie połączenie, bo oprócz 4-godzinnej przesiadki w Dubaju w drodze na Filipiny, na ostatnim locie zaplanowano jeszcze międzylądowanie na Cebu. To znacząco wydłuża czas podróży – przelot Dubaj-Manila standardowo powinien trwać około 8 godzin, a w tym przypadku trwał aż 12 godzin. Mając tę świadomość, wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że okazało się, iż z racji rezerwacji grupowej nie ma możliwości samodzielnej odprawy. Była ona możliwa dopiero na lotnisku, gdzie dowiedziałam się, że nie ma szans, bym mogła podróżować obok osoby, z którą wybrałam się na wycieczkę. Jak się później okazało, dotyczyło to większości grupy. Trzeba było mieć ogromne szczęście, żeby siedzieć obok siebie, albo wykupić droższe miejsca, np. przy wyjściu ewakuacyjnym. Taka sama sytuacja miała miejsce w drodze powrotnej. Pani przy stanowisku odprawy poinformowała mnie, że z racji grupowej rezerwacji biuro już wcześniej przypisało miejsca wszystkim uczestnikom. Efekt? Biuro tak przypisało miejsca, że osoby podróżujące razem (na przykład matka z 13-letnią córką) były rozdzielone podczas 6- i 12-godzinnych lotów. Często siedziały w zupełnie innych częściach samolotu, oddzielone kilkoma rzędami. Chcę zaznaczyć, że nie jestem osobą szczególnie wymagającą. Rozumiem, że w samolotach czasem trzeba dopłacić za lepsze miejsca – to nie był mój pierwszy lot i wiem, jak działają linie lotnicze. Jednak brak możliwości siedzenia obok siebie na tak długim locie uważam za poważny problem. Tym bardziej że, sądząc po komentarzu pani przy odprawie, Rainbow miało wpływ na przypisanie miejsc, ale nie zadbało o komfort podróżujących. No ale dobrze, po męczącej podróży w końcu dotarliśmy na miejsce. Ponieważ wcześniej zapoznałam się z komentarzami, wiedziałam, że przed przylotem trzeba wypełnić formularz online, aby otrzymać kod QR, który następnie należy okazać na lotnisku. Oczywiście nie wszyscy byli tego świadomi, ponieważ nie widnieje ta informacja nigdzie w opisie wycieczki ani w mailach otrzymanych przed wycieczką i dlatego niektórzy wypełniali formularz na szybko w stresie już po przylocie, niepotrzebnie tracąc na to czas. Po wyjściu z lotniska przywitał nas przewodnik. Otrzymaliśmy informację, że dwie osoby z naszej grupy zostały zatrzymane przez służby migracyjne i nie wiadomo, czy do nas dołączą. Ostatecznie zostały deportowane, rzekomo z powodu pieczątki z Machu Picchu w ich paszportach. Trudno powiedzieć, czy to prawdziwy powód, bo jak się później dowiedziałam, grupa, która leciała tydzień przed nami, miała dokładnie taką samą sytuację. A jak przekonałam się później, nasz przewodnik miał tendencję do podkoloryzowania rzeczywistości w wielu kwestiach lub mówiąc precyzyjnie do szerokiego omijania się z takim pojęciem jak prawda. Zaraz po zebraniu się grupy na lotnisku jedna z uczestniczek wycieczki zapytała przewodnika, czy będziemy mieli możliwość wymiany waluty w kantorze. Przewodnik odpowiedział, że dziś nie, i że najwcześniej dopiero pojutrze. Dodał, że ma ze sobą drobne pieniądze (ok. 1000 peso) dla każdego na drobne wydatki, ale zaznaczył też, że Filipiny to rozwinięty kraj i w bardzo wielu miejscach można płacić kartą (co nie jest prawdą i o czym przekonałam się już pierwszego wieczora próbując kupić napoje w 7-Eleven). Zanim się obejrzałam, część uczestników wzięła od przewodnika więcej niż 1000 peso, przez co zabrakło już dla reszty grupy. Ostatecznie my zostaliśmy bez gotówki na kolejne trzy dni. Było to szczególnie problematyczne, ponieważ dzień przylotu przypadał w sylwestra, a w okolicy hotelu nie było żadnych miejsc, do których można by wyjść chociażby na drinka. Ponieważ nie mieliśmy lokalnej waluty, nie mogliśmy nawet wziąć tuk-tuka i podjechać na plac, gdzie odbywała się główna lokalna celebracja. Następnie rozpoczęliśmy zwiedzanie zgodnie z planem. Wydawało się, że wszystko jest w miarę w porządku, poza tym, że przewodnik od samego początku nie sprawiał wrażenia osoby, która dzieli się zbyt wieloma informacjami (przynajmniej nie tymi związanymi z przebiegiem wycieczki czy samymi Filipinami). Często trudno było odpowiednio się przygotować i zabrać właściwe rzeczy do bagażu podręcznego, ponieważ przewodnik sprawiał wrażenie, jakby sam był tu po raz pierwszy i zwyczajnie nie znał odpowiedzi na wiele pytań, co w mojej ocenie próbował ukryć. I co było sprzeczne z tym, że na początku deklarował, że to nie jego pierwsza wycieczka po Filipinach i że ma 25 lat doświadczenia w turystyce. Pierwsze poważne problemy zaczęły się trzeciego dnia wycieczki (pierwszego pełnego dnia po przylocie), kiedy zgodnie z planem mieliśmy zostać zakwaterowani w „ośrodku przy gorących źródłach nad największym na Filipinach jeziorem Laguna”. Zamiast tego zakwaterowano nas w dziwnym ośrodku przy polu golfowym, który właściwie nie był hotelem, a raczej ośrodkiem golfowym z kilkoma pokojami hotelowymi. Wszystkie pokoje, a dokładniej rzecz ujmując więzienne cele, znajdowały się na poziomie -1, co oznaczało brak dostępu do światła dziennego. Dodatkowo pokoje były zagrzybiałe, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny – aż strach było tam przebywać z obawy przed wdychaniem tego, co tam „rozkwitło”. Część drzwi była tak nasiąknięta wilgocią, że były powyginane, przez co trzeba było je mocno popchnąć lub wręcz kopnąć, żeby je otworzyć albo zamknąć. Hałas związany z otwieraniem drzwi niósł się przez cały korytarz, więc ktokolwiek z pokoju obok chciał wyjść w nocy utrudniał sen wszystkim pozostałym. Niektórzy uczestnicy dostali nieco większe pokoje, ale nam przypadł mały pokój z dwoma osobnymi łóżkami, mimo że powinno być jedno wspólne. Dwa łóżka i biurko zajmowały praktycznie całą przestrzeń, co sprawiało, że nie było miejsca na otwarcie dwóch walizek, w związku z czym korzystanie z walizki lub pakowanie następnego dnia przypominało ekwilibrystykę rodem z igrzysk olimpijskich w gimnastyce artystycznej. Co gorsza, ten właśnie hotel nota bene o nazwie „Hampton” :D, przypadł nam na dzień po zwiedzaniu gorących źródeł, gdzie w planie było jeszcze zwiedzanie fabryki jeepneyów. Niestety przewodnik przełożył tę część programu na kolejny dzień, przez co do tego ośrodka nędzy i rozpaczy trafiliśmy stosunkowo wcześnie, bo już około godz. 15.30, aby spędzić tam resztę popołudnia i cały wieczór. Ośrodek ten położony był w środku niczego, z dala od jakichkolwiek atrakcji czy chociażby namiastki cywilizacji, więc byliśmy zmuszeni do zjedzenia kolacji w hotelowej restauracji, której jakość pozostawiała do życzenia tak wiele, że Magda Gssler rozbiłaby tam nie tylko wszystkie talerze, ale nawet siłą umysłu zaczęłaby wyginać także łyżeczki. Niestety, jedna z osób wymiotowała przez całą noc i nie wykluczone, że było to związane ze spożyciem kolacji w owym „hotelu”. Rano okazało się, że śniadanie nie jest serwowane w formie bufetu – trzeba było wybrać jeden z zestawów śniadaniowych, których jakość również była przeciętna – i ja rozumiem, że to Filipiny i to jedzenie czasem nawet powinno odbiegać od europejskich standardów dla urozmaicenia wycieczki, ale jedzeniem stamtąd mogłyby pogardzić nawet szczury. Na prośbę o dwa napoje do śniadania (kawę i sok) dowiedzieliśmy się, że można wybrać tylko jeden. Przewodnik jakoś się o tym dowiedział i pytał nas komu odmówiono drugiego napoju. Na to pytanie odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że nam., po czym doniesiono nam drugi napój. Okazało się, że zapłacił za nie przewodnik z własnych pieniędzy, choć nikt go o to nie prosił i naprawdę nie musiał tego robić. Ale za to chętnie o tym komunikował przez kilka kolejnych dni. Wspomniana wycieczka do fabryki jeepneyów odbyła się kolejnego dnia, która myślę byłaby dużo ciekawsza, gdyby była chociaż możliwość przejażdżki tymi samochodami. Tego samego dnia w planie był również spływ kajakami, a następnie tratwami. Zrealizowana została jednak tylko część kajakowa: „Do wodospadów usytuowanych w zielonym kanionie dotrzemy niewielkimi kajakami dowodzonymi przez wykwalifikowanych wioślarzy, a następnie przesiądziemy się na tratwy.” Niestety, część z tratwami została pominięta, rzekomo z powodu wysokiego stanu wody. Na uwagę zasługuje sytuacja podczas lunchu po kajakach, który był organizowany w ramach wycieczki. Pod koniec posiłku przewodnik zapytał, czy wszyscy są najedzeni i czy ktoś chciałby dokładkę. Kilka osób zgłosiło chęć na więcej jedzenia, ale okazało się, że dokładki są możliwe tylko za dodatkową opłatą. Trudno zrozumieć sens tego pytania nie informując o tym, skoro dokładka zależała od dodatkowych kosztów. I znowu, tu nie chodzi też o to, że trzeba by było dopłacić, tylko o nieumiejętną formę komunikacji przewodnika z grupą. [cześć 2 w kolejnej opinii, ponieważ Rainbow pozwala jedynie na 10 000 znaków]

    Kasia i Bartek - 24.01.2025

    20/23 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem