4.6/6 (21 opinii)
4.5/6
Przypadek sprawił że wybrałem się na kolejną wycieczkę do Rumunii. Polecam ją każdemu kto już był w tym kraju wcześniej. Natomiast odradzam jako pierwszy wyjazd. Ogólnie północna Rumunia jest ok, natomiast stan infrastruktury (hotele, drogi,) odbiega standardem od reszty kraju. Niestety najsłabszym punktem programu tej wycieczki jest logistyka ( zbyt długie przejazdy, rozmieszczenie hoteli, a co za tym idzie kolacje około 21-22 ), gdyby to odpowiednio dopracować to znacznie poprawiło by ogólną ocenę wycieczki.
4.5/6
Wycieczka nie jest uciążliwa, przedewszystkim noclegi pośrednie i brak całonocnych przejazdów. Program urozmaicony, ale moim zdaniem ciut za dużo monastyrów a za moło przyrody. Hotele w dobrym standardzie i jedzenie smaczne oraz w dużych ilościach. Autokar wygodny, kierowcy dbający o załogę i bardzo sprawni. Sugeruję włączyć do programu obiady na trasie około godziny 15.00 do 16.00 bo po wieczornym przyjeździe do hotelu jemy standardowo po 20.00 co jest już trochę za późno. Hitem są winnice w Mołdawii, Wesoły Cmentarz i miasto Oradea w Rumunii. Polecam wycieczkę dla tych co lubią odmianę od zapchanych miast. Ryszard
4.0/6
Wycieczka zawiera kilka mocnych pozycji, które sprawiają, że jest ona atrakcyjna, ale realizacja była lekko rozczarowująca. Do wspomnianych mocnych pozycji wycieczki można zaliczyć Muzeum Marcepanu, Wesoły Cmentarz, skansen w Syhocie Marmoroskim, Kopalnię Kaczyka, Milesti Mici w Mołdawii, twierdza Neamt. Każda z tych atrakcji była warta odwiedzenia. Szczególne i zdecydowanie niezapomniane wrażenie dostarczył obiad w Milesti Mici. Pokonywana trasa zapewniała wspaniałe i osobliwe widoki z autokaru, szczególnie w Transylwanii Północnej. W ramach wycieczki można było zwiedzić dużo zespołów klasztornych, natomiast nie stanowią one wybitnych atrakcji i w większości przypadków nie można było wejść i zobaczyć od środka niczego poza kościołem - po całej wycieczce można mieć wrażenie że było ich za dużo i zlewają się w jedno. Kolacja rumuńska była w porządku, natomiast nie było to coś powalającego i wartego 30 euro od osoby zdaniem moim i nie tylko - kilka tańczących dzieci, dwa nie za duże dania i wino oraz jeden pan z Polonii rozmawiający z naszą grupą. Dużym rozczarowaniem był brak możliwości zwiedzenia zamku Diosgyor, ponieważ w poniedziałki atrakcja była zamknięta, był poniedziałek, a strona organizacyjna nie zrobiła z tym faktem nic poza pominięciem. Hajduszoboszlo jest aquaparkiem starszego typu nastawionym na baseny zwykłe i solankowe oraz dekoracje (np. jaskinia, basen morski, łaźnia rzymska). Wewnątrz jest jedna zjeżdżalnia rurowa z mocno odczuwalnymi łączeniami, natomiast pozostałe są na zewnątrz (trzeba osobno wykupić możliwość wyjścia na zewnątrz), natomiast poza sezonem były nieczynne. Przy zwiedzaniu Koszyc natrafiliśmy na ulewę, co mocno zakłóciło odbiór tego miejsca i do autokaru grupa wróciła przemoczona. Można było odnieść wrażenie, że program jest nakreślony na zbyt duże odległości przy rumuńskich serpentynowych drogach w Transylwanii i nie tylko, co sprawiało, że większość czasu spędzaliśmy w autokarze dojeżdżając do kolejnych punktów wycieczki, przy czym ciągle ścigaliśmy się z czasem i mieliśmy bardzo mało wolnego czasu i na zwiedzanie (np. najczęściej 15 lub 30 min). Najczęściej w hotelu byliśmy po 20, przy czym kolacja była planowana każdego dnia o 19.
4.0/6
Pierwszy raz zdecydowaliśmy się z żoną na objazdówkę, bo zawsze podróżowaliśmy autem samodzielnie. I to był chyba pierwszy i ostatni raz, choć nie będę się zarzekał. Przede wszystkim zniesmaczyła nas pani pilot Paulina, która wydawało się, nie jest dla podróżnych, a raczej odwrotnie. Złośliwości to jej specjalność. Ludzie bali się ja zapytać o cokolwiek, żeby nie zostać odpowiednio skomentowanym publicznie. Na pewno starała się wszystko połapać, ale jednak to nie ten typ do pracy z ludźmi, i dużo starszymi od niej. Za karę, że mieliśmy swoje zdanie, gdy okazywało się, że w hotelu nie ma dla wszystkich miejsc (co już samo w sobie jest ewenementem), zawsze to my musieliśmy iść spać kilkaset metrów do sąsiada. Na granicy z Mołdawią, po 6 godzinach stania i zupełnym braku odprawy autobusów ze strony Rumunów, to delegacja klientów poszła do naczelnika przejścia prosić o ruszenie celników - nie pani pilot. W Rumunii zwiedzanie prawie wyłącznie cerkwi i monastyrów - to już było nudne. Zmuszanie turystów do zakupów na drogich stacjach benzynowych, nie w supermarketach, których sporo mijaliśmy, które miały duże i pusta parkingi - to kolejna perełka. Jak wreszcie wywalczyłem z żoną taki przystanek na 20 minut, to oczywiście wybiegli wszyscy z autobusu i po cichu nam dziękowali, bo obawiali się zrobić to głośno. Ogólnie to raczej nie zdecydujemy się ponownie na taką imprezę - przynajmniej nie z Rainbow.