5.3/6 (260 opinii)
6.0/6
Dlaczego zdecydowałam się na wybór właśnie tej wycieczki z bogatej oferty biura? Odpowiedź jest prosta. Chciałam zobaczyć Czarny Ląd, nieskażony cywilizacją, taki, jaki ogląda się tylko na zdjęciach lub w reportażach. Głównym punktem mojego zainteresowania jak i punktem ciężkości oferty biura jest nieznane maleńkie państwo Gwinea Bissau, a konkretnie archipelag Bijagos. Składa się on z kilkunastu wysp i wysepek, z których tylko kilkanaście jest zamieszkałych. Wycieczka ta była o tyle kusząca, że z programu, a także z opinii można było zorientować się, ze docieramy do miejsc, gdzie świat zamarł i stoi nienaruszony od lat. Świat, do którego nie są organizowane żadne inne wycieczki. Identyczny od stuleci, bez szans na jakąkolwiek zmianę lub poprawę. Gdzie ewentualne drogi z asfaltem maja chyba więcej …… dziur niż asfaltu. Pozostałości hiszpańskich kolonizatorów niszczeją, odpada z nich tynk, porastają gęstą roślinność. Są siedliskiem śmieci i odpadów, mimo wsparcia finansowego Unesco, które zbudowało nawet szkoły, mimo prądu z generatorów, życie tam toczy się jak kiedyś, zbiorowo. Tu nie ma miejsca na indywidualizm, samotność, ludzie żyją razem. Życie toczy się głównie na ulicy. Przed ich marnymi chatynkami, wśród domowych pałętających się bez celu zwierząt. Bez jakiekolwiek alternatywy, chyba że stanie się nią inna „ ulica” , inna chatynka. Ostrożnym trzeba być nawet używając określenia ulica. Bo taka rozumiana w naszym pojęciu nie istnieje tu tak naprawdę. To utwardzona glina przebiegająca wzdłuż pobocza, na którym usytuowane są ich domostwa. I to, co tak bardzo charakterystyczne jest dla biedy - nieuporządkowane stosy zalegających wszędzie śmieci. Analfabetyzm przekracza tutaj 58 %, a średnia wieku to 47 lat. Ta wycieczka to przede wszystkim obserwacja życia zwykłych ludzi. Ich codzienności, wiosek, obrzędów religijnych, mozolnej pracy. Tubylcy trudnią się rybołówstwem, rolnictwem, przoduje uprawa ryżu i orzeszków. Przeważają muzułmanie oraz wyznawcy animizmu. W programie nie ma zwiedzania kościołów, muzeów czy zabytków, pojęcia te są w tym świecie tak naprawdę czystą abstrakcją. Jest za to naturalna piękna przyroda, której bogactwo wykorzystuje się zarówno w odżywianiu, jako dobro przetworzone na pokarm lub napoje, stosuje się tutaj także znane od stuleci lecznicze właściwości wielu składników jak chociażby wielostronne wykorzystanie baobabu i jego owoców. To niezapomniane spotkania z biednymi mieszkańcami wiosek, często zawstydzonych własną nędzą. Wzruszające spotkania z dziećmi, które walczą nie tylko o prezenty, dla nich marzeniem jest dotkniecie nas białych. Spacer za rękę. Tylko w Afryce jest możliwe, aby moje ręce trzymało jednocześnie kilkoro maluchów. Tulą się, są brudne w dziurawych ubraniach, często nie mają nawet butów, klapki to chyba najlepsze obuwie, jakie niektórzy mają na stopach. Mają inny zapach niż nasze dzieci. Tu nie ma proszków, mydeł ani szamponów. Dzieci uwielbiają się fotografować, a ich największa radość to oglądanie potem własnych zdjęć, choć przez chwilkę, bo nie mogą ich przecież zabrać. Karnie ustawiają się w kolejkę po prezenty. Jakie to dla nich przeżycie dostać coś innego kolorowego, drobnostkę, która chociaż przez chwilę ubarwi ich codzienne monotonne życie, z którego nie ma wyjścia tak naprawdę. Gwinea Bissau to kraj mały i biedny. Plasuje się na 12 miejscu najuboższych krajów świata ( od tyłu oczywiście). Są tu także nieliczni Europejczycy, to głownie Francuzi prowadzący na wyspach luksusowe ośrodki. Aby dostać się na wyspę przemierzyliśmy naszym busikiem Gambie i Senegal, gdzie w stolicy czekała na nas łódź. Nasz hotelik, położony jest na wyspie, do której płyniemy ( sporo andrenaliny) ok. 2 godzin, leży fantastycznie na skarpie, z widokiem na morze. Właścicielami jest małżeństwo Francuzów, którzy specjalizują się w organizowaniu wypraw dla wędkarzy, miłośników połowów z całego świata. Na zdjęciach widać ryby o dl. 1,5 m okazy jak z filmów. Miłośnicy wędkowania mieszkali w domku obok i widziałam jak opuszczali rankiem wyspę, żeby cały dzień spędzić nas specjalnych łódkach i wrócić potem ze złowionymi „okazami.” Bob serwował je potem na lunch i kolacje.
6.0/6
Wycieczka bardzo udana.Na uznanie zasługuje praca Ani przewodniczki-rezydentki ,jak i Gambijskiego agenta.Pełny profesjonalizm.Atmosfera panująca w grupie pozwalała na pełny relaks,co zaowocowało kontaktami telefonicznymi już po powrocie.Odwiedzone państwa ze swą infrastrukturą to nadal "stara" Afryka.Ludzie skrajnie biedni,ale uśmiechnięci i gotowi udzielić pomocy.Szkoda,że w tym rejonie Afryki brak jest obiektów do zwiedzania,ale stan dróg w połączeniu z odległościami powodował,że nie było czasu się nudzić.
6.0/6
Super zorganizowana wycieczki i ciekawy program. Jedyna uwaga to że pobyt na wyspach Bijagos mógłby być dłuższy tym bardziej że jest informacja że całość trwa 9 dni a tak naprawdę 9 dnia o 8 rano już się jest w domu. Przewodnik posiadał ogromną wiedzę i dbał o każdego z członków wycieczki. Pełen profesjonalizm.
6.0/6
objazd w obróconym programie. Pierwszego dnia jechaliśmy odrazu na Bijagos. Niesamowite miejsce! Dzięki temu, że objazd było obrócony ostatniego dnia nie jechaliśmy 12 godzin na Bijagos prosto na lotnisko. Rano wyjechaliśmy z Cap Skirring, potem zwiedzanie Banjulu. Przepiękne wspomnienia, bardzo dobre uważam miejsca noclegowe. Smaki jedzenie z Bijagos do dzisiaj czuję na podniebieniu. Wybitne! Pilot Kamil - profesjonalizm w pełnym tego słowa znaczeniu.