Opinie o Rumunia - szlakiem hrabiego Drakuli nad Morze Czarne

5.0/6 (182 opinie)

5.0/6
182 opinie
Intensywność programu
4.5
Pilot
5.2
Program wycieczki
5.3
Transport
4.9
Wyżywienie
4.5
Zakwaterowanie
4.5
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 5.0/6

    Szlakiem hrabiego Drakuli nad Morze Czarne 31.07-09.08.2021 r.

    Dzień 1. Wyjazd z Orzesza o czasie, po drodze kilka postojów, ponadto czego obawialiśmy się najbardziej - bez problemów na granicy Węgierskiej. Dzień 2. Na pierwszy dłuższy postój zatrzymaliśmy się w mieście Deva, niespełna godzinny czas na rozprostowanie kości oraz śniadanie. Postanowiłem wybrać się w miasto a właściwie w okolice przyległych do siebie dziesięciopiętrowych deskowców. Zwyczajne bloki z elewacją nieodnawianą od kilkudziesięciu lat. Około 11:00 w mieście Alba Julia, spotkaliśmy się z lokalnym przewodnikiem. W trakcie przejazdu z Deva do Alby, pilot zapewniał nas, że miasto słynie z doskonałych win, już samo słuchanie powodowało u niejednego wycieczkowicza pobudzenie kubków smakowych licząc po cichu na możliwość delektowania się słynnymi trunkami. Niestety już na miejscu o słynnych trunkach nie było mowy a cała nasza uwaga skupiona została na zabytkach w obrębie cytadeli Alba Karolina. Oprócz sali rycerskiej, katedry św. Michała, najbardziej w pamięci pozostanie mi uczestnictwo we mszy w prawosławnej w katedrze Incoronarii. Była niedziela i choć lokalny przewodnik nie zachęcał nas do wizyty w katedrze podczas mszy, kilku śmiałków w tym ja weszliśmy do jej wnętrza. Kiedy ujrzeliśmy kontemplację zgromadzonych tam wiernych cichaczem opuściliśmy świątynie. To niezwykłe chwile, możliwość ujrzenia rzekłbym najbardziej intymnych momentów wiary egzaltowanej przez wyznawców prawosławia. Po południu dotarliśmy do miasta Sibin, miasta artystów i domów z oczami. Zwiedzanie rozpoczęliśmy ulicą zamkową. Niezwykłe widoki wiekowych domów z racji upływających lat przekształciły się w coś niepowtarzalnego. Przeszłość na swój sposób ma charakterystyczny urok. Następnie udaliśmy się do miejsca skupiającego najwięcej zabytków – ‘dzielnicy Piata Mare’. Zwiedzanie skupiło się na trzech placach. Na największym godnym polecenia jest zabytkowy ratusz i tuż obok kościół jezuitów, średnim (placu artystów), na mnie wrażenie pozostawił dom Casa Calfear obok którego przyszli adepci cechu pozostawiali wiano i kunszt swojej nauki. Plac trzeci to miejsce wciąż odnawianego podobno drugiego co do wielkości kościoła w Transylwani z charakterystyczną budową wieżyczek wskazujących, że miasto może wydawać wyroki śmierci. Wieczorem kilka uczestniczek wycieczki wybrało się taksówką do Sybinu, stwierdziły: „takie miejsca są piękne za dnia jak i w nocy”. Mi najbardziej w pamięci pozostanie prawosławna katedra Ortodoxa. Patrzeć na jej wnętrza to za mało, należałoby się w nie wpatrywać. Dzień 3. Pierwszym zwiedzanym miejscem był monastyr Cozia z XIV w. Każdy fragment wnętrza pokryty był rzeźbą lub freskiem, przed ikonostasem stanowiącym najważniejsze miejsce monastyru znajdował się żyrandol, podobno podczas nabożeństwa świecąc – przywołuje anioły. Następnie trasą transfogaraską udaliśmy się nad Jezioro Virdaru. Przejazd wspomnianą wybudowaną w latach 70-tych pełną zakrętów trasą oferował malownicze widoki lasów, wzniesień, gór. Utrwalenie na zdjęciach tych widoków było obowiązkowe. Kolejnym zwiedzanym miejscem był najważniejszy zabytek miejscowości Courte de Arges, uznawany za najpiękniejszą świątynię w kraju – katedrę Courtea de Arges. Nie sposób opisać jej wnętrz, mogę tylko powiedzieć, że w naszym zwykłym świecie istnieją takie miejsca. Z Courte de Arges udaliśmy się do stolicy Rumunii – Bukaresztu. W trakcie przejazdu przewodnik wprowadzał nas nie tyle w historię Rumunii ile przedstawiał życie jej mieszkańców i musze przyznać, że nie wygląda ono optymistycznie. Nie mniej ciekawa była opowiadana historia dotycząca Pałacu Parlamentu. Dlaczego to właśnie w tym miejscu powstał budynek?, podobno dlatego, że podczas trzęsień ziemi, które nawiedzały Bukareszt to miejsce prawie wcale nie ucierpiało. Stąd niejaki Nicolae Ceausescu zdecydował na wybudowanie socrealistycznego gmachu, co skutkowało wyburzeniem 12 kościołów, jednego szpitala, wysiedleniem 120 tys. Ludzi. Późnym popołudniem Bukareszt przywitał nas temperaturą 41 stopni C. Po dojeździe do miejsca gdzie znajdował się łuk triumfalny ruszyliśmy w kierunku starego miasta. Po drodze zza okien autokaru zobaczyliśmy muzeum chłopa rumuńskiego, przedwojenne kamienice, muzeum pisarzy, kolekcjonerów sztuki, katedrę św. Józefa, kościół królewski czy pałac wojskowy. Po opuszczeniu autokaru piechotą przez stare miasto zwiedzanie zakończyliśmy przy kościele św. Antoniego. Dzień 4. Zwiedzanie zaczęliśmy od katedry patriarchalnej. Po zwiedzeniu katedry dotarliśmy przed oblicze monumentalnego budynku jakim jest Pałac Parlamentu. Meczety, granaty, karabiny maszynowe zostawiliśmy w autokarze ale i tak dopiero po wnikliwej kontroli służby pałacowe zezwoliły nam na wejście do świątyni słońca Karpat. Kubatura budynku wynosi prawie 2,5 mln m3 i choć dość intensywnie zwiedzaliśmy jej pałacowe wnętrza pokonując 1,7 km w czasie niespełna 2 godzin, zdążyliśmy zwiedzić zaledwie 5% Pałacu. Każda ze zwiedzanych sal nosiła czyjeś imię oraz miała swoje przeznaczenie. Była sala koncertowa, balowa, teatralna, kilka, kilkanaście z przeznaczaniem na inne ‘państwowe uroczystości’. W Sali teatralnej nad głowami widzów wisiał prawie 5-cio tonowy żyrandol z kryształu, podobno ilość kryształu który stanowi wyposażenie Pałacu to 350 tys. ton, to prawie 900 tys. m3 drewna i 220 tys. m2 skór. Ściany, sufitów wypełnione zostały ozdobami lub freskami, wszystkie kolumny pałacowe wytapetowane zostały marmurem. Jedną z sal zaprojektowano tak, aby przy słabych oklaskach słuchaczy, donośniej słychać było ich echo. Nawet schody prowadzące na poszczególne kondygnacje zaprojektowano w taki sposób aby liczący 150 cm wysokości Nicolae Ceausescu nie musiał wykonywać zbyt dużych kroków. Zwiedzanie Pałacu – obowiązkowe. To drugi po Pentagonie budynek administracyjny świata, powstał zaledwie w 5 lat, nie dlatego, że zastosowano super nowoczesne technologie przy jego budowie ale dlatego, że 20 tys. pracowników budowlanych pracowało non-stop na zmiany przy jego budowie. Po południu dotarliśmy do Constanty, Constanca – miejsce błogosławione przez Stwórcę. To tu w 102 roku odbyła się jedna z największych bitew Starożytnych pomiędzy Rzymianami a Dakami. Uliczkami Constancy udaliśmy się na zwiedzanie starego miasta docierając na plac, w którym znajduje się muzeum archeologii z prawie 440 tys. eksponatów oraz pomnik Ovidiusza. Stąd udaliśmy się do Meczetu Karola I z 1920 r. Obowiązkowe wejście na wieżę liczącą 70 m wysokości pokonują przy tym 144 krętych schodów aby podziwiać panoramę miasta. Następnie udaliśmy się do kościała św. Antoniego z 1936 r. Swego czasu jedynego kościoła katolickiego w mieście. Tu przewodnik wprowadził nas w niezwykłą historię świętego do którego modlą się nie tylko chrześcijanie ale także i wyznawcy innych religii. Jednakże najbardziej utkwiła mi osobista historia sprzed 20 laty opowiedziana przez przewodnika. Młody muzułmanin nie znający miasta napotkawszy właśnie naszego przewodnika zapytał o drogę do kościoła św. Antoniego. Z uwagi, że było po drodze wspólnie ją odbyli. W trakcie rozmowy wyznał, że poszukuje żony, a ponieważ wciąż nie może jej znaleźć za zgodą Imama przyjechał wymodlić swe prośby do św. Antoniego. Zwiedziliśmy jeszcze katedrę prawosławia oraz szczątki miasta sprzed 2 tys. lat z ówczesną wciąż zachowaną infrastrukturą kanalizacyjną. Wieczorem przejazd do miejscowości Mamaia, gdzie na trzy dni zostaliśmy zakwaterowani. Dzień 5. Czas na plażowanie z obowiązkową kąpielą w morzu czarnym. Nie można przyjechać nad morze i nie skorzystać z kąpieli. Oprócz leniuchowania na plaży, ‘świata ciekawi’ (w tym ja) udaliśmy się na zwiedzanie Mamai. Dla odważnych przejazd telegondolą na wysokości 50 metrów (15 minut za 20 lei). Z perspektywy ptaka mogliśmy zobaczyć przynajmniej część miasta. Wieczorem obowiązkowy spacer po plaży, kąpiel w przyhotelowym basenie lub uczestnictwo w występach lokalnych artystów/chałturzystów. Dzień 6. Kolejny dzień na plażowanie. Dla chętnych obowiązkowa 3 godzinna wycieczka – ‘rejs po delcie Dunaju’ zakończona poczęstunkiem z głównym dniem – zupą rybną z dodatkiem wina, chociaż ja wolałbym odwrotnie. Proponowałbym skorzystać z wycieczki. Dla ludzi wrażliwych na piękno przyrody takie miejsca wysyłają wibrację. Dzień 7. Z Mamai do Sinai przez miasto Ploszeti jechaliśmy prawie 5 godzin. Po dotarciu na miejsce (Zamek Peles) przywitało nas zachmurzone niebo i letni deszcz, który towarzyszył nam do wyjazdu. Zamek stanowiący letnią rezydencję królów Rumuni wyglądał okazale. Przed wejście do zamku przewodnik dwukrotnie informował nas, że zdjęcia można wykonywać wyłącznie za odpłatnością. To co ujrzeliśmy wewnątrz Zamku zapewne wszystkim zapadnie w pamięci na długo. Meble, broń, dzieła sztuki, kompozycje rzeźbiarskie wykonane w drewnie zamieszczone na ścianach zamku, to wszystko tworzyło coś niepowtarzalnego coś magicznego. I choć nikt nie dokonał wymaganej odpłatności cykanie aparatów bez fleszy słychać było w każdym momencie. Sam utrwaliłem każdy możliwy fragment wnętrza Zamku. Nie umniejszając wnętrzom, widok Zamku z zewnątrz prezentował się nie mniej okazale i został utrwalony z każdego możliwie dostępnego miejsca. Fotografowanie w deszczu bywa naprawdę piękne. Takie miejsca nie dają o sobie zapomnieć. Dzień 8. Pierwszym punktem programu było zwiedzanie w miejscowości Bran średniowiecznego zamku z XIV w. zamku znanego jako rodowa siedziba Drakuli. Stanowiący niewielki górski warowny zamek zwiedzić można w czasie godziny. Wrażenie robi miejsce ulokowania zamku. Potem był czas wolny, na niezliczonej ilości straganów wybrać można było sobie dowolny suwenir. Tuż za straganami z cepelią wypatrzyliśmy skansen składający się z kilku chat w wieku podobnym do zamku. Mimo, że dostęp był wygrodzony, kilku śmiałków w tym ja pokonaliśmy przeszkodę by przez malutkie okienka zobaczyć co jest w środku. Ławy, łóżka, narzędzia codziennego ówczesnego użytku takie jak wrzeciono tkackie. W otwartych stodołach wiekowe chłopskie wozy, oraz coś co przypominało karetę. Przypuszczalnie to miejsce zamieszkania służby zamkowej. Oprócz zamku powinien być obowiązkowy punkt programu, niestety tylko ciekawscy wypatrzyli to miejsce. Następnie udaliśmy się do Braszowa, z przewodnikiem wysłuchując historię Braszowa, uliczkami udaliśmy się do bramy Katarzyny - starej granicy miasta by zwrotnie bramą ‘Szeklej’ wrócić i zwiedzić tzw. ‘czarny kościół’ (stanowiący niegdyś bazylikę bizantyjską). Trwały próby do wieczornego koncertu organowego więc przy okazji wysłuchaliśmy pięknego wykonania ‘Ave Maria’. W czasie wolnym proponuje udać się na rynek miasta zwiedzić cerkiew ‘wniebowstąpienia dziewicy’ oraz przejść się uliczkami od centrum i z powrotem wchodząc jeśli to możliwe w każdą otwartą bramę. Powiem tylko tyle, gdybym miał zamieszkać w Rumuni to wybrałbym Braszów. Dzień 9. Pierwszym zwiedzanym miejscem był protestancki wiejski kościół warowny w Prejmer. Faktycznie prawdziwy gród warowny gdzie w centralnej części mieści się świątynia, którą okala murowana budowla, w której to znajdują się pomieszczenia mieszkalne dla blisko 270 mieszkańców. Lepiej nie wchodzić na drewniane spróchniałe schody aby móc wejrzeć do wnętrza pomieszczeń znajdujących się na wysokości, zresztą dostęp był zabroniony. Przy każdym stawianym kroku słychać było chrupanie wiekowego drewna. Z Prejmer udaliśmy się do wioski Viscri gdzie oprócz warownego kościoła ewangelickiego zobaczyć można było zachowane i zamieszkałe w zupełnie dobrym stanie typowo saskie gospodarstwa. Część wycieczkowiczów skorzystała z obiadowego fakultetu. Ja zwiedziłem wioskę wzdłuż i wszerz. Główną część wioski stanowiły dwa rzędy oddalonych od siebie szeroką drogą podobnych do siebie domów wymalowanych w intensywnych kolorach: niebieskich i zielonych, odgrodzonych wysokimi murami i bramami. Gdzieniegdzie udało mi się wejrzeć, zagrody mocno zaniedbane, ale to tu wykonałem najwięcej zdjęć, takiej wioski już chyba nigdzie nie zobaczę. Wizyta w Viscri – obowiązkowa. Z Viscri pojechaliśmy do Sighisoary. Od razu udaliśmy się na stare miasto, pod dom w którym przyszedł na świat Drakula. W czasie wolnym część wycieczkowiczów udała się na zwiedzanie miasta, pozostali w ogródkach przy wieży zegarowej przy lokalnych trunkach wspominali odbytą wycieczkę. Wyjazd do Polski o godz. około 17:00. Dzień 10. Przyjazd do Polski o godz. Około 06:00. Wycieczka ciekawa dzięki zwiedzanym miejscom, ale nie mniej ciekawe było to co mówili lokalni przewodnicy i co zobaczyć można było zza szyb autokaru, a było co oglądać (jeśli chodzi o widoki krajobrazu). W Rumuni byłem 3 lata temu i czas jakby się zatrzymał. Przejazd z miasta do miasta przez wioski wyglądał tak jakby poślizgać się na osi czasu. Niedoinwestowane miasta i zapomniane przez Stwórcę wioski, gdzie przy płocie stoi zdezorientowana kobieta i chłop, który co chwilę poprawia spodnie. W drodze do Sinai z uwagi na korki, autokar zatrzymał się obok cmentarza gdzie w obrządku prawosławnym odbywała się uroczystość pogrzebowa. Tuż obok przed wejściem na cmentarz rozłożony był stół z potrawami, uczestnicy kursowali pomiędzy wciąż trwającą uroczystością pochówku a zastawionym stołem. Co do hoteli, w Sybinie i miejscowości Predeal – bardzo przyzwoite, ale jeśli chodzi o Bukareszt czy Mamai, część uczestników pytała o wyjście ewakuacyjne a część chciała się ewakuować. Ale w końcu wszyscy zaakceptowali oferowany stan rzeczy, przecież nie przyjechaliśmy mieszkać w hotelach. Co do wyżywienia, na śniadanie serwowano szwedzki stół, na obiado-kolację praktycznie narodowe potrwy rumuńskie: zupę jarzynowa z wkładką (całkiem smaczna), na drugie gołąbki mięsne, kapusta oraz mamałyga. Pilot wycieczki Pani Agata, bardzo sympatyczna osoba, czuwała nad nami, życzliwie i cierpliwie znosiła niekiedy nasze spóźnienia po czasie wolnym. Z kolei kierowcy bezpiecznie prowadzili autokar, tylko w drodze powrotnej czasami zapominali, że autokar to nie bolid a powrót z wycieczki to nie formuła 1. Uczestnik wycieczki objazdowej: Rumunia – szlakiem hrabiego Drakuli nad morze czarne 31.07-09.08.2021 r. Jerzy K. z Opola. Moja ocena wycieczki -5.

    Jerzy, Opole - Uczestnik wycieczki 03-12.08.2024 r. - 11.08.2021

    18/18 uznało opinię za pomocną

  • 5.0/6

    wycieczka super, tylko te przesiadki.............

    Wycieczka była bardzo ciekawa, jak zresztą większość objazdowych imprez organizowanych przez Rainbow. Ogromną niedogodnością są jednak przesiadki, zwłaszcza gdy jednocześnie rozpoczyna się lub kończy kilkanaście imprez. Panujący wówczas tłok wprowadza stresującą atmosferę, szczególnie w drodze powrotnej, z uwagi na brak numerowanych miejsc w autokarach tłum tratujących się nawzajem pasażerów z walizkami i bagażem podręcznym jest przerażający . Wydaje mi się, że jakimś rozwiązaniem mogłoby być rozpoczynanie imprez w różnych terminach, niekoniecznie wszystkie w soboty. A może dobrze byłoby rozważyć zaangażowanie firmy zewnętrznej, która zajmowałaby się bagażami głównymi tj. umieszczanymi w luku bagażowym autokaru, od miejsca wyjazdu uczestnika imprezy do chwili umieszczenia tego bagażu w autokarze docelowym, natomiast w drodze powrotnej przemieszczeniem bagażu z autokaru powracającego z imprezy do autokaru zmierzającego do miejsca zgłaszanego przez klienta jako końcowe. Walizki mogłyby być oznakowywane odpowiednimi identyfikatorami przywieszkami w różnych kolorach. Oczywiście taka logistyka musiałaby być uwzględniona w cenie imprezy, ale bardzo chętnie zapłaciłabym nieco więcej za wycieczkę, byleby uniknąć stresu związanego z przemieszczaniem bagażu w trakcie przesiadek.

    Maria, WARSZAWA - 10.10.2016

    7/7 uznało opinię za pomocną

  • 5.0/6

    Rumunia - kraj sprzeczności

    Naprawdę polecam wycieczkę do Rumunii - prawdziwego tygla historii i obyczajów. Dobre piwo, piękne widoki i intensywne zwiedzanie czego więcej chcieć od urlopu. Jeżeli dodatkowo traficie na Aleksa jako przewodnika to wygracie w życie, naprawdę dużo opowiada o samej Rumunii, obyczajach i historii, nie byłem przygotowany na taką ucztę wrażeń. Mimo krótkiego pobytu wydaje mi się że w pewnym stopniu zrozumiałem i całym sercem polubiłem Rumunię.

    Jakub - 25.09.2021

    8/9 uznało opinię za pomocną

  • 5.0/6

    Minus dla Rainbow

    Rainbow wysyła na objazdówkę pilotkę oraz kierowców bez przygotowania na tej trasie, efekt: rozbity autokar i ogólny chaos...

    Mariusz, Opole - 19.07.2019

    11/12 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem