Opinie klientów o Tropiki Centralnej Ameryki

5.0 /6
50 
opinii
Intensywność programu
4.9
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.1
Transport
4.7
Wyżywienie
4.1
Zakwaterowanie
4.6
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

6.0/6

Żania i Wojtek 17.02.2018
Termin pobytu: luty 2018

Podróż marzeń do innego świata

Wycieczka przekroczyła nasze wszelkie oczekiwania. Marzyliśmy o podróży do innego świata, do Ameryki Łacińskiej i dokładnie to dostaliśmy. Każdy dzień był perełką i zachwycał odmiennymi od poprzedniego atrakcjami. W programie Tropików idealnie zbalansowane są atrakcje przyrodnicze, kulturowo-historyczne, oraz rekreacyjno-sportowe. A na koniec mamy możliwość skorzystać z miłego wypoczynku w strefie hotelowej Cancun. Wielkie słowa uznania dla pilotki Gosi Żuk, która jest w pełni zaangażowana podczas całej wyprawy i sprawia, że nawet podczas przejazdów autokarowych nie można się nudzić. Dzień 1 – Podróż do Cancun Jeśli macie wykupioną wycieczkę to możecie spokojnie zgłosić się od razu do odprawy LOTu. Przelot Dreamlinerem do Cancun jest bardzo komfortowy. By uniknąć jetlagu polecamy w ogóle nie spać, gdyż do Cancun samolot dociera w godzinach wieczornych i od razu udajemy się do hotelu na nocleg. Na pokładzie podawane są dwa posiłki – ciepły i kanapka przed lądowaniem. Woda w butelkach sprzedawana w samolocie jest tańsza niż na lotnisku, 5 zł. Po przylocie i odprawie (trwa ok. godzinę ze względu na kolejkę na granicy) należy wyjść na zewnątrz budynku terminala gdzie czekają pracownicy Rainbow. Hotel do którego nas zawieziono w Cancun na jeden nocleg znajdował się w lądowej części miasta i spełniał wszystkie standardy europejskie jeśli chodzi o pobyt tranzytowy. Miło było zostać powitanym chłodnym napojemJ Dzień 2 – Dżungla, słońce i woda na Jukatanie Pierwszy dzień objazdu to krótkie spotkanie z turystycznym Meksykiem. Stan Quintana Roo, w którym znajduje się Cancun sprawia wrażenie bardzo zadbanego i bezpiecznego dla turystów, co pewnie nie oddaje w pełni natury całego kraju. Tulum to najbardziej zorganizowane i przypominające „wioskę turystyczną” miejsce na całej trasie. Pomimo to ma ogromny urok jako dawny port majów i jest niesamowicie pięknie położone. Zdecydowanie warto zabrać tam strój kąpielowy i skorzystać z czasu wolnego na pobliskiej karaibskiej plaży, oglądając z wody zielone wybrzeże pokryte historycznymi budowlami. Natraficie też na ogromne iguany! W punkcie drugim dnia (Dos Ojos) polecamy skorzystanie z fakultetu, czyli pływania po sieci jaskiń krasowych wraz z przewodnikiem w sprzęcie ABC. Piękne podwodne widoki, które oświetlamy sobie latarką, pływające wokół nas rybki oraz możliwość zobaczenia jaskini pełnej nietoperzy to niezapomniane przeżycie. Trzeba mieć jednak co najmniej podstawowe umiejętności pływackie i brak klaustrofobii by sprawiało to właściwą przyjemność. Po pływaniu warto kupić sok kokosowy z pobliskiego straganu. Na wieczór przyjeżdżamy do hotelu w Chetumal, stolicy Quintana Roo znajdującej się przy granicy z Belize. Miasto to ma charakter dość przemysłowy i tranzytowy, więc lepiej zregenerować siły w hotelu. Dzień 3 – Belize czyli brytyjska Ameryka Centralna. Belize jest najdziwniejszym krajem ze wszystkich odwiedzanych. Najogólniej można go przyrównać do Jamajki na kontynencie. Brak rozwiniętej infrastruktury i przemysłu świadczy o tym, że Brytyjczycy nie za bardzo przejmowali się tym zakątkiem swojego imperium. Wizyta w Orange Walk jest ciekawa i daje obraz lokalnego życia, a także zróżnicowania etnicznego kraju. Można spróbować coś przekąsić w jednej z lokalnych knajpek. Nam udało się kupić małą przekąskę za 1 dolara belizyjskiego. Ruiny Lamanai to pierwsze spotkanie z piramidami Majów. Zapierające dech w piersiach widoki na rzekę New River i dżunglę przy jej brzegu. Fantastyczna jest też sama podróż do tego miejsca, która odbywa się motorówkami (niektóre mają siłę 400 KM!). Na miejscu oferowany jest obiad w cenie biletu wejściowego. Z kolei Belize City (jak i każde większe miasto w odwiedzanych krajach) nieszczególnie zachwyca. Widać tu ogromną biedę i czuć napięcie w stosunku do turystów. Program wspólnego zwiedzania pokrywa najważniejsze punkty i nie ma się raczej ochoty na samodzielne zwiedzanie. Potem nocujemy w hotelu Ramada (obiektywnie najlepszym na całej trasie) tuż przy brzegu Morza Karaibskiego. Dzień 4 – Caye Caulker i podróż do Gwatemali Przez całą noc trwał sztorm i baliśmy się czy uda się popłynąć na Caye Caulker. Na szczęście skończyło się tylko na odwołaniu fakultatywnego snurkowania (choć z pewnością byśmy z niego skorzystali). Rejs na Caye Caulker łodzią turystyczną dostarcza dużo emocji, bo na wschód od Belize City rozciągają się atole małych wysp. Na Caye dostaliśmy czas wolny i mogliśmy zanurzyć się w luzackiej atmosferze karaibskiego życia, zupełnie odbiegającej od marazmu życia na lądzie. Warto skorzystać z oferty rekomendowanej restauracji i zamówić coś wcześniej (pozostałe knajpki oferują lunche dużo później). Można się też wykąpać na jednej z plaż. Jest tu też parę sklepów w których można kupić pamiątki do konsumpcji (rum, kawa). My polecamy przede wszystkim kawę w ziarnach, albo brandy winogronowe. Lepszy rum można kupić później w Gwatemali. Po powrocie z Caye Caulker udaliśmy się w kierunku Flores w Gwatemali. Można tam spokojnie pospacerować po zakwaterowaniu w hotelu i skorzystać z atmosfery życia nocnego małej dzielnicy turystycznej położonej na półwyspie na środku jeziora. Dzień 5 – Tikal, czyli królestwo w dżungli Jeśli jest jakiś jeden powód by pojechać na Tropiki, to jest nim bez wątpienia wizyta w zaginionym mieście Majów w Tikal (UNESCO). Wczesna pobudka i wejście do parku zaraz po otwarciu to znakomity pomysł. Byliśmy jedyną grupą i mogliśmy spokojnie zanurzyć się w dżungli, nasłuchiwać zwierząt i w końcu obejrzeć upragnione piramidy. Atmosferę świetnie budowała powoli podnosząca się mgła. Jest to miejsce tak odległe od miejskiej, polskiej rzeczywistości, że ma się wrażenie obecności na planie Indiany Jonesa. Po wizycie w Tikal głodni wrażeń mogą skorzystać ze zjazdów na tyrolce. Program składa się z 8 stacji. Atrakcja jest fajna i zostawia dużo w pamięci. Wymaga jednak nieco sprawności fizycznej no i zdecydowanie nie powinny się na nią zapisywać osoby o silnym lęku wysokości. Po rozpoczęciu zabawy, nie ma możliwości odwrotu;) Dzień kończymy w mieście Rio Dulce, gdzie nocleg spędzamy w bungalowach na wyspie. Uwaga na karaluchy! Dzień 6 – Karaiby raz jeszcze Poranny rejs do Livingston zapiera dech w piersiach. W meandrach rzeki Rio Dulce mieszczą się chatki, restauracje i sklepy do których można się dostać jedynie drogą wodną. Z pewnością zrobicie fantastyczne zdjęcia, zwłaszcza w trakcie przybijania do portu w Livingston. Samo miasto jest również unikatowe ze względu na fakt, że nie ma do niego dojazdu drogą lądową, a większość mieszkańców stanowią pochodzący z Afryki Garifunas. Tutaj przytrafił nam się też jedyna znacząca wpadka na całej imprezie. Rekomendowany lokal ma ceny ustalane na dzień i po podaniu posiłku. Za przeciętne owoce morza zażyczył sobie, w naszym wypadku, ok. 100 zł za osobę. Nie ma niestety dla niego w okolicy atrakcyjnej alternatywy. Wieczorem trafiliśmy do Hondurasu. Copan Ruinas to sztuczne, turystyczne miasteczko ale warto trochę pospacerować po jego centrum i usiąść na drinka w jednym z barów. My trafiliśmy akurat do Xibalby, gdzie spędziliśmy miło czas z poznanymi w czasie podróży przyjaciółmi. Dzień 7 – Pocztówka z Hondurasu i tętniący życiem Salwador Ruiny Majów w Copan nie są tak okazałe jak te, które odwiedza się wcześniej. Mają jednak kilka zdecydowanych atutów. Po pierwsze świetnie zachowane stelle z wizerunkami lokalnych władców oraz dość miłą dla oka panoramiczną trasę zwiedzania pozwalającą zobaczyć dokładnie dziedzińce miasta, czy boisko do peloty. Prawdziwy szoł robią jednak siedzące przy karmnikach ary żółtoskrzydłe. Nie wiem czy jest jeszcze gdzieś szansa by zobaczyć z tak bliska tyle tych pięknych papug żyjących na wolności. Po odwiedzeniu ruin przejechaliśmy przez Gwatemalę do Salwadoru. Tego dnia odwiedzaliśmy przede wszystkim Santa Ana. Jest to przykład gwarnego postkolonialnego miasteczka, ale nie stanowi pewnie jakiegoś wybitnego przykładu architektury, czy atrakcyjności. Uwagę przykuwa przede wszystkim ilość mieszkańców i bardziej miejski charakter Salwadoru jako kraju. Nocleg spędza się następnie w stolicy – San Salvador, w hotelu na uboczu centrum. Obok znajduje się sklep średniopowierzchniowy (coś jak Carrefour Express), gdzie warto kupić alkohole, kawę, czekoladę, salsy na pamiątkę z całego regionu. Ułatwia to przede wszystkim dolar jako jedyna obowiązująca w kraju waluta. Dzień 8 – Kółko po atrakcjach Salwadoru W Salwadorze, inaczej niż w innych odwiedzanych krajach, wiele atrakcji opiera się o tzw. kulturowe dziedzictwo niematerialne. Tak jest na przykład w centrum San Salvador (które akurat było w remoncie – pewnie będzie dużo piękniejsze w przyszłości), gdzie grób biskupa Romero oraz świątynie katolickie ogólnie związane są z historią salwadorskiej wojny domowej. Odwiedzana tego dnia strefa archeologiczna Joya de Ceren jest najmniej atrakcyjna ze wszystkich, dopiero przy większej wiedzy archeologicznej może okazać się bardzo interesująca. Najbardziej podobało nam się Suchitoto, gdzie szczególnie warto skosztować lokalny przysmak pupusas w miejscowym centrum gastronomicznym. Kolonialna atmosfera tego spokojnego miasteczka tworzy idealne warunki do spaceru. My zatrzymaliśmy się również na łyk lokalnego alkoholu wysokoprocentowego chaparro w Casa de Abuela. Z powrotnego przystanku w Santa Tecla warto byłoby zrezygnować na rzecz choćby krótkiego spaceru nad wybrzeżem Pacyfiku, do którego podczas wycieczki niestety nie dojedziemy. Dzień 9 – Kopytami do wulkanu Pacaya. Powrót do Gwatemali jest dość długi, ale rekompensuje go zmiana krajobrazu na górski. Po dotarciu do wulkanu czekała na nas zorganizowana grupa lokalnych przewodników wraz z końmi. O ile wjazd na Pacayę jest dość przyjemnym urozmaiceniem podróży (piękne widoki), o tyle zjazd to już raczej męka dla kolan i rąk. Za to fakt „zdobycia” aktywnego wulkanu dostarcza ogromnej satysfakcji i wrażenia spaceru po księżycu. W trakcie przejazdu do Antigui okazało się, że lokalny wulkan de Fuego ma większą erupcję niż zwykle – o ile będziecie mieli „szczęście” można z dachu hotelu wykonać fascynujące zdjęcia wydobywającej się z krateru lawy. Dzięki uprzejmości pilotki Gosi, wieczorem udało się jeszcze pospacerować po pięknej Antigui. Dzień 10 – Magiczne jezioro Atitlan Zdecydowanie polecamy skorzystać z podróży do miejscowości nad Atitlan, gdyż Antiguę za dnia mogliśmy zobaczyć dzień później. Już w Sololi, gdzie dojechaliśmy najpierw, czekała na nas niespodzianka. Nad brzeg jeziora zjechaliśmy stamtąd lokalnym „chickenbusem” w rytm muzyki i w szalonym tempie – niezapomniane wrażenia gwarantowane. Później w Panajachel wsiedliśmy ponownie w łodzie (każdy rejs na Tropikach jest wspaniały, zostaje w pamięci na długo) i popłynęliśmy do dwóch miejscowości zamieszkiwanych głównie przez potomków Majów. To tu można kupić najpiękniejsze pamiątki (ręcznie robione przybory, obrazki, torby, saszetki). Lokalesi chętnie będą się targować. Warto dać sobie trochę czasu wolnego i nie wybierać się na, naszym zdaniem, zbyt ekscentryczny fakultet z Maximonem w roli głównej. Po powrocie do Antigui, ponownie dzięki fantastycznej pracy pilotki, spędziliśmy miłe chwile w meksykańskim klubie Frida. Dzień 11 – Pożegnanie z Gwatemalą i szalone Ciudad de Mexico Przełożenie oficjalnego spaceru po Antigui na ten dzień było strzałem w dziesiątkę. Mieliśmy odpowiednio dużo czasu by zapoznać się z jego najważniejszymi zabytkami za dnia i nacieszyć starą Gwatemalą przed opuszczeniem kraju na dobre. Polecamy zakupić w jednym z rekomendowanych sklepów prażone ziarna kawy w czekoladzie. Z programu byłoby raczej warto usunąć fakultet - wizytę w hacjendzie kawowej, gdyż nie ma żadnej możliwości technicznej by się odbył. Trochę szkoda. Wizyta w stolicy kraju w drodze na lotnisko to raczej formalność. Guatemala City to w większości przygnębiające dzielnice mieszkalne i obskurne sklepiki. Zatrzymujemy się na głównym placu i szybko oglądamy pałac prezydencki oraz katedrę. Przelot do Meksyku odbywa się wygodnymi liniami meksykańskimi Interjet – ich Airbus prezentuje wyższy standard, niż podobnych linii w Europie. W cenie biletu jest 24 kg bagażu oraz drobny poczęstunek, włączając ewentualny napój alkoholowy. Po zakwaterowaniu w hotelu Lepanto nie skorzystaliśmy z fakultatywnego wieczoru na Placu Garibaldi. Zamiast tego we czwórkę sami odbyliśmy podobną wyprawę za mniejsze pieniądze i weszliśmy do obleganej przez lokalesów tawerny Tenampa. Jeśli jednak nie czujecie się pewnie z językiem hiszpańskim i chcecie mieć pełen komfort, fakultet może okazać się dobrą opcją. Tak czy siak z pewnością spędzicie tam wieczór pełen kolorytu. Placu Garibaldi nie obejmuje program dnia następnego. Dzień 12- Stolica Meksyku na szybko Wizyta w Meksyku wynika przede wszystkim z konieczności powrotu do Cancun, do którego z Gwatemali nie ma połączeń lotniczych. Jednak mimo wszystko dzień tam spędzony pozwala zobaczyć najważniejsze atrakcje miasta. Nie mieliśmy żadnych poważnych opóźnień i wszystko przebiegło zgodnie z planem. Poranna wyprawa do Teotihuacan pozwala zobaczyć piękne piramidy o wschodzie słońca i zanurzyć się w mistycyzmie tego miejsca. Później przemykamy przez centrum miasta Meksyk oglądając najważniejsze budynki wokół Zocalo oraz wchodząc na Wieżę Latynoamerykańską, widok z której daje świadectwo ogromowi stolicy Meksyku. Ostatni punkt programu to wizyta w sanktuarium Guadelupe. Dla mniej entuzjastycznie nastawionych podróżnych polecamy w trakcie czasu wolnego wizytę w okolicznym rynku gastronomicznym, gdzie można zjeść np. quesadillę z kwiatami. Przelot do Cancun liniami Volaris jest tylko o odrobinę niższym standardzie niż Interjet – bez poczęstunku, ale wciąż lepiej niż w Ryanairze i Wizzairze. Dzień 13-15 - Plaża, morze i palmy w Cancun. Podczas pierwszych dni zastanawialiśmy się co będziemy robić jak już przyjdzie czas odpoczynku w Cancun. Odpowiedź jest prosta – leżeć i odpoczywać. Program Tropików jest idealnie obliczony na taką opcję, a kameralny hotel Beachscape ma świetną plażę z barem i dobrymi posiłkami all-inclusive. Jeśli już chcecie gdzieś się wybrać to warto kupić za ok. 80 USD wyprawę na Wyspę Kobiet od jednego z lokalnych touroperatorów. Fakultety Rainbow są doklejone trochę na siłę – Chichen Itza to masówka obejmująca wszystkich pasażerów Dreamlinera na której stracicie cały dzień. Nie warto. Z kolei snurkowanie być może jest fajną opcją, ale trochę za drogą. Dla nas piękna pogoda i urok palm były zdecydowanie za kuszące. W strefie hotelowej Cancun sa oczywiście sklepy, outlety pamiątkowe (ok. 10 minut piechotą od hotelu) oraz słynne dyskoteki, takie jak Coco Bongo. Ostatniego dnia wylot jest bardzo późno, ale wcale nie trzeba pilnować walizek. O 12 są one wygodnie deponowane w recepcji, a hotel zapewnia jeszcze gościom obiad i dopuszcza do korzystania z plaży. De facto dni odpoczynku jest więc 3 – wyjazd na lotnisko dopiero ok. 18.30 kiedy już zachodzi słońce. Dzień 16 – Niestety powrót. Samolot w Warszawie wylądował przed czasem (poniżej 10h). Ale czy to fajnie, że już wróciliśmy?

6.0/6

Tadeusz, GRUDZIĄDZ 04.03.2020

Zimowe Tropiki Centralnej Ameryki

W wycieczce braliśmy udział w dniach 7.02-21.02.2020 r. Od samego początku wyjazd wywierał na nas pozytywne wrażenie. W krótkim czasie odwiedziliśmy 5 państw i dużo ciekawych miejsc, które różnią się nie tylko krajobrazami, ale i poziomem życia ludzi. Trasa wycieczki rewelacyjna, program bardzo urozmaicony. Przed podjęciem decyzji na taki wyjazd, trzeba przeanalizować dokładnie program, gdyż nie jest to wypad dla leniwych i wygodnickich! Trzeba ustawić się na codzienne przemieszczanie się z hotelu do hotelu i ranne wstawanie oraz długie przejazdy. Ale w tak krótkim czasie zwiedzić atrakcyjne miejsca pięciu państw to SUPERKA! Nie było czasu na nudę, był i czas na zjedzenie lunchu, wypicie kawy, zakup pamiątek, relaksowanie się. Wycieczka naprawdę udana, w 100 % zrealizowany program ( pogoda dopisałą, bez deszczu i męczącego upału). Jedna z naszych najlepszych - intensywna i atrakcyjna. Było snurkowanie w grocie, na rafie na morzu, była tyrolka, rajdy szybkimi motorówkami, jazda konna na wulkan, jazda amerykańskimi busami i tuk-tukami. Fakultatywne zajęcia dawały fantastyczne przeżycia. Odpoczynek też był (aż dwa dni) na koniec wycieczki przy hotelowym basenie i pięknej plaży.

5.5/6

Jarosław, Rzeszów 28.01.2024
Termin pobytu: styczeń 2024

Wyjazd culture- adventure

To niezwykle ciekawy wyjazd z ogromną ilością różnorodnych atrakcji. Jeżeli lubisz urozmaicenie, wczesne wstawanie i nie boisz się spędzić długich godzin w autobusie przemierzającym Amerykę Środkową, to ten wyjazd jest dla Ciebie. W tym wyjeździe jest wszystko. Na jego część kulturową składa się zwiedzanie pozostałości po cywilizacji Majów. Copan ( kapitalne płaskorzeźby ), Lamanai ( położone w dżungli, gdzie dociera się tylko łodzią ), Tikal ( majestat i potęga Majów ), ale także miast postkolonialnych, jak niesamowicie klimatyczna Antigua, czy współczesnych miast zamieszkałych przez lokalsów jak Concepcion de la Ataca, Chichicastenango, czy Santiago de Atitlan. Na część adventure składają się; nurkowanie na rafie i z rekinami, pływanie w canoe w jaskini przy świetle czołówek, wyjazd na koniach na wulkan Pacaya, czy rejs po Oceanie w poszukiwaniu wielorybów. Jest też wspaniały element wild life w postaci licznie spotykanych na trasie zwierzaków ( papugi, tukany, kolibry, cała masa dalszego ptactwa czy małpy lub iguany). Dla miłośników drinków jest odpoczynek w formule all inclusive . Nad Pacyfikiem i w Cancun. A wszystko to w zadziwiająco dobrych i wielokrotnie wręcz klimatycznych , zlokalizowanych w historycznych budynkach hotelach. Z wieloma kolacjami w klimatycznych restauracjach ( jak np: w Antigua). Musze też wspomnieć naszego amigo - Artura, człowieka o ogromnej wiedzy, z odpowiednia dla pilota charyzmą. Dla mnie jeden z najlepszych pilotów. ( sorry Artur za ten wypływ wazeliny :) ). Loty dalekie, ale samoloty Dreamliner zapewniają odpowiedni komfort. Jedyny minus - autobusy . Ale i tutaj pilot stanął na wysokości zadania i załatwił autobus , który dawał się zaakceptować. Słowem: tropiki! P.S. To nie jest wyjazd dla ludzi nie lubiących jajecznicy :)

5.5/6

Ania & Piotr 22.01.2018
Termin pobytu: luty 2018

POLECAMY Z PEŁNĄ ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ !

Super wyprawa dla osób, które chcą zobaczyć przepiękną Amerykę Centralną. Wczesne wstawanie i momentami męczące podróżowanie różnymi środkami lokomocji rekompensują przepiękne krajobrazy, cudowna fauna i flora oraz bardzo mili ludzie. Wycieczka bardzo dobrze zorganizowana pod względem logistycznym. O udanej imprezie w znacznym stopniu zadecydowała nasza Pani przewodnik Natalia, która okazała się w 100% profesjonalistką dbającą o swoich podopiecznych ! Pozdrawiamy Anitę, Mario, Waldka, Stefana oraz całą BARDZO MIŁĄ GRUPĘ ( oprócz dwóch zakompleksionych "dżentelmenów" - wszyscy wiedzą o kogo chodzi ;-) )
134513
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem