Opinie o Bałkany są super!

5.4/6 (262 opinie)

5.4/6
262 opinie
Intensywność programu
5.0
Pilot
5.7
Program wycieczki
5.3
Transport
5.4
Wyżywienie
5.0
Zakwaterowanie
4.8
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Sortuj: Najlepiej oceniane
Typ turysty: Wybierz
  • 6.0/6

    Warto zobaczyć

    Ogólna ocena - bardzo dobra. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że oferta w każdym punkcie jest uczciwa, program dobrze przemyślany i skalkulowany. Generalnie na niczym się nie zawiodłem. Były oczywiście mocniejsze i słabsze punkty programu, ale taki jest świat - interesująco różny. "Bałkany są super" - w mojej ocenie to prawda. Piękne miejsce do życia.

    Stanisław - 09.09.2014

    5/6 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Wycieczka objazdowa "Bałkany są Super"

    Było po prostu super

    Jadwiga Nysa - 28.03.2014

    1/1 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Relacja z wycieczki Bałkany są super

    Jestem zadowolony z wyboru i przebiegu wycieczki

    Marek, Tychy - 28.03.2014

    2/3 uznało opinię za pomocną

  • 6.0/6

    Bałkany są naprawdę super

    'Bałkany są naprawdę super' Dzień I Wyjazd z Woszczyc z niewielkim opóźnieniem dalej przez Słowację, Węgry. Przyjazd do hotelu w Serbii około 22:30. Dzień II Intensywny i jak się okazało, chyba najbardziej męczący dzień wycieczki. Przejazd przez Serbię i prawie całą Macedonię. Większą część czasu podróżując autokarem przewodnik poświęcił wprowadzając nas w historię starożytnej Macedonii, lata podległości Imperium Osmańskiemu, trudnej historii współczesnej i wciąż niepewnej przyszłości. Późnym popołudniem zawitaliśmy w Skopje. Przedmieścia miasta trochę zaniedbane. Pierwszym zwiedzanym obiektem była twierdza Kale skąd mogliśmy zobaczyć całą panoramę miasta (twierdza została poważnie uszkodzona podczas trzęsienia ziemi w 1963 r. i nie odbudowana w całości). Spacer w starej dzielnicy Carsija, w której znajduje się najstarszy turecki bazar na Bałkanach pamiętający w oryginale czasy panowania sułtanów, co prawda było już późne niedzielne popołudnie ale pośród wąskich brukowanych uliczek w pełni tętniło życie. Następnie plac macedoński z wspaniałym pomnikiem żołnierza siedzącego na wspiętym koniu, symbolizującego wielkość Macedonii, przejście przez kamienny most do miejsca gdzie znajduje się muzeum poświęcone pamięci matki Teresy z Kalkuty. Skąd też widoczny był budynek dworca kolejowego zniszczony podczas trzęsienia z zegarem wskazującym godzinę katastrofy. Wolny czas spędziłem przy niezwykłej monumentalnej niczym Panteonu budowli Muzeum Archeologicznego. Przed przyjazdem do miejsca zakwaterowania nie mniej istotne informacje dla Pań, gdzie udać się na zakupy aby nabyć perły i bibeloty oraz jakie przysmaki przywieźć do kraju. Dla Panów mniej zainteresowanych zakupami i przysmakami za to wnikliwie słuchających gdzie znajdują się miejsca, w których degustować można lokalne trunki. Dzień III Ochryda, miasto światła. Miasto, w którym w X wieku powstał pierwszy na świecie Uniwersytet. Zwiedzanie Ochrydy rozpoczęliśmy uliczkami starego miasta pośród sklepików z pamiątkami i tłumu spacerowiczów. Cerkiew Świętej Zofii (Sophia - święta myśl Boża) z początku XI wieku jednej z największych w Macedonii, następnie antyczny teatr rzymski z II wieku przed naszą erą. Obecnie nie często odbywają się tu przedstawienia, 'deski teatru' pamiętają krwawe walki gladiatorów. Dalej Cerkiew św. Klimenta z XIII wieku z freskami uważanymi za najwspanialsze na Półwyspie Bałkańskim. Oczywiście zakaz fotografowania, ale wyznając zasadę, że dla chcącego nic trudnego najpiękniejszy fresk z zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny wzbogacił mą kolekcję. Z kolei na świętej górze Słowian zwiedziliśmy kościół św. Pantelejmona, przyznaję, prawdziwy macedoński klejnot z zachowaną w oryginale wczesnochrześcijańską chrzcielnicą, następnie niewielką Cerkiew Św. Jana Kaneo zbudowaną niemal na skraju urwiska. Dla chętnych czyli dla wszystkich rejs statkiem po Jeziorze Ochrydzkim (podobno jednym z najstarszych na świecie) z Ochrydu do Św. Nauma. Przyznaję, że była to najpiękniejsza atrakcja wycieczki. Niezwykłe widoki wzdłuż brzegu jeziora wydawały się panoramiczną iluzją, która była przecież rzeczywistością. Podczas tej podróży liczyła się każda chwila będąca teraźniejszością. Krótki postój by zwiedzić 'Złote miasto', zrekonstruowaną osadę w postaci kilkunastu chat pokrytych strzechą sprzed około 1000 lat pne. W jednej najbardziej zasobnej wyposażonej w skórę niedźwiedzią z wygrodzonym miejscem dla zwierząt, pomieszkałem około 2 minuty. Choć przez chwilę poczułem się jak człowiek z epoki brązu. Po powrocie na statek dotarliśmy w kolejne zwiedzane miejsce: Monastyr Św. Nauma z X wieku w krypcie którego pochowany jest św. Naum. Jak poinformował nas przewodnik - najświętsze miejsce prawosławia. To co utkwiło mi w pamięci to zanikające freski w narteksie Cerkwi i pierwszy widziany na żywo ikonostas. W odosobnionym miejscu znajdowała się krypta ze szczątkami świętego Nauma. Przykładając ucho do krypty podobno można było usłyszeć bicie jego serca. Tu też obowiązywał zakaz fotografowania lecz tu już nie odważyłbym się go złamać. Na zakończenie bardzo intensywnego dnia pozostał nam rejs po jeziorze 'Czarny drin' z krystalicznie czystą wodą, podobno zdatną do picia. Nie spróbowałem dopóki nie zrobił tego wioślarz i odważniejsi ode mnie uczestnicy wycieczki. A i wtedy zapewnie nie uczyniłbym tego gdyby nie to, że w następnej kolejności zaplanowano degustację miejscowych specjałów wspomaganych białym i czerwonym winem no i ma się rozumieć macedońską rakiją. A czy wesołe samopoczucie zawdzięczałem krystalicznie czystej wodzie z jeziora czy degustacji miejscowych trunków, tego już nie zdradzę. Dzień IV Z Ochrydy wyruszyliśmy o świecie. Krętymi ulicami pośród wzniesień górskich podążaliśmy do Bitoli. Po drodze minęliśmy jedyny meczet na świecie, w którym znajduje się sklep mięsny i bar piwny. Bitola, drugie co do wielkości miasto Macedonii. Zwiedzanie miasta zaczęliśmy przy pomniku władcy i założyciela miasta Filipa II. Tuż za pomnikiem w oryginalnej wielkości tarcze i sarisy (dzidy) niezwyciężonej armii macedońskiej. Następnie wspaniała Cerkiew Św. Dymitra, jedna z największych na Bałkanach. Wewnątrz której na całej długości i wysokości ołtarza ogromny ikonostas, uwieczniony przeze mnie kilkunastoma zdjęciami. Nie sposób było nie uwiecznić ofreskowanego wejścia do głównej części świątyni przedstawiającego Sąd Ostateczny. Po czasie własnym, zwiedzanie miasta kończyliśmy spacerem po głównym deptaku Bitoli by udać się na południowe obrzeża miasta Heraclea a właściwie jego ruin będących pozostałościami m.in. po teatrze antycznym ale w pośród których mogliśmy podziwiać odkryte przez archeologów antyczne mozaiki podłogowe. Około południa wyruszyliśmy do Grecji. Prawie cztero-godzinna podróż wzdłuż masywów górskich gdzieniegdzie ogołoconych została urozmaicona historią Grecji, bliżej nam nieznanej kultury pochówku jak i wieloma mitami m.in. w jaki sposób bogini Eris przyczyniła się do upadku Troi, dlaczego Bogowie zdradzili Parysowi sekret Achillesa czy chociażby jaki wpływ na nazwę morza Jońskiego miała miłość Zeusa do ziemskiej kobiety. Po przybyciu do Grecji promem Agia Theodora udaliśmy się na wyspę Korfu. Dzień V Achillion - rezydencja Cesarzowej Austrii i królowej Węgier Elżbiety Bawarskiej (Sissi). Skąd nazwa Achillion?, podobno z uwagi na ulubieńca Cesarzowej (skądinąd wielkiej miłośniczki kultury greckiej) - Achillesa. Chyba każdy z nas wyobrażenie o życiu Sissi wyniósł z filmu o tym samym tytule. Jednak jak dowiedzieliśmy się, życie księżnej nie było takie bajkowe. Śmierć dwojga dzieci skutkowała ucieczką od życia. To co pozostanie mi w pamięci to wnętrza wspaniałego pałacu, które nie grzeszyły przepychem, raczej umiarkowaną skromnością. W pamięci zachowam kaplicę księżnej i salę balową oraz wspaniały obraz wyrażający triumf Achillesa nad Hectorem. Nie sposób nie wspomnieć o rajskich ogrodach z monumentem greckiego herosa Achillesa. W drodze do centrum miasta zatrzymaliśmy się przy mysiej wyspie by na dłużej zatrzymać się w starym Korfu. To co zapamiętam to chwile rytuału przy sarkofagu patrona wyspy św. Spirydona. W czasie wolnym arkady w centrum oraz obowiązkowo zapuścić się w uliczki starego miasta. Po południu udaliśmy się do zatoki Paleokastritsa, choć tylko to miejsce poznałem na Korfu zapewniam, bez wątpienia najpiękniejszego miejsca na wyspie. Obowiązkowo wycieczka łodzią po wodach zatoki, w czasie wolnym dla chętnych kąpiel w morzu Jońskim jak i też obowiązkowo zwiedzenie klasztoru Paleokastritsa z XIII w. Dzień VI Z samego rana drużyna pierścienia wyruszyła do Gjirokaster. W trakcie prawie trzy godzinnej podróży przewodnik wprowadził nas w kulturę i historię Albanii nie czyniąc tego wykładem akademickim ale słowami listu Georga Byrona do swojej matki. Poznaliśmy także dramatyczne losy ludności tego kraju okresu powojennego. Przed południem pokonawszy strome podejście znaleźliśmy się u wrót majestatycznej twierdzy Kalaja, którą widać z każdego miejsca w mieście. Zanim na dobre zaczęliśmy zwiedzać twierdzę, młodej albańskiej dopiero co poślubionej parze fotografującej się przed bramą główną odśpiewaliśmy huczne sto lat nie odstępując zakochanych dopóki głośną zachętą wyrażoną słowami: "gorzko!, gorzko!" nie dowiedli swej miłości czułym pocałunkiem. Pokonując długi ciemny tunel twierdzy, w którym umieszczono artylerię wojskową (tu znajduje się największe w kraju muzeum wojska) dotarliśmy do miejsca skąd rozciąga się niezwykła panorama miasta na tle otaczającego krajobrazu gór. Patrząc na miasto z perspektywy murów twierdzy czujesz się tak trochę jak 'pan i władca'. Ciekawym punktem programu było muzeum etnografii - niegdysiejszy dom rodzinny Envera Hodży dyktatora Albanii. Zwracam uwagę nie tylko na zachowany wystrój pomieszczeń ale ich ułożenie wyznaczające hierarchię jaka panowała w zamożnych rodzinach muzułmańskich. Wolny czas proponuję spędzić w zabytkowej starówce miasta. Drogę do Tirany pokonywaliśmy pośród zjawiskowych krajobrazów górskich i myślę, że nie ma w tym przesady kiedy ktoś z wycieczkowiczów powiedział że zobaczone krajobrazy górskie to ukryty skarb Europy. Po drodze wcale nie rzadko spotkać można było pasterzy wypasających stada kóz. Dodatkowo przejechaliśmy przez miasto Durres jedno z najstarszych w Albanii. Tirana, przedmieścia trochę zaniedbane. Na pewno w pamięci zachowam dom na dachu innego domu czy las na dachu wieżowca, także różnokolorowe elewacje budynków, co trochę wyglądało mi na kolorowe miasteczko. Uważać należy na ulicach, kierowcy wyznają zasadę kto pierwszy ten lepszy. Zwiedzanie ograniczyliśmy do spaceru zaczynając od placu Skanderbega, potem meczet Ethem Beja, Wieża zegarowa, pomnik Skanderbega, niektórzy wycieczkowicze nie wiedzieć czemu chętnie sfotografowali się z uroczą policjantką o jaskrawo kasztanowych włosach kiedy mijaliśmy bunkier w którym stworzono muzeum ofiar komunizmu. Jednak to co na pewno zapamiętam to znak zakazu sikania do rzeki wraz z kamerami monitorującymi oznakowane miejsce. Dalej niedoszłe mauzoleum Envera Hodży, następnie park zwany płucami Tirany by przystanąć na chwilę przy kolejnym w parku bunkrze, podobno jest ich przeszło pół miliona w całym kraju. Miały chronić Albańczyków przed zagrożeniami z zewnątrz. Spacer zakończyliśmy na placu Matki Teresy. Mocno intensywny dzień spowodował, że zaraz po kolacji większa część wycieczkowiczów oddała się w objęcia Morfeusza. Wytrwalsi wybrali się na spacer by zwiedzić okolicę. Przed jednym z domów z huczną muzyką zapewne gospodarz zaprosił nas do zabawy. Wyjaśnienia, że jesteśmy z Polski przejazdem i że nie znamy tu nikogo tylko wzmogło jego prośby o przyłączenie się do biesiady. Nie wiem dokładnie czy był to wieczór panieński, kawalerski czy inna okoliczność i co mówili do nas biesiadujący, z wielką przyjemnością przyłączyliśmy się do nich uczestnicząc w tańcach, nie odmawiając poczęstunku, i ma się rozumieć kosztując lokalnych trunków. Po północy podziękowaliśmy gospodarzowi i żegnając naszych albańskich przyjaciół zaprosiliśmy ich do Polski. Dzień VII Trochę luźniejszy dzień. Rankiem opuściliśmy Tiranę, pośród malowniczych pasm górskich drogą łączącą Rzym i Konstantynopol wróciliśmy nad jezioro ochrydzkie. Czas spędzony w autokarze, przewodnik wycieczki wypełnił historią i wydarzeniami jakie miały miejsce za dyktatury Envera Hodży, o zakazie podróżowania za granicę, o tym jak ateizowano kraj, jak wyglądało życie w więzieniach i za co skazywano ludzi na śmierć. Jak się okazało moja wiedza na temat Albanii była znikoma. Jeden dzień spędzony w Albanii to za mało aby poznać kraj, który powoli zmierza do Europy. Po południu czas wolny, proponuję relaks nad jeziorem ochrydzkim. Wieczorem dla chętnych wieczór macedoński. Dzień VIII Vevcani, niewielka wieś, która po upadku Jugosławii proklamowała się republiką i wprowadziła własną walutę. Przewodnik poinformował nas, że jedną z pamiątek jaką możemy nabyć to paszport i waluta Vevcani, jakoś nikogo to nie zainteresowało. Po wejściu na łagodne wzniesienie, zwiedziliśmy a właściwe spędziliśmy trochę czasu w tzw. parku zdrojowym. To nie był zwykły park na zwykłym wzniesieniu. Miejsce to wyglądało tak jakby woda wypływała z różnych miejsc parku łącząc się w potoki w taki sposób aby nie przeszkadzać nikomu kto właśnie w nim się znalazł. Na niebie, na którym królowało wyłącznie słońce, gałęzie drzew ułożyły taki w sposób, aby gdzieniegdzie przepuszczać słoneczne promienie dając wytchnienie wszystkim, którzy mieli szczęście tutaj przebywać. Nie łatwo było rozstawać się z tym miejscem. W czasie wolnym przypomniałem sobie co zasugerował przewodnik. Bezzwłocznie udałem się na stragan gdzie mogłem nabyć paszport i walutę Vevcani. Jak znów ogłoszą się republiką mam nadzieje, że paszport i waluta się przyda. Warto przyjechać tutaj chociażby tylko po to aby choć przez chwilę obcować z ekspresją tego miejsca, w którym możesz odzyskać spokój i pozbyć się zmartwień. Przed południem wyruszyliśmy dalej przemierzając Macedonię wzdłuż rzeki w kolorze zielonym 'Czarny Drin'. Pierwszy raz widziałem coś takiego ażeby rzeka na całej swej długości i szerokości była bardziej zielona od roślinności zamieszkującej jej brzegi. Jak wyjaśnił nam przewodnik to kwitnące glony powodowały, że krystalicznie czysta rzeka przybrała taką barwę. Około południa wjechaliśmy do największego parku narodowego Mawrowo przejeżdżając wzdłuż rzeki Raid. To co utkwiło mi w pamięci to mała wioska z kilkunastoma domami wybudowanymi na stromej ścianie gór. Nie sposób tam wejść a co dopiero mieszkać. Cerkiew Jana Chrzciciela z początku XIII wieku z naprawdę niezwykłym ikonostasem umieszczonym w drzewie orzechowym. Podobno najbardziej znanym na Bałkanach. Nie za długo mogliśmy wysłuchać lokalnego przewodnika gdyż właśnie rozpoczął się ślub młodej macedońskiej pary. Na szczęście nie zażądano abyśmy na czas ceremonii opuścili Cerkwi. Wspólnie z rodziną Państwa młodych uczestniczyliśmy w ceremonii ślubnej przyszłych małżonków (dlaczego tylko rodziną?, podobno w zwyczaju jest aby zaproszeni na wesele goście czekali przed świątynią). Mieliśmy wyjątkową okazję zobaczyć jak wygląda ślub w tradycji macedońskiej i jak koronuje się przyszłych małżonków w trakcie przysięgi małżeńskiej. Po ślubie kilka pamiątkowych zdjęć. Chwile później miał odbyć się chrzest, niestety czas naglił musieliśmy jechać dalej. Przejazd do Serbii, zakwaterowanie, kolacja. Dzień IX Davolja Varos. Pierwszym miejscem IX dnia wycieczki było Miasto Diabła. Jak zapewniał przewodnik mieszkał tu sam diabeł, Aż trudno uwierzyć, że przyroda samodzielnie ukształtowała figury skalne w formy stożkowatych kolumn na wysokości których nasadzone są głazy przypominające berety. Zanim zaczęliśmy zwiedzać krainę pełną tajemniczości i legend, przewodnik opowiedział nam o kulturze regionalnej, tradycjach, wierzeniach chociażby kiedy żmija przemienia się w smoka i przesądach, no i to, że w miejsce do którego zmierzamy diabeł męczy dusze piekielne. Na wszelki wypadek podczas zwiedzania diabelskiego miasta grupa trzymała się razem. Nowy Sad, zanim dojechaliśmy do miasta, poznaliśmy w historię Jugosławii. Jak kształtowało się państwo po zakończeniu działań wojennych, dlaczego wybuchła wojna ojczyźniana, na czym polegał dramat Srebrenicy i jak bardzo jest poplątana historia Bałkanów. W Nowym Sadzie zdobyliśmy twierdzę budowaną przez 88 lat, potem wizyta w urokliwym parku miejskim by ulicami miasta obok Pałacu Biskupiego dojść do centrum przy kościele Najświętszej Maryi. Kiedy kończył się czas wolny miasto zaczęło tętnić życiem. Niestety czas było wracać do Polski. Dzień X Przyjazd do Polski. Hotele i wyżywienie - hotele, klasa znacznie wyższa od turystycznej, w niektórych do dyspozycji wycieczkowiczów był basen. W hotelu Biser wbudowanym w skałę niedaleko miejscowości Struga otrzymałem pokój z widokiem na jezioro ochrydzkie, wyglądając przez okno można było zaobserwować jak w dzień odbijały się promienie słońca, w nocy promienie księżyca. Wyżywienie - w większości szwedzki stół, nikt więc głodny nie odchodził do stołu. Kierowcy - czasem ale tylko czasem zapominali, żeby nie ścigać się z przeznaczeniem gdyż nie jesteśmy przecież nieśmiertelni. Przewodnik wycieczki - Pani Małgorzata, pasjonatka, fascynatka, miłośniczka Bałkanów i wszystkiego co z nimi związane, po prostu fantastyczna!, przewodnik i opiekun grupy z najwyższej półki. O wyborze celu podróży decydują dwa czynniki, miejsca które chcesz zobaczyć i cena jaką należy uiścić. Natomiast o tym jakie wspomnienia przywieziesz i jakie emocje w tobie pozostaną zależy nie tylko od zwiedzonych miejsc ale w znacznej mierze od przewodnika, który ci towarzyszy. Czas spędzony w autokarze przemieszczając się w różne miejsca został wypełniony wprowadzaniem nas w historię, kulturę, mitologie, tradycje, zwyczaje zwiedzanych regionów w sposób nie tylko uporządkowany i logiczny ale niesłychanie ciekawy i zapewniam, że treści tego przekazu trudno będzie doszukiwać się w ogólnodostępnej literaturze. Myślę, że dzięki Pani Małgorzacie w jakiś niewytłumaczalny sposób utożsamialiśmy się z poznawanymi regionami co u niejednego uczestnika wycieczki wzmogło pragnienie dowiedzenia się jeszcze więcej o zwiedzanych miejscach. Szczere, serdeczne gratulacje i podziękowania dla Jej osoby. Lokalni przewodnicy całkiem poprawnie władający językiem polski wprowadzali nas w szczegóły zwiedzanych miejsc. Niewielki minus to, że z uwagi na intensywność wycieczki, zwiedzanie Skopje i Tirany ograniczyliśmy do poznawania najciekawszych obiektów miast bez możliwości zwiedzenia przynajmniej co niektórych wewnątrz. Wycieczka ciekawa, inspirująca, pełna wrażeń, bardzo dobrze zorganizowana oczywiście za sprawą naszego przewodnika. Zapewniam, że Bałkany to niezwykły kawałek świata i trudno było nie zarazić się bałkańską chorobą. To moja druga wycieczka na Bałkany i powiem tylko tyle: Do zobaczenia więc na Bałkanach w najbliższej przyszłości!. Uczestnik wycieczki 'Bałkany są super' 03-12.08, Jerzy Konopka

    Jerzy, Opole - Uczestnik wycieczki 03-12.08.2024 r. - 16.08.2019

    193/222 uznało opinię za pomocną

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem