Prof. Karol Myśliwiec, który od około 50 lat prowadzi badania archeologiczne
w Egipcie, szczególnie poleca wycieczkę statkiem po Nilu, a także obserwację życia zwykłych mieszkańców - dziś to na nich skupia się zainteresowanie archeologów, którzy badają jak zmieniało na przestrzeni wieków. Jedno pozostało niezmienne – Egipcjanie to niezwykle rodzinni, mili i towarzyscy ludzie.
Prof. Karol Myśliwiec, archeolog i egiptolog z Instytutu Kultur Śródziemnomorskich i Orientalnych PAN w Warszawie.
Egipt jest Pana drugim domem. Które z miejsc uznaje Pan za szczególnie interesujące?
Trudno wyszczególnić jedno takie miejsce. Polecam kilkudniową wycieczkę statkiem z przystankami na zwiedzanie zabytków, ponieważ uważam, że ten kraj jest najpiękniejszy z tej właśnie perspektywy. Ale już samo pływanie po Nilu jest fascynujące, ponieważ widać doskonale bogaty i bardzo zróżnicowany krajobraz. Ciekawe jest też obserwowanie Egipcjan, którzy żyją nad wodą: kąpią się, piorą, czerpią ją do picia. Jak słusznie powiedział Herodot w V w p.n.e. Egipt jest darem Nilu. Spojrzenie z rzeki odpowiada perspektywie starożytnych Egipcjan. Wtedy podróżowało się przede wszystkim statkami i łodziami, ponieważ cały ruch pasażerski odbywał się na wodzie. Nil w tamtych czasach musiał przypominać współczesne tłoczne Pola Elizejskie.
Jak wyglądał starożytny transport na lądzie?
Dużą rolę odgrywały sanie. Były odpowiednikiem dzisiejszych ciężarówek. Służyły do transportu towarowego. Poruszały się po piasku albo specjalnych platformach. Przy budowie piramid konstruowano ukośne, czasami bardzo długie drogi z kamieni i mokrej gliny. W ten sposób sanie dowoziły bloki kamienne na wyższe poziomy. Ciągnęli je ludzie, ale nie byli to niewolnicy, jak zwykło się sądzić.
Kto więc pracował przy budowie piramid?
Wolni ludzie niższego stanu. Ówczesny Egipt był świetnie zorganizowanym państwem. Chłopi musieli płacić trybut na rzecz władcy. W okresie upraw pracowali w polu. Natomiast w czasie wylewów, kiedy pola znajdowały się pod wodami Nilu, angażowano ich do budowy piramid i świątyń. Otrzymywali wynagrodzenie i posiłki, więc możemy powiedzieć, że była to praca zarobkowa wolnych ludzi.
Skąd wziął się mit o niewolnikach budujących piramidy?
Niewolnictwo istniało. Egipt nieustannie prowadził wojny, podczas których brano jeńców. Nie zabijano ich, jak pokazują płaskorzeźby. Byli przywożeni do Egiptu i wykonywali różne ciężkie prace.
Rozprawiając się z mitami: wciąż żywy jest ten o klątwie Tutenchamona, który rzekomo uśmiercił 20 osób z ekipy archeologicznej mszcząc się za zakłócanie wiecznego snu. Pan pracował przy wielu grobowcach.
Niektórzy członkowie ekipy archeologicznej, która odkryła grobowiec Tutanchamona, faktycznie w niedługim czasie kończyli żywot, ale przyczyną nie była klątwa. Każdy z nich umarł z innego, obiektywnego powodu, jak ugryzienie przez moskita, czy przewlekła choroba, zdiagnozowana jeszcze przed wyjazdem do Egiptu. W moim archeologicznym doświadczeniu były momenty, kiedy mógłbym się zastanowić nad klątwą. Jak wtedy, kiedy odkrywaliśmy fasadę grobowca wezyra Merefnebefa w Sakkarze zasłoniętą ceglanym murem. Kiedy z zawaliska usuwaliśmy ostatnią cegłę i za chwilę mieliśmy zajrzeć do środka, zerwała się burza piaskowa o olbrzymiej sile. Wyrządziła ogromne szkody: nasze namioty poleciały w powietrze, sprzęt został zasypany piaskiem, zepsuł się samochód. W czasie 50 lat jeżdżenia do Egiptu nie przeżyłem tak potwornej burzy piaskowej. Ale nie wierzę w klątwy, po prostu pracowaliśmy w okresie chamsinu, kiedy zdarza się silny wiatr. Kocham mity, ale opowieści o klątwach nieżyjących władców, rzekomo mszczących się za zakłócanie wiecznego snu, wkładam do szuflady z anegdotami archeologicznymi.
Egipt kojarzymy głównie z piramidami, a przecież ten kraj jest bogaty również w inne zabytki.
Wielkie piramidy, o których każdy słyszał, odpowiadają tylko jednemu okresowi – 3 tysiąc leciu p.n.e. One są ważnymi i wyjątkowymi zabytkami, ale przecież nie jedynymi. Już mój mistrz prof. Kazimierz Michałowski, w popularnonaukowej książce „Nie tylko piramidy”, pokazał mnóstwo innych ciekawych obiektów związanych ze starożytnym Egiptem. Książka, nad którą obecnie pracuję, będzie nosiła wiele mówiący tytuł „Egipt za piramidami”. Uwzględniam w niej szeroki margines archeologii, czyli doświadczenia i wspomnienia z 50 lat pobytu i badań archeologicznych w Egipcie.
Co jest ciekawe dla archeologa poza piramidami?
Z punktu widzenia zawodowego niezwykłym doświadczeniem była dla mnie praca w Delcie Nilu, chociaż do niedawna uwaga archeologów skupiała się głównie na Górnym Egipcie. Nie ma nic ciekawszego niż odkrycie, które zmienia wiedzę o danym miejscu albo okresie historycznym. I taki charakter miały moje wykopaliska ratunkowe w Tell Atrib. Natrafiliśmy tam na nienaruszoną sekwencję warstw poczynając od okresu rzymskiego poprzez kilka stuleci historii Egiptu. Odkryliśmy m.in. dzielnice warsztatów rzemieślniczych i artystycznych z ogromną ilością odrzutów produkcyjnych.
Wraz z upływem czasu zmieniają się metody pracy i pytania, jakie stawia sobie archeologia. W poł. XIX wieku poszukiwano głównie zabytków dla muzeów: posągów, mumii, a także papirusów z tekstami. Dziś stawia sobie o wiele szersze pytania, np. punkt ciężkości przenosi się z faraonów, o życiu których wiemy już sporo, na dolne warstwy społeczeństwa.
Co wiemy o życiu tzw. zwykłych ludzi w czasach starożytności?
Bardzo rozwinięta była sfera urzędnicza, o której też wiemy sporo, ale przeważająca część społeczeństwa - powyżej 50 proc. to byli prości ludzie. Mieszkali bardzo skromnie. Modele starożytnych domów możemy zobaczyć w Muzeum Egipskim w Kairze, co bardzo polecam. Wnętrze domu służyło tylko do spania. Życie skupiało się na dachu albo przed domem, gdzie gotowano, pracowano i prowadzono życie towarzyskie. A trzeba powiedzieć, że Egipcjanie są niezwykle towarzyscy.
Jak zmieniło się życie społeczne na przestrzeni wieków?
Dziś oczywiście mają już nowoczesne domy, ale tak samo żyją na zewnątrz, ponieważ bardzo to lubią. Wiele prac rzemieślniczych wykonuje się przed domem, czemu sprzyja ciepły klimat. Połączone jest to z życiem towarzyskim, bo zawsze mogą pogadać z przechodzącymi właśnie znajomymi. Oni bez tego nie mogą żyć. Kilka lat temu Polskie Radio urządziło dzień egipski, córka ówczesnego ambasadora Egiptu, na pytanie dziennikarki, jak jej się podoba Warszawa, odpowiedziała, że szalenie jej się podoba, tylko ulice są takie strasznie puste. Oni kochają żyć w grupie, mają potrzebę bliskości z drugimi człowiekiem. Mężczyźni, których łączy tylko przyjaźń, często trzymają się za ręce najmniejszymi placami, co dla Europejczyków jest niecodziennym widokiem. Tam się żyje niezwykle rodzinnie, z mnóstwem dzieci, kuzynów i znajomych królika. Dlatego, kiedy Egipcjanie migrują do Europy, natychmiast chcą sprowadzać swoje rodziny. To niezwykle ciepli i rodzinni ludzi.