Ryga – szlakiem secesji i czarnego chleba
Moja wycieczka do serca Łotwy, Rygi, odbywała się śladem secesyjnej architektury tego miasta. Jeśli jeszcze nie wiecie – kocham art nouveau pod każdą postacią. Jej subtelne elementy dekoracyjne, motywy liści i kwiatów oraz grafiki przedstawiające piękne kobiety – to zdecydowanie moje klimaty. Choć secesja kojarzy się głównie z Austrią, jej wspaniałe przykłady wypatrzyłam również w nadbałtyckiej Rydze.
Oczywiście znalazłam tu także inne style architektoniczne. Zwiedzanie Rygi rozpoczęłam od kościoła św. Jakuba. Nieopodal niego znajduje się świątynia protestancka i prawosławna. Już na miejscu dowiedziałam się, że Ryga jest miastem wielokulturowym i wielowyznaniowym. Łotysze mają ogromny szacunek do własnego języka i kultury, ale są też ludźmi otwartymi, o czym świadczy tak duża liczba różnych świątyń..
W Rydze, aby poczuć klimat miasta, od razu udałam się na tutejszy bazar. Podobno jest to największe targowisko w Europie. Zbudowano go z pozostałości hangarów niemieckich z okresu I wojny światowej. Chodząc po ogromnych halach, znajdujemy lokalne przysmaki kuchni łotewskiej, ale i rosyjskiej – wpływy tej kultury kulinarnej są tu bardzo silne. Jeśli kochacie dobre jakościowo składniki i lubicie gotować, znajdziecie to świetne mleka i sery, a także szeroki wybór kiszonej kapusty, zielonego czosnku, kiszonych traw i warzyw. Kiszonki są tu bardzo popularne. Po prostu: Łotysze kiszą, co się tylko da 😉
Zawitałam też na szybcika do polecanej wszędzie restauracji Pegasa Pils. Pewnie nie każdy się orientuje, ale dojenie ryb, czyli jedyny legalny sposób na pozyskiwanie kawioru z jesiotra, można spotkać właśnie tutaj. Podają tu nie tylko rybne cymesy. Popularna jest też zupa chlebowa (składniki to pokruszony czarny chleb, bakalie, śmietana i miód). Generalnie muszę zaznaczyć, że jednym z fundamentów łotewskiej kuchni jest czarny chleb, ale i unikalny gatunek grochu, często podawany z dodatkiem kefiru.
Wilno – tu wciąż bije serce Polski
Wilno wciąż dla wielu z nas jest kompletnie nieznanym miastem. To dość dziwna sprawna, zważywszy, że kiedyś było częścią Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jakoś tak się składa, że spora grupa Polaków prędzej opowie o włoskich zabytkach niż o państwie, z którym graniczymy od północno-wschodniej strony. Ukochane miasto Adama Mickiewicza, o którym pisał w swoim najsłynniejszym dziele. Dziś europejska stolica, która nie ma żadnych powodów do kompleksów. Zobaczcie, do jakich miejsc udało nam zajrzeć w czasie wycieczki do Wilna.
Zamek Dolny w Wilnie
Choć budowla dla laika wygląda jak kolejny wiekowy zabytek, tak naprawdę nim nie jest. Aż trudno uwierzyć, ze powstała za mojego życia – w latach 2002 – 2007, stanowiąc rekonstrukcję dawnej siedziby Wielkich Książąt Litewskich i królów polskich. W podziemiach zamku znajdują się ruiny pierwotnej budowli, która stała na tym miejscu. Widać tu pewne poszanowanie dla historii – w podziemiach właśnie można zobaczyć oryginalne mury i fundamenty poprzednika, nad którymi roztacza się nowy zamek.
O krok od zamku jest katedra, wielokrotnie przebudowywana, z fantastycznym bokiem otwartym na plac. Widać tu, że architekt stworzył go z myślą o jak najlepszym widoku świątyni z każdej strony.
Po wejściu do środka czujniejsze oko zorientuje się, że pierwotnie zbudowano ją w stylu gotyckim, o czym świadczy chociażby dość wąska i długa nawa główna, typowa dla tego stylu. Po przeróbkach kościół stracił typowo gotycki szlif kosztem stylu klasycystycznego. Zamiast ceglanej czerwieni wewnątrz ściany pokryto białą farbą. Unikatowe połączenie, tym bardziej cieszę się, że mogłam je zobaczyć. Pójdźcie i Wy, tym bardziej, że świątynia znajduje się w centrum miasta.
Wilno i Ostra Brama
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Tak o głównym zabytku Wilna, pisał w Panu Tadeuszu Mickiewicz. I faktycznie – gdy się lepiej przyjrzeć, na tle jasnej elewacji obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej, ubranej w złotą suknię, umieszczonej w oknie, rzeczywiście świeci – a, bardziej precyzyjnie, błyszczy, w pełnej okazałości. A wszystko dzięki szerokim, wielkim oknom, otwartym na oścież oraz płytkiej niszy, która przybliża postać przechodzącym. Okna praktycznie przez większą część dnia są mocno uchylone, co skraca dystans między patrzącym a Matką Boską. Gdyby się bardziej zagłębić w układ architektoniczny Ostrej Bramy, można dostrzec analogię z ołtarzem w kościele. Charakterystyczne przeszklenia nad i po bokach Matki Boskiej (arkada centralna i dwie mniejsze), wyglądają jak prezbiterium, otwierając święty obraz na wiernych. Tu rolę nawy kościoła tworzy ulica, przez którą przepływają tłumy przechodniów. Dla tych, którzy chcą jeszcze mocniej skrócić dystans z sacrum, istnieje opcja wejścia na Ostrą Bramę i znalezienia się w bezpośredniej bliskości z obrazem.
Tallin – wspaniałe hanzeatyckie miasto, tętniącą życiem stolicę Estonii
Mój plan na tę wycieczkę do Tallina był taki: zaliczyć wszystkie stolice nadbałtyckich państw. Dlatego po wizycie w Wilnie ruszyłam w dalszą drogę – do Tallina. Najpierw wybrałam się na długi spacer po zabytkowej części miasta. Starówka jest zamknięta dla ruchu kołowego, a jej uroki podziwiają turyści z całego świata. Przechadzając się uliczkami miasta, słyszałam tu rozmaite języki. Miasto doceniają nie tylko turyści, ale także znawcy sztuki, wpisując je na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Niegdyś tallińskie Stare Miasto było podzielone na część górną i dolną. Każde z nich, funkcjonowało na odmiennych prawach, co stanowiło przyczynek do swoistej rywalizacji. Górnym miastem, obfitującym w imponujące zabytki, władał biskup, namiestnik i szlachta. Każdy, kto chciał przejść z jednej części do drugiej musiał postarać się o klucz do jednej z bram. Najbardziej imponująca była
baszta „Kik en de Kök”. Nazwa w wolnym tłumaczeniu oznacza „zajrzeć do kuchni” – wartownik na baszcie mógł zajrzeć do wnętrza każdego z domów. Okres świetności górnego miasta przypada na XVIII wiek, gdy było ono miastem rezydencjalnym.
Spacerując po mieście, podziwiałam też przepiękną cerkiew pod wezwaniem
Aleksandra Newskiego z 1900 roku, którą wzniesiono jako symbol panowania rosyjskiego. Mijałam też pozostałości tallińskich murów obronnych. Przechodziłam też przed
Tornide Veljak – miejsca, do którego przychodzą zakochane pary. Wśród słynnych zabytków Tallina znajduje się też Wieża Dziewic – w istocie, długo służyła jako areszt dla prostytutek, więc nazwa wydaje się dziś raczej celowym zabiegiem lingwistycznym, który traktuję z przymrużeniem oka.
Dowiedziałam się, że w mieście jest również baszta
Gruba Małgośka, której średnica wynosi 24 metry. Pełniła ważna rolę obronną miasta, dlatego była zwrócona w stronę morza – miejsce najbardziej zagrożone na ataki. W Tallinie znajdziecie też Muzeum Morskie oraz polski akcent – tablicę upamiętniającą ucieczkę z tutejszego portu polskiego okrętu ORP „Orzeł”.
•
Tallin to dawne miasto kupieckie, którego głównym towarem eksportowym było zboże. W okresach prosperity przechowywano je nawet w tutejszych kościołach.
•
Dostęp do internetu jest w Estonii dobrem, które gwarantuje prawo. Zgodnie z przepisami, każdy obywatel może mieć go bezpłatnie.
•
Estonia jest wyjątkowo zalesionym krajem. Prawie 50% jego powierzchni stanowią obszary zadrzewione.
Estonia na talerzu, czyli co tu się jada?
Mówiąc o kuchni estońskiej, nie można zapominać, że jej podstawą są chleb i ziemniaki. Na porządku dziennym jest tu też picie herbaty – w niektórych lepszych lokalach podadzą ją Wam w pięknie malowanych, zabytkowych samowarach. Klasyką kuchni estońskiej, jak na kraj nadbałtycki przystało, jest ucha – rosyjska zupa rybna, z ziemniakami, cebulą, koperkiem i śmietaną. W Estonii chętnie jada się ryby pod różnymi postaciami. Sporym powodzeniem cieszą się tu naleśniki z nadzieniem szczupakowym, podane z kiszonymi ogórkami, ryba po starowiersku (leszcz, cebula, ziemniaki, kiszone ogórki, buraki) czy pielmieni z nadzieniem rybnym. Funkcjonują tu też torty rybne – dania na bazie chleba tostowego, posmarowanego majonezem, pomiędzy warstwy którego umieszcza się ryby (na przykład pstrąga). Górę wieńczą rybne przysmaki. A jeśli jesteście wielkimi fanami właśnie takiej kuchni i macie więcej czasu na zwiedzanie Estonii, zapuśćcie się do Tartu. W mieście tym jest ogromna hala targowa, a w niej bogaty dział z rybami wędzonymi, łowionymi z jeziora Pejpus. Znajdziecie tu również świetne konserwy z płotkami i szprotkami.