5.4/6 (262 opinie)
6.0/6
Wycieczka była super, ludzie wspaniali, stworzyli niesamowity klimat. Co do Rainbow mam jedno zastrzeżenie, że nie zostałam poinformowana przed wyjazdem o tym, że nie ma noclegu tranzytowego, który był w opisie wycieczki na granicy węgiersko serbskiej.
6.0/6
Ogólne wrażenia super :) Jestem zauroczona Bałkanami!!! Wycieczka wniosła wiele nowych wiadomości, wiele pozytywnych wrażeń... zmieniła o 180 stopni moje wyobrażenie o krajach byłej Jugosławii. Największą niespodzianką jest Macedonia- sama stolica Skopje robi wrażenie.... Jest to miasto na etapie odbudowy (po dużym trzęsieniu ziemi...). Zamiłowanie Macedończyków do wielkich monumentów, pomników robi wrażenie.... Niby nowe, a wyglądają jakby były tam od zawsze... Macedonia - kraj bez dostępu do morza... no i co z tego... Mają Jezioro Ochrydzkie... Piękne, otulone górami!!! Czysta, w różnych kolorach woda.... Rekonstrukcja miasteczka na palach... monastyr św. Nauma i jego otoczenie....- bajka! Macedońskie miasto Bitola... hmmm... chyba jednak strata czasu... taka jest moja opinia... można się z nią nie zgodzić.... Albania - swój urok ma... ale nie taki jak Macedonia... Stolica- Tirana- nudna- nie ma w niej nic ciekawego... Miasto Girokaster - oryginalne, szare dachy otoczone górami robią wrażenie.... Serbia ... Miasto Diabła -ciekawe, zaś Nowy Sad - urokliwe i klimatyczne... Korfu - typowa grecka wyspa....widoki piękne....pogoda gwarantowana...tłumy...wysokie ceny....kryzysu nie widać;) Faktycznie, jak Irena pisze, tour guide nie działał jak należy i były problemy...ale to już chyba jednak złośliwość rzeczy martwych.
6.0/6
Wycieczka niezwykle ciekawa, pełna mało znanych, uroczych miejsc (np. Gjirokastra) ale i tych bardziej turystycznych (Korfu). Troszkę Serbii, trochę więcej Macedonii, odrobina Albanii i kawałek Korfu, więc każdy znajdzie swoje miejsce, które będzie długo wspominał po wycieczce. Jak na objazdową wycieczkę całkiem sporo czasu spędzonego na wodzie - dwa rejsy (fakultatywnne, ale naprawdę warto) + prom do Korfu. Jest chwila na plażowanie, kąpiej w morzu i jeziorze. Niezdecydowanym serdecznie polecam, tylko należy pamiętać, że jest to wycieczka objazdowa, więc trzeba się przygotować na długie przejezdy, natomiast malownicze widoki wynagradzają czas spędzony w autokarze.
6.0/6
Pewnego zimowego popołudnia udałam się do centrum handlowego na codzienne zakupy. Jak to już nieraz bywało opuściłam je z katalogiem wycieczek Rainbow. Wybór wycieczki spośród tylu ciekawych ofert nie był łatwy. W katalogu znajdują się dziesiątki propozycji, każda oferta kusi, każda rozbudza wyobraźnię, cały katalog zdaje się krzyczeć: „Podróżuj!”. Po kilku dniach decyzja została podjęta, wybrałam kraje, o których nie wiedziałam zbyt wiele: greckie Korfu, Serbię, Albanię, Macedonię. Uwielbiam podróżować, mam nadzieję, że z czasem dane mi będzie odwiedzić większość krajów europejskich. Bałkany do tej pory kojarzyły mi się z rozpadem Jugosławii i wojną, ale w związku z tym, że jest to coraz bardziej popularny kierunek wakacyjny, postanowiłam osobiście sprawdzić, co kraje płw Bałkańskiego mają do zaoferowania. Korfu - Ta piękna grecka wyspa (a właściwie, czy któraś z greckich wysp jest brzydka?) powitała nas słoneczną pogodą i niezwykłą zielenią (mimo, że była już połowa września na Korfu kwitły kwiaty, a zieleń drzew i krzewów była niezwykle świeża). Na wyspie mieliśmy czas zarówno na zwiedzanie, zakupy, jak i błogie lenistwo na plaży. Bardzo spodobał mi się kościół św Spirydona – pasterza żyjącego na przełomie III i IV wieku odznaczającego się wielką skromnością i pokorą. Na jego cześć w XVI wieku powstał wspomniany przeze mnie kościół, w którym do tej pory znajduje się ciało Świętego. Z daleka można dojrzeć wysoką dzwonnicę i aby trafić do kościoła najlepiej iść w jej kierunku. Sam kościół bowiem jest dość niepozorny i w całym zamieszaniu i tłoku panującym na wąskich uliczkach miasta można go nie zauważyć. W środku mogliśmy podziwiać malowidła na sklepieniu oraz ikonostas. Przy okazji zwiedzania dowiadujemy się, że św Spirydon jest dla mieszkańców wyspy tak ważny, że praktycznie w każdej rodzinie znajduje się mężczyzna o tym imieniu. Każdy zakamarek wyspy, który dane mi było zobaczyć robił na mnie ogromne wrażenie: uliczki i zabytki Kerkiry, zatoka Paleokastritsa, pałac Achillon. Ale jest jeszcze jeden obrazek, którego nie mogę i nie chcę wymazać z pamięci. To niewielki biały monastyr Panagia Vlacherna z XVII wieku. Ktoś może powie nic szczególnego, zwyczajne białe ściany i wypłowiałe dachówki. Ale na mnie Vlacherna zrobiła ogromne wrażenie, może dlatego, że generalnie jestem fanką wszelkich budowli z uroczymi niewielkimi dzwonnicami, a może to ten cyprys przewyższający już cały monastyr, a może po prostu wszystko po trochu sprawiło, że zdjęcie tego miejsca towarzyszy mi wszędzie, gdzie tylko może, na pulpicie komputera i na ekranie smartfona. Podobno to właśnie w Kanoni, tu gdzie znajduje się Vlacherna i Mysia Wyspa są najpiękniejsze wschody słońca na Korfu. Może kiedyś będzie mi dane to zobaczyć, a póki co wspominam to, co już zobaczyłam i nadal nie mogę przestać się zachwycać. Serbia – dzień spędzamy w kraju, który łączy w sobie cechy świata europejskiego i orientalnego. Co prawda zwiedzamy go właściwie „przy okazji”, ale pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Może być początkiem dłużej znajomości, chęci bliższego poznania. I tak jest w moim przypadku. Czuję niedosyt Serbii, żegnając się z tym krajem postanowiłam, że jeden z przyszłych wyjazdów poświęcę mu w całości. A tymczasem odwiedziliśmy Nowy Sad będący stolicą okręgu autonomicznego Wojwodiny na północy Serbii. Do tej pory kojarzyłam je głównie z festiwalem Exit, który odbywa się w mieście od 2000 roku i co roku przyciąga wielu młodych ludzi z całej Europy. Miasto zrobiło na mnie dobre wrażenie, wydawało się raczej spokojne. Co prawda byliśmy w nim w niedzielę, a to zwykle wolniejszy dzień, ludzie tak się nie spieszą jak w dni powszednie. Co warto zobaczyć w Nowym Sadzie? Z pewnością górującą nad miastem twierdzę Petrovaradin oraz zabytkową dzielnicę miasta Stari Grad, z wieloma zabytkami, muzeami, restauracjami i sklepami. Początki twierdzy umiejscowionej nad brzegiem Dunaju sięgają cywilizacji rzymskiej i bizantyjskiej, ale obecny wygląd twierdza zawdzięcza Austrii. Petrovaradin jest nazywany Gibraltarem na Dunaju. Na jej terenie mieszczą się muzea i galerie oraz oryginalna wieża zegarowa ze wskazówkami umiejscowionymi odwrotnie niż ogólnie przyjęta zasada. Nowy Sad to miasto, w którym obok siebie funkcjonują świątynie prawosławne, katolickie, greckokatolickie, ewangelickie oraz synagoga. Nie tylko Serbowie, ale i pozostałe narody bałkańskie szczycą się tym, że religia nigdy nie była przedmiotem sporów na tych terenach, a sąsiedztwo np. cerkwi i meczetu nikomu nie przeszkadzało. Oby w dzisiejszych niespokojnych czasach takie podejście do religii w końcu zwyciężyło. W czasie naszych odwiedzin w Nowym Sadzie przejeżdżaliśmy przez Most Wolności. Jest to wiszący most drogowy, który został zniszczony przez naloty NATO w 1999 roku, ale po 6 latach został ponownie oddany do użytku. W mieście warto zobaczyć Plac Wolności, ratusz, kościół Wielkiego Męczennika Jerzego, katedrę św Marii i koniecznie przespacerować się deptakiem. Drugi przystanek w Serbii to Miasto Diabła. Brzmi groźnie, ale wcale takie nie jest. Djavola Varos to miejsce intrygujące, dość tajemnicze, położone w południowej części kraju, niedaleko miasta Kuršumlija. Swego czasu zostało nawet zgłoszone jako kandydat do siedmiu Nowych Cudów Natury. Po krótkim spacerze w lesie ukazało się nam coś na kształt skalnych piramid mających od 2 do 15 metrów z okrągłymi czapkami na górze. Dowiadujemy się, że czapki to skały porfirowe chroniące całą piramidkę przed rozpadnięciem. Odwiedzamy to miejsce za dnia, podobno jeszcze lepsze wrażenie robi wieczorem, gdy formy skalne są podświetlone. Cóż, może kiedyś. Jak już wspominałam w przyszłości chciałabym odwiedzić Serbię i lepiej jej się przyjrzeć, zwiedzić Belgrad,twierdzę Golubac i Kanion Uvac. Albania - Kraj mercedesów przywitał nas upalną pogodą i dość długim oczekiwaniem na granicy. W drodze do Gjirokaster towarzyszyły nam niezwykłe widoki pasma Gór Dynarskich. Krajobrazy były tak niezwykłe, że grzechem było drzemać czy czytać w czasie jazdy. Do lat 80tych XX wieku Albania posiadała gospodarkę centralnie planowaną. Obecnie z roku na rok rozwija się coraz lepiej, "goni" Europę. Obok osiołków na polach i starych wozów mijają nas również całkiem niezłe samochody, widać, że mieszkańcy budują nowe, coraz bardziej okazałe domy. Co prawda nowe domy czy auta są często wynikiem emigracji zarobkowej do Niemiec, Austrii czy Włoch, ale biorąc pod uwagę ilość Polaków w Wielkiej Brytanii to zjawisko również zbliża Albanię do krajów UE. W czasie przejazdu drogami albańskimi rzucają mi się w oczy maskotki zawieszone na domach. Przewodnik szybko wyjaśnia nam, że Albańczycy wieszają je, aby odstraszały złe duchy, czary i wszelkie inne nieszczęścia. W Albanii zwiedzamy Gjirokaster, miasto położone na południu, w dolinie rzeki Drinos, otoczone wysokimi górami. Stare miasto składa się z dużej ilości białych domów pokrytych szarymi łupkami i sporej liczby krętych, wąskich uliczek. Gjirokaster nazywane jest miastem białych dachów, srebrnych dachów, kamiennym miastem lub miastem tysiąca schodów. Po około 10 minutowym spacerze pod górę, docieramy do średniowiecznej twierdzy z XIII wieku. Na terenie twierdzy znajduje się muzeum broni, godna uwagi jest też wieża zegarowa - niezwykle kształtna budowla, która na tle gór wygląda po prostu wspaniale. Dowiadujemy się, że została zbudowana w XIX wieku przez Ali Paszę. Zegar w czasie I wojny światowej został uszkodzony i obecnie nie działa. Na twierdzę warto wejść również z powodu widoku na całe miasto. Spoglądając z góry widzimy, jak stara cześć miasta łączy się z nową, stale rozbudowującą się. Z jednej strony meczet, stare zniszczone domostwa, z drugiej hotele i stadion piłkarski. Na terenie twierdzy znajduje się metalowa konstrukcja będąca sceną festiwalu folklorystycznego pasująca do tego miejsca jak przysłowiowy kwiatek do kożucha. Nie mniej jednak co kilka lat odbywa się tu festiwal, a jego uczestnicy mogą cieszyć się niezwykłymi krajobrazami. Po zwiedzaniu twierdzy spacerkiem udajemy się do muzeum etnograficznego, które mieści się w domu, w którym urodził się Enver Hodża. Był to dyktator Albanii, rządzący państwem według reguł stalinizmu, dążący do stworzenia pierwszego całkowicie ateistycznego kraju. W muzeum możemy zobaczyć, jak wyglądało tradycyjne albańskie domostwo z wieloma przedmiotami użytku domowego oraz ze strojami ludowymi. W wolnym czasie, po zakończeniu zwiedzania obowiązkowych punktów programu warto przejść się uliczkami miasta, pooglądać albańskie domy, niektóre z nich są otwarte dla zwiedzających – np. Zekate. W Gjirokaster znajdują się również fontanny, kościół ortodoksyjny z XVIII wieku oraz stary meczet. Drugim miastem, które odwiedzamy w Albanii jest Tirana, która miesiąc wcześniej zagościła w umysłach większości Polaków, jako miejsce starć kibiców piłki nożnej w czasie meczu Legia Warszawa – FK Kukesi. Oczywiście w czasie zwiedzania stolicy jest nam dane z daleka zobaczyć ten stadion, ale Tirana powinna w naszych umysłach gościć z zupełnie innych względów. Przede wszystkim to wyjątkowo interesujące miasto. Serce stolicy najsilniej bije na terenach dawnego komunistycznego Bloku, gdzie w czasie dyktatury przeciętni obywatele nie mieli wstępu. Obecnie mieszczą się tam banki (nowoczesne oszklone budynki robią wrażenie nie dlatego, że są takie wyjątkowe, ale dlatego, że nie spodziewaliśmy się ich w Albanii), znajdują dobre sklepy, modne kluby, szereg restauracji i kawiarń, hotele. Elegancko ubrani miejscowi powoli piją poranną kawę, której cena jest tutaj zbliżona do ceny kawy w krajach Europy Zachodniej. Willa Envera Hodży stoi opuszczona i jest tylko coraz bardziej odległym wspomnieniem po minionych czasach izolacji i dyktatury. Będąc w Tiranie nie sposób nie odwiedzić placu, w pobliżu którego znajdują się wieża zegarowa, meczet Ethem Beja, Narodowe Muzem Historyczne, Biblioteka Narodowa i pomnik bohatera narodowego – Skanderbega (którego walka z przeciwko Turkom osmańskim jest po dziś dzień symbolem jedności narodowej). W czasie zwiedzania miasta udaje nam się wejść do XVIII wiecznego meczetu. Tylko ten meczet przetrwał niszczenie wszelkich symboli religijnych miasta. Do tej pory nie jest do końca jasne dlaczego Hodża go oszczędził Za jego rządów meczet dostępny był tylko dla zagranicznych gości, w końcu Albańczycy w jego pojęciu mieli stać się ateistami. Obecnie dostępny jest zarówno dla gości, jak i dla swoich obywateli. W środku jest skromnie, ale warto zwrócić uwagę na arabeski. Obok meczetu znajduje się wieża zegarowa, na którą można wejść. Spacerując bulwarem Dëshmorët e Kombit docieramy do piramidy. Została wybudowana w 1988 roku w celu stworzenia w niej muzeum Envera Hodży. Gdy dowiadujemy się, że została wybudowana za około 700 mln dolarów, nie chce nam się wierzyć, jak można utopić tyle pieniędzy i patrzeć jak to miejsce niszczeje. Ważnym punktem w Tiranie jest moim zdaniem Dzwon Pokoju, który został wytopiony z łusek pocisków wystrzelonych podczas rozruchów w 1997 roku. Skoro jesteśmy w Albanii to pora na kilka słów o bunkrach. W całej Albanii jest ich około siedmiuset tysięcy, w Tiranie odnajdujemy jeden na skraju parku miejskiego. Dowiadujemy się, że koszt wybudowania jednego schronu równał się kosztowi dwupokojowego mieszkania. Aż trudno uwierzyć w to, ile pieniędzy zostało wyrzuconych w błoto. Do bunkra można wejść, jest on bardzo niski, dość ciasny, trzy czy cztery osoby i jest pełen. W Tiranie odwiedzamy również Plac Matki Teresy, a przy nim budynek uniwersytetu i politechniki, muzeum archeologiczne, akademię sztuk pięknych i wspomniany już stadion piłkarski. Mijamy także Muzeum Sztuki, w którym mieści się galeria sztuki socrealistycznej. Za budynkiem muzeum stoją pomniki Lenina oraz Stalina, jakby schowane przed przechodniami, aby ich nie drażnić i nie przypominać dawnych czasów. Robię zdjęcie, nie wiadomo, jak długo tam postoją.Dwa miasta w Albanii to zdecydowanie za mało, aby ją poznać. Ale wystarczająco dużo, by chcieć do niej wrócić. Na mojej liście miejsc do zobaczenia w Albanii są Berat - miasto tysiąca okien, domków pokrytych czerwoną dachówką, meczetów i cerkwi, Kruja - miasteczko na wzgórzu, w XV wieku centrum oporu przeciwko inwazji osmańskiej, z zamkiem i bazarem tureckim, Szkodra – miasto leżące na wschodniej stronie jeziora Szkoderskiego. I mam nadzieję, że w najbliższym sezonie będzie mi dane zawitać tam i poznawać ten wyjątkowy kraj, jakim jest w moim odczuciu Albania. Macedonia - Najwięcej czasu spędzamy w Macedonii, kraju powstałym w 1991 roku. Jest to państwo w środkowej części płw. Bałkańskiego bez dostępu do morza, którego brak w 100% rekompensuje niezapomniane Jezioro Ochrydzkie. W czasie naszej wycieczki odwiedzamy Ochryd, Skopje, Strugę, monastyry św Nauma i Jovana Bigorskiego. Na naszej drodze znalazła się też Bitola, Heraclea oraz Republika Vevcani. W moim odczuciu Ochryd i jezioro Ochrydzkie to najmocniejszy punkt na mapie Macedonii. Do położonego u stóp gór Galiczica miasta latem na wypoczynek przyjeżdża nawet głowa państwa, odbywa się festiwal teatralny, festiwal bałkańskiej muzyki ludowej oraz festiwal folkloru bałkańskiego. Ale nie tylko w okresie wakacyjnym miasto ma wiele do zaoferowania. Niezależnie od pory roku możemy spacerować uliczkami starówki i podziwiać zabytki, które kryją się na wzgórzu ( Legenda głosi, że ludy słowiańskie wkraczające na teren dzisiejszej Ochrydy najpierw zaniemówiły z wrażenia, a ich pierwsze słowa brzmiały „Och, rid” - co oznacza Och, wzgórze). Osobom odwiedzającym to miasto polecam cerkiew św Zofii (posiada freski z XI wieku, obecnie ze względu na akustykę często służy jako miejsce koncertów), św Jana z Kaneo (robi wrażenie głównie z powodu położenia na klifie, pochodzi z XIV wieku i stanowi symbol miasta, można ją podziwiać z góry oraz z dołu z perspektywy jeziora, z każdej strony prezentuje się magicznie), św Pantelejmona (znajduje się w miejscu zwanym Plaosnik, zbudowany przez św Klemensa w miejscu innej bazyliki, Plaosnik wygląda jak wielki plac budowy, nadal trwają tam prace archeologiczne, a w pobliżu budowany jest kompleks uniwersytecki., w pobliżu cerkwi zachowały się mozaiki, emocje wzbudzają widoczne tam swastyki, które przecież negatywne znaczenie zyskały dopiero w XX wieku) , ruiny bazyliki św Erazma, twierdzę cara Samuela oraz starożytny teatr (występ naszego przewodnika śpiewającego piosenkę z Misia Uszatka sprawił, że wszyscy poczuliśmy się jak na najlepszym przedstawieniu). W Ochrydzie znajduje się podobno 365 cerkwi, jedna na każdy dzień roku. Biorąc pod uwagę fakt, że w czasie spaceru mijaliśmy sporo maleńkich cerkiewek, jestem skłonna w to uwierzyć. Po zwiedzaniu wskazany jest relaks bezpośrednio nad jeziorem. Doskonale nadają się do tego promenada i liczne kawiarenki w jej okolicy. Jeżeli ktoś ma ochotę poobserwować zwyczajne życie mieszkańców powinien wybrać się na miejski bazar. Oprócz pysznych aromatycznych warzyw i owoców znajdziemy tu typowo bałkańskie produkty, jak ajvar, papryczki w zalewie, gliniane naczynia i ikony. Mniej okazale prezentuje się Bitola. Mimo, że może pochwalić się cerkwią św Dymitra, meczetami tureckimi z XV i XVI wieku, wieżą zegarową z XVI wieku czy tureckim targiem, to po Ochrydzie nie robi wrażenia. Co innego wykopaliska archeologiczne Heraclea Lyncestis znajdujące się w jej pobliżu. Heraclea to starożytne miasto greckie, rządzone później przez Rzymian. Obecnie można zwiedzać to miejsce i oglądać pomniki (ich części), teatr, mury miasta, termy i mozaiki. Prawdziwa gratka dla miłośnika historii starożytnej. Obok terenu wykopalisk znajduje się mini muzeum, gdzie można zobaczyć, jak Heraclea prezentowała się przed wiekami, w latach swojej świetności. Skopje – dumna stolica Macedonii, „stare młode” miasto. Młoda część stolicy wygląda trochę jak choinka, którą obwieszono wszystkim, co tylko wpadło w ręce. Widzieliśmy kilkadziesiąt pomników ludzi kultury i postaci historycznych, co najmniej kilkanaście ogromnych fontann. Wszystko w złotym kolorze, nawet lampy pełne złoconych ornamentów. Ale w tym szalonym mieście odnaleźliśmy też to, czego zawsze szukamy podczas naszych wycieczek, a mianowicie śladów przeszłości. I tym razem nam się poszczęściło. Odnaleźliśmy je w Domu Pamięci Matki Teresy, czyli w miejscu upamiętniającym znaną na całym świecie mieszkankę Skopje oraz w dzielnicy zwanej Starą Carsiją. Tu poczuliśmy klimat Bałkanów. Pierwszy raz w życiu odwiedziłam meczet, uderzyło mnie jego skromne wnętrze. Niedaleko meczetu stoi cerkiew św Spasa, której również poświęcamy chwilę. Po odhaczeniu punktów obowiązkowych spędzamy czas spacerując uliczkami Starego Bazaru, wszędzie sporo ludzi, turystów i miejscowych, w powietrzu unosi się zapach pieczonego mięsa i kawy, na słońcu leniwie wygrzewają się koty. Tak, tutaj mogłabym zostać na dłużej. Takich Bałkanów oczekiwałam. W Macedonii zwiedzamy również dwa duże monastyry, oba położone w bardzo malowniczych miejscach. Monastyr św Nauma znajduje się na południowym brzegu jeziora Ochrydzkiego. Autorem pierwszej cerkwi na tej ziemi był właśnie św Naum i dlatego monastyr nosi Jego imię. Cerkiew św Archaniołów, która stoi do teraz, została wybudowana znacznie później. W głównym pomieszczeniu oglądamy freski oraz uczymy się prawidłowo odczytywać ikonostas. Drugi z wymienionych przeze mnie monastyrów jest największym klasztorem w Macedonii, położonym na górze Bistra w Parku Narodowym Mavrovo, stanowiący ważny ośrodek dla prawosławnych. Patronem monastyru jest Jan Chrzciciel, nazywany Bigorskim od słowa bigor, wapienia, z którego zbudowano budynki klasztoru. Jak się dowiadujemy monastyr składa się z domu klasztornego, domu pielgrzyma, wieży obronnej i oczywiście cerkwi. To właśnie ona jest głównym powodem, dla którego warto zwiedzić monastyr. Znajduje się w niej bowiem wyjątkowo okazały ikonostas oraz ikona św Jana, która podobno cudem przetrwała pożary i wszelkie zniszczenia, a wierni wierzą, że ma moc uzdrawiania. Jedną z cech wycieczek objazdowych jest tzw. zwiedzanie przez szybę, w czasie przejazdu autokarem. W ten sposób dowiadujemy się, że przejeżdżamy przez wieś Kosel, w której, z uwagi na położenie w okolicy wulkanu, stale unosi się zapach zbliżony do siarki. We wsi tej bardzo szybko psuje się sprzęt elektroniczny, a jej mieszkańcy nie chorują na nowotwory. Myślę sobie, że warto, aby ktoś zbadał fenomen tego miejsca. Mijamy również duże sady z jabłkami, będą dobre zbiory, bo niskie jabłonki obwieszone są owocami. Na granicy macedońsko - greckiej powoli, dostojnie spacerują pawie nie przejmując się autami, ludźmi i ogólnym zamieszaniem tam panującym. Takie szczegóły sprawiają, że człowiek poznaje dany kraj, czasami jedna informacja, jedno spojrzenie wystarczą i dane miejsce zdobywa nasze serce. Tak jest z Macedonią, marzy mi się powrót do niej, a zwłaszcza do Ochrydu, bo nie zdążyłam zajrzeć w każdą uliczkę tego niezapomnianego miasta, a ono zasługuje na to, by poświęcić mu dużo czasu.