Opinie o Bałkany są super!

5.4/6
(262 opinie)
Intensywność programu
5.0
Pilot
5.7
Program wycieczki
5.3
Transport
5.4
Wyżywienie
5.0
Zakwaterowanie
4.8
Zweryfikowane treści - Opinie pochodzą od Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
pani z lornetka
Dowiedz się, co sądzą inni
Nowość AI

Zastanawiasz się, czy ta wycieczka to dobry wybór? Wpisz pytanie, a dostaniesz podsumowanie wszystkich opinii naszych gości.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    4

    Bałkany są rzeczywiście super-polecam

    Poznań 03.09.2015

    Program jak bardzo fajny.Niesamowite krajobrazy w każdym z tych krajów. Zauroczona jestem Macedonią, a szczególnie jeziorem Ochryd i miastem Ochryd. Zaskoczyła mnie ale bardzo pozytywnie Albania. Nie jest to aż tak zacofany kraj jak myślałam.Szczególnie Tirana- dużo nowoczesnych budynków.Jestem jak zwykle zadowolona z wyjazdu z tym biurem podróży.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    3

    Bałkany są piękne.

    TADEUSZ, TORUŃ 11.07.2019

    Zwiedziłem z Biurem Podróży Rainbow wiele krajów Europy, brakowało tylko zwiedzenia Macedonii i Albani. Pogoda była cudowna, słońce i temperatura powyżej 30 stopni. Przejazd przez Czechy, Słowację, Węgry i Serbię do Macedonii do Stolicy Skopje - piękne stare i nowe miasto. Następnie przejazd nad jezioro Ochrydzkie pochodzenia tektonicznego, którego głębokość wynosi ponad 280 m., rejs statkiem po jeziorze, zwiedzanie mmiasta Ochrydy, m.in. antycznego teatru, twierdzy cara Samuila, monastyr św. Nauma. Przejazd do Bitoli,dawnego greckiego miasta Heraclaea, gdzie znajdują się fragmenty świątyń i przepiękne mozaiki. Z kolei przeprawa promowa na wyspę Korfu i zwiedzanie rezydencji cesarzowej Sissi - Achilion, zwiedzanie stolicy- starówki ze Starym Fortem, rejs łódkami po zatoce. Przeprawa promowa do Igoumenicy i przejazd fdo Albaniita Gjirokaster wpisanego na listę UNESCO, zwiedzanie twierdzy, muzeum etnograficznego i przejazd do Tirany, stolicy Albanii - spacer od placu Skanderberga po uliczkach Tirany. Następnie przejazd nad jezioro Ochrydzkie do Macedonii na wieczór lokalnej kultury z tańcem i śpiewem. Przejazd do wioski Vevcani, gdzię są kaskady Vevkańskiego Potoku, zwiedzanie klasztoru św. Jovana Bigorskiego gdzie jest rzeźbiony ikonostas z drewna orzechowego. Przejazd do Serbii gdzie po drodze zwiedzamy Miasto Diabła gdzie są niesamowite piramidy skalne porównywane do tureckiej Kapadocji. Przejazd do Nowego Sadu, zwiedzanie twierdzy Pietrovaradin, spacer po starówce i wyjazd wieczorem w kirunku Polski.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    35

    Bałkany, to jest to!

    Katarzyna, Toruń 14.08.2018

    Długo będziemy wspominać tę wycieczkę. Szczegóły poniżej.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    33

    Bałkańskie pocztówki

    eSTe 29.08.2018 | Termin pobytu: sierpień 2018

    Kto nie był na Bałkanach – ma sposobność ku temu, by poczuć namiastkę różnorodności, niesłychanego kontrastu i.. zapragnąć więcej Bałkanów. Kto widział już coś na Bałkanach – wyjazd to doskonałe dopełnienie wytworzonego już obrazu, jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że Bałkanów nigdy dość.Tak się składa, że bardzo lubię Bałkany. To był już któryś tam mój raz. Chciałabym zniechęcić do tego wyjazdu, ale po krótkim namyśle jednoznacznie stwierdzam, że zwyczajnie NIE DA SIĘ. Trzy okoliczności: 1/ Rainbow Tours – z nimi można w ciemno,2/ piloci jak zwykle kompetentni, 3/ można liczyć na bezpieczną podróż, bo kierowcy i autokary zawsze są odpowiednie. Co do reszty: komfort podróży, wymagania estetyczne w odniesieniu absolutnie do wszystkiego (hotele, zabytki, atrakcje, widoki) i wymagania kubków smakowych – to wszystko w naszych rękach, a raczej osobistych upodobaniach. Wszystko zaczyna się powoli, nieśmiało. Bałkany dopadają nas tak naprawdę dopiero trzeciego dnia, pod koniec którego zmysły oszołomione. Człek zagubiony. Szczególnie w czasie (bo dzięki pilotowi niemożliwe zagubienie w przestrzeni). Zdaje mu się, że w podróży od tygodnia. Mnie osobiście, że od trzech. Ale po kolei..Pierwszy niekoniecznie fascynujący dzień, aczkolwiek emocje są. Wybiła bowiem godzina wyjazdu. Opuszczamy nasz cudny kraj. Chusteczki, szlochy, te sprawy (taki żart).Że przesiadki w Woszczycach, każdy kto był już gdzieś z Rainbow, wie. To, że jest tam czas na zjedzenie smacznego śniadania – jasna sprawa. Że trzeba po raz pierwszy odstać w kolejce do wc – ot, preludium przygody. Pada hasło i nagle wszyscy w autokarach. Podziwiam jak doskonale wypracowano cały ten proces przesiadek. No to jedziemy. Entuzjastyczne powitanie pilota (Panie Łukaszu, o Panu mowa!). Entuzjazm zdecydowanie udziela się. Prędko Czechy. Chwilę poźniej już Słowacja. Tak jak USA ma swoją Route 66, tak Słowacja na granicy z Węgrami posiada Route 77. Tyle, że nie jest to historyczna droga, a knajpa. Brzuch zadowolony i gotowy do dalszej drogi. Ta po prostu mija. Pustka w głowie. Z czasem jednak sopel na nosie i łokciu. Drugi łokieć owinięty w autobusową zasłonkę, więc sopla brak. Mój błąd! Kocyk w domu. Cieplejsze odzienie w dużej walizie. Tak więc po dotarciu do pierwszego hotelu (Vinski Dvor w Serbii) zamiast na ponoć sympatyczną degustację win, prosto pod gorący natrysk, który przywrócił krążenie w nosie i łokciu, a następnie pod kołdrę. Trzeba przyznać, wysublimowany charakter ma ten hotel. Widok spod kołdry nasuwa jedno: może historyk sztuki miałby tu nad czym rozprawiać.. Właściciele Vinskiego Dvoru zdecydowanie lubią obrazy, obrazki, wzorki, rzeźby, witraże. Poza tym, o ile ochoczo częstowali winem, tak.. Drugiego dnia okazuje się, że właściciele Vinskiego Dvoru nie przepadają jednak za tym, jak ktoś obcy je u nich śniadanie. Srogi wzrok ciskający gromy, błyskawice i inne podobne niebezpieczne zjawiska meteorologiczne, skutecznie blokował przed sięgnięciem po cokolwiek. Naprawdę jesteśmy w Serbii?? Przecież ona nie taka! A do tego, naiwna - ja. Posądzam margarynę, że ta zapewne serbskim palce lizać kajmakiem i wszystkim wokół każę brać na talerz ten "kajmak". O ile nie dopadło mnie złowrogie spojrzenie właścicieli Vinskiego Dvoru, tak wszyscy, którym poleciłam ów "kajmak" patrzyli na mnie z politowaniem. Smacznego. Żeby nie było.. poza margaryną coś tam jeszcze jest, nikt głodny nie wychodzi, ale ten klimat pierwszego śniadania dziwny jak cały wystrój hotelu. No ale w Vinskim Dvorze wodę w kranach ciepłą mają, pościel świeża jest, a kołderka potrafi rozgrzać. Poza tym wokół piękne połacie winorośli i rano jest gdzie pospacerować. Bo potem w zasadzie nudna trasa. Serbia widziana z okien autokaru mknącego po autostradzie za nic w świecie ciekawa nie jest. Pobudzenie gdy docieramy w końcu do Macedonii. Gdzieś przed Skopje postój. A tam kilka stoisk przydrożnych sprzedawców. Owoce, przetwory, te sprawy. Tu sytuacja niespotykana. Pani Macedonka o ciemnych włosach przeżywa największe oblężenie. Jakoś tak wszyscy do niej po owoce. Ktoś kupuje orzechy w miodzie. Jakiś czas później staje się nieszczęście. Słój wypada z plecaka i.. po słoju. Pani Macedonka wystraszona, zaaferowana jakby to była jej wina, dobiega do rozbitego słoja, sprząta miodowo-szklaną breję i uspokaja. „No problema, no problema”, po czym daje nowy słój miodu. Takie rzeczy tylko w Macedonii. Rozczuliła mnie! A jakie pyszne ma Pani Macedonka owoce!! Ok. godz. 17 docieramy do Skopje. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Bo ja do tej pory nie wiem co o tym miejscu myśleć. Chwilami wydaje mi się, że właściciele Vinskiego Dvoru mieli wpływ na wygląd stolicy Macedonii. Bo tak jak skutecznie „zaobrazowali” swój hotel, tak Skopje równie skutecznie zapomnikowane. Zdecydowanie chce się tego miejsca więcej. By zrozumieć o co chodzi. I niekoniecznie w niedzielę, kiedy to stara część miasta praktycznie nie funkcjonuje. Bazarek turecki nieczynny, sklepiki pozamykane, trzeba wierzyć na słowo jak tu fajnie, orientalnie. Z niedosytem w kwestii Skopje, z pobudzoną wyobraźnią, że kolejką gondolową można wjechać na Vodno, a po fantastycznym Kanionie Matka popływać kajakami, kierunek Ochryd. Niewiele jednak oglądamy tego dnia Macedonii. Zwyczajnie i po prostu niemrawo zaczął przyświecać nam księżyc. Przemy do przodu, czujemy, że mnóstwo zakrętów. Z naprzeciwka chyba cała Macedonia wraca po weekendzie znad jeziora. Wiedząc, że to najpiękniejsze miejsce w kraju, apetyt tylko zaostrzony. W końcu jest! My jednak docieramy do miejscowości tuż obok. Godzina 22.00. Struga. Hotel Biser. W moim przypadku 7 piętro. Ponoć widok na jezioro. Rzucam walizy i wyskakuję na balkon. A tam.. ciemność. Gdzieś w oddali tylko kilka malutkich światełek. W hotelu na dole 2 wesela, muzyka, subtelne odgłosy zabawy. Trzeba wyostrzyć słuch, by usłyszeć również delikatny plusk wody. Ten nieśmiały chlupot jest najprzyjemniejszym i jakże wyczekiwanym odgłosem dnia! Byle jak najszybciej do rana. Zanim sen, serwowana kolacja, obserwacja weselników, rzut okiem na hotelowy pokój. Ten jakich wiele w hotelach na świecie. Nic szczególnego. Wszystko, co niezbędne do odświeżenia się i przenocowania, jest. Im wyżej tym wystrój rodem z PRL. Klimat jest. Klimatyzacja też.Człek zniecierpliwiony widoku jeziora, skoro świt zaczyna kolejny (trzeci) dzień. Zrywam się na równe nogi i potykając o walizę, wybiegam na balkon i… oto Ona! MACEDONIAAAAA, na którą czekałam! Przepraszam najmocniej, ale niecenzuralnie przeze mnie przywitana. Jak na tym obrazku: Anglik po zdobyciu górskiego szczytu krzyczy: wonderfull! Niemiec: wunderbar! Rusek: kak priekriasna! A Polak.. przyjmijmy jednak, że to było ŁAAAAAAŁ!!!! Później jeszcze ciekawiej. Najpierw pierwszy smaczek: cerkiewki tuż obok hotelu (poranna przebieżka po okolicy ze wszech miar, zawsze i wszędzie wskazana, można odkryć niezłe cuda). Drugi smaczek – śniadanie (szwedzki stół i nikt nie liczy łyków połkniętej herbaty ani nie ciska gromami). Pora na danie główne: Ochryd. W ciągu niemal 4 godzin snujemy się wąskimi uliczkami, podziwiamy charakterystyczną dla tego miejsca architekturę, próbujemy uchwycić jak najlepsze pozy żółwi, zaglądamy do kolejnych uroczych cerkiewek, wspinamy coraz wyżej, gdzieniegdzie zardzewiała betoniarka lub stosik skrupulatnie ułożonych klocków drewna, a to amfiteatr, a to mury twierdzy, kolejne widoki na okolicę, smakowanie macedońskiej kawki, krótki spacer przez iglasty las i.. kulminacja. Widok – pocztówka. Cerkiewka Św. Jovana Kaneo. Zjawiskowo położona. Tak naprawdę wizytówka Macedonii. W katalogach, prospektach, wszędzie tylko Kaneo! Dziwne uczucie, bo wyobrażałam sobie, że zobaczę tę cerkiewkę ostatniego dnia. Że to jest to najpiękniejsze miejsce. Tymczasem Kaneo to dopiero początek. Pierwsza z wielu cudnych pocztówek, które będzie nam dane podziwiać w trakcie najbliższych dni. Krótka przeprawa łódkami do centrum i całkiem sporo czasu wolnego. Teraz żałuję, że nie zdobyłam twierdzy, że nie wróciłam na turecki bazar i w wiele innych miejsc. Wygrał brzuch. Zafascynowały mnie te wszystkie burki i inne baklavy. Oraz kolor jeziora. Człek pojedzony, zatem o 13.00 godny polecenia czilałt. Fakultatywny rejs promem. Najpierw do działającej na wyobraźnię Zatoki Kości, później do Św. Nauma. Pocztówki! Masaż zmysłów w trakcie kolejnej atrakcji: wiosłowanie do źródeł rzeki Drim. Opcja "mute" dla współpasażerów wskazana. Błogie miejsce. A po tym wszystkim zacna degustacja z elementami handlu (miodek kasztanowy można jednak kupić dużo taniej w markecie już kolejnego dnia). Niektórzy na plażę i siup do wody. Ja polecam spacer po promenadzie. Przy zakupie drobnemu suweniru można dostać zaproszenie za ladę w celu skosztowania pędzonego przez sprzedawcę bimbru. Ku chwale naszego do Macedonii przybycia. Takie rzeczy tylko w Macedonii. Przesympatyczni ludzie. Czilałtowy rejs powrotny, znowu Ochryd, ten sam hotel. Niektórzy na fakultatywne potańcówki, ja wybieram nasłuchiwanie plusku wody w ciemności. Znakomity dzień. Doskonały wieczór. Ponoć ten macedoński też.Kolejny, czwarty dzień, to dla mnie przede wszystkim zakupy. Bo z tym najbardziej kojarzę Bitolę. To jedyne miejsce i czas w Macedonii, kiedy jesteśmy w dość dużym markecie, jest całkiem sporo czasu wolnego, można coś ciekawego zakupić, a przy tym nawet i pomyśleć. Mnogość macedońskich smaczków. Ajvary Mama’s must have. Są rewelacyjne. Sama Bitola nie powala. Ot, miasteczko, z Heracleą Lincaestis przyklejoną tuż obok. Odmóżdżony z powodu urlopu człek nie pamięta z jakich powodów powinien zapamiętać to miejsce. Skupia się na dźwiganiu siat i walczy ze spływającym po ciele potem. Ale jakże teraz przyjemnie sięgnąć po jakiś macedoński smaczek.. łyk czy kęs i od razu jestem w Bitoli.Przejazd do greckiej Igoumenicy mimo, że długi, to widokowo bardzo bardzo. Zdecydowanie nadrabia widokowe niedobory tego dnia. I w gruncie rzeczy człek nie chce, by skończyły się te widoki za oknem. 1,5-godzinny niesamowicie przyjemny rejs promem i dobijamy do Korfu. Pierwsze skojarzenie: Saint Tropez! Brakuje tylko jachtów wartych miliony. Starówka prezentuje się przecudownie z wody. Porządnie zaprezentował się również hotel, w którym przyszło nam spać 2 kolejne noce. Bintzan Inn. Basen, szwedzki stół wieczorem i rano. Są też komary. Zmutowane, by bolało i szczypało. Nieopodal jest też market, a w nim sporo kumkwatowych wyrobów (prawdę mówią ci, którzy twierdzą, że kumkwat bezwzględnie trzeba mieć). Kolejnego dnia również można zrobić tam zakupy. Z jednej strony szkoda, że hotel tak daleko od Kerkyry, a chodników przy wąskich drogach brak (zawsze jest taxi), jednak.. Piątego dnia dzięki tej lokalizacji jesteśmy pierwszą grupą w rezydencji Sisi. Pałac jest tylko nasz. A dzięki Panu Łukaszowi chyba każdy wyobraża sobie, że jest cesarzową, ma talię osy i włosy do kolan. A już na pewno każdy widzi jak Sisi przechadza się po swych włościach. Cykady grały tylko dla nas. Następnie niespieszny spacer groblą, na Kanoni, z widokami po lewej i prawej stronie, z których nie wiadomo który lepszy. Kolejne pocztówki: Mysia Wyspa i monastyr Vlacherna. Koty śpiące na grobie, nadlatujące i startujące samoloty, atrakcja za atrakcją. A przy tym ciut czasu wolnego, by pojeść, popić, podumać, popodziwiać i wyskoczyć z kasy. Tej na Korfu można naprawdę sporo wydać.Krótki przejazd i zwiedzanie starówki. Jest po prostu fantastyczna!!!! Tu zbędne jakiekolwiek opowieści. Kerkyra jest cudna i już. Plątanina przeuroczych uliczek. Na widok schnących prześcieradeł i gaci nigdy nie przestanę się wzruszać. W stolicy wyspy jesteśmy ok. 3h. Zdecydowanie najciekawsze jak dotąd miejsce. Orzeźwienie na łódkach pływających po błękitnych grotach zatoki Paleokastritsa to kolejna godna polecenia tego dnia atrakcja. Fakultatywna. Aczkolwiek spodziewałam się większych grot. Jednak bosko jest popływać po wodzie w takich kolorach jak w tej zatoce.. O ile później jest sporo czasu na plażowanie (bodajże ponad 2h), tak z całego serca polecam wspiąć się wyżej, ku monastyrowi. Tam o niebo lepsze widoki. Co więcej, chyba najlepsze jakie można oglądać na tym wyjeździe. By to zobaczyć, już u góry, na punkcie widokowym z armatą, warto rozejrzeć się za furtką i iść gdzie ścieżka prowadzi. Idąc dalej prosto wzdłuż stojącego tam ogrodzenia, po 1,5-minutowej wspinaczce docieramy na kolejny punkt widokowy, tym razem ogrodzony siatką. Stąd widzimy dwie zatoki. Szczena opada do kolan. Kolana padają na ziemię. Przecudne miejsce! Epicki skrawek ziemi. Mistyczne doznania. I nikogutko. Aż żal stamtąd wracać. Monastyr równie ujmujący. Darmowy wstęp. I tylko trzeba bezwzględnie przywdziać kiecę, którą wręcza pan z panią na wstępie. Dalej już tylko krużganki, urokliwe zakamarki, plątanina zieleni, soczyste bukiety bugenwilli, koty o niesamowitych oczach (niczym turecki Van), jakieś sklepiki i miejscowe smaczki, wreszcie dająca ukojenie w upalny dzień klima. W samej cerkwi. A od popa można dostać. Pałką po nogach. Zaczepniś. Biały Święty Mikołaj. Wracając można też podrażnić się z osłem i zakupić (po wcześniejszym posmakowaniu) owoce wygrzane na greckim słońcu. Obłęd. Fantastyczny dzień. Najlepszy.Szóstego dnia ponownie czilałt na promie. Przy promieniach wschodzącego słońca. Smutek, bo żegnamy się z Korfu. Znowu jednak widokowa trasa przejazdowa. Pocztówka za pocztówką i dreszczyk, że przed nami nowego rodzaju atrakcje. Docieramy do Albanii. Góry, wioski, osiołki, owce. Wreszcie Gjirokaster. Ciekawe, pięknie położone miasto. Ciut wspinaczki, ciut potu spływającego po plecach, ale ze wszech miar warto! Najpierw przegląd szydełkowych robótek (że też nie dałam zarobić jakiejś Pani Albance! Tak dobrze im z oczu patrzy!), potem coś dla facetów: jak nie armaty, to samoloty. Za to dla wszystkich niesamowite widoki. Z twierdzy. Na całe miasto. I na to, co poza nim. Góry w kolorze chałwy. Później w dole.. spacer kamiennymi uliczkami, wgląd na to, jak ongiś żyło się w Albanii, a potem już tylko rozpusta. Sporo sklepików. Wybór wielki i lepiej z tego korzystać. Koniaki, brandy, arbuzowe dżemy (nie upierajcie się, by był on czerwony, wcześniej prześledźcie jak robi się ów dżem w Albanii, będziecie zaskoczeni!). Są też wszelkiej maści suweniry. Jest w czym przebierać. Jest co potem dźwigać. A po powrocie, już w domu, mamy coś, co bankowo korzystnie wpłynie na nieuniknioną depresję pourlopową. Skoro o jedzeniu i popitku mowa, to albański obiadek smaczny bardzo! Jakże zazdroszczę im tego sera! "Kotleciki" z miętą koniecznie muszę jakimś cudem odtworzyć! Przez to nie pamiętam co było potem. Zdaje się, że nauka albańskiego. Łajza tkwi mi w głowie. Za to w hotelu w Tiranie każdy, kto napotka w swym pokoju jacuzzi, zapewne zapamięta Green Hotel na zawsze. Dużo śmiechu w związku z tym. Pachnący świeżością hotel, widoki od strony innej niż ulica, niezapomniane. Wprowadziłabym tu zakaz włączania tv i nakaz upajania się materacem. Mlaskanie ze smakiem na śniadaniu robi się samo. To nieuniknione.Wydawało mi się, że siódmy dzień będzie z deka nudny. Bo naście lat temu byłam już w Tiranie. Tymczasem oszołomienie, z którego wyjść nie mogę do tej pory! Ile zmian! Dzicz i folklor utracone bezpowrotnie. I już nie kurzy się za nami jak jedziemy do Tirany! Normalne, europejskie miasto. Tylko bunkry jakieś takie niebezpieczne. Wcześniej zupełnie niewyeksponowane, trzeba było wierzyć na słowo, że Albania bunkrem stoi. I nikt nie uwierzy jak powiem, że Albańczycy naprawdę nauczyli się już jeździć! Ciekawe jak Tirana będzie wyglądała za kolejne naście lat.. Mercedesy, kozy, krowy, bunkry i 2 jeziora, z których nie wiadomo które ładniejsze. Takie sielskie klimaty na punkcie widokowym tuż przy granicy z Macedonią. Gapa ten, kto nie podejdzie do rozsianych na łące „pieczarek”! Ciekawy dzień. Popołudnie równie przyjemne, bo znowu jesteśmy w Macedonii i jest czas na odpoczynek. W Pestani. Hotel Desaret. Pluskanie w basenie tudzież ciepłym Ochrydzkim Jeziorze. Zagubienie się w wijących ku wzgórzom uliczkach Pestani to najlepsze, co mogłam zrobić. Fajnie podpatrzeć jak mieszkają. Zdjęcia romantyczne oraz z uprawy kiwi, pomidorów i papryk. Będę nudna, bo ósmy dzień również interesujący! Pomijam doskonałe widoki za autokarowymi oknami. Te są z nami od rana do wieczora. Kto odrobi pracę domową i poczyta/poogląda trochę filmików z karnawału w Vevcani, ten nie powie, że tam tylko jakieś źródełka! Zatrważające miejsce przyprawiające o ciarki na plecach. A do tego doznania dla kubków smakowych: bardzo smaczna kawa i najlepsze na świecie melony (przywieziony do Polski po prostu rozwalił system). Gęsia skórka jest również w kompleksie klasztornym św. Jana Bigorskiego. Śliczne miejsce! Najładniejszy ikonostas. Przejazd Parkiem Narodowym Mavrovo i od razu załącza się tęsknota dlaczego znów mijamy Kanion Matki, a tuż za nim pozostawiamy w tyle Skopje.. Ku rozpaczy, zostawiamy też Macedonię!! Na otarcie łez, wieczorem jednak kolejne ciarska. Serbia. Hotel Bavka. 3 sale. 3 wesela, w tym dwa w odrębnym budynku. Gdy na jednym z nich w pewnym momencie na środek sali wychodzi ok. 10 Serbów i zaczynają dąć w trąby, trąbki, puzony i inne mechanizmy dęte.. gdy jeden z nich jak oszalały wystukuje rytm.. gdy w powietrzu zaczyna rozbrzmiewać jedyna i niepowtarzalna, bo ich, wersja Kalashnikov'a.. totalne szaleństwo. Każdy włos dęba. Ciężko odejść od okna. Dopełnia się coś, co w zeszłym roku przegapiłam w Serbii. Festiwal Trąbki i występy grajków na żywo. A oto teraz Guča dzieje się przede mną. Ciarska nie chcą zejść z pleców. Coś n i e s a m o w i t e g o.Dziewiątego dnia Hotel Bavka nadrabia również niedociągnięcia Vinskiego Dvoru w kwestii serbskiego śniadania. Mniam. Niektórzy w opiniach psioczą, że nie ma wind. To prawda, ale jest mnóstwo osób do pomocy. Trzeba przyznać, mają pare serbskie chłopy. Nie tylko, by dmuchać w trąby. Rach ciach i nie wiadomo kiedy waliza już w pokoju. Bardzo przyjemny hotel.Po smacznym śniadaniu, kolejny serbski smaczek. Diabelskie Djavolja Varos. Klimatyczne, widokowe, bardzo ciekawie usytuowane. Potwierdza tylko, że to, co fajnego w Serbii, ukryte jest z dala od autostrad. A potem już tylko weselej. Od ilości spróbowanych diabelskich ognistych wód. Warto mieć tu jeszcze kasę!A w Nowym Sadzie szeroko otwarte oczy, bo wieczory w Serbii.. To trzeba zobaczyć na własne oczy!Dzień dziesiąty.Woszczyce.Budzimy się.Przecieramy oczy..Czy to był sen?Ciężar walizy i jej zawartość zdradza jednak, że nie!Ten, kto dobrnął do tego miejsca, niech teraz wróci do dwóch pierwszych zdań napisanych na samym początku i przeczyta je jeszcze raz..Ktoś jeszcze zastanawia się nad tym wyjazdem? Proponuję natychmiast przewietrzyć walizę i w drogę!

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    10

    Moje bałkańskie wakacje

    Ewa 31.10.2016

    W Polsce mamy jesień, wyjątkowo chłodną, mokrą i mało słoneczną. Przemykamy ulicami kryjąc się pod parasolami, owinięci chustami, nierzadko wyposażeni w kalosze i raczej nie myślimy o wakacjach 2017. Bliżej nam do planowania światecznych porządków, niż do wybierania kierunku przyszłorocznej podróży. Ale inni nie próżnują. Rainbow opublikował już nową ofertę na lato, w telewizji puszczają nowe reklamy , a Lonely Planet opublikował listę miejsc wartych zobaczenia w 2017 roku. I właśnie to ostatnie wydarzenie skłoniło mnie do podzielenia się w Wami, przyszli uczestnicy wycieczki Bałkany są super, moimi wrażeniami. Lonely Planet na liście 10 miast do odwiedzanie umieścił bowiem Ochryd, miasto w Macedonii, które m.in. wspomniana przeze mnie wycieczka ma w swojej ofercie. Poniżej znajdziecie moje zdanie na temat programu, pilota, hoteli itd itp. Ale w pierwszej kolejności chciałabym opisać 3 powody, dla których koniecznie należy wybrać się na tą wycieczkę. Zakładam, że oferty wycieczek objazdowych przeglądają osoby, które chcą zobaczyć jak najwięcej, móc nie tylko zrobić ładne zdjęcia, ale też chcące poznać historię i kulturę danego regionu. Ja do takich osób należę, leżenie na plaży mnie męczy, ta wycieczka spełniła moje oczekiwania, wszystko co zobaczyłam miało dla mnie znaczenie. Ale jak na każdym wyjeździe mam swoje ulubione miejsca, oto one, moje "superbałkańskie" podium, najlepsze z najlepszych: Miejsce 3 Gjirokaster - Albania Po wjeździe do Albanii moim oczom ukazały się Góry Dynarskie. Cała droga do miasta Gjirokaster upływała w przyjemnej atmosferze. Już od granicy towarzyszył nam przewodnik lokalny, który opowiadał o mijanych miejscach. Wreszcie dotarliśmy i mogłam spojrzeć na miasto, które w moim rankingu zajęło 3 miejsce. Gjirokaster otaczają góry, których wysokość przekracza 2000 metrów npm, co sprawia, że niezależnie od tego, w którą stronę się spojrzy, widoki są oszałamiające. Nasze zwiedzanie skupiło się głównie na starej części miasta, która od 2005 roku wpisana jest na listę UNESCO. Polecam każdemu spacer po wąskich, nierównych uliczkach wijących się to w górę, to w dół. Domy pokryte są szarymi łupkami, co w słońcu daje niesamowity efekt (stąd miasto częśto nazywane jest srebrnym). Domy nie są zbyt zadbane, przynajmniej z zewnątrz, widać, że od lat nikt ich nie odnawiał. Oprócz spaceru wspomnianymi uliczkami zwiedzamy Muzeum Etnograficzne i średniowieczną twierdzę. Muzeum znajduje się w miejscu, gdzie na świat przyszedł komunistyczny dyktator Albanii Enver Hodża. Muzeum urządzone jest w taki sposób, aby zwiedzający mogli jak najdokładniej wyobrazić sobie typowe domostwo Gjirokaster. Muzeum składa się z kilku pięter, możemy obejrzeć w nim przedmioty użytku domowego np garnki, naczynia, stroje typowe dla regionu, kołyski, makatki czy narzędzia do prac domowych i przydomowych. Kolejne miejsce, w którym koniecznie trzeba się znaleźć to wspomniana średniowieczna twierdza. Mieści się ona na wysokim skalistym wzniesieniu, co umożliwia obejrzenie całego miasteczka z góry. Dowiadujemy się, że pierwsze fortyfikacje w tym miejscu pochodzą z XII wieku. Trzy wieki później twierdza została zdobyta przez Turków Osmańskich. Po latach zaczęła popadać w ruinę, aż w XIX wieku odbudował ją Ali Pasza. Obecnie twierdza otwarta jest dla nas, czyli turystów. Mieści się w niej muzeum militariów z II wojny światowej. Atrakcję stanowią również szczątki amerykańskiego samolotu zwiadowczego Lockheed T-33, który w 1957 roku lądował awaryjnie w Albanii. Szkoda tylko, że w żaden sposób nie jest konserwowany i nie wiadomo jak długo jeszcze postoi. Na uwagę zasługuje dobrze zachowana wieża zegarowa, która na tle gór prezentuje się dostojnie i przyciaga miłośników fotografowania. Dlaczego Gjirokaster tak mi się spodobało? To pierwsze albańskie miasto, z którym się zetknęłam. Nie zawsze wszystkie wrażenia, emocje, które dana rzecz czy miejsce w nas wzbudzają da się ubrać w słowa. Tak jest tym razem, miasto ma po prostu "to coś" co sprawiło, że nie mogę o nim zapomnieć. Miejsce 2 Korfu - Grecja Do Grecji przyjeżdżamy z Macedonii, kierujemy się na prom do miejscowości Igoumenitsa. Pogoda piękna, droga bardzo dobra, widoki wspaniałe (góry Pindos, do tej pory mi nieznane, robią wrażenie). Mimo dość długiego przejazdu jest na co popatrzeć, więc droga się nie dłuży. Pani pilot umila nam przejazd puszczając film o wyspie Korfu (nie mogę uwierzyć, że już niedługo będę mogła zobaczyć wszystko na żywo) oraz komedię Moja wielka grecka wycieczka (o tak, moja grecka wycieczka jeszcze przede mną, wizyta na Korfu to tylko początek). Po kilku godzinach jazdy naszym oczom ukazuje się port. Mamy szczęście, zdążyliśmy na prom na godzinę 18, dzięki temu zobaczymy zachód słońca nad morzem. W związku z tym, że pogoda dopisywała, całą podróż spędziłam na górnym pokładzie, gdzie podziwiałam widoki i cieszyłam się cudownym morskim powietrzem. Dodatkową atrakcję stanowiło stadko delfinów przez krótki czas płynące w tym samym kierunku co my. Wszyscy byliśmy zgodni co do tego, że zobaczyć delfiny na żywo, ale nie na pokazach sztuczek, to coś pieknego, zdarzenie, które do tej pory wspominamy. Po około 1,5 godzinnym rejsie witamy się z wyspą. Wieczorem czekała nas smaczna kolacja i możliwość relaksu przy basenie. Z samego rana rozpoczęło się zwiedzanie Korfu. Nie odkryję Ameryki twierdząc, że na tej wyspie na kilometr widać wpływy weneckie. Nie jest to typowa Grecja, jeżeli Grecję kojarzyć z biało-niebieską zabudową, co nie oznacza, że jest gorsza. Jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Korfu po grecku nazywa się Kerkira. Jest drugą co do wielkości wyspą archipelagu jońskiego i uznawana jest za jedną z najpiękniejszych wysp greckich. Dzień rozpoczynamy od wizyty w pałacu i ogrodach cesarzowej Sissi - Achillion w miejscowości Gastouri. Jest rano, a zwiedzających jest już wielu, widać różne flagi, rzeczywiście ludzie przybywają tu z różnych stron świata. Jak dobrze, że i mi dane jest zobaczyć to miejsce. Pałac został zbudowany w 1890 roku przez Cesarzową ku pamięci jej zmarłego syna Rudolfa. Stanowił jej letnią rezydencję, tu odpoczywała i zapraszała rodzinę oraz gości. Pałac został zbudowany w stylu neoklasycznym, ma 3 piętra, do zwiedzania udostępniona jest tylko część pomieszczeń, w których zachowało się część mebli z tamtego okresu, przedmioty osobiste Sissi, takie jak biżuteria, są też wycinki prasowe dotyczące zabójstwa Cesarzowej, niezwykłe obrazy, rzeźby i przedmioty codziennego użytku. Spacerujemy również po części ogrodów, w których w oczy rzuca się nie tylko bujna roślinność, ale również duża ilość rzeźb związana z mitologią grecką. Najbardziej znana rzeźba to posąg Achillesa w chwili jego śmierci, ze strzałą wbitą w piętę. Przed wejściem do pałacu znajduje się posąg Cesarzowej, dość chętnie fotografowany przez zwiedzających. Po śmierci Sissi pałac kupił niemiecki cesarz Wilhelm Kaizer II. Był w jego posiadaniu do I wojny światowej. Potem pałac pełnił funkcję szpitala wojskowego. Dopiero po II wojnie światowej pałac odkupiło państwo Greckie i stworzyło w nim muzeum poświęcone pierwszej właścicielce. Kolejny punkt programu to Kanoni ( od przewodnika dowiadujemy się, że być na Korfu i nie zobaczyć Kanoni, to tak, jak być w Paryżu i nie widzieć wieży Eiffla). I rzeczywiście po chwili spaceru ukazuje się widok, który kojarzę z pocztówek i gazety Podróże, którą od czasu do czasu czytuję. Na Kanoni znajduje się monastyr Vlacherna. Biały jak śnieg budynek stoi tam już od XVII wieku. I rzeczywiście, tak, jak paryska wieża, stanowi miejsce romantycznych spotkań dla zakochanych, którzy wtuleni w siebie podziwiają zachód słońca i zbliżające się prawie na wyciagnięcie ręki samoloty, które obniżają swój lot przygotowując się do lądowania na pobliskim lotnisku. Monastyr jest połączony ze stałym lądem za pomocą wąskiej grobli, przy której stoją łodzie. Całość stanowi naprawdę sielski widok, który na zawsze pozostaje w pamięci. Nie ma jeszcze południa, a ja już wiem, że ten dzień jest wyjątkowo udany. A to przecież nie koniec atrakcji. Czeka nas teraz Kerkira - stolica wyspy, pełna przede wszystkim turystów, ale też wąskich urokliwych uliczek, palm w środku miasta, odnowionych kamienic z ukwieconymi oknami i balkonami. Z przewodnikiem przechodzimy obok starej i nowej fortecy, pałacu św Michała i Jerzego, w którym obecnie znajduje się Muzeum Sztuki Azjatyckiej, spacerujemy po promenadzie Esplanada (główny plac miasta), oglądamy Liston ( galeria kawiarń, sklepów i restauracji, tu ciągle coś się dzieje, trafiamy zresztą na pokaz akrobatów, gra głośna muzyka, widać, że ta część miasta tętni życiem), zerkamy na tzw Stary pałac ( zbudowany w XIX wieku przez Brytyjczyków, zbudowany został z piaskowca sprowadzonego specjalnie z Malty) i zwiedzamy kościół św Spirydona (znajdujący się w centrum starego miasta, św Spirydon jest patronem miasta, a w środku znajdują się jego relikwie). Po zapoznaniu się z historią miejsca mamy trochę czasu dla siebie, przeznaczamy go na zakupy i kawę. Teraz pora na Paleokastritsa, która zapiera dech w piersiach i sprawia, że ewentualne niewygody związane z podróżą odchodzą w niepamięć. Jeśli ktoś do tej pory nie był zadowolony z wycieczki, teraz już nie ma wyjścia, nawet najwiekszy maruda musi przyznać, że to niezwykle malownicze miejsce. Część wycieczki decyduje się na rejs po zatoce, przez 45 minut delektujemy się pięknymi widokami, fotografujemy skałę przypominającą kształtem głowę małpy lub lwa, oglądamy przez oszklone dno łodzi faunę i florę zamieszkującą wody zatoki. Po południu relaksujemy sie na plaży w zatoce Agios Petros, wieczorem natomiast odpoczywamy nad basenem. Wcześnie rano żegnamy się z wyspą oglądając wspaniały wschód słońca już na promie. Miejsce 1 Ochryd - Macedonia Przyznając pierwsze miejsce nie mam żadnych wątpliwości. Ochryd to zdecydowanie perła Macedonii. Ochryd ma wszystko co trzeba, aby stać się miastem ukochanym przez turystów. Są tu zabytki, piękne widoki, miejsce na plażowanie i kąpiel, uśmiechnięci, przyjaźni Polakom ludzie i smaczne jedzenie ( i picie ). Miasto położone jest nad Jeziorem Ochrydzkim, co jeszcze dodaje mu urody i niezwykłości. Od 1980 roku miasto i jezioro znajdują się na liście UNESCO. Jest tu sporo zabytków m.in. cerkwie, twierdza cara Samuela (zbudowana na wzgórzu, górującym nad miastem, zachowały się potężne mury i wieże obronne, z murów rozpościera się piękny widok na miasto i jezioro) oraz amfiteatr (wybudowany w 200 r. p.n.e., w czasach starożytnych odbywały się w nim walki gladiatorów oraz egzekucje chrześcijan). Jeżeli chciałoby się zobaczyć wszystkie kościoły lub ich ruiny to trzeba by się nieźle naszukać. Szacuje się, że obecnie jest ich około 40. Ale legenda głosi, że w średniowieczu było ich 365 - na każdy dzień roku inna. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby była w tym prawda. Jeśli się dobrze rozejrzeć to chociażby małą cerkiew możemy znaleźć praktycznie na każdej uliczce. Cerkwie w środku są do siebie w pewnym stopniu podobne, charakteryzują się przede wszystkim niezliczoną ilością malowideł ściennych. Część jest wspaniale zachowana, część już wypłowiała, jakby wytarta. Zwiedzamy m.in. cerkiew św. Zofii, najstarszy słowiański monastyr pod wezwaniem świętego Pantelejmona, czy położoną na samym brzegu jeziora cerkiew św Jovana Kaneo. Nawet zwyczajny wydawałoby się spacer po ulicy w Ochrydzie nie należy do nudnych. Oglądamy niskie domy ze skośnymi dachami, w których obecnie znajdują się sklepy, podziwiamy meczety. Zwracam uwagę na słowa przewodnika, który wskazuje, że praktycznie w jednym miejscu stoją cerkiew i meczet i nikomu to nie przeszkadza. Oby tak pozostało. W okolicy meczetu zauważamy stary platan, którego zgodnie z legendą zasadził św.Kliment w 967 roku. Uznany został za najstarsze drzewo w Macedonii. W czasie wolnym odwiedzamy bazar. Nawet nie chodzi nam o zrobienie zakupów, ile o atmosferę tego miejsca. Obserwowanie zwykłego, codziennego życia Macedończyków jest równie fascynujące, co zwiedzanie zabytków. Targ pełen jest przysmaków, takich jak arbuzy, papryka, winogrona. Wszystko pachnie dwa razy bardziej niż u nas. Na piękno tego miejsca ma wpływ bliskość jeziora. Jest to najstarsze jezioro w Europie. Ciekawostką jest to, że jezioro w części należy do Macedonii, a w części do Albanii. Mamy okazję przyjrzeć mu się z bliska, gdyż korzystamy z kilkugodzinnego rejsu do monastru św Nauma (grobowiec św Nauma znajduje się we wnętrzach klasztornej cerkwi, a Macedończycy wierzą, że przykładając ucho do kamiennego grobowca, można poczuć bicie serca mnicha. Klasztor został kilka razy przebudowywany, a większość ikon pochodzi z XVI / XVII wieku. Ikonostas w cerkwi pochodzi z 1711 roku. Dodatkową, choć przyziemną atrakcją monastyru, są oswojone pawie, spacerujące sobie wśród turystów i sprawiające wrażenie, jakby obecność ludzi kompletnie ich nie ruszała). Oto moja zwycięska trójka. Jeżeli jeszcze nie przekonałam Państwa do wyboru tej właśnie wycieczki, czytajcie dalej i koniecznie oglądajcie zdjęcia. Starałam się wybrać takie, jakich jeszcze tu w galerii nie ma, aby mieli Państwo jak najdokładniejszy obraz tego, co czeka na Was na Bałkanach. Przeczytanie cudzych opinii to jedno, najważniejsze, aby potem spakować walizkę, wyjechać i móc wyrobić sobie swoje własne zdanie.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    40

    Bałkany SĄ super!

    Katarzyna, Kraków 19.05.2019

    'Bałkany są super' (?) - taką tezę przedstawił nam na początku wycieczki Pilot - Pan Łukasz,. Z każdym dniem ta teza była przez Pilota udowadniana, tak by na końcu bez wahania móc zwołać: Bałkany są super!. Ale zacznijmy od początku. Pierwsze dwa dni to 'uroki' przejazdu autokarem. Dzięki Panu Łukaszowi który od początku raczył nas dużą ilością ciekawych informacji o samej wycieczce, czekających nas atrakcjach, a także opowiadając o mijanych krainach, droga mijała szybko i sprawnie. Ciężko w skrócie przedstawić wszystko co zaoferowała nam wycieczka - tyle wspaniałych miejsc, historii i widoków. Trzeciego dnia o poranku za oknem hotelu położonego nad samym brzegiem, ukazało się nam przepiękne Jezioro Ochrydzkie zwane Macedońskim. Morzem. Mimo chmur, na horyzoncie ukazywały się między nimi wysokie szczyty gór, a słońce przebijając się tworzyło piękne refleksy na tafli jeziora. Ten widok dawał idealny przedsmak tego co nas czekało. Na pierwszy ogień Ochryda z mnóstwem cudnych cerkiewek, ciasnych uliczek i bardzo charakterystyczną zabudową. Po zwiedzaniu czas wolny, podczas którego można było zagłębić się w miasto i zakupić m.in. słodką i pyszną baklawę. Zamiast fakultatywnego rejsu statkiem do Monastyru świętego Nauma wybrałam drogę autokarem i wcale nie żałowałam: widok na jezioro, przejazd przez malowniczy park narodowy, a nawet bunkry przy drodze zdecydowanie były dobrą rozrywką. Po drodze zatrzymaliśmy się w Zatoce Kości. Fantastyczne miejsce, gdzie można pochodzić sobie wśród chat zrekonstruowanych na wzór osady sprzed tysiącleci i umiejscowionych na palach na wodach jeziora. Monastyr św. Nauma z jego historią i legendami był kolejnym ciekawym punktem. Pod koniec dnia pełnego wrażeń zostaliśmy zaproszeni na pyszny bałkański poczęstunek i krótki rejs łódeczkami po nieskazitelnie czystych wodach do źródeł Czarnego Drinu. Następnego dnia żegnamy Jezioro i ruszamy w kierunku Grecji, zwiedzając po drodze miasteczko Bitola. Duże wrażenie zrobiła na mnie Cerkiew Św. Dymitra ze wspaniałym ikonostasem. Po krótkim spacerze w towarzystwie lokalnej przewodniczki udaliśmy się do Heraclei. Jak dla mnie wycieczka mogłabym się obyć bez tego punktu. Ruin Greckiego miasta, z pięknymi mozaikami się nie spodziewałam, ale nie były na tyle ciekawe żeby poświęcać im tak dużo czasu. Na szczęście to wrażenie zostało szybko zapomniane dzięki cudnym krajobrazom w trakcie przejazdu przez Góry Pindos w drodze na prom na Korfu. Niesamowicie piękne góry, między którymi pnie się szeroka droga na wiaduktach i w tunelach. Następnie, po prawie dwugodzinnej przeprawie promowej znaleźliśmy się na Korfu. Rankiem, który powitał nas słońcem i bezchmurnym niebem, ruszamy do Achillonu. Dzięki wczesnej porze jesteśmy pierwsi na zwiedzaniu i możemy spokojnie przechadzać się po pokojach i ogrodach pałacu Sissi. Dzięki opowieściom Pana Łukasza poznaliśmy jej tragiczną historię (wspomagani filmem który oglądaliśmy w trakcie przejazdu w poprzednim dniu) i widzieliśmy wiele pamiątek z nią związanych. Zanim pałac został oblężony przez kolejnych zwiedzających udaliśmy się na spacer po grobli z której wspaniale widać Mysią Wyspę, kraby chodzące po dnie morza, a także lądujące i startujące nad głowami samoloty. Krótki przejazd autobusem doprowadził nas do centrum stolicy Korfu - miasta o tej samej nazwie. Spacer wąskimi uliczkami pomiędzy wysokimi kamienicami dostarczył wielu wrażeń. Starówka Korfu zachwyca na każdym kroku, a całości dopełniła wizyta w kościele św. Spirydona, po wejściu do którego oprócz wspaniałych żyrandoli można było zobaczyć zmumifikowane ciało samego świętego. W czasie wolnym polecam odwiedzenie fortecy. Za koszt 6 euro można pochodzić bo jej murach, zobaczyć kościół św. Jerzego i przede wszystkim wspiąć się pod krzyż skąd rozpościera się wspaniały i cudowny widok na miasto i morze. Kolejny punkt to zatoka Paleokastritsa, gdzie można było wykupić fakultatywny rejs łódkami (warto) które zawoziły nas do kolorowych grot i ukazywały całe piękno zatoki ze skałami wystającymi wprost z morza, zboczami gór wchodzącymi do wody i gdzieś pomiędzy tym plaże. Po tych wszystkich atrakcjach został nam zapewniony relaks na plaży... lub wycieczka do Monastyru Paleokastritsa, położonym na wzgórzu, pięknie obrośnięty roślinnością. A spod monastyru można podejść pod dwa krzyże, spod których rozpościera się widok na zatokę, morze, wyspę... przecudowne miejsce na chwilę relaksu na ławeczce i podziwiania krajobrazów. Po dniu pełnym wrażeń wróciliśmy do tego samego hotelu, żeby wcześnie rano udać się na prom powrotny na kontynent i przejechać do Albanii. Kolejny kraj zaczynamy od miejscowości Gjirokaster - rodzinnego miasta dykatotra Envera Hodży. Nad miastem góruje twierdza, z której malowniczo prezentują się szare dachy budynków, zbudowane z kamieni bez zaprawy, od czego Gjirokaster nazywany jest Szarym Miastem. Po zwiedzeniu muzeum etnograficznego, w którym mogliśmy zobaczyć jak wygląda tradycyjny Albański dom oraz po czasie wolnym udaliśmy się w drogę do Tirany. Tam przywitała nas demonstracja, skutecznie utrudniająca dotarcie do hotelu, jednak to właśnie w tym miejscu po raz pierwszy teza Pana Łukasza została potwierdzona na głos: Bałkany są super! Siódmy dzień to zwiedzanie pierwszej stolicy - Tirany. W trakcie spaceru ulicami miasta lokalny przewodnik - Czimi, w ciekawy i humorystyczny sposób przedstawił nam historię oraz to co się dzieje obecnie. Zobaczyliśmy jak nowoczesność przenika się z dawnymi czasami oraz jak na wygląd miasta miały wpływy rządy Hodży oraz aktualnie wszędobylska korupcja. Żegnamy Tiranę i poruszając się krętymi drogami docieramy do punktu widokowego w pobliżu granicy z Macedonią. Oprócz widoku na sztuczne jezioro wśród gór, możemy zobaczyć z bliska bunkry, które każda rodzina musiała mieć wybudowane za rządów Hodży. Na koniec zwiedzania tego dnia pojechaliśmy zobaczyć małą Republikę Wewczani po drodze podziwiając przepiękne krajobrazy Macedonii. Malowniczo położone miasteczko z ciekawą historią jest położone obok źródeł, wśród których można sobie spacerować słuchając szumu wody. Zrelaksowani udajemy się z powrotem nad Jezioro Ochrydzkie. Dla chętnych za dodatkową był wieczorek macedoński, a pozostałe osoby mogły podziwiać wspaniały zachód słońca nad Macedońskim Morzem i odwiedzić sąsiednią cerkiew. Następnego dnia żegnamy piękne Jezioro Ochrydzkie i kierujemy się krętymi drogami do kompleksu klasztornego św. Jana Bigorskiego. Kierowcy sprawnie poruszają się autokarem po wąskich krętych drogach, wśród gór, rzek i lasów dowożąc nas wysoko w góry. Po krótkim podejściu zobaczyliśmy piękny kompleks klasztorny, ale to co było tam najwspanialsze to rzeźby na ikonostasie. Nie sposób opisać kunsztu rzemieślników którzy wyrzeźbili w drewnie setki małych figurek ludzi i zwierząt misternie przeplatających się z roślinnością - trzeba to zobaczyć na własne oczy! Kolejny punkt to Skopje, gdzie udaje nam się zwiedzić meczet, stare targowisko oraz zobaczyć nowoczesne budynki. W mieście znajduje się ponad 400 pomników, więc na każdym kroku się na jakiś natykamy. Jest to bardzo specyficzna miejscowość, gdzie dawne wieki spotykają się z nowoczesnością, gdzie fasady komunistycznych budynków skrywa się za karton-gipsem, żeby wydawały się wręcz barokowe, a w tle mamy tragiczne trzęsienie ziemi które zniszczyło większą część miasta. Czas wolny pozwala na dogłębniejsze zwiedzenie targowiska i ostatnie zakupy. Niestety przychodzi czas że żegnamy cudowną Macedonię i udajemy się do Serbii. Ostatni dzień zwiedzania zaczynamy od odwiedzenia Miasta Diabła. Zaskakujące formacje skalne z interesującą legendą są ciekawym punktem trasy. Dodatkowo przed wejściem można się zaopatrzyć w ciekawy smakowo Borowy Med. Zanim ostatecznie wyruszymy w drogę do Polski czeka na nas jeszcze Nowy Sad. Najbardziej 'europejskie' miasto na trasie, które możemy podziwiać z wysokości twierdzy, a następnie poprzez spacer jego ulicami. Lokalny przewodnik przekazuje nam ogromną ilość informacji i prowadzi nas ulicami miasta, wzdłuż pięknie odnowionych kamienic, aż po kościół z mozaikowym dachem. Czas wolny pozwala na zebranie sił przed długą podróżą do rzeczywistości...

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    0

    Dobra impreza

    Janusz, Katowice 10.10.2019

    Wycieczka godna polecenia choć bardzo wyczrpująca

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    2

    Bałkany są super!

    Irena, Orzesze, Centralna 315 28.03.2014

    Wycieczka Bałkany są super! była bardzo udana. Program wycieczki był bardzo bogaty i ciekawy (wiele atrakcji) a zarazem był czas na zrobienie zdjęć czy kawę. Dużym plusem wycieczki było zwiedzanie aż 4 krajów -Serbia, Macedonia, Albania i Grecja (Korfu. Jeśli chodzi o zakwaterowanie to największe wrażenie zrobił na mnie Hotel w Albani oraz jego przepiękne położenie. Kierowacy i Pani Pilot bardzo mili i sympatyczni, dlateko w 2014 roku znowu zdecydowałam się na wyjazd z Waszego Biura tj również wycieczkę objazdową Od Alp po Adriatyk.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    5

    Warto zobaczyć

    Stanisław 09.09.2014

    Ogólna ocena - bardzo dobra. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że oferta w każdym punkcie jest uczciwa, program dobrze przemyślany i skalkulowany. Generalnie na niczym się nie zawiodłem. Były oczywiście mocniejsze i słabsze punkty programu, ale taki jest świat - interesująco różny. "Bałkany są super" - w mojej ocenie to prawda. Piękne miejsce do życia.

    6.0/6

    Czy ta opinia była pomocna?

    1

    Wycieczka objazdowa "Bałkany są Super"

    Jadwiga Nysa 28.03.2014

    Było po prostu super

telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem