Przystanek: Oslo
Po śniadaniu na promie i zmianie środka transportu na autokar, ruszyłam nadmorską autostradą
w kierunku mostu w Svinesund, a stamtąd do Oslo. Przyznam szczerze, że o Norwegii do tej pory nie wiedziałam zbyt wiele – ot, kilka stereotypów, na czele z niesprzyjającą aurą, wysokimi cenami, wyjątkową urodą głównej atrakcji tego kraju, czyli słynnych fiordów. Dziś sądzę, że żeby naprawdę poznać ten kraj, trzeba porzucić utarte turystyczne ścieżki i po prostu samodzielnie go odkryć dla siebie – kawałek po kawałku. Swoją przygodę z Norwegią zaczęłam od Parku Frogner, pełnego masywnych, dobrze widocznych z daleka rzeźb
Gustawa Vigelanda, które – choć intrygujące, robią dość osobliwe wrażenie, bliższe dysonansowi niż zachwytowi. A Wy, jak sądzicie?
Kilka głównych zabytków czekało na mnie przy głównej ulicy miasta. Zwiedziłam tu
Karl Johans Gate, Pałac Królewski oraz Storting, czyli budynki Parlamentu. Potem wybrałam się do
Bygdoy, zwanego też czasem półwyspem Muzeów – z uwagi na dużą ilość placówek muzealnych, które kultywują pamięć o zwyczajach i dysponują modelami zachowanych łodzi Wikingów. Jeśli tu będziecie, koniecznie odwiedźcie
Muzeum Statku Fram. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to przede wszystkim charakterystyczny, trójkątny kształt budowli – niezwykle oryginalny!
Jak się dowiedziałam na miejscu, Fram przeszedł do historii jako norweski statek podróżujący głównie do Arktyki i Antarktyki. Wybudowano go w XIX wieku, na zlecenie norweskiego podróżnika,
Fridtjofa Nansena. Statek miał specjalnie opracowany kształt, dzięki któremu miał być wypychany przez pole lodowe do góry, by móc poruszać się naprzód. Było to, jak na tamte czasy, rozwiązanie bardzo innowacyjne, podobnie jak system ocieplenia statku. Okręt musiał służyć marynarzom przez wiele miesięcy, a w 1903 roku eksploratorzy spędzili na jego pokładzie nawet Boże Narodzenie. Jeśli przed wizytą w muzeum zapoznacie się nieco dokładniej z historią tego niezwykłego statku, podejdziecie do eksponatów z większą ciekawością i uwagą. Na pokładzie statku Fram, przygotowani na ekstremalne warunki, podróżnicy przeżyli trzy wielkie ekspedycje polarne. Podczas jednej z nich,
Roald Amundsen po raz pierwszy w historii świata zdobył biegun południowy. To właściwie dość niedawne dzieje (pierwsza dekada XX wieku - czasy naszych pradziadków!). Podróżnik miał zresztą więcej ekscytujących wypraw na swoim koncie – odbył pionierski lot nad biegunem północnym na włoskim sterowcu. Miejscem jego wiecznego spoczynku są zresztą prawdopodobnie właśnie białe połacie Arktyki, na których, w czasie ekspedycji w 1928 roku, zaginął bez wieści. W muzeum można zobaczyć cały statek z oryginalnym wyposażeniem, repliki strojów podróżników oraz rdzennych ludów zamieszkujących biegun południowy. Do wnętrza pomieszczenia sączy się niebieskie światło, co tylko wzmacnia wrażenie przebywania w niezwykłym, zimowym krajobrazie.
Jeśli Norwegia, to i Wikingowie. Na wyspie Bygdoy odwiedziłam też
Muzeum Łodzi Wikingów. To tu zgromadzono wszystkie cenne znaleziska archeologiczne, ocalając je tym samym od całkowitego zniszczenia. Muzeum jest w pełni przystosowane do prezentowania dębowych łodzi – langskipów – zachowanych w kurhanach. Wszędzie unosi się zapach smoły – za chwilę dowiecie się, dlaczego 😊 Osią wystawy są trzy najważniejsze łodzie ocalone od zapomnienia. Pierwsza z nich zrobiła na mnie największe wrażenie. Nie bez przyczyny. Wydobyto ją z mogiły pogrzebowej Oseberg, miejsca ostatniego spoczynku królowej Wikingów. Swą najdroższą królową, w podróż w zaświaty wyprawili piękną, dębową łodzią, wypełnioną po brzegi kosztownościami.
W tym kontekście warto zaznaczyć, że kobiety w społeczności wikingów miały dobrą pozycję – oczywiście w porównaniu z innymi zakątkami Europy. Mogły się rozwieść lub - gdy mąż zmarł na polu walki czy na morzu – dziedziczyć po nim, co w dużym stopniu poprawiało kobiecą sytuację życiową i dawało im niezależność finansową.
Inny eksponat wystawiony do podziwiania w muzeum –
łódź z Gokstad – imponuje rozmiarami i wysokością (aż 25 metrów!), a łódź z Tune jest mocno już sfatygowana upływem czasu. Jak zakładają archeolodzy, statki wikingów poruszały się na wodzie z prędkością ok. 30 kilometrów na godzinę, co – na ówczesne czasy – było prawdziwą innowacją, która pozwoliła im osiągnąć znaczną przewagę w tym aspekcie, w całej Europie. Osiągały je za sprawą konstrukcji (zachodzących na siebie desek), podwójnych zakończeń (ważnych przy pływaniu w warunkach lodu) oraz pokrycia smołowaną wełną i sierścią zwierząt. Dziś dla nas jednak najważniejsze jest to, że zachowały się artefakty, które pozwalają wyobrazić sobie całkiem dobrze codzienne życie w czasach niezwykle odległych, świat norweskich wojowników, którym nie brakło odwagi i determinacji, aby wyruszać w niebezpieczne, morskie wyprawy, by podbijać obce ziemie i inne ludy. Na zwycięzców, którym udało się bezpiecznie powrócić do domu, czekał już wyborny miód pitny i ciemne piwo – dwa najpopularniejsze w tym kręgu kulturowym napoje.
Oprócz muzeów, miałam okazję również podziwiać naturalne formacje i dzieła przyrody: płaskowyż
Hardangervidda, z zapierającym dech w piersiach wodospadem
Vøringsfossen, bijącym wprost ze skał i widowiskowy fiord Hardanger. Góry, woda i zieleń tworzą tam niezwykłą mozaikę kolorystyczną, zapierającą dech w piersiach.
Następna stacja: Bergen
Wizyta w Bergen była dla mnie priorytetem na turystycznej mapie atrakcji, odkąd tylko zaplanowałam swoją podróż do Norwegii. Założona w XI wieku osada rybacka rozrosła się na przestrzeni dziejów tak bardzo, że dziś stanowi drugie co do wielkości miasto w kraju, a w zasadzie prężnie funkcjonujący port rybacki. Tym, co mnie tu najbardziej zachwyciło, były rzędy hanzeatyckich zabytkowych budynków mieszkalnych, usytuowanych tuż przy starym porcie Bryggen. Jeżeli uwielbiacie ryby i owoce morza, koniecznie zajrzyjcie na Fisketorget. Tu pod gołym niebem, tradycyjnie od lat gromadzą się sprzedawcy ze świeżym towarem.
CIEKAWOSTKI O NORWEGII
• Alkohol w Norwegii jest bardzo drogi. Wino i mocniejsze trunki można kupić jedynie w specjalnych sklepach monopolowych.
• Norwegia znana jest z ekopochówków – promesji. Metoda polega na zmrożeniu ciała ciekłym azotem, wibracjach i odparowaniu z niego wody. Przy użyciu specjalnej maszyny oczyszcza się pozostałości z metali, umieszcza w biodegradowalnej urnie i wkłada do ziemi. Miejsce pochowku oznacza się drzewem, co jest ukoronowaniem tej ekologicznej formy pochówku.
• W czerwcu 2019 roku norwerski rząd orzekł, że od 2025 roku zakazana będzie hodowla zwierząt futerkowych. Aktualnie na terenie kraju znajduje się 167 takich ferm.
• W Norwegii popularne są tzw. leśne przedszkola. Ich idea jest jasna: chodzi o to, żeby maluchy jak najwięcej czasu spędzały na świeżym powietrzu i poznawały otoczenie.
• Norwegia może się poszczycić wsią o rekordowo krótkiej nazwie. Jej mieszkańcy mówią po prostu, że mieszkają w A (wymawia się jako „O”). I kropka!
• Od późnych lat 80. policjanci nie mają prawa nosić przy sobie broni.
• Tutejsi uczniowie mają tygodniowe ferie jesienne, które odbywają się w pierwszych dniach października.
• W typowym, norweskim sklepie nie zdziwcie się, kiedy nie dostaniecie paragonu. Z racji proekologicznych przekonań są one wydawane jedynie na wyraźne życzenie klienta.
• Snus to popularna w Skandynawii używka, zrobiona na bazie tytoniu (drobno zmielone liście tytoniu, dodatki smakowe, sól i woda). W przeciwieństwie do „fajek”, nie pali się ich, lecz trzyma w ustach przez ok. pół godziny. Jeśli wierzyć badaniom, snus może być nawet do 90% mniej szkodliwy od klasycznych papierosów, gdyż nie zawiera substancji smolistych. Opakowanie zawierające 25 sztuk woreczków to koszt ok. 80 koron, czyli w przeliczeniu 40 zł.
• Jednym z najbardziej rozpoznawalnych eksportowych towarów w kraju jest muzyka metalowa. Konkretnie wyróżnia się stylistykę, która narodziła się w tym państwie, która jest znana na świecie jako norweski black metal.
Po przejściu przeprawy promowej przez
Sognefjord (najdłuższy fiord w Norwegii), znalazłam się w miejscowości Hella, porośniętej gęsto lasami. W planach miałam też wizytę na najdłuższym lodowcu Europy kontynentalnej – Jostedalsbreen. Interesujący jest zwłaszcza jego jęzor, który doczekał się oddzielnej nazwy –
Boyabreen. Spójrzcie sami, czyż nie jest piękny?