4.7/6 (48 opinii)
6.0/6
Panama, Nikaragua i Kostaryka, ta wycieczka jest bezkonkurencyjna jeżeli chodzi o inne wyprawy do Ameryki Łacińskiej. Z przyjemnością podzielę się moją opinią i polecę ją każdemu podróżnikowi, który kocha dziką przyrodę. Ten program jest idealny dla osób, które chcą przeżyć przygodę, przede wszystkim mieć dużo atrakcji, kontaktu z dżunglą i zwierzętami, pokonać rzeki i jeziora, zobaczyć wodospady i dotrzeć do Indian. Pierwszego dnia wycieczki wylądowaliśmy w Panamie. Jadąc do hotelu większość z nas była pod wrażeniem ilości wieżowców i nowoczesności w kraju, w którym po dzień dzisiejszy żyją dzikie plemiona Indian. Drugiego dnia wyjazdu zwiedzaliśmy Muzeum Kanału Panamskiego. Na powietrzu oglądaliśmy śluzę, obserwowaliśmy wpływające do kanału ogromne statki. Wszystko to podziwialiśmy z platformy widokowej w bezpośrednim sąsiedztwie śluzy. Żeby dotrzeć na platformę trzeba było przejść przez kilkupiętrowe muzeum. Bardzo ciekawe, każdy poziom miał inną wystawę – np. wystawa inżynierii lub dzikiej przyrody, owadów. Muzeum było w połowie interaktywne, ciekawy był symulator statku. Wchodziło się do dosyć dużego pomieszczenia z ruchomą platformą i miało się przed sobą konsolę do sterowania. Dalej znajdował się ekran kinowy, na którym było widać jak płynie nasz statek. Można było samemu kierować – skręcać, przyspieszać, a nawet powoli wpłynąć do śluzy. Rzadko bywa, że muzeum może być atrakcją, to było. Po dobrym, ciepłym i słonecznym początku dnia ruszyliśmy dalej: do Gamboa. Wsiedliśmy na małe łodzie motorowe i rozpoczęliśmy rejs po jeziorze Gatun. Pływaliśmy między wysepkami, zatrzymywaliśmy się nad brzegami żeby oglądać z bliska dziką przyrodę. Tak z bliska, że na naszą łódkę wskoczyła mała małpka! Wszyscy rzucili się do fotografowania, później przewodnik zagonił małpkę znowu na drzewo. Następnie zwiedzaliśmy już Panama City – część historyczną i nowoczesną. Przejechaliśmy się również widokową drogą wybudowaną ponad morzem, była jedyna okazja na kupno oryginalnych kapeluszy tylko stąd. Ten dzień był aktywny, bardzo krótkie przejazdy autokarem. Trzeciego dnia wybraliśmy się na całodniową wyprawę do Indian. Żeby do nich dotrzeć musieliśmy pokonać kilometry rzeki płynącej w chylącej się nad nami dżungli w drewnianym czółnie indiańskim. Niebieska, płytka i przejrzysta woda, z każdej strony zielona dżungla, wszędzie liany, dzika przyroda i intensywnie niebieskie niebo nad nami. Coś pięknego, pod względem przyrodniczym ten dzień był najbardziej udany. W wiosce Indian dostaliśmy obiad składający się ze świeżej ryby i chipsów bananowych. Mieliśmy degustację owoców i alkoholu. Kobiety opowiadały nam o swoim codziennym życiu, był pokaz tańca, później sami tańczyliśmy z miejscowymi, można było się przebrać w lokalne stroje. W czasie wolnym chętni wzięli udział w kąpieli w krystalicznie czystej rzece. Z jednego miejsca na drugie było można spływać z nurtem rzeki, niezła zabawa. W katalogu nie ma informacji o kąpieli, należy więc ZABRAĆ STROJE KĄPIELOWE na ten dzień. Nasz pierwszy dzień na Kostaryce, a czwarty dzień wyprawy rozpoczęliśmy od zwiedzania bajkowego Muzeum Złota. Oglądaliśmy zbiory i wyroby wielu pokoleń. W muzeum panuje ciekawy klimat, ponieważ panuje półmrok, a lampy podświetlają jedynie złote eksponaty. Następnie pojechaliśmy do Parku Narodowego Wulkanu Irazu. Tego dnia należy zabrać WYGODNE BUTY i kurtkę przeciwdeszczową. Kostaryka jest ciepła, ale zimą niestety doskwierał nam tu lekko siąpiący deszcz. Szliśmy drogą w dżungli na górę, aby z miejsca widokowego obserwować lazurowe jeziorko wulkaniczne. Po drodze dokarmialiśmy wiewiórki, które pozowały nam do zdjęć z orzeszkiem w łapkach. Kiedy dotarliśmy na górę widok zasłaniały nam chmury. Po paru minutach mgła się rozeszła i naszym oczom ukazało się bajkowe jezioro, w dodatku z tęczą. Warto było zrobić sobie długi spacer pod górkę żeby zobaczyć coś tak pięknego. Piątego dnia również zwiedzaliśmy park przy Wulkanie Poas. Widzieliśmy jeszcze bardziej imponujące jezioro kraterowe Botos Lake. Tutaj już nie było gęstej dżungli, teren wyglądał raczej jak na księżycu. Mimo braku roślinności obserwowaliśmy kolibry przy nielicznych kwiatach. Po czasie zwiedzania nadszedł czas na odpoczynek, udaliśmy się do Doka Estate Coffee and Mill, pięknej i rozległej plantacji kawy, gdzie mieliśmy serwis All inclusive jeżeli chodzi o picie rodzajów kawy. Najlepsza była mrożona ze śmietaną, przepyszna. Obeszliśmy całą plantację, oglądaliśmy maszyny, proces suszenia, nawet sami grabiliśmy drewnianymi, metrowymi grabiami suszone ziarna kawy. Była możliwość zakupu naprawdę smacznej kawy w zwykłych polskich cenach. Polecam. Dobra rzecz na prezenty dla znajomych i rodziny, kawa opakowana w tradycyjnym worku. W La Paz Waterfall Gardens oglądaliśmy kilka wspaniałych wodospadów i byliśmy na farmie motyli i co najciekawsze – w ogrodzie kolibrów. Na małym placu było parę drzewek, so których doczepione były karmniki dla kolibrów. Była ich tam chyba setka, śmigały szybko raz z naszej lewej strony, raz z prawej, goniły się i wtykały dzióbki do karmników machając skrzydełkami. Robiliśmy im zdjęcia z bliska. Szóstego dnia udaliśmy się w spokojny i długi rejs łodzią po rzece w rezerwacie Cano Negro Wildlife Refuge. Był to znakomity wypoczynek na łonie natury. Płynęliśmy spokojnie łodzią, a z każdej strony wysoka dżungla. Oglądaliśmy ptaki, żółwie na brzegach, małpki, jednego leniwca z młodym. Był to czas na relaks, łódź zadaszona, ale i tak warto wziąć krem z filtrem. Przyjemny, udany dzień odpoczynku. Dzień siódmy był intensywny i niezapomniany, pełny atrakcji. Z rana spacerowaliśmy na podwieszonych ponad lasem deszczowym pomostach. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy się unosili nad dżunglą razem z poranną mgłą. Oglądaliśmy piękną, dziką roślinność, liany, orchidee, epifity. Odwiedziliśmy serpentarium i dom żab, oglądaliśmy różne gatunki. ZDECYDOWANIE POLECAM Canopy Tour. Całe canopy obejmuje 13 zjazdów na linach nad dżunglą, ostatni jest z najwyższej platformy widokowej i ma aż kilometr długości. Można zjechać klasycznie lub na supermana, niesamowite emocje, wspaniała zabawa. Po środku trasy canopy istnieje również możliwość skoku tarzana, to takie połączenie huśtawki z bungee. Najpierw leci się w dół, później zaczyna huśtać w górę i w dół. Można zjeżdżać we dwoje ale o wiele lepiej jest samemu. Podczas canopy nie musimy brać aparatów, ponieważ jedzie z nami fotograf, który robi zdjęcia. Na koniec zabawy kupujemy płytkę ze zdjęciami całej grupy. Dnia dziewiątego mieliśmy treking z widokiem na imponujący wulkan. Jednak to nie on był tutaj główną atrakcją, a nieco pustynny, wysuszony krajobraz z buchającymi co chwilę gejzerami błotnymi. Oglądaliśmy jeziorka termalne i błotne, dużo gatunków jaszczurek. Dotarliśmy do ruchomych piasków, a raczej ruchomego błota, które wyglądało jak wielki kocioł czarownicy, w którym bulgotało. Cały park według legendy jest właśnie parkiem czarownicy i tak dokładnie wygląda. Park był świetną odmianą po poprzednich dniach spędzonych w dżungli. Później pojechaliśmy do Granady – najpiękniejszego według mnie miasteczka kolonialnego w Nikaragui. Skorzystaliśmy z wycieczki dodatkowej – przejazd dorożkami po miasteczku. Tego dnia mieliśmy bardzo ciekawą i naprawdę wykwintną kolację w dobrym lokalu. Cała grupa poszła na prawdziwe steki. Samemu wybierało się poziom wysmażenia. Steki dosłownie rozpływały się w ustach, a nie jestem ich fanką, jednak te były obłędne. W Polsce ciężko trafić na dobry stek, a tutaj i również w Leon można było dobrze zjeść. Zachęcam wyjść po kolacji na samodzielne zwiedzanie, miasto bezpieczne, wszędzie dużo ulicznych grajków i artystów. Jest gdzie wypić kawę i drinka. Dziesiąty dzień poświęcony był na wypoczynek na wyspie Ometepe. Należy zabrać STROJE KĄPIELOWE. Tylko tutaj możemy czuć się jak w morzu, a jesteśmy w ogromnym, słodkim jeziorze, na którym są fale! Podczas porannego rejsu na wyspę było można zrobić malownicze zdjęcia dwóch czynnych wulkanów. Dopłynęliśmy na wyspę i zatrzymaliśmy się w restauracji przy plaży. Chętni zjedli obiad (polecam szaszłyki), a po przebraniu się w stroje poszliśmy się kąpać. Na plaży są leżaki, nie ma problemu żeby zostawić rzeczy. Jedenastego dnia rano skorzystaliśmy z ciekawego fakultatu: rejs łodziami motorowymi pośród wysepek. Udana, poranna wycieczka, byliśmy przy wielu prywatnych rezydencjach gwiazd, oglądaliśmy wyspy na sprzedaż i podpłynęliśmy na wyspę małp. Później zawitaliśmy do wytwórni garncarskiej i tropikalnej plantacji. Oglądaliśmy przepiękne jezioro kraterowe, najciekawsze ze wszystkich. Mieliśmy spacer w parku narodowym, znowu w towarzystwie wulkanu. Dzień zakończyliśmy na osobliwym targu rękodzieła i na kolację znowu jedliśmy pyszny stek – tym razem w Leon. Dzień dwunasty rozpoczęliśmy w dobrym nastroju, jechaliśmy bowiem na degustację rumu. Odwiedziliśmy fabrykę, jeździliśmy po niej meleksami, piliśmy i zrobiliśmy udane zakupy. W dobrym nastroju pojechaliśmy do rezerwatu Isla Juan Venado, gdzie oglądaliśmy żółwie, namorzyny i kąpaliśmy się na prawdziwie rajskiej plaży. Zabrać stroje kąpielowe! Trzynastego dnia grupa jechała na Volcano surfing. Weszliśmy wysoko na wulkan, z którego widok przypominał krajobraz księżycowy. Na dole każdy chętny dostał deskę, na której można było zjechać z góry. Tego nie da się opisać słowami, trzeba obejrzeć na youtube ‘’volcano surfing Nikaragua’’. Osoby, które nie chciały jechać na wulkan albo zostały w Leon albo pojechały na tę samą rajską plażę, co dnia poprzedniego. Później mieliśmy zwiedzanie przepięknego Leon razem z kolonialnymi uliczkami, katedrami i muzeami. Wieczorem zakwaterowaliśmy się w hotelu nad morzem na dwa ostatnie dni wycieczki. 14-15 dzień był wypoczynkiem w pięknym, dużym ośrodku hotelowym. Było tu parę basenów, przepiękna szeroka plaża. Po całym kompleksie biegały białe wiewiórki. Zostaliśmy zakwaterowani w domku z prywatnym patio i hamakiem. Wyżywienie było przewspaniałe! Idąc w prawo na plaży dojdziemy do centrum sportów wodnych, gdzie warto wypożyczyć deski do mini surfingu. Morze wspaniale faluje i niesie nas daleko razem z falami. Nie potrzeba żadnych butów ochronnych, można iść daleko w głąb wody i nadal jest płytko. Hotel organizuje również ciekawą wycieczkę na quadach połączoną ze zwiedzaniem okolicy. W programie wycieczki nic bym nie zmieniła i nie było żadnego punktu, który mi się nie podobał, dlatego ta wyprawa jest wyjątkowa. Ciężko będzie ją przebić. ; ) Zastanawiałam się, dlaczego mojej ukochanej wycieczki nie ma obecnie w sprzedaży. Mam ogromną nadzieję, że znowu będzie realizowana i starałam się jak najbardziej wiarygodnie ją opisać, aby pokazać osobom, które jeszcze myślą nad kierunkiem wyprawy do Ameryki, że to jest odpowiedni wybór. Zdecydujcie się przeżyć prawdziwą przygodę w sercu dżungli, zachęcam, polecam w 100% i życzę udanej podróży.
6.0/6
Optymalna okazja do zapoznania się w niecałe dwa tygodnie z trzema krajami Ameryki Srodkowej - podobnymi, ale jednak w wielu aspektach różniącymi się dosyć wyraźnie. Program umożliwia właśnie regionalne porównania, które doceni nawet ten, kto nie jest geografem.
6.0/6
wspaniała wycieczka,świetnie zorganizowano,doskonała praca Pani Kasi jako opiekunki grupy.Dużo ciekawych miejsc pokazanych przez opiekunkę grupy w sposób ciekawy i fachowy,świadczący o ogromnej wiedzy i obyczajów zwiedzanych krajów.
6.0/6
Wycieczka rewelacyjna dla ludzi kochających dziką przyrodę i adrenalinę. Niestety kolejny raz kontrahent lub Rainbow nie popisał się z lotami wewnętrznymi. Kompletny brak informacji o odwołanym locie z Panamy do Kostaryki. Dopiero na lotnisku dowiedzieliśmy się o odwołaniu lotu - mimo , że obsługa naziemna mówiła o odwołaniu tego rejsu dzień wcześniej. To by się zgadzało ponieważ tylko nasza wycieczka była na lotnisku i czekała na wylot. Co więcej następne wolne miejsca na samolot były dostępne dopiero na wieczór następnego dnia. Świadczy to o przebookowaniu pozostałych podróżnych wcześniej na wcześniejsze loty. Kompletny brak zainteresowania. Jednak pomimo przygód program został wykonany w całości a nawet dodatkowy dzień w Panamie City był ciekawy. Ogólnie polecam. Tylko te przeloty!!!. Biuro musi coś z tym zrobić.