5.3/6 (260 opinii)
6.0/6
Część praktyczna: 1. Waluta Zacznę od praktycznych rzeczy. Przede wszystkim waluta, w Gambi mamy dalasy, 1euro to 71 dalasów, na lotnisku musimy zapłacic 20 dolarów lub 20 euro, ale wylatując lepiej mieć pozostawione 1000 dalasów na opłatę lotniskową i może ze 100 dalasów na dużą wodę zanim się wejdzie do samolotu. Jeśli ktoś chce kupić magnes, coś do jedzenia i mieć na opłate lotniskową, to te 15 euro mu starczy (uwaga - wymieniają tylko banknoty), w Gambi na targu Alberta są piękne magnesy malowane własnoręcznie, większy magnes to ok 300 dalasów, mniejszy 150. Dalej sprawa staje się prostsza, ponieważ w Senegalu i Gwinei-Bissau posługujemy się tą samą walutą, tj. frankiem zachodnioafrykańskim. Pilotka powiedziała, żeby wymienić około 100 euro i rzeczywiście, jeśli ktoś chce wydać na obiady i magnes, to mu to starczy. Franki wymieniają na na granicy lub przy pizzerii w Bissau panowie, podchodzą i za euro dostajemy ichniejszą walutę. Nie ma co się martwić, pan nie miał im jak wydac 500 franków, zanim zdążyłam zjeść pizzę, to odszukał mnie i wręczył mi resztę. 2. Hotele Hotel na wyspie Rubane był świetny, prywatna plaża, właściciele (Francuzi) bardzo zaangażowani, pomocni i serdeczni. Polecam wykupienie obiadów, zamiast 10 000 franków (1 euro to 650 franków) nasza grupa płaciła 8500, dodatkowa sangria idealna na plaże to koszt 1500 franków, kawa mała 1500, kawa duża 2000 (akurat kawy przy śniadaniu nie da się pić i to był jedyny minus hotelu,ale za to kawa w barze była dobra). Dodatkowo ręczki kąpielowe na plaże, leżaki i SUP za darmo. W jakieś opinii na stronie czytałam, że obiady w drugim hotelu na tejże wyspie są lepsze i tańsze... Otóż bzdura. W drugim hotelu obiady są za 15000 franków - u Sabiny mamy w tej cenie praktycznie już 2 obiady. Na wyspie były przerwy w dostaiwe prądu między 9 a 13 i 14 a 18, ale da się bez internetu przeżyć :) Hotel w Seenegalu naprawdę sympatyczny, głównie przez rozświetlone palmy. W Gambi hotel był słaby,ale to zaledwie na jedną noc więc nawet tego nie odczuliśmy. PS. Radzę doczytać informację o mniejszych bagażach na wyspę. Nie ma tej informacji na stronie, za to jest w umowie, którą podpisujemy. Mi się udało ją przeoczyć, ale na szczęście była mała grupa więc mogłam wziąć wiekszy bagaż. Cześć kulturowa: Większość z nas mówi, że jedzie do Maroka, Egiptu, Tunezji, Kenii lub Afryki... tymczasem Afryka to nie państwo, to kontynent z 54 państwami. Ta wycieczka do Afryki Zachodniej pozwala nam zobaczyć państwa byłych kolonii: brytyjskiej, francuskiej i portugalskiej. Najsilniej słychać było dawne wpływy Francuzów, którzy nawet teraz wyjeżdzają do Senegalu na urlop. Nasz lokalny przewodnik Kemo, który nam towarzyszył cały czas nauczył nas kilka słów w języku mandinke. Poza tym na wyspie Rubane jest organizowany taniec lokalnej grupy, koszt to zaledwie 2500 franków (około 3 euro), są elementy tańca plemiennego z elementami współczenych figur tanecznych, niemniej warto pójść dla tych stojów. Bardzo dziękuję Maji, naszej pilotce za przekazywaną wiedzę. Widać, że chciała nam ją przekazać jak najbardziej aktualną więc nawet znalazła artykuł o wyborach, które miały miejsce w trakcie naszego wyjazdu w Senegalu. To wycieczka tak różnorodna, jest czas na odpoczynek, kąpiel, plażowanie, jednoczesnie widzimy życie lokalnych mieszkańców. Panie nie życzą sobie, żeby im robić zdjęcia, powinno się to szanować. Są takie, które nie mają z tym problemu,ale jednak większość nie chce, szczególnie w Senegalu. Dzięki tej wycieczce zachwyciłam się Afryką jako kontynentem, mimo że kraje różnią się miedzy sobą, to wspólnym mianownikiem są kobiety, ich wyprostowana postawa, kolorowe zadbane stroje skrojone idealnie na ich figury. Facet to założy cokolwiek, ale kobiety chodzą zadbane, w kolorowych strojach i nierzadko z jakimś przedmiotem na głowie. Są rzeczy które mi sie nie podobały, jak wszechobecne śmieci, z drugiej zaś strony zwierzęta hodowlane chodzą swobodnie, nikt ich nie zmusza do ścisku się na małej powieszchni. , Te zjawiska trzeba zobaczyć i doświadczyć samemu, także serdecznie zapraszam na tę wyprawę. A z minusów wycieczki? To ta długa droga na lotnisko.
6.0/6
Polinezja Atlantyku to obszar Środkowo-Zachodniej Afryki. Impreza obejmuje trzy państwa tj. Gambię Senegal oraz Gwinea Bissau. Wybierając się na ten kierunek liczyłem zobaczyć prawdziwą Afrykę, taką, która nie jest skażona współczesną cywilizacją. I przyznam szczerze, że się nie rozczarowałem. W ostatnim okresie dużo podróżuję, głównie z biurem podróży Rainbow i muszę stwierdzić, że na chwilę obecną jest to dla mnie hit numer 1. Przede wszystkim są to państwa, które powoli otwierają się na turystykę, dlatego też widok cudzoziemców na tym obszarze jest rzadkością. Z informacji pilota dowiedzieliśmy się, iż Gwinea Bissau nie figuruje w żadnej ofercie turystycznej nawet zagranicznych biur. Można więc powiedzieć, ze jest to trasą, która odkryło biuro, miejsce zupełnie nieskażone masową turystyką, bardzo egzotyczne, oferujące sporą ilość niezapomnianych wrazen. Podczas podróży mamy okazję podziwiać zarówno piękne zmienne krajobrazy, jak zabudowy trzech byłych kolonii: brytyjskiej francuskiej i portugalskiej. Podczas postojów należy jednak bardzo ostrożnie posługiwać się aparatami fotograficznymi, gdyż ludność bardzo nieufnie i niechętnie pozuje do zdjęć z czym należy się liczyć podczas tej podróży. Obowiązuje zakaz fotografowania patroli policji lub wojska, których na trasie jest bardzo dużo. Wynika to z niepewnej sytuacji politycznej tych biednych skorumpowanych państw. Wiza wymagana jest tylko do Gwinei Bissau, pozostałe państwa zniosły dla Polaków ten obowiązek. Impreza odbywa się niedużymi busami ( bagaż na dachu) co wynika z faktu, iż grupy są niewielkie ok. 19 osób, zawiera też przejazdy łodziami motorowymi. Rejs niewielką łodzią po falach z dosyć dużą szybkością na wyspy Bijagos podniósł niejednemu poziom adrenaliny i pozostawił wrażenia do końca życia.
6.0/6
Jesteśmy pod wielką wrażeniem. Wspaniała wyprawa dla tych, którzy chcą poznać prawdziwą dziką Afrykę. Pilot Kamil, pasjonat Afryki i genialny przewodnik. Super towarzystwo i klimat. Polecamy.
6.0/6
Wycieczka bardzo udana. Trzy kraje tak różne od tego co mamy u nas. Widoki interesujące, zmienne, czasem zaskakujące. Pogoda idealna. Ludzie przyjaźnie nastawieni. Były 2 grupy więc nasza miała odwrócony plan. Dzień po przylocie zaczęliśmy więc od całodniowej jazdy autobusem. Widoki fajne ale trasa troszkę męcząca i przejścia graniczne, na szczęście w miarę sprawnie poszło. Potem jeszcze 2h łodzią i byliśmy na archipelagu Bijagos, na którym spędziliśmy dwa pełne dni. Warto w trakcie postojów zaopatrzyć się w wodę. Pierwszy dzień był na odpoczynek, plażowanie i krótki spacer do niedalekiej wioski. Widoki fajne. Plaże puste. Warto przejść się na sąsiednią plaże (na lewo od hotelu) a także do kolejnego resortu. Totalny odpoczynek, mało turystów (praktycznie tylko nasza grupa). Kolejny dzień to 2 wycieczki po ok 2h. Pierwsza poranna to wizyta w wiosce na innej wyspie, gdzie my także byliśmy atrakcja dla tamtejszych mieszkańców, szczególnie dzieci. Druga popołudniowa to wizyta w „mieście”. W międzyczasie czas wolny. Dzień trzeci to wyjazd z wyspy i przejazd po stolicy. Krótki czas wolny na targu i kilku godzinna podróż do Senegalu. Zakwaterowanie w hotelu i czas wolny. Po kolacji można przejść się do pobliskiego centrum Cap Skirring. Kolejny dzień to poranna wycieczka, w tym krótki rejs łódką. Potem lunch i zakupy na mieście. Trochę czasu wolnego i najfajniejsza atrakcja czyli jazda jeepami po plaży. Do kolacji czas wolny np. na spacer na zachód słońca na plaży. Następnie wieczorem całą grupą razem z pilotem wybraliśmy się do knajpy gdzie była muzyka na żywo. Kolejny dzień to czas wolny na plażowanie. Plaża szeroka i długa także jest gdzie spacerować. W południe pojechaliśmy odwiedzić szkołę i jedna z najmłodszych klas, krótki wyjazd ale całkiem sympatyczny (jeżeli ktoś ma jakieś upominki to można zabrać i dać dyrektorowi). Ostatni dzień to przejazd do Gambii, krótkie zwiedzanie stolicy – punkt widokowy, targowisko. Potem mieliśmy czas na lunch i krótki odpoczynek na gambijskiej plaży skąd udaliśmy się już na lotnisko. W sumie mieliśmy 3 hotele więc nie było tak dużo przepakowywania. Standard nie taki zły, ale to nie 5* ośrodki. Nie było w nich suszarki. I trzeba pamiętać że na Wyspy Bijagos zabieramy tylko bagaż podręczny więc warto wcześniej sobie przygotować rzeczy, które będą nam potrzebne. W styczniu wieczory i ranki dość rześkie, trochę wieje od morza warto mieć coś na długi rękaw. Słońce mocne więc koniecznie filtry. Woda była okey, zimniejsza w Senegali i Gambii. Trochę przejazdy były męczące a było ich dużo, ale takie są warunki i trzeba się przystosować. Wifi działało w każdym hotelu, jednak słabo jeżeli cała grupa się podłączyła. Samo zwiedzanie nie było męczące, za to było dużo czasu na odpoczynek. W samej Gambii byłyśmy dość krótko ale wystarczająco. Na plaży było dużo lokalnych sprzedawców, którzy zaczepiali także lepsza była plaża w Senegalu. Jedzenie było smaczne. W Gwinea Bissau Śniadania całkiem normalne, jajecznica, naleśnik, bułka. Może trochę mało warzyw. Kolacje zawsze ryby. Bardzo pyszne i codziennie inaczej przygotowane. W Senegalu natomiast śniadania skromniejsze a kolacja to bufet więc większy wybór mięs. Na lunch każdy sam się zaopatrywał, na wyspach można było kupić, pilot codziennie o to pytał. Wyjazd był dobrze zorganizowany. Trzeba pamiętać, że jesteśmy tam gośćmi więc słuchamy co pilot mówi, trzymamy się grupy i cieszymy się wakacjami. Grunt to pozytywne nastawienie. Warto zabrać coś na komary i meszki - najlepsza mugga 50% lub więcej. Można wziąć jakieś przekąski z Polski bo tam sklepy raczej mało zaopatrzone ale w Senegalu da się coś kupić. Okulary i nakrycie głowy niezbędne.