Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.
Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wycieczka przerosła moje oczekiwania... Wyjeżdżałem niechętnie za namową małżonki, ale absolutnie obawy były niepotrzebne. Fantastyczne widoki, relatywnie krótkie przejazdy, doskonałe jedzenie, rewelacyjna Pani Karolina i nieco powiew orientu - gwarantują świetną zabawę.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
pierwsza wycieczka objazdowa autokarem ale myślę że nie ostatnia:) Najważniejsze to doświadczony przewodnik jak i super kierowcy. Serbia jak i Bośnia i Hercegowina to kraje dawno zapomniane a tak piękne kulturowo. Tu można spotkać wiele różnorodności pod względem architektonicznym ale i religijnym. zobaczymy harmonię w jakiej żyją ludzie i jak wygląda ich dzień. Możemy poczuć zapach kawy zwiedzając zakątki starówki w Bośni, zaś w Serbii skosztować pysznego wina, którego możemy spróbować w piwnicach winiarkni
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Świetna wycieczka. Na początku nie zapowiadała się dobrze - brzydka pogoda, odrapane domy, słabe oprowadzenie po Belgradzie. Ale w miarę upływu czasu było coraz lepiej. Pani Beata, obdarzona dużą charyzmą, potrafiła przekonać do Serbii wszystkich malkontentów. Serbię poznajemy od podszewki - bezpośrednio ludzi (Sremski Karlovci, Kapetan Miśin Breg, Rajacke Pimnice, Modlitva), przyrodę (Żelazne Wrota, Resavska Pećina, Uvac), historię (Subotica, Sremski Karlovci, Belgrad, Smederevo, Felix Romuliana, Petrova crkva w Nowym Pazarze) oraz wspaniałe monastyry (Velika Remeta, Manasija i Studenica). Wcześniej nocna wycieczka po Budapeszcie, a potem jeszcze Bośnia - tutaj wspaniały most na Drinie w Viśegradzie, stare miasto w Sarajewie oraz oczekujące na wpisanie na listę UNESCO Jajce. Niestety Sarajewo, będące jednym z najjaśniejszych punktów programu, za dopłatą. Zabrakło kilku innych historycznych miejsc - lepszego oprowadzenie po Belgradzie (tutaj, poza cerkwią św. Sawy i trwierdzą Kalemegdan, prawie nic nie widzieliśmy ;/), Nowego Sadu, zamku Golubac (ale to akurat wina remontu), Lepenskiego Viru (już prawie miał być jako alternatywa Tabuli Traiana, ale tego też nie żałuję), kilku innych monastyrów (Sopoćani, Mitrovica itp.), ruin Starego Rasu oraz południowej Serbii (Nisz itd.). Ale dzięki temu istnieje powód by powrócić do Serbii ;)
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
WITAJCIE W SERBII! to piękna, ciekawa i różnorodna wycieczka. Z pełnym przekonaniem polecam ją osobom zainteresowanym tą częścią Europy. Podczas wyjazdu zobaczyć można nie tylko miasta, monastyry, twierdze ale również urzekające cuda przyrody. Poznaje się rodzimy folklor oraz życie codzienne mieszkańców, którzy są ludźmi gościnnymi i życzliwymi. Z praktycznego punktu widzenia jest to też wycieczka dla każdego - brak długich, męczących dla niektórych osób, przejazdów, poza oczywiście wyjazdem i przyjazdem do Polski. Już w dniu wyjazdu zwiedza się Budapeszt, w związku z czym dzień nie polega tylko na pokonaniu trasy, a powrót do Polski odbywa się nocą – z Jajce wyjechaliśmy o 18tej, by o 10tej być już w miejscu przesiadek. Na dodatek podróż odbywała się nowym, bardzo wygodnym autokarem, więc na warunki podróżowania nie można było narzekać. Poniżej opis kilku wybranych miejsc, które zrobiły na mnie największe wrażenie, choć tak naprawdę wypadałoby opisać wszystkie. Pierwszym punktem zwiedzania Serbii jest Subotica, a dokładnie jej secesyjne centrum z okazałym ratuszem, z którego wieży można podziwiać całe miasto. W dniu, w którym byliśmy w Suboticy odbywało się święto zboża Dužijanca, dzięki czemu mogliśmy przyglądnąć się pochodowi Serbów w ludowych strojach. Dla mnie była to duża wartość dodana do wizyty w Suboticy. Następnie udaliśmy się w kierunku regionu Fruszka Gora, by zwiedzić jeden z monastyrów, a następnie do miasta Sremski Karlovci, by zobaczyć barokowe centrum miasta oraz Kościół Pokoju, w którym został podpisany Pokój Karłowicki. W międzyczasie miała miejsce degustacja win i regionalnych przysmaków. Drugi dzień w Serbii był jeszcze bogatszy w atrakcje a rozpoczął się od wizyty w Belgradzie, podczas której zobaczyliśmy twierdzę Kalemegdan i największą cerkiew prawosławną – cerkiew Sawy. Obowiązkowo jednak w czasie wolnym należy udać się głównym deptakiem w kierunku parlamentu, za którym znajduje się gmach poczty chowający za sobą przepiękną cerkiew św. Marka. Moja sugestia do biura podróży to uwzględnienie tej cerkwi w planie zwiedzania. Tak naprawdę zwiedzając jedynie twierdzę Kalemegdan oraz cerkiew Św. Sawy nie można nic powiedzieć o Belgradzie, może jedynie, że jest to brzydkie miasto. Spacer głównym deptakiem, pojawienie się na placu, przy którym stoi parlament oraz stary i nowy pałac, a przede wszystkim dotarcie do cerkwi św. Marka zmieniają ocenę Belgradu. Warto dodać, że koło cerkwi św. Marka znajduje się malutka cerkiewka zwana rosyjską – polecam zajrzeć do środka. Z Belgradu udaliśmy się do Smedereva, gdzie zwiedzaliśmy największą średniowieczną twierdzę na Bałkanach. Koniecznie należy wejść na mury, by z tej perspektywy popatrzeć na Dunaj. Przemieszczając się do kolejnego punktu zwiedzania - średniowiecznej twierdzy Golubac (aktualnie odrestaurowywanej) jedziemy wzdłuż Dunaju. Po jego drugiej stronie rozciąga się Rumunia. Twierdza Golubac to miejsce śmierci Zawiszy Czarnego, a więc jednocześnie miejsce nawiązujące do historii naszego kraju. A tak przy okazji: można tutaj złapać tańszy roaming :) Na dodatek to nieostatni punkt tego dnia – odwiedziliśmy również bosonogiego artystę w jego domu w eko-wiosce Kapetan Miśin Breg, gdzie degustując serbskie przysmaki (m.in. panierowaną pokrzywę) podziwialiśmy przepiękne widoki z Dunajem w roli głównej. Naprawdę trzeba się w czepku urodzić by mieszkać w takim miejscu. Zapomnijcie o pięknych widokach z okien hotelowych obiecywanych w folderach turystycznych, raj na ziemi jest właśnie tutaj .. ach i jeszcze w kanionie rzeki Uvac ale o tym w dalszej części recenzji :) Największą atrakcją trzeciego dnia pobytu w Serbii były dla mnie Rajaczkie Piwnice, czyli wioska, którą tworzą piwniczki z winami, a których właściciele mieszkają we wsi położonej poniżej. Miejsce wydało mi się urodziwe ze względu na niecodzienny, bezludny klimat i niską, kamienną zabudowę. Nie był to jednak pierwszy punkt programu tego dnia – dzień rozpoczął się od rejsu po Dunaju w Żelaznych Wrotach. Zobaczyliśmy największą skalną rzeźbę w Europie przedstawiającą Decebala oraz Tablicę Trajana. Jednak najbardziej zapadła mi w pamięci mijana w trakcie rejsu cerkiew, pięknie komponująca się z wodą, skałami i roślinnością. Po rejsie spędziliśmy chwilę w małym miasteczku Donji Milanovac a następnie, przed wizytą w Rajaczkich Piwnicach zatrzymaliśmy się Negotinie. Kolejny dzień to kolejne hity, a były nimi monastyr Manasija i Jaskinia Resavska. Droga do monastyru wydaje się stosunkowo długa i kręta ;) ale piękno tego klasztoru z nawiązką to wynagradza. Wszystkim bez lęku wysokości (a to ze względu na brak zabezpieczeń) polecam wejście na mury. Stamtąd klasztor wygląda naprawdę przepięknie. Tak samo wyjątkowa jest Jaskinia Resavska, ale uwaga należy pamiętać o zabraniu cieplejszej odzieży. Temperatura, do której przyzwyczailiśmy się to prawie 40 stopni, a w jaskini nie osiąga nawet 10-ciu. Z kolei przy zwiedzaniu Felix Romuliana przyda się nakrycie głowy i butelka wody. Ruiny te znajdują się na otwartej przestrzeni a słoneczko operowało bardzo konkretnie. Żeby zamknąć dzień dodam, że rozpoczęliśmy go od wizyty w Muzeum Narodowym w Zajaczerze. Szósty dzień wycieczki a piąty w Serbii był równie zachwycający. Odwiedziliśmy piękny średniowieczny klasztor Studenica - największy i najbogatszy w Serbii. Na jego terenie znajdują się aż 3 cerkwie: Cerkiew Królewska, Cerkiew Bożej Bogurodzicy i Cerkiew św. Wojciecha. Moją uwagę zwróciły przede wszystkim detale architektoniczne Cerkwi Bożej Bogurodzicy oraz kamienne budynki w obrębie murów klasztoru. Ze Studenicy udaliśmy się w kierunku Novego Pazaru, w którym zwiedzaliśmy najstarszą cerkiew Serbii - cerkiew św. Piotra z IX w. Poza samą cerkwią duże wrażenie robią kamienne, nagrobne krzyże zgrupowane po jednej stronie cerkwi, a po drugiej ustawione np. po dwa. Kolejny punkt programu to rejs meandrami kanionu rzeki Uvac – nie bez przyczyny w opisie odwiedzanych miejsc napisano, że jest to najpiękniejsze miejsce w Serbii. Tak samo zostało ocenione przez uczestników naszej wycieczki. A część z nas miała to szczęście, że zamiast płynąć łódką mogła wsiąść na ponton, co stanowiło bez dwóch zdań dodatkową atrakcję wyprawy. Udało nam się także zobaczyć sępy białogłowe, które mieszkają na półkach skalnych kanionu. Kolejnego dnia oglądaliśmy kanion i rzekę z innej perspektywy - z punktu widokowego Modlitwa. Podziwianych widoków nie da się opisać słowami, ich uroku nie oddadzą też żadne zdjęcia - tam prostu trzeba być i samemu się o tym przekonać. W siódmym dniu wycieczki odwiedziliśmy również wieś Zlakusa, słynącą z tradycji garncarskiej. Urzekła mnie tutaj folklorystyczna architektura domków składających się wraz z ich kolorowym otoczeniem na uroczy etno-park. Mieliśmy również możliwość zobaczenia jak zawodowy garncarz w 15 minut wykleja sporej wielkości naczynie. Po tym pokazie udaliśmy się do Drvengradu - drewnianej wioski zbudowanej przez reżysera Emira Kusturicę. W wiosce tej faktycznie wszystko jest drewniane, nawet chodniki. Spodobało mi się bardzo to miejsce, podobnie jak kolejne (i nieostatnie podczas tej wycieczki :) a mianowicie zabytkowa stacja kolejowa Mokra Gora. I tutaj muszę zaznaczyć, że spaliśmy na dworcu… Zakwaterowanie ma bowiem miejsce w budynkach stacji :) Z hotelu wychodzi się bezpośrednio na peron, z którego kolejnego dnia wyruszyliśmy na przejażdżkę zabytkową kolejką wąskotorową zwaną Szargańską Osmicą. Widokowa trasa wiedzie przez liczne tunele i mosty, a pociąg zatrzymuje się w kilku ciekawych miejscach. Jeszcze przed wyruszeniem w podróż kolejką warto zajrzeć do wagonów stojących na stacji Mokra Gora – każdy jest zabytkowy i każdy jest inny. Po podróży nie będzie na to czasu, gdyż od razu wyjeżdża się w stronę Bośni i Hercegowiny. Jej zwiedzanie rozpoczęliśmy od Wyszegradu z najsłynniejszym mostem na Bałkanach oraz Adrićgradem, stanowiącym kolejną realizację pomysłu Emira Kustruricy. W odróżnieniu od Drvengradu, Adrićgrad jest murowany. Na swoje potrzeby określam go „śródmieściem białej architektury”. Śródmieściem, gdyż stanowi część Wyszegradu (podobno ma szansę zostać jego „rynkiem”), „białej architektury”, gdyż kamienice, fontanna, cerkiew, chodniki są jasne lub po prostu białe. Spacerując po Andrićgradzie miałam wrażenie, że chodzę po gładkiej, lśniącej terakocie. Z Adrićgradu wyruszamy w kierunku Sarajewa. Zwiedzanie Sarajewa jest fakultatywne, domyślam się, że jedynie z tego względu, że nigdy nie wiadomo ile czasu zajmie przekraczanie granicy Serbia - Bośnia i Hercegowina, i o której dojedzie się do Sarajewa. O ile bowiem Andrićgrad zdąży się zwiedzić za dnia, o tyle Sarajewo niekoniecznie. Nam się to udało. Jeśli chodzi o mnie, to wydaje mi się dziwne, że można nie ująć w programie stolicy Bośni i Hercegowiny i nie zwiedzać jej chociażby po zapadnięciu zmroku. Jeśli ktoś będzie się zastanawiał czy warto opłacić zwiedzanie Sarajewa, to wg mnie warto, choć można również wybrać się na spacer samemu (pod warunkiem, że hotel będzie ulokowany tak jak nasz, ok. 20-30 minut na piechotę od centrum). Jedynym minusem była szybkość zwiedzania. Przewodniczka opowiadała co prawda bardzo ciekawie, ale za to biegła przez miasto, co było trochę niezrozumiałe i denerwujące biorąc pod uwagę, że zapłaciliśmy za to zwiedzanie, a zdecydowała się na nie większość grupy, więc pieniędzy na pełny, ustalony czas przewodnika nie mogło braknąć (mam nadzieję, że organizator wycieczki zwróci na to uwagę). Ostatni dzień zwiedzania rozpoczęliśmy spacerem po rezerwacie źródeł rzeki Bosny. Był to zarazem pierwszy i jedyny dzień, w którym nie dopisała nam pogoda, niemniej utrzymująca się mgła dodała rezerwatowi uroku. Następnie zatrzymaliśmy się w równie urokliwymi i malowniczym miejscu - przy młynkach na rzece Pliva. Ostatni punkt programu to położone na wzgórzu nad wodospadem miasto Jajce, w którym zabytki (ruiny fortecy i szczątki obwarowań średniowiecznych, romańska dzwonnica i katakumby z kryptą królewską z XV w.) przeplatają się z na co dzień zamieszkałymi budynkami, i w którym odbyliśmy bardzo sympatyczny spacer wąskimi uliczkami. Z Jajce wyjechaliśmy już niestety w kierunku Polski a żegnały nas wspaniałe widoki podziwiane podczas przejazdu przez kanion rzeki Vrbas. Podsumowując: Najmocniejsze punkty programu: kanion Uvac, monastyr Manasija, cerkiew św. Marka w Belgradzie (nie ma w programie), Zlakusa - wieś słynąca z tradycji garncarskich, Kapetan Miśin Breg i wizyta u bosonogiego artysty, ratusz w Suboticy, Rajaczkie Piwnice, zabytkowe budynki stacji i kolejka wąskotorowa czyli Mokra Gora i Szargańska Osmica, Drwengrad i Andrićgrad oraz Jaskinia Resavska. Najsłabszy punkt programu: brak. Zabrakło jedynie wieczoru z muzyką serbską, który w programie występował jako fakultet. To chyba na tyle w wielkim skrócie. Może dodam jeszcze jedynie tylko kilka uwag praktycznych: Dla osób, które nie są pewne sytuacji politycznej w regionie Serbii i Bośni i Hercegowiny, istotna będzie informacja, że obecnie jest tam bezpiecznie. Echa wojny widoczne są jedynie w niszczonych i ostrzelanych obiektach oraz niechęci do języka angielskiego. Podczas wycieczki trzeba się też przygotować na kilka smutnych czy ponurych obrazów, np. podziurawione kulami domy w miejscowości Travnik (na trasie Jajce – Banja Luka) lub przy Alei Snajperów w Sarajewie; masa bezdomnych ale zarazem łagodnych psów, przyzwyczajonych do tego, że są dokarmiane przez turystów i miejscową ludność; śmietniska – Serbia to z jednej strony urokliwy, z drugiej niestety brudny kraj. Jako, że nasza wycieczka odbywała się w terminie, w którym aktualnym tematem byli (i póki co są nadal) uchodźcy, przejeżdżając przez Belgrad widzieliśmy jak wygląda życie (jeśli to życiem można nazwać…) ludzi koczujących na dworcu. Jeśli ktoś nie jest mięsożerny i nie przepada za codzienną porcją ziemniaków, tudzież frytek proponuję dodać uwagę podczas zapisywania się na wycieczkę, że jest się wegetarianinem. Jednostajne obiadokolacje w Serbii składające się z mięsa, ziemniaków/frytek i białej kapusty to chyba jedyny słaby punkt całej wycieczki. Na pocieszenie dodam, że można wybrać coś ciekawego w piekarniach, nie wydając przy tym dużych pieniędzy. Proponuję też skosztować owoców, które mają zdecydowanie lepszy smak niż nasze (lub nie nasze, jeśli są skądś sprowadzane ;) Na koniec wszystkim osobom, które wybiorą wycieczkę Witajcie w Serbii! życzę takiego zadowolenia i takich wrażeń jak moje :)
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Wspaniała wycieczka. Właściwie najlepsza na jakiej byłam z biurem Rainbow. Piękne widoki. Wspaniali, otwarci ludzie. Mała grupa ułatwiała integrację podobnie jak degustacje wina. Żal wracać. A do następnego urlopu tak daleko....
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
To moja kolejna wycieczka objazdowa, na którą wybrałem się z biurem podróży Rainbow. Kolejny raz jestem w pełni zadowolony z mojego wyboru! Decydując się na objazd danego kraju zawszę zwracam uwagę na intensywność programu oraz poziom zaangażowania pod względem obszaru po którym będziemy się poruszać. Program objazdu "Witajcie w Serbii!" obejmuje wszystkie godne uwagi miejsca na terenie Serbii oraz niestandardowe punkty na trasie w Bośni i Hercegowinie, które niełatwo spotkać na objazdach w te rejony. Osobiście jestem fanem krajobrazów, a wyjazd w południowe rejony Europy był strzałem w dziesiątkę! Program imprezy nie był nastawiony głownie na zwiedzanie architektury kolejnych miast, a obfitował w piękne widoki dzikiej przyrody rejonów, które nie zostały jeszcze skomercjalizowane. To kolejny element, który sprawił, że odkrywanie uroków Serbii wywołało swojego rodzaju sentyment i nostalgię. Poziom globalizacji, z którym mierzymy się chociażby w Polsce i innych krajach rozwiniętych Europy Zachodniej, które należą do UE, ma się nijak do krajów biednego południa, gdzie skutki wojny domowej z lat 90. widoczne są do tej pory. Bośnia i Hercegowina oraz Serbia prezentują zupełnie inne oblicze Europy. Miejsca, w których czas się zatrzymał i do tej pory nie ruszył.. jeszcze (!). Prędzej czy później postęp technologiczny dotrze i do krajów byłej Jugosławii. Nie sposób jest opisać w kilku zdaniach wszystkiego tego, co mają do pokazania ziemie wciśnięte między Sawę, Dunaj i Góry Dynarskie. Wycieczka godna polecenia tym, którzy nie tylko lubią poznawać miejsca nieoczywiste, ale również pragną przekonać się, że można żyć szczęśliwie w świecie wolnym od technokratycznej dyktatury social mediów, smartphonów i bezdusznych korporacji. Myślę, że warto odwiedzić Serbię właśnie teraz, kiedy jest tu bezpiecznie i kiedy kraj ten nie uległ jeszcze paranoi wszechświatowego postępu.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Cieszę się, że wzięłam udział w tej wycieczce. Kiedyś przejeżdżałam tranzytem przez Serbię i miałam złe wspomnienia z przejścia granicznego. Ten wyjazd zmienił moje postrzeganie tego kraju i ludzi. Przepiękne krajobrazy! Cisza! Szczerzy, wyciszeni i hojni ludzie. Czułam się bezpiecznie.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
No właśnie. Okazało się, że naprawdę warto sprawdzić. Kiedy w sierpniu 2018 r. byłem z rodziną pierwszy raz na wycieczce objazdowej „Bułgaria i Rumunia – Siedmiogród i Góry Bałkanów”, jechaliśmy m.in. wzdłuż graniczącego z Serbią Dunaju. Wtedy nasza Pani pilot powiedziała, że po drugiej stronie rzeki biegnie jedna z tras równie ciekawych wycieczek Rainbow i to był pierwszy raz, kiedy w ogóle pomyślałem o Serbii jako kierunku turystycznym. Tamta krótka wzmianka profesjonalistki wpłynęła na naszą obecną decyzję o udziale w „Witajcie w Serbii!”, bo wcale nie był to dla nas kierunek oczywisty. Tak samo, jak nadal nie jest on oczywisty dla rzesz turystów, oblegających zupełnie inne (na szczęście) miejsca. Serbia pozostaje na ich tle wciąż nieodkrytą perłą. Zastrzegam, że moja opinia znowu będzie subiektywna, kształtowana przez nieco surwiwalową przeszłość. Cenię sobie bowiem już samą możliwość poznawania nowych miejsc i uwielbiam nie do końca ucywilizowane klimaty. A wciąż mało znane Serbia, Bośnia i Hercegowina, dostarczają mnóstwa powodów do zachwytu. Przy czym w wielu niezwykłych miejscach oprócz naszej grupy nie było innych turystów, a kto choć raz przedzierał się przez gąszcz taterników w Tatrach - doceni kontemplowanie piękna w mniej licznym towarzystwie. Serbia zaskakuje. To niewielki kraj, ale o jakże bogatej historii, jakże wielkiej różnorodności kulturowej i przyrodniczej! Ponownie mieliśmy ogromne szczęście trafić na pilota bardzo ciekawie wprowadzającego nas w poznawany świat. To było niezwykłe doświadczenie, potęgowane tym, że już sama trasa - i program wycieczki - w godny podziwu sposób pokazują nam kolejne odsłony Serbii tak, aby fascynacja nią narastała z godziny na godzinę. Ponieważ chcę zostawić osobom zastanawiającym się nad udziałem w wycieczce jak najwięcej miejsca dla własnych odkryć i miłych zaskoczeń - powiem tylko, że program tak intensywnie dostarcza zróżnicowanych atrakcji i zachwycających widoków, że ma się wrażenie, jakby się tam było dłużej, niż w rzeczywistości. Można się naprawdę oderwać od swojej codzienności i głęboko zrelaksować. Nie mam zbyt wiele urlopu, dlatego tym bardziej mogę powiedzieć, że wybór „Witajcie w Serbii!” był najlepiej trafiony. Dużo lepiej, niż mogłem to sobie wyobrazić. No bo czegóż tam nie było? Piękna droga, rejsy, zabytki z listy światowego dziedzictwa, jaskinia, wyższe i niższe góry, bałkańska muzyka, przejażdżka pociągiem, degustacje... Może tylko śpiewania trochę brakowało;)) A propos degustacji. Te programowe naprawdę dają bardzo dobry wgląd w miejscowe możliwości. Natomiast w czasie wolnym można rozejrzeć się po sklepach i zakładając, że czytają pełnoletni zdradzę, że spośród piw, które zdążyłem spróbować, zdecydowanie najlepsze to Jelen, Sarajevsko i Lav. Polecano mi też Zajeczarsko. Może być, ale wolę trzy pierwsze. Inne wypadły raczej blado i zachodzi pytanie, czy warto ich w ogóle próbować? Oczywiście, choćby po to, żeby się przekonać, że król jest jeden:) Ceny w Serbii, Bośni i Hercegowinie są podobne, jak w Polsce, dzięki czemu mamy czasem prawie norweskie krajobrazy, ale wciąż coś tam jeszcze w portfelu. Ponieważ korzystaliśmy ze śniadań i obiadokolacji, zabraliśmy ze sobą tylko tyle miejscowej waluty (dinary i marki zamienne można kupić w kantorach większych miast), żeby było po ok. 30 zł / osobę / dzień. Tyle kosztuje porządny cevap w restauracji (którego nie musieliśmy kupować, bo programowe wyżywienie było bardzo obfite). Piwo 0,5 l w sklepie około 4 zł. Te 30 zł na dzień wystarczyło nam nawet na napiwki, poza tym w wielu sklepach można płacić kartą VISA, choć nie wszędzie. Warto zabrać ze sobą buty z lepszą podeszwą do jaskini i ubrania akceptowane w obiektach religijnych. U pań sprawdzały się chusty, które zresztą wyglądają czasem zjawiskowo. W hotelach jest wszystko, co trzeba, a obsługa jest życzliwa i pomocna. Zapewne gdzie indziej może być jeszcze więcej wygód, ale my świadomie wybraliśmy Serbię i ona przerosła nasze oczekiwania. No a już nocleg w Mokrej Gorze na pewno nie ma sobie równych. Na dobry obraz całości duży wpływ miał profesjonalizm Panów: kierowców i pilota. Ich umiejętności radzenia sobie w różnych sytuacjach są naprawdę godne podziwu, podobnie jak uczynność i bardzo pozytywne podejście do wszystkiego. Tworzyli świetny zespół, zauważalnie dbający o jak najlepszy przebieg imprezy. Jestem pod wrażeniem. Minął już tydzień od wycieczki, a ona wciąż miło dominuje we wspomnieniach. Fajne uczucie, polecam.
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Dawno,dawno temu jeździłam z Waszym Biurem. Niestety w pewnym momencie Biuro zawiodło moje zaufanie. Wybrałam inne biura.Powróciłam jednak do Was.Jechałam nie do końca pewna wyboru. To, co przeżyłam i co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania.Dawno nie byłam na takim wyjeździe. Program bardzo ciekawy. Myślę,że nie byłby może do końca tak atrakcyjny gdyby nie pilotka pani Iza. Młoda, rewelacyjna przewodniczka. Muszę stwierdzić,że na ileś dziesiąt moich wyjazdów po raz pierwszy pilotka była tak charyzmatyczna i myślę,że zakochana w swojej pracy i Serbii. Chciałabym pozostać wierna Biuru i znowu gdzieś pojechać aby przeżyć tak wspaniałe dni.Zobaczyliśmy nie tylko kraj ale poznaliśmy obyczaje, ludzi i mimo,że było to też na pokaz,to nie można tego porównywać z "wieczorami folklorystycznymi". Mogę powiedzieć jedno REWELACJA!
6.0/6
Czy ta opinia była pomocna?
Od pierwszego dnia do ostatniej chwili wycieczka niezwykła i interesująca, dająca więcej, niż obiecuje program. Dzień pierwszy - poza przejazdem - krótkie, esencjonalne zwiedzanie Budapesztu (z lokalnym przewodnikiem), piękna panorama miasta, kilka ciekawostek, wstęp do dalszej przygody. Dzień drugi - to już prawdziwa Serbia i jej pierwsze zabytki, gościnny ratusz w Suboticy, piękny i secesyjny, zwiedza się go z prawdziwą przyjemnością. Samo miasteczko- senne, nastrojowe, życzliwe turystom, restauracje i kantor otwarte, jest gdzie pospacerować i odpocząć przed dalszą podróżą do Karłowic, w których poza zabytkami i spacerem z przesympatycznym przewodnikiem - także - degustacja wina i lokalnych przekąsek u bardzo życzliwych właścicieli starej winnicy. Dla jeszcze nieznających się uczestników wycieczki to dobra okazja do wspólnych rozmów i wymiany opinii nie tylko na temat wina. To był udany dzień, z prawdziwie serbskim klimatem. Dzień trzeci - Belgrad - można się przyjrzeć, jak wygląda życie w stolicy Serbii. Niby czas płynie normalnie, ale o tragicznych wydarzeniach wciąż jeszcze przypominają ruiny budynków w centrum miasta. Tego dnia był jeszcze przejazd do eko-wioski, do gospodarstwa lokalnego artysty, położonego na wzgórzu, z przepięknym widokiem na Dunaj i góry. Coś naprawdę niezwykłego. Gościnność i degustacja trunków a także serbskich przysmaków podobała się każdemu. Wybór dań i przekąsek serwowanych na ciepło i zimno, desery, możliwość zakupu niektórych wyrobów - to prawdziwy klimat Serbii. Piękno sentymentalnych krajobrazów i smak domowego jedzenia. Jeśli ktoś jeszcze nie w pełni odkrył przyjemność uczestnictwa w tym wyjeździe - to tutaj już musiał się przełamać. Dzień czwarty - rejs po Dunaju różnił się od innych rejsów. Najlepsze widoki i najciekawsze historie. I znowu piękno przyrody. A później - po przejeździe do Rajaczkich Piwnic - ta przyroda stała się jeszcze bliższa. Była to egzotyczna wyprawa autokarem poprzez bezdroża i ścieżki tak wąskie, że drzewa ocierały się o autokar. Wdzieraliśmy się w głąb Serbii do miejsca, w którym leżakują rakije i wina, tu też była degustacja i właściwa Serbom gościnność. Noc w Zajeczarze - można było jeszcze pospacerować po mieście, poznać klimat mniejszego miasta, w którym ludzie bawią się niemal do świtu. Kolejny udany dzień. Dzień piąty - czas na muzea i zabytki, historyczna przeszłość Serbii staje się bliższa i zachwyca, jak wszystko tutaj. Wizyta w Muzeum Narodowym okazała się świetnym, krótkim wprowadzeniem do dalszego zwiedzania. Tego dnia była jeszcze jaskinia, po upale na zewnątrz - schładzała, ale przede wszystkim - pokazała swoje tajemnicze piękno. Nie poświęcam jej zbyt wiele czasu, ponieważ na tej wycieczce była jeszcze jedna jaskinia, o której - za chwilę. Dzień szósty - najważniejszym wydarzeniem był rejs po meandrach rzeki Uvac, podczas którego nieoczekiwanie złapała nas burza. Dla bezpieczeństwa przerwaliśmy rejs, podpłynęliśmy do brzegu, na którym bezinteresownej pomocy i schronienia przed deszczem udzielili nam odpoczywający tam Serbowie. Po burzy rejs był jeszcze piękniejszy. Sępy białogłowe czekały na stanowiskach, ale największe wrażenie zrobiła jaskinia. Ogromna, ciemna, dzika, wejście wgłąb ziemi. Nie ma w niej komercji i świateł, tylko latarki przewodników i turystów (tu własnie warto mieć latarkę, by oświetlić sobie dodatkowo tajemnicze zakamarki). Ten dzień to uczta dla miłośników przyrody. Rejs piękny i egzotyczny, nie mamy w Polsce takich miejsc. A później jeszcze - hotel w lesie. Dzień siódmy - wjazd na punkt widokowy - spojrzenie ma miejsca widziane wczoraj z łódki. Jeszcze raz ukłon w stronę serbskiej przyrody, wspaniałej i nieskażonej komercją. A po dalszej podróży przystanek w wiosce garncarskiej, bardzo przyjemny i wioska Kusturicy, drewniane, klimatyczne dzieło ludzkiej wyobraźni. Świetne do zatrzymania się i krótkiego odpoczynku. Dzień zakończony noclegiem na dworcu kolejowym, w małych hotelikach, na uboczu, klimatycznie, by już następnego dnia rano być na peronie, przed niezwykłą przejażdżką pociągiem. Dzień ósmy - "Życie jest cudem" - przejazd kolejką wąskotorową pośród gór, lasów i widoków znowu przepięknych. Podróż w bardzo miłej atmosferze, z postojami i czasem na kawę, na zrobienie zdjęć, na odwiedzenie miejsc znanych z filmu Kusturicy. Ten punkt programu to świetny pomysł. Jak kolejny - przejazd do Bośni i Hercegowiny, poszerzenie programu o kolejne państwo. Most na Drinie w Wyszegradzie i Andrićgrad nawiązują do historii i ukazują szacunek wobec kultury i literatury. Most - piękny zabytek, właśnie poddawany był renowacji, ale widać go było z daleka. Andrićgrad - jak wioska poprzedniego dnia - ciekawy i oryginalny, znowu wszystko warto zobaczyć. Tego dnia jeszcze jedna wielka przygoda - pobyt w Sarajewie. Udało się nam dojechać dość wcześnie, więc było zwiedzanie z przewodnikiem i czas wolny. Piękne miasto, wielokulturowe i już inne niż małe miasteczka z poprzednich dni. Inne niż Belgrad, choć ślady po niedawnej wojnie tak samo widoczne, tragizm historii pośród ludzi, którzy - jak widać, chcą tam normalnie żyć. Dzień dziewiąty - jeszcze raz przyroda, parki, wodospady, małe miasteczka, klimat, którego w Polsce szukamy już tylko w kilku miejscach. Wyjeżdża się z żalem, że to koniec wycieczki. Dzień dziesiąty - powrót do Polski. Noc w autokarze nie jest najprzyjemniejsza, zawsze lepiej spędzać ją w łóżku, ale szybko się o tej niewygodzie zapomina. Więc co pozostaje? Świadomość, że spośród kilku wyjazdów tego roku ten był najlepszy. Najciekawszy i w pełni spełniający oczekiwania, a może nawet - dający więcej niż obiecywał program. Była to podróż w nieznane, ale z ludźmi, którzy okazywali się pomocni. Była przyroda i spokój, senność miasteczek jeszcze nieskomercjalizowanych, lokalne jedzenie i trunki, czas zwiedzania i odpoczynku, poznawania historii z perspektywy świadków, był tragizm i humor, ludzka życzliwość i pewność, że po powrocie do domu można przepakować walizki i pojechać tam jeszcze raz.