Opinie klientów o Witajcie w Serbii!

5.1 /6
123 
opinie
Intensywność programu
4.7
Pilot
5.4
Program wycieczki
5.2
Transport
5.2
Wyżywienie
4.6
Zakwaterowanie
4.6
Opinie pochodzą od naszych Klientów, którzy odwiedzili dany hotel lub uczestniczyli w wycieczce objazdowej.

Osoba dodająca opinię musi podać dane osobowe, takie jak imię i nazwisko oraz dane dotyczące wyjazdu, czyli datę i kierunek wyjazdu lub numer rezerwacji. Dzięki tym informacjom sprawdzamy, czy autor opinii faktycznie podróżował z nami. Jeżeli dane się nie zgadzają, wówczas nie publikujemy opinii.
Najlepiej oceniane
Wybierz

6.0/6

Zenona, ŚWIECIE 15.06.2016

znakomicie

bardzo fajna wycieczka, duzo ciekawych miejsc,ontensywne zwiedzanie, same pozytywy

6.0/6

Jerzy K. Opole, maj 2024 r 28.06.2022

Witajcie w Serbii, czyli w nieznane i fascynujące

Dzień pierwszy Wyjazd z Polski o czasie. Po drodze krótkie postoje, przyjazd do stolicy Madziarów późnym popołudniem. Zwiedzanie Budapesztu zaczęliśmy od Placu bohaterów. I od razu mocne wrażenia - ogromne półkoliste kolumnady otaczające wzniosły prawie na 40 metrowy posąg Archanioła Gabriela wokół którego z kolei umieszczono postaci wodzów plemion węgierskich – proponuję uwiecznić na zdjęciach. Do tego bardzo ciekawie przez tutejszego przewodnika opowiedziana historia Węgier w tym role jakie odegrała każda z umieszczonych w kolumnadach postaci. Zobaczyliśmy i usłyszeliśmy historię Węgier w pigułce. Jeśli jesteś lub przejeżdżasz przez Budapeszt – Plac bohaterów obowiązkowy!. Nie mniej interesujący był spacer po parku miejskim niestety widzianym tylko z zewnątrz zamku Vajdahunyad. Wygląda na wiekowy zabytek ale liczy około 100 lat. Zwiedzając wzgórze zamkowe nie oszczędzaj aparatu by utrwalić basztę rybacką, w ogóle wszystko to co znajduje się na placu Św. Trójcy. Kościół św. Michała, ogromny pomnik św. Stefana itp. Cóż, zrobiła się późna pora więc pilot nie dał nam wolnego czasu. Dzień drugi. Rankiem udaliśmy się do Suboticy. Po przejściu ulicami miasta pierwszym miejscem, w którym zatrzymaliśmy się był plac miejski stanowiący bijące serce miasta z błękitną fontanną. Jak zapewniał nas pilot wycieczki taki styl obowiązuje w Barcelonie, co prawda w Barcelonie nie byłem ale kilkanaście fotek na tle błękitnej fontanny wykonałem (znajomym powiem, że to zdjęcia z Barcelony). Wrażenie zrobiła wizyta w Subotickim Ratuszu z 1912 r., który przetrwał pierwszą i drugą wojnę światową. Ta ceramika, witraże w tworzeniu których uczestniczyło podobno 600 pracowników. W każdej zwiedzanej sali czuć było zapach i atmosferę poprzedniego wieku, zazdroszczę tutejszym urzędnikom, którzy na co dzień pracują w tym urzędzie. W wolnym czasie proponuję przejść się arteriami miasta. Bardzo spokojne miasto zamieszkałe przez różne nacje, wymagające nie remontu ale restauracji elewacje budynków aby nie zmieniać tego co piękne a odrestaurować to co służyć może następnym pokoleniom. Z Suboticy udaliśmy się do Nowego Sadu – stolicy Wojwodiny od razu udając się do twierdzy Petrovaradin. Zajmująca potężny obszar twierdza jest jedną z największych tego rodzaju budowli w Europie, pełniła funkcję nie tylko koszarów ale także więzienia. Wchodząc na szczyt twierdzy naliczyłem 193 schody. Tu proponuje wykonać mnóstwo zdjęć - nie sposób nie zachwycić się panoramą Nowego Sadu uwiecznioną właśnie z tego miejsca. Najbardziej charakterystycznym punktem twierdzy jest wieża zegarowa z błędnie wskazującym czas zegarem. Kiedy jeden z uczestników wycieczki zwrócił na to uwagę, usłyszał, że na tej tarczy duża wskazówka pokazuje godziny a mała minuty, a to po to aby żeglarzom przemieszczającym się po Dunaju łatwiej można było odczytać wskazania zegara. W miejscowości SremskiKarlovci zwiedziliśmy kaplicę Matki od Pokoju,miejsce w którym przedstawiciele Ligii Świętej i Imperium Tureckiego podpisali pokój. Tj. w miejscu w którym obecnie stoi kaplica wcześniej był drewniany barak, dopiero 100 lat później upamiętnione kaplicą. Po zwiedzeniu kaplicy do jednego z domów gospodarzy zostaliśmy zaproszeni na degustację win i lokalnych przysmaków: serów, kiełbas, salcesonów. Od tego momentu wycieczka nabrała innego wymiaru. Co prawda kategoria wiekowa wycieczkowiczów wahała się od 30 do 70 lat, to w miarę degustowania coraz większej ilości swojskich trunków większość była już na ‘Ty’. Tego dnia najprzyjemniejszy punkt wycieczki. Syci, napici i weseli podczas wieczornego spaceru poznawaliśmy zabytki miasteczka Sremski Karlovci kończąc drugi bardzo udany dzień wycieczki. Główną autostradą Europa północną-Europa Południe udaliśmy się do Belgradu czyli białego miasta, miasta odbudowywanego po każdej katastrofie. Dzień trzeci Pierwszym miejscem zwiedzany tego dnia była Cerkiew Św. Sawy. Podobno jedna z największych na świecie. 80m szerokości i prawie 100m długości, w której przebywać może łącznie około 10 tys. wiernych – robi wrażenie. Mogę tylko powiedzieć, że nie widziałem tylu i tak ozłoconych ścian i sufitów w żadnej z dotychczas zwiedzanych świątyń kultury prawosławnej. Wykonując zdjęcia proponuję wykazać się pewną wrażliwością i nie utrwalać wiernych podczas modlitwy kiedy to na stojąco z zamkniętymi oczyma kiwając głową lub pochylając sylwetkę ciała ‘to w jedną to w druga stronę’ zagłębiają się w modlitwie. Chociaż miałem ogromną ochotę utrwalić to na filmie to ich czas i ich chwile w rozmowie ze Stwórcą pozostawiłem w murach Świątyni. Po dotarciu autokarem na ul. Tadeusza Kościuszki udaliśmy się na wzgórze Kalemegdan ze wznoszącą się na nim twierdzą pamiętającą jeszcze czasy celtyckie, zaliczaną do najpotężniejszych budowli obronnych w Europie z potężną bramą do twierdzy. Z twierdzy roztacza się niezwykła panorama na ujście rzeki Sawy do Dunaju. Obowiązkowo zdjęcia z punktu widokowego twierdzy na Sawę i Dunaj!. Największe zainteresowanie żeńskiej części wycieczki stanowił kamienny cokół z nagim mężczyzną, podobno w jednym ręku trzymającym sokoła, a w drugim miecz. Podobno, gdyż jego sylwetkę mogliśmy oglądać wyłącznie od tyłu. Niemniej jego postać upamiętnia żołnierzy poległych w I wojnie światowej. W czasie wolnym proponuje przejść się deptakiem im. Kniazia Michała liczącym prawie 600 m aby zobaczyć przynajmniej w pigułce jak wygląda Belgrad. Ja doszedłem do końcówki ul. Króla Michała poznając w tej części stolicę Serbii. Naprawdę warto. Z Belgradu udaliśmy się do miasta Smederevo na zwiedzanie twierdzy w kształcie trójkąta z dwóch stron otoczonej rzekami z zamkiem wbudowanym w jego rogu, uważaną za średniowieczną Serbską fortecą. W wolnym czasie obowiązkowe zwiedzanie zamku nawet jeśli miałbyś wspinać się po bardzo stromych schodach. Z miasta Smederevo udaliśmy w 3-godzinną trasę w kierunku miejscowości Golubac. Proponuję odłożyć książkę, słuchanie muzyki czy sen, czas ten poświęcając temu co zobaczyć można zza szyb autokaru. To co zobaczyć można przejeżdżając wzdłuż rzeki Dunaj wykutymi w litej skale tunelami zwyczajnie zapiera dech tym bardziej, że podróżowaliśmy przez miejsca gdzie znaleziono ślady najstarszej bytności w Serbii. Dzień czwarty Z miejscowości Majdanpek wzdłuż rzeki Dunaj przemierzając pośród wyjątkowych masywów górskich udaliśmy się do miejscowości a właściwie wioski o nazwie Tekija, gdzie przesiadając się na niewielkie statki rozpoczęliśmy 2-godzinny rejs po Dunaju, w tym miejscu stanowiącym granicę pomiędzy Serbią a Rumunią. Można by rzec niemal balansowaliśmy na granicy. Dunaj swym łagodnym nurtem nie wprawiał nas w strach, przyjaźnie pozwolił nam falować umożliwiając poznawać i cieszyć się tym co wokół nas. Uwagę przykuwa ogromna rzeźba w skale przedstawiająca Decebala, ostatniego króla Daków, walczących przeciwko cesarzom rzymskim, aby zachować niepodległość swojego kraju. Niestety nie posiadam daru bycia estetą i nie umiem w słowach wyrazić niezwykłej otaczającej nas przyrody ale widoki, których mogliśmy doświadczyć podczas rejsu śmiało mogłyby być tematem malarstwa czy literatury. Ktoś kiedyś powiedział: „Jeśli kiedykolwiek zamierzasz cieszyć się życiem - teraz jest właśnie na to czas”. Po rejsie, wspinając się autokarem wąskimi drogami dotarliśmy do miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc. Do przedpotopowej wioski o nazwie Rogljevaczkie piwnice. Patrząc na niektóre zabudowania przynajmniej ja przeniosłem się wieki wstecz. W kilku stodołach goszczący nas gospodarze pokazali nam zebrane eksponaty z przedziału czasowego od epoki neolitu do dnia dzisiejszego. Narzędzia, maszyny rolnicze, obrazy, monety, broń wyroby gliniane i wiele innych różności historycznych. W jednej stodole na czymś co przypominało klepisko ponoć naukowcy potwierdzili, że są to pozostałości stanowiące kości mamuta. Pierwszy raz wżyciu widziałem na żywo kości trąbowca wymarłego podczas epoki lodowej. W innych wiekowych chatach zorganizowano coś co przypominać miało hotel oraz miejsce do biesiadowania. Po przedstawieniu i omówieniu w jednej z sali wykładowych tj. wiekowym jeszcze trzymającym na fundamentach budynku sposobu wytwarzania lokalnych trunków, rozpoczęliśmy najważniejszy punkt programu tj. smakowanie tutejszych przysmaków włącznie ma się rozumieć z delektowaniem różnego rodzaju win. Po niespełna godzinie niektórzy weseli a co poniektórzy bardziej weselsi przy biesiadnej muzyce oddawaliśmy się wesołym pląsom. Przyznaję, gospodyni to znakomita tancerka, nie umniejszając oczywiście naszym paniom wycieczkowiczkom. Niestety czas nie stał w miejscu trzeba było jechać dalej. Dzień piąty Pierwszym miejscem, który odwiedziliśmy było muzeum narodowe w mieście Zajecar. Po zwiedzeniu muzeum udaliśmy się do niewielkiej wioski Gamzigrad (gród żmii). Tam mogliśmy podziwiać pozostałości późnorzymskie zwane Feliks Romuliana tj.kompleks cesarski dla cesarza rzymskiego Galeriusza nazwany tak właśnie na cześć jego matki, który tutaj się urodził. Moją uwagę przykuły dobrze zachowane kolumny wykute w kamieniu jak i miejsce o ile dobrze sobie przypominam stanowiące ‘świątynie kibieli’. Panie szczególnie upodobały sobie mozaiki, których fragmenty zachowane zostały do dziś, a które obficie utrwalały aparatami. Panów z kolei (bez wyjątku) zainteresowało całkiem dobrze zachowane miejsce stanowiące salę przeznaczoną na orgie, w której to cesarz regularnie korzystał z wdzięków swoich nałożnic. Obiekt wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego. Z Gamzigrad udaliśmy się do miejscowości Despotovac by zwiedzić prawosławny klasztor Manasija. Wewnątrz wypełniony błękitnym kolorem podobno jeden z ważniejszych klasztorów w Serbii. Przewodnikiem w obszarze klasztornym była jak na moje rozeznanie około dwudziestoletnia dziewczyna o imieniu ‘Jasna’, która przygotowuje się do złożenia ślubów zakonnych. Nie mniej największą uwagę przykuły potężne mury okalające świątynie. Klasztor jest podobno najlepiej ufortyfikowanym miejscem w całej Serbii. Wydaje się, że klasztor św. Trójcy, niczym nie wyróżnia się od tych które widziałem, ale te potężne, gigantyczne mury które go okalają wskazują, że należy do najbezpieczniej umieszczonych klasztorów na świecie. Po zwiedzeniu klasztoru udaliśmy się na zwiedzenie liczącej około 80 mln lat Resavskiej Jaskini, największej jaskini w Serbii. Najgłębsze miejsce jaskini liczy około 0,5 km, my daliśmy radę zejść zaledwie na 80 m podziwiając różnego rodzaju formy i kształty jakie przez 45 mln lat wykształciły się w podziemiach jaskini. Dzień szósty Rankiem wzdłuż rzeki Morawy, następnie Ibar pośród kolejnych wspaniałych widoków łańcuchów górskich zmierzaliśmy do miejscowości Studenica. Niestety kolumna traktorów z serbskimi flagami przez kilka kilometrów powodowała, że kawalkadę ciągników zamykał właśnie autokar z Polski. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to jakbyśmy przyłączyli się do bliżej nieokreślonej manifestacji politycznej. W końcu po wielu próbach udało nam się wyminąć kawalkadę by dotrzeć miejscowości Studenica i zwiedzić tutejszy średniowieczny klasztor prawosławny zwany cerkwią królów. Tu spoczywa władca (ojciec świętego Sawy), który porzucił koronę i stał się mnichem. Tu też spoczywa jego matka. Obiekt został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. W trakcie zwiedzania klasztoru rozpoczęła się uroczystość religijna, w której uczestniczyli przybyli na ciągnikach tutejsi rolnicy, ci sami, którym ‘towarzyszyliśmy w drodze’. Okazało się, że obchodzą tzw. święto miejscowości. Po trzykrotnym okrążeniu świątyni przed głównym wejściem zapewne tutejszym zwyczajem przekazując sobie butelkę częstowali się mocnym trunkiem ‘bezpośrednio z gwinta’. Kiedy zbliżyłem się aby wykonać zdjęcie tutejszemu popowi podczas ‘jego kolejki’, pop zauważywszy mnie uśmiechnął się i odczekał chwilę abym odłożył aparat. Kiedy to uczyniłem szybko jednym duszkiem prosto z butelki zasmakował wysokoprocentowego eliksiru. I tak dalej. Biesiada trwała w najlepsze. W tym czasie jeden z naszych uczestników wycieczki podszedł do grupy miejscowych i po krótkiej rozmowie trzymając i wymachując serbską flagą wykrzyczał: ‘Wiwat Serbia!’, w odpowiedzi miejscowi wykrzyczeli: ‘Wiwat Warszawa!’. Po niecałych 2 godz. Jazdy dotarliśmy do miejscowości Novi Pazar by zwiedzić najstarszą w Serbii zbudowaną w czasach rzymskich Cerkiew Piotra i Pawła. Cerkiew zbudowana około IV wieku z ciosanych kamieni. Przed głównym wejściem znajduje się cmentarz z charakterystycznymi wykutymi na ramionach krzyży czapeczkami. Cerkiew jest tak stara, że nie posiada ikonostasu, ale zachowały się freski z 9 stulecia. Choć kościół jest niewielki a przejścia bardzo wąskie, proponuję wejść na piętro i zwiedzić liczący 1600 lat kościółek. To tu byli chrzczeni pierwsi królowie Serbii, tu Stefan Mniemania zrezygnował z bycia władcą i tu święty Sawa ogłosił autokefalię. I z tego miejsca widać najlepiej perspektywę miasta. Z miejscowości Novi Pazar wyruszyliśmy do miasteczka Sjenica, stąd dwoma busami wybraliśmy się do Parku Narodowego Uvacz, założonego po to by chronić sępy płowe. Widok na kanion, przez wieki drążony przez wody wijącej się rzeki Uvacz- to prawdziwa poezja, prawdziwe cudo natury. Choć usilnie bym się starał nie znalazłbym słów aby móc wyrazić to czego doświadczyć można patrząc na krajobraz Kanionu. Najdalej wysuniętym i nie tak łatwo dostępnym miejscem był punkt widokowy. Ale pokonaj dość stromą kamienistą ścieżkę, pokonaj strach by tu wejść stąd wykonasz najpiękniejsze zdjęcia. Wracając, odwiedziliśmy lokalnego gospodarza, który poczęstował nas lokalnymi serami. Dzień siódmy Rankiem po opuszczeniu Sjenicy, wyruszyliśmy dalej. Po krótkim przystanku nad zlatiborskim jeziorem, wyruszyliśmy w kierunku miejscowości Mokra Góra przy granicy z Bośnią. Po dotarciu na wzgórze Mećavnik, zwiedziliśmy skansen Drvengrad zbudowany przez Emira Kusturicę na potrzeby filmu „Życie jest cudem”. Przyznam, niezwykła drewniana wioska, w której w większości droga wyłożona została kawałkami drewna z podkładów kolejowych. W wiosce w całości otoczonej drewnianym płotem podobno wszystko wykonane jest z drzew iglastych. Znajduje się tu: hotel, galeria, cerkiew prawosławna a także kino zlokalizowane pod ziemią, w którym wpierw przed zwiedzaniem wioski obejrzeliśmy krótki film oczywiście z Emirem Kusturicą w roli głównej. Ulicami Andrica, Bruce Lee, Maradony, Dokovica, Tesli, Kubricka przemierzyłem wioskę wzdłuż i w wszerz zaglądając gdzie tylko można było, utrwalając wszystko co możliwe na zdjęciach. Po południu wybraliśmy się na prawie 2 godzinną przejażdżkę tutejszym Pendolino, tj. kolejką wąskotorową stanowiącą stary pociąg o nazwie Ćira w skład którego wchodzą niemal muzealne wagony w stylach z różnych czasów ciągnięte przez lokomotywę spalinową. Podróż kolejką przez mosty i tunele to niezapomniane doświadczenie. Jednak krótkie postoje zaplanowane zostały dopiero w drodze powrotnej na przystankach stanowiących stacje lub punkty widokowe. Jeden wagon przeznaczony został dla nas wycieczkowiczów z Polski. Pilot poinformował nas, że jeśli ktoś z wycieczkowiczów chciałby posłuchać podczas podróży Serbskiej muzyki ludowej może przesiąść się do sąsiedniego wagonu. Kilku z nas w tym ja przesiedliśmy się do sąsiedniego wagonu (uwaga, przejście między wagonami na wolnym powietrzu). W wagonie tym wyglądało na to, że to wycieczka serbskich seniorów. Przywitaliśmy się informując, że jesteśmy z Polski. Seniorzy dość podejrzliwie na nas spoglądali. W końcu sam od siebie głośno powiedziałem, że ‘Serbia to wyjątkowo piękny kraj’. Ktoś chyba zrozumiał i przekazał pozostałym. Tyle życzliwego spojrzenia i uśmiechu nie pamiętam kiedy ostatnio doświadczyłem. Zaczęliśmy konwersację, coś tam po angielsku, trochę po rosyjsku, najwięcej gestykulując rękoma. Wesoły sędziwy Serb około osiemdziesiątki pamiętający czasy Tito pytał mnie czy żyje generał Jaruzelski oraz zachwalał ciągnik Ursus z Polski, który używa do dziś. W pewnej chwili wyciągnął z portfela zdjęcia ze swojej wojskowej młodości pokazując jak wyglądał przeszło 60 lat temu. W taki oto sposób prowadząc konwersację dotarliśmy do stacji końcowej. Po zakończeniu podróży wyściskaliśmy się, wycałowaliśmy się niemal z łzami w oczach upamiętniając niezwykłe spotkanie pamiątkowymi zdjęciami. Szkoda, że nie zabrałem ze sobą butelki rakiji. Dzień ósmy O około 08:30 wyruszyliśmy z Mokrej Góry do Wyszehradu w Bośni i Hercegowinie jednego z najmłodszych narodów Europy i narodów o jednym z najwyższym poziomie emigracji w Świecie. Naród, który ma trzech prezydentów. Zwiedzanie zaczęliśmy rejsem po rzece Drinmogąc z tej perspektywy poznać choć trochę miasto. W pewnej chwili jeden z żeglarzy, nastoletni chłopak lirycznym głosem zaczął śpiewać pieśń, nikt nie rozumiał jej treści ale w słowach tych kilkanaście razy pojawiło się słowo ‘Drin’. W ciszy wysłuchaliśmy wykonania nieznanego nam ale przepięknie zaśpiewanego utworu przez młodego Bośniaka. Po rejsie udaliśmy się do Andrićgradu, czyli miasta w mieście. Miasto inspirowane średniowiecznością w całości zbudowane z kamienia dzięki Emirowi Kusturicie powstało w ciągu 3 lat. Podobno w ten sposób Emir Kusturica chciał upamiętnić autora powieści ‘Most na Drinie’. Niektórym z na smiasto wydało się trochę sztuczne, ja w wolnej chwili starałem być w każdym jego miejscu. Po zwiedzeniu miasta największą promenadą pamiątkową przeszliśmy na zbudowany w 1571 roku (wpisany na listę UNESCO) most Drin. (Most stał się inspiracją dla Ivo Andrića do napisania powieści pt.: „Most na Drinie”, za którą otrzymał Nagrodę Nobla). Po wysłuchaniu fragmentów jego książki, część z nas zdecydowała się pokonać przeciwności losu i wspięła się punkt widokowy skąd mogliśmy podziwiać i most jak i całe miasto. Opuszczając Wyszehrad na ulicach miasta pojawili się policjanci, którzy zaczęli kierować ruchem. Wyglądało na to jakby zjechały się tutaj kawalkady rządowych limuzyn. Okazało się, że to świeżo poślubieni nowożeńcy spieszący się aby na moście rzeki Drin utrwalić nową drogę swego życia. Wracając wzdłuż stromego kanionu rzeki Drin wyruszyliśmy do Sarajewa (podobno stanowiące perłę orientu środkowej Europy). Tam zwiedziliśmy most na którym przeprowadzony został zamach na następcę austro-węgierskiego tronu, arcyksięcia Ferdynanda i jego żonę Zofię. Można by powiedzieć, miejsce będące genezą I wojny światowej, która pochłonęła prawie 14 mln ludności. Po częściowym zwiedzeniu fragmentów miasta tj. rzymskokatolickiej katedry, w starym mieście meczetu Husrev-bega, czas wolny wykorzystaliśmy aby zwiedzić tzw. kryty Bazar Bezistan powstały w 1550 r. Tuż obok bazaru za zgodą młodego muzułmanina wpierw ściągnąwszy obuwie wszedłem do meczetu Dzamija. Choć przez chwilę miałem okazję na żywo zobaczyć w jaki sposób hołd stwórcy oddają tutejsi muzułmanie. Chwilę potem jeden z nich podszedł do mnie i rzekł ‘no turist’ prosząc o opuszczenie świątyni. Ukłoniłem mu się, on uczynił to samo, zaraz bezzwłocznie opuściłem meczet. Zwiedzając bazar zauważyłem młodą muzułmańską parę, On w garniturze Ona oprócz twarzy cała zakryta białą suknią ślubną. Zapytałem o to czy mogę zrobić im zdjęcia. Nie odpowiedzieli. Podszedł ktoś inny i skinieniem głowy zgodził się. To samo spotkało mnie w innej części Bazaru ale tu panna młoda okryta była suknią koloru jasno zielonego. Nie pytałem nikogo czy mogę zrobić pamiątkowe zdjęcia. Po prostu z ukrycia je zrobiłem. Dzień dziewiąty Rankiem aleją snajperów opuściliśmy Sarajewo, by udać się do pięknego malowniczego parku (Park Vrelo), w którym to znajduje się źródło najdłuższej rzeki w Bośni. Prawdziwa oaza zieleni, dzikie kasztany czarne jodły, sosny, niewielkie stawy w których zakotwiczyły kaczki, potoki, mostki, zaciszne miejsca, w których można usiąść i zwyczajnie delektować się chwilą. Około godz. 10:00 park był niemal pełny. Tu także zamieszkują chronione gatunki ptaków, owadów i roślin. Chwilę po opuszczeniu parku, jak już ruszyliśmy autokarem, na nogawce spodni spostrzegłem coś co jak mi się wydało gdzieś widziałem. To piękny, wielobarwny motyl, który wygląda na to, że osiadł mi na spodniach, a którego chwilę wcześniej poznałem na parkowej tablicy owadów chronionych. Poprosiłem pilota o zatrzymanie autokaru by wyjść i pozwolić wrócić mu do jego miejsca egzystencji. Co tak się właśnie stało. Przed dojazdem do miejscowości 'Jajce', zatrzymaliśmy się młynkach nad jeziorem Plivickim by podelektować się widokiem pomysłowości naszych praprzodków w zakresie korzystania z darów natury. Ostatnim punktem było zwiedzenie położonego na jajowatym wzgórzu nad wodospadem miasta Jajce. Głównymi atrakcjami w Jajce są twierdza górująca nad miastem, katakumby i meczet żeński. Przy bramie trawnickiej spotkanie i przygotowanie do wyjazdu do Polski. Przejazd przez niesamowity kanion rzeki Vrbaskierując się na Banja Lukę. Dzień dziesiąty Przyjazd do Polski. Ciekawa, bardzo fajna, inspirująca, dobrze zorganizowana wycieczka na południe Europy. Serbia to kraj kontrastów, jeden z mniej znanych krajów pośród Polaków ale mam nadzieję, że zyska na popularności. Wycieczka jak najbardziej polecana przeze mnie. Uczestnik wycieczki objazdowej 10-20.06.2022 r. Jerzy K. Opole.

6.0/6

Magda, Gdańsk 21.08.2015

Rewelacja!

To była moja trzecia wizyta na Bałkanach, wróciłam zauroczona Serbią, która jest jeszcze zupełnie "turystycznie" nieodkryta . Trasa wycieczki obejmuje praktycznie wszystkie najciekawsze miejsca w tym pięknym. Dużym atutem wycieczki jest bardzo zróżnicowany program. Najciekawszym punktem programu był moim zdaniem rejs po rzece Uvac - widoki były po prostu niesamowite! Poza tym, duże wrażenie robi spacer po murach otaczających monastyr Manasija, z perspektywy tych kilku metrów monastyr prezentuje się najładniej. Polecam wycieczkę fakultatywną po Sarajewie, miasto jest wspaniałe. Może warto byłoby się zastanowić nad włączeniem zwiedzania go do programu? Dzięki temu możliwe byłoby zobaczenie miasta jeszcze w dzień. Nocny spacer ma oczywiście swój urok, ale czasu w Sarajewie jest na tyle dużo, że zmieściłoby się zarówno zwiedzanie miasta z przewodnikiem w ciągu dnia jak i nocny spacer we własnym zakresie. Fajnym punktem programu była przejażdżka wąskotorówką (Šarganska Osmica) i poprzedzający ją nocleg w Mokrej Gorze na stacji kolejowej. Polecam również wyjście do kafany w Zajeczarze mieszczącej się w starym młynie - można tam spróbować piwa Zajecarsko, które właśnie w Zajeczarze smakuje najlepiej (chociaż może to tylko siła sugestii). Inne piwa warte uwagi to Jelen, Lew, Nikšićko (to akurat jest chyba piwo czarnogórskie). Wycieczkę polecam osobom, które lubią poznawać piękno przyrody i odkrywać mniej popularne miejsca.

6.0/6

Krystyna i Tadeusz Błasiak 05.09.2018
Termin pobytu: sierpień 2018

Przywitano nas serdecznie w Serbii :-)

Przywitano nas serdecznie w Serbii :-) Serbia to interesujacy kulturowo i historycznie kraj.
167831
telefon

Pobierz aplikację mobilną Rainbow

i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji!

pani-z-meteracem